Dodany: 11.03.2014 23:32|Autor: Marioosh

Mało autentyczna pańszczyzna


Dziennikarka Monika Richardson i fotografka Lidia Popiel były w latach 2007-2012 nominowanymi przez miasto Gdańsk Ambasadorkami Bursztynu i z tego powodu wybrały się w podróż starożytnym szlakiem bursztynowym z Rzymu do Gdańska. Niestety, relacja z tej wyprawy jest, przynajmniej dla mnie, rozczarowaniem. Autorką prawie wszystkich zdjęć jest pani Popiel, zaś za tekst odpowiedzialna jest pani Richardson; i o ile zdjęcia, w końcu – jakkolwiek by patrzeć – wykształconej fotografki się bronią, o tyle tekst dziennikarki już nie.

Na początku dowiadujemy się, że pani Richardson przyjęła tytuł ambasadorki bez większego przekonania – i ten brak przekonania jest chwilami aż za bardzo widoczny. Przede wszystkim nie do końca wiem, o co w tej wyprawie chodziło: o wycieczkę? o zwiedzanie miejsc związanych z bursztynem? o promocję Gdańska jako światowej stolicy bursztynu? Panie jeżdżą z miejsca na miejsce, głównie zaglądając do warsztatów zajmujących się obróbką jantaru i zwiedzając muzea, ale ja cały czas miałem wrażenie, że cała ta wyprawa to, przepraszam za wyrażenie, odbębnianie pańszczyzny. Brakuje mi w tej książce pasji i zaciekawienia, ale przede wszystkim autentyzmu; trudno być jednak autentycznym, gdy jeździ się po Europie jeepem, śpi się w wygodnych hotelach, w których koniecznie trzeba wziąć fakturę, a stołuje się w eleganckich restauracjach – i właśnie egzaltowane opisy spożywanych posiłków są tu chyba najbardziej irytujące. Oczywiście, nie wymawiam autorkom takiego sposobu pokonania bursztynowego szlaku, ale o ile ciekawiej, a zwłaszcza prawdziwiej byłoby, gdyby nie skupiły się na „pewniakach” typu Rzym czy Wenecja, lecz na jakichś małych miasteczkach! Właśnie takie mieściny w Słowenii, na Węgrzech i Słowacji zostały potraktowane przez panie bardzo po macoszemu – a tymczasem wystarczy pogrzebać w Internecie, by znaleźć kilka szlaków bursztynowych wiodących przez może mniej popularne, ale bardziej nietypowe miejsca. Z kolei po dotarciu do Polski pani Richardson zajmuje się głównie poszukiwaniem pasjonatów bursztynu, stosując sobie tylko znane kategorie.

Naprawdę wielka szkoda, że ta pozycja wygląda tak, a nie inaczej, sprawia ona wrażenie napisanej jakby z przymusu. A wystarczyło wysiąść z jeepa. Generalnie książka szybko wylatuje z głowy i, powiedzmy sobie szczerze, czytałem już o wiele ciekawsze, przede wszystkim o wiele autentyczniejsze opowieści podróżnicze. Zapoznać się z nią można, ale przymusu nie ma.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 530
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: