Oszołomienia książką czynniki pierwsze
Rzadko, ale bywa jednak.
Sięgasz po książkę, rozsiadasz się wygodnie w fotelu i – odpływasz… Ale odpływasz z dziwną świadomością, z mieszanką niechęci i oczarowania. Czemu niechęć? Czemu jakieś początki smutku, zadumy, melancholii? …Bo, jak świadomość końca wszystkiego na świecie, co jest dobre, ładne, wartościowe, oszałamiająco pachnie czy zachwycająco smakuje – i książka ma swój koniec.
Oj, jak denerwuje mnie, kiedy nie potrafię się do końca wyłączyć, nie mogę zabić tej podobnej natrętnej musze myśli, że oto zostaje mi coraz mniej i coraz mniej stron. Z każdym przeczytanym słowem, zdaniem, akapitem.
W książce można rozsmakować się tak samo, jak w czerwonym półwytrawnym winie. Słowa mają swoje „optymalne” sąsiedztwo. Optymalne sąsiedztwo polega na tym, że nie jest możliwym przemieścić go gdzie indziej, zmienić składni bez uczucia rozczarowania, gdy patrzy się na wynik takiego eksperymentu. Zresztą, po co? Natchnienie czasami określa się jako dotyk skrzydeł anioła czy siedzącą na ramieniu muzę. Jeżeli jej tam dobrze, to po co ją strącać, czy przestawiać na drugie ramię - skoro nic nie waży…
Podobnie historie. Bywają takie, które wypijasz do ostatniej kropli, wysysasz schnący wolno kieliszek, oblizujesz wargi, starając się jak najdłużej zachować ten smak. Są ekskluzywne. Ekskluzywnych łakoci nie pochłania się w minucie, starając się wepchnąć w pełne już usta kolejną drogą czekoladkę. Często takową, choć maleńką, gryzie się po kawałeczku, maleńkim, maleńkim… aż w końcu zaczyna topić się w palcach i wszystko ci już jedno – łykasz, bo inaczej zostanie ci tylko umycie rąk.
Pewnie ktoś zaraz zerknie mi przez ramię i powie, że to bujda. Że książka jest z papieru i po przeczytaniu strony nie zostaje z niej popiół, wciąż jest białą, zapisaną czarną czcionką stroniczką. A ja myślę, że z naprawdę dobrą książką jest tak, jak z drogocennym łakociem. A i owszem, chcesz jej więcej, jak najwięcej, wciąż – ale widząc, że pudełko pustoszeje, czekoladkę zjadasz bardzo, bardzo długo. Zjadasz. Zamykasz oczy. Ssiesz, pozwalasz kubkom smakowym rozłożyć smak na czynniki pierwsze. Przewracasz stronę za stroną, coraz częściej zamykając oczy, rejestrując w idealnej ciszy bądź przy idealnej muzyce gesty, słowa, mimikę bohaterów, wyobrażając sobie tembr głosu, temperaturę dłoni, kolor otworzonych szeroko oczu. Zapach tego lasu, tego stawu, dźwięk tej upadającej szklanki czy tej podjeżdżającej karety, wszystko jest właśnie TYM, TĄ, wszystko jest jedyne, niepowtarzalne, nawet rozłożone na najmniejsze składniki…
Czy w książce można się po prostu zakochać? Mnie to uczucie przypomina pierwsze fazy ekscytacji drugą osobą. Czy nie próbujemy „wykorzystać każdej chwili”, choćby był nią ułamek sekundy?...
Ach, kocham. Kocham czytać. A TAKICH książek – oby powstawało więcej. Czego sobie i Wam życzę.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.