Po spotkaniu w Katowicach
Witajcie,
spotkanie biblionetkowiczów w Katowicach zakończyło się już trzy dni temu, pora więc wreszcie otrzeć łzy i zabrać się za spisywanie wrażeń. Oczywiście było cudownie, radośnie i książkowo. Mam nadzieję, że - jak zwykle - dopiszecie się, uzupełniając moją relację. No, ale do rzeczy:
- ten dzień i to spotkanie będą mi się zawsze kojarzyły ze smakiem Prince Polo. To Warwi z Jelonką przynieśli całą paczkę tych wspaniałych wafelków. To trochę jak ta magdalenka Prousta, może jedząc następnym razem Prince Polo napiszę siedem tomów "W poszukiwaniu kolejnych książek" (o spotkaniach biblionetkowych). W każdym razie, Warwi częstował wszystkie biblionetkowiczki z okazji święta przypadającego 8 marca, a potem Jelonka (mówiąc: "Jak gender to gender!") rozdała resztę panom z okazji Dnia Męczennika, cokolwiek to jest.
- na spotkanie przybyło dużo nowego testosteronu. Miejmy nadzieję, że panowie się nie zniechęcili i zostaną z nami na dłużej. Jako niespodzianka przybył również Maxim. Nieoczekiwanie zjawiła się też nasza ukochana Doktór Reniferze, wzbudzając taką euforię, jakiej chyba nie wzbudziłby nawet Justin Bieber.
- oczywiście na spotkaniu krążyło mnóstwo książek. Niektórzy jak zwykle wciskali innym kolejne, żeby tyle nie dźwigać. Misiak jest znany z tego, że upycha swoje książki gdzie się da (ale większość z nich jest dobra, nie jakieś tam gnioty). I właśnie próbowałem wcisnąć Vichy "Anię z Wyspy Księcia Edwarda" (ogromne gabaryty). Vichy nie była przekonana, ale ja byłem przekonany, że mi się uda. Biedaczka drżała, nie wiedząc jak odmówić, a ja naciskałem i byłem jak wielki pająk osaczający muchę (dodatkowo z uśmiechem godnym akwizytora). I wtedy do akcji wkroczył Lutek, zauważając, że Vichy nie jest do końca przekonana. To pozwoliło ogarniętej ulgą muszce uciec, a w pająku wzbudziło żądzę mordu (ofiarą bynajmniej nie miała być Vichy). A "Ania z Wyspy Księcia Edwarda"? Powędrowała do Minutki, która miała tę książkę w schowku.
- jakże los bywa przewrotny! Jakiś czas później Vichy poprosiła Misiaka, żeby opchnął komuś "Rok w Prowansji" ("bo ty tak wspaniale potrafisz wpychać ludziom książki" - kokietowała). Ja jednak ćwiczyłem swoją asertywność i konsekwentnie odmawiałem ("Nie wejdę do twojej sieci!"). W końcu przyszła sama Renferze i zgarnęła "Rok w Prowansji".
- rozmawialiśmy o wielu różnych sprawach. Na przykład o tym, jak obecność mięsożernych dzieci utrudnia trwanie w wegetarianizmie (tak, Biblionetkowiczko, o Tobie mówię! Nie żal Ci tych biednych świnek?), o tym, czy Jelinek pisze podobnie jak Axelsson, o reportażach (jak zwykle. Oj, oberwało się niejakiemu panu Szczerekowi, oberwało), o Literadarze, o ślubach (na przykład Emmy Rouault z Karolem Bovary). Podczas spotkania nikt się nikomu nie oświadczał.
- Firmin miała nową fryzurę i bajerancką koszulkę z Małą Mi.
- Reniferze czyściła okulary biblionetkowiczom. Niestety niekiedy z marnym skutkiem - okazało się, że okulary Lutka mogłaby wyczyścić dopiero myjka ciśnieniowa.
- pozdrawiali nas Margines, McAgnes i Cirilla.
A teraz poproszę kogoś o stworzenie kompletnej listy obecności, a Was wszystkich - do uzupełnienia moich wypocin:)
I do następnego!