Dodany: 01.03.2014 22:52|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

„Omiń stronę 4, 13 i 666... czyli Przesądy i Zabobony w Literaturze” – KONKURS nr 176


Przedstawiam KONKURS nr 176, który przygotowała Benten.



„Omiń stronę 4, 13 i 666... czyli Przesądy i zabobony w Literaturze” – Konkurs nr 176

Witam!

Czy niektóre książki budzą w Was zabobonny lęk? Znamy jakieś przesądy związane z lekturą? Ja osobiście nie, ale za to natknęłam się na kopalnię wiedzy o różnych przesądach i zabobonach w literaturze.

Zapraszam do odgadywania dusiołków i ich rodziców. Jako odpowiedź liczę tytuł + autora – za każdą informację 1 punkt.
Konkurs kończy się w piątek, 14.03.2014 23.59 (uff, upiekło się).
Odpowiedzi (podpisane bnetkowym nickiem) można przesyłać na adres mailowy [...].

O podpowiedzi można prosić w każdej chwili po wysłaniu pierwszego maila.
Gorąco zachęcam do mataczeń na forum. Każde zabawne, przebiegłe czy inteligentne mataczenie będzie nagrodzone bonusową wskazówką autorską dotyczącą fragmentu, z którym sprytny matacz sam się zmaga.

A! I gwiazdka dla trzech pierwszych uczestników, którzy zaprezentują całą szczęśliwą dwudziestkę ósemkę odpowiedzi. Nie wszystkie dusiołki mam ocenione, ale za to poznałam wszystkich rodziców.

Poza tym słyszałam, że od zamieszczania odpowiedzi na forum ludzie cierpią na książki bez korekty. A czołgowanie i googlowanie fragmentów grozi wypadaniem kartek.



1.


- Myślałem, że to wszystko to takie, no, wie pani... - Król uśmiechnął się niepewnie. - Zwyczaje ludowe.
- A jak myślisz, dlaczego ludzie się do nich przyzwyczaili? Oczywiście, że zwyczaje ludowe, głupku jeden.
- Tak się składa, że jestem królem - przypomniał z wyrzutem X.
- Ty głupi królu, wasza wysokość.
- Dziękuję.
- Chciałam powiedzieć, że to jeszcze nie znaczy, że to nieprawda. Może z latami historia zaczyna się plątać, ludzie zapominają szczegóły, zapominają, dlaczego coś robią. Tak jak z tymi podkowami.
- Pamiętam, że u babci wisiała taka nad drzwiami.
- No właśnie. To nie ma nic wspólnego z kształtem. Ale kiedy się mieszka w starej chacie i jest się biedakiem, to właśnie najłatwiejszy sposób zdobycia kawału żelaza z dziurkami.



2.


  Wielkie zdumienie ogarnęło rezydentów. Wszakże majorowa to kobieta surowych obyczajów i dzielna osoba. Podnosi korzec zboża na plecy, pilnuje transportu rudy z kopalni przez całą długą drogę do Ekeby, sypia jak parobek na klepisku z workiem pod głową. W zimie dogląda mielerzy, latem spławia tratwami drzewo po jeziorze. Silną wolę ma ta kobieta. Klnie jak chłop, rządzi siedmioma posiadłościami swymi i dogląda majątków sąsiedzkich, włada parafią własną i pobliskimi, słowem - królową jest V. Dla bezdomnych rezydentów była zawsze matką i dlatego puszczali mimo uszu pogłoski, że ma pakt z diabłem. Teraz pytają ciekawie, jaki to kontrakt zawarła z księciem ciemności.
  Diabeł odpowiada, że podarował majorowej siedem włości w zamian za obietnicę posyłania mu rokrocznie jednej duszy. Przerażenie ogromne ściska serca rezydentów! Wiedzieli wszystko, ale nie rozumieli dotąd. W Ekeby umiera co roku jeden człowiek, umiera jeden z gości rezydenckiego skrzydła pałacu, jeden z wesołych, beztroskich, wieczystych młodzieńców. Ano trudno, ludzie tacy starzeć się nie powinni! Czymże jest im życie, czymże są dla życia, gdy drżąca ich ręka nie może podnieść do ust szklanki, a oślepłe oko kart nie rozeznaje? Motyle winny znać sztukę umierania w pełnym słońcu! Teraz dopiero pojęli znaczenie tych słów! Biada strasznej kobiecie! Dlatego to raczy ich smacznym jadłem, dlatego poi mocnym piwem i słodką wódką. Chce, by wprost od stołu pijaństwa i gry spadali w głąb piekieł, co roku, jeden, jeden każdego krótkiego roku.



3.


Dama, bardziej zakochana niż rozumna, odparła na to:
- Miłość dręczy mnie tak okrutnie, że nie masz rzeczy, na którą bym się nie odważyła, byleby tylko odzyskać tego, co mnie bez powodu opuścił; nie obawiaj się tedy o mnie i powiedz, w czym mam ową siłę umysłu ukazać.
Uczony nasz, przejęty myślą pomsty, rzekł:
- Madonno, uleję dla was figurkę z ołowiu, mającą przedstawiać tego, kogo odzyskać chcecie. Jeśli pragniecie, aby czary skutek swój wzięły, musicie w czasie nowiu, będąc obnażona całkiem, siedem razy bez świadka przed północą w bieżącej wodzie się zanurzyć. Potem, wciąż jeszcze naga, wejdziecie na drzewo albo na dach jakiegoś opuszczonego domu i nie puszczając z rąk posążka z obliczem, ku północy obróconym, siedem razy powtórzycie pewne wyrazy, które wam dla pamięci zapiszę. Gdy je wymówicie, ukażą się wam dwie wielce urodziwe dziewice i zapytają was uprzejmie, czego pragniecie. Dziewicom tym musicie szczegółowo pragnienie swe przedstawić, miejcie się jednak na pieczy, aby przypadkiem jednego miast drugiego nie wypowiedzieć. Dzieweczki, wysłuchawszy słów waszych, odejdą, a wówczas i wy będziecie mogli udać się na miejsce, gdzie suknie złożone zostały, ubrać się i do domu powrócić. Wierę, nie upłynie od tej chwili nawet połowa następnej nocy, a już kochanek wasz powróci z płaczem, błagając o łaskę i litość. Wiedzcie przy tym, że odtąd żadna kobieta na świecie od was go oderwać nie zdoła.



4.


- Hmm, przydałby się balsam naorężny!
- A co to takiego? - spytał R.
Kawaler jął zachwalać cnoty tej substancji, jakby przeczytał wszystkie księgi, z którymi zapoznał się R. B milczał. Kiedy kawaler zakończył swój piękny popis, R uznał, że teraz przyszła jego kolej.
- To bajania starej niani! Jak ta historia o brzemiennej niewieście, która zobaczyła swego kochanka ściętego przez kata i powiła dziecię z głową oddzieloną od tułowia. Albo jak z tymi wieśniaczkami, które chcąc ukarać psa, bo napaskudził w kuchni, biorą głownię i wtykają w łajno, mniemając, że pies poczuje pieczenie pod ogonem! Kawalerze, nikt rozumny nie wierzy w te historiettes!
Był to celny strzał i B nie utrzymał języka za zębami.
- O nie, mój panie, historia z psem i jego ekskrementami jest do tego stopnia prawdziwa, że ktoś tak samo postąpił z mężczyzną, który załatwiał się przed jego domem, żeby zrobić mu na złość, i zapewniam cię, że paskudnik zaczął bać się tego miejsca! Naturalnie całą operację należy powtarzać, i to wiele razy, musisz więc mieć przyjaciela czy nieprzyjaciela, który bardzo często będzie ci się załatwiał na progu! – R roześmiał się, jakby doktor stroił sobie z niego żarty, i w ten sposób rozzłościł go i skłonił do uzasadnienia swojego twierdzenia. Były to mniej więcej te same dowody, które podał niegdyś I. Ale teraz doktor zapalił się. – Otóż tak właśnie jest, mój panie, który potrafisz pięknie filozofować i gardzisz wiedzą konowałów. Skoro zaś jesteśmy już przy gównie, powiem ci nawet, że jeśli ktoś ma przykry oddech, powinien stawać z otwartymi szeroko ustami nad gnojówką, a prędzej czy później się wyleczy. Smród gnojówki jest mocniejszy niż smród z jego ust, a przecież mocniejsze przyciąga i usuwa słabsze!



5.


- Jak dorośniesz, będziesz wiedział, że jaśmin to kwiat, który wychodzi.
Nie rozumiałem, ale poczułem dziwne drżenie, jakby mnie ktoś dotknął. Powiedziałem: „Dobrze”; a ona: „Z jaśminami jest to samo co z ludźmi, którzy po śmierci wychodzą w nocy i włóczą się”.
Wciąż siedziałem oparty o jej ramię, nic nie mówiąc. Myślałem o innych rzeczach, o krześle w kuchni, na którego zepsutym siedzeniu mój dziadek kładzie w deszczowe dni buty, żeby wyschły. Już wtedy wiedziałem, że w kuchni jest umarły, który co noc siada, nie zdejmując kapelusza, i patrzy na popiół w wystygłym piecu. Po chwili powiedziałem: „To chyba jest tak jak z tym umarłym, który siada w kuchni”. Ada spojrzała na mnie i powiedziała: „Z jakim umarłym?” A ja jej odpowiedziałem: „Z tym, który co noc siada na krześle, gdzie mój dziadek kładzie buty, żeby mu wyschły”. A ona: „Tam nie ma żadnego umarłego. Krzesło stoi przy piecu, bo nie nadaje się do niczego innego, tylko do suszenia butów”.
To było w zeszłym roku. Teraz jest inaczej, teraz widziałem trupa i wystarczy zamknąć oczy, żeby nadal widzieć go w środku, w ciemności oczu. Powiem to mamie, ale ona zaczęła rozmawiać z dziadkiem. "Ojciec myśli, że coś się może stać?" - pyta. A dziadek, podnosząc podbródek oparty o laskę i ruszając głową: "Przynajmniej jestem pewien, że w wielu domach przypali się ryż i wykipi mleko".



6.


- Rzeczywiście, wciąż wylatuje mi to z głowy - skłamałam, nadal wzbraniając się przed podaniem mu danych astrologicznych X, pewnie z obawy, co z nich odczyta.
- Ale przyniosłam ci papierosy - dodałam prędko, żeby zmienić temat.
- Dziękuję. - Przyjrzał się mi w zamyśleniu. - Dlaczego nie chcesz, żebym postawił mu horoskop? - spytał.
- Rzecz nie w tym, że tego nie chcę. Tylko...
- Przyśniłaś mi się...
- Tak? Opowiedz.
- Szłaś po polu. Zauważyłem, że nie masz cienia. A potem zobaczyłem, że twój cień ucieka od ciebie.
- Fuj! Dlaczego masz takie sny? Dostaję od nich gęsiej skórki. A co on znaczy? - spytałam zaniepokojona, bo przecież w moim nowym, szczęśliwym życiu pragnęłam śmiać się z takich zabobonów.



7.


- Tutaj! - zawołał B. - Tutaj ma znamię szatana!... Po prawej stronie krocza F wyraźnie były widoczne dwie czarne plamki, jak ślady po ukąszeniu węża. Beck nakłuł jedną czubkiem noża.
- To pieprzyk! - wrzasnął F.
Puściła się krew, co nie powinno było się stać, jeśli mieli do czynienia z czarownikiem.
- Nie ma większych spryciarzy - orzekł B. - Potrafią krwawić na zawołanie.
- Jestem balwierzem, nie czarownikiem - oświadczył z pogardą F, ale kiedy go przywiązano do drewnianego krzyża i poniesiono w kierunku jego własnej sadzawki do pojenia bydła, zaczął wołać o litość.
Rozgorączkowani wieśniacy z wielkim pluskiem cisnęli krzyż do płytkiej wody i przytrzymali zanurzony. Ucichli, śledząc bąbelki powietrza, potem wydobyli F, dając mu szansę się przyznać. Jeszcze oddychał i z ledwością wypluwał wodę.
- Czy przyznajesz się, sąsiedzie, że współdziałałeś z diabłem? - spytał go łagodnie B.
F jednak nie mógł już mówić, krztusił się tylko i chwytał ustami powietrze, zanurzyli go więc z powrotem. Tym razem przytrzymali krzyż pod wodą tak długo, aż bąbelki powietrza przestały się pojawiać. A i wtedy jeszcze trzymali. X pozostało tylko patrzeć i płakać, jakby po raz wtóry oglądał mordowanie ojca. Wzrostu dorosłego mężczyzny, już nie był dzieckiem, czuł się wszakże jak dziecko bezradny wobec tej zgrai polującej na czarowników. Paraliżował go strach, by oprawcom nie przyszło do głowy, że terminator balwierza jest pomocnikiem czarownika.



8.


- Mieszkają tu dusze Ludzi z Mgły i ich przodków. Nahab mówią kłamliwie i nie wiedzą, co to sprawiedliwość, mogą zabrudzić nasze dusze – powiedział. I dodał, że zostali tu zaproszeni z polecenia wielkiego szamana, który powiedział, że N uratuje ich plemię. Nie wie, jaką rolę w wydarzeniach, które nadejdą, ma do odegrania chłopiec, jednak jako towarzysz dziewczynki również jest w Tapirawa-teri mile widziany. A i N zrozumieli, że miał na myśli Walimai i jego przepowiednię dotyczącą Rahakanariwy.
- Jaką postać przybiega Rahakanariwa? - zapytał A.
- Ma ich wiele. To ptak ludojad. Nie jest istotą ludzką, zachowuje się jak obłąkany, nigdy nie wiadomo, co zrobi, zawsze jest żądny krwi, obraża się i karze – wyjaśnił Mokarita.



9.


- Ten artykuł, powiadasz pan, zawiera fakty, znane powszechnie?
- Tak.
- Zechciej więc pan uświadomić mnie teraz o tym,czego nikt nie wie.
X oparł się o poręcz fotelu i znowu złożył ręce tak, aby palce stykały się końcami.
- Uczynię to – rzekł doktor Y, zdradzając coraz większe wzburzenie. – Powiem panu to, czego nie mówiłem jeszcze nikomu. Zataiłem to przed sędzią śledczym z pobudek, które pan zapewne zrozumie. Jako człowiek nauki, nie chciałem zdradzać się publicznie, iż wierzę w przesądy. Dalej, rozumiałem, że gdyby utwierdziła się wiara w nadprzyrodzone siły, rządzące w Z, nikt nie zechciałby objąć starego domu w posiadanie. Dla tych dwóch powodów nie zeznałem przed sądem wszystkiego, co wiem – albowiem nie zdałoby się to na nic sędziemu śledczemu – ale z panem będę zupełnie szczery.
Okolica jest mało zaludniona, rezydencje rzadkie, a siedziby włościańskie rozrzucone na znacznej odległości od siebie.



10.


  A Symonides? Był to człowiek – jeśli wolno coś sądzić na podstawie zachowanych fragmentów jego utworów i przypadkowych opowieści, przekazanych przez starożytność – bardzo różny od Anakreonta talentem i temperamentem. Urodził się około roku 555, był więc znacznie młodszy od owego czciciela Afrodyty i należał do rówieśników Miltiadesa. Pochodził z małej wyspy Keos w archipelagu Cyklad, niezbyt odległej od wybrzeży Attyki. Majątku chyba nie posiadał, skoro swe umiejętności poetyckie musiał sprzedawać, by zarobić na życie. [...]. Zamawiali te okazjonalne prace poetyckie ludzie bogaci, świątynie, miasta, związki religijne. Właśnie z tej przyczyny Symonides wiele podróżował po całej Helladzie. I dlatego też chętnie przyjął zaproszenie do Aten, na dwór tyranów. Później przez czas jakiś przebywał w Tesalii, gdzie nie brakowało możnych panów. Wtedy to ponoć przydarzyła mu się przygoda niezwykła, głośna w starożytności przez wieki:
  Ułożył rzecz opiewającą zwycięstwo, jakie odniósł w igrzyskach pewien pięściarz. Oczywiście zapłatę uzgodniono z góry. Gdy wszakże przyszło do wyliczenia pieniędzy za utwór już gotowy, zamawiający dał znacznie mniej. Tłumaczył, że w poemacie zbyt wiele miejsca poświęcono sławieniu czynów nie jego, lecz dwóch istot boskich, braci Dioskurów; niechże więc oni wypłacą twórcy resztę! Był to złośliwy wybieg ze strony skąpca, albowiem prastara tradycja wręcz nakazywała w ten sposób czcić zwycięstwa odniesione przez ludzi śmiertelnych, by zarazem oddawać też należną chwałę bogom. Mimo tego nieporozumienia przygotowano ucztę i zaproszono na nią również Symonidesa. W pewnej chwili wywołano poetę z sali biesiadnej: podobno jacyś dwaj młodzi jeźdźcy zatrzymali się przed domem i koniecznie pragną z nim mówić. Symonides wyszedł natychmiast, rozglądnął się wokół, lecz nie ujrzał nikogo. Przekonany, że padł ofiarą żartu, zamierzał wrócić, gdy nagle ziemia zatrzęsła się gwałtownie. Budynek, który dopiero co opuścił, rozpadł się i runął, grzebiąc pod gruzami wszystkich biesiadników; razem z pięściarzem.



11.


Przerwałem. Może ich obrażam? Sam nie wiedziałem, jaki wniosek wypływa z tego rozumowania.
- Tak, to nie ulega wątpliwości - zakasłał X, nieco zmieszany. - Oczywiście. Setki lat wierzeń, pewnych obyczajów nie są w stanie zniknąć tak z dnia na dzień. To musi potrwać. Najważniejsze, że zaczęli się zmieniać. Obecni Macziguengowie nie przypominają Macziguengów z czasów, kiedy tu przyjechaliśmy, mogę pana zapewnić.
- Zauważyłem, że pewne sprawy są dla nich jeszcze nietykalne - przerwałem mu. - Zapytałem nauczycielkę w Nuevo Mundo i tutaj Martina o gawędziarzy. I reakcja obojga była identyczna: zaprzeczyli, jakoby tacy istnieli, udali, że w ogóle nie rozumieją, o czym mówię. Oznacza to, że nawet ci Macziguengowie najbardziej związani z cywilizacją zachodnią, jak nauczycielka i Martin, zachowują pewną zasadę lojalności w stosunku do własnych wierzeń. Pewne tabu, których nie mają zamiaru się wyrzec. Dlatego chronią je szczelnie przed obcymi.



12.


Pochyliła się, udając troskliwość. Znów mnie osaczał ten zapach.
- Księdzu słabo? - Usłyszałem jej głos jak z bardzo daleka. - Monsieur X?
Odepchnąłem ją drżącymi rękami.
- To nic. – W końcu odzyskałem mowę. – Mała... niedyspozycja. Nic. Do widze...
Na oślep ruszyłem ku drzwiom. Czerwona saszetka zwieszona z framugi otarła mi się o twarz. Jeszcze jakiś jej przesąd... I znów absurdalne wrażenie: to ta śmieszna rzecz powoduje moje złe samopoczucie, zioła i kości w zeszytym woreczku wiszą tu, aby mącić mi umysł. Zachłystując się, chwiejnie wyszedłem na rynek.



13.


  Pochłonięta rozwijaniem pieluszek dosłyszała jednak, że konetabl pyta o jej nazwisko. Czuła, że się czerwieni.
  Kapelan królowej czterokrotnie dmuchnął na niemowlę - jakby w kierunku czterech ramion krzyża - aby mocą Ducha Świętego odpędzić odeń szatana; po czym splunąwszy na wskazujący palec, wymazał śliną nozdrza i uszy dziecka na znak, że nie powinno ono słuchać głosów diabelskich ani oddychać wonią pokus ciała i świata.
  X i Y podnieśli króla, jedno trzymając go za nóżki, a drugie za ramionka. Regent uporczywie wpatrywał się krótkowzrocznymi oczami w malutką płeć dzieciątka, w tego różowego robaczka, który zniweczył jego przemyślne plany sukcesyjne, w ów szyderczy symbol prawa mężczyzn, malutką, lecz nieprzekraczalną przeszkodę między nim a koroną.



14.


- Co chrześcijanin, to chrześcijanin - dodał konstabl X. - Do Negrów zawsze czart ma przystęp, bo urodzeni w pogaństwie afrykańskim. Kto w diabelskim bałwochwalstwie i pośród czarów rodził się i wyrósł, z tego diabła tak łatwo nie wygonisz, choćby i wodą chrztu. Tituba z Salem przykładem.
- Właśnie - przypomniała Y, kłując bębenek igłą. - Tematu nie trzymamy się. Wróćmy do hrabstwa Essex, wielebny. Do Salem.
- Czarownictwo i przed Salem było - wyburczał milczący dotąd Z. - Roków będzie z dziesięć, jak schwytano wiedźmę jedną... W Bostonie samym.
- Wiedźma G - cieśla S przełknął łyżkę fasoli, kiwnięciem głowy dał znać, ze słyszał. - Powiesili ją. Oprawiała czarnoksięski proceder, urok rzuciła na jednego bostońskiego mularza...
- Johna Goodwina - najwięcej szczegółów, jak się okazało, znał sam wielebny M. - Czarownica G dręczyła czarami mularza Johna Goodwina, jego żonę i dziatki jego, a to sposobem szmacianych kukiełek, nadzianych materią magiczną, kozią sierścią w głównej mierze.
- Ach! - dość przesadnie załamała ręce A. - Kozią sierścią! Straszne.
- Ta G - wykrzyknął konstabl - była, jak się wydało w śledztwie, Irlandką i papistką! Czart zawsze się papistów trzyma, gdzie papista, tam i czarta tylko patrz. Osobliwie tyczy się to prałatów ichnich sprzedajnych. Co złe, to przez papistów!



15.


Cała rodzina jęła czynić uspokajające przypuszczenia. Mogło zawyć coś na ulicy, mogły to być nietypowe dźwięki instalacji wodociągowej, mogło zaryczeć radio w pokoju X... Babcia twardo upierała się przy swoim.
X wpadł na nowy pomysł
- Gdyby stękało w nocy – rzekł tajemniczo – to jeszcze mogłyby to być pokutujące duchy naszych przodków...
- Złoczyńców – podpowiedział milczący dotąd Y.
- Co takiego?! - spytał zaskoczony pan Z.
- Przodków-złoczyńców...
- Dlaczego złoczyńców? - zainteresował się X.
Y nie miał nic przeciwko udzielaniu wyjaśnień.
- Torturowali swoich wrogów – rzekł z ponurym niesmakiem. - Odcinali im po kawałku ręce i nogi...



16.


- W Schongau jest diabeł! I upomni się o kolejne dzieci!
S jeszcze raz spojrzał na wyblakłe znamię na plecach chłopca. Bez wątpienia jakiś człowiek bezskutecznie próbował je usunąć.
- Czy ktoś z was próbował to zmyć? — zapytał, rozejrzawszy się dookoła.
Ojciec K przeżegnał się.
- Nie tknęliśmy tego diabelskiego znaku, jak Bóg mi świadkiem!
Pozostali członkowie rodziny również potrząsnęli głowami i wykonali znak krzyża. X westchnął w duchu. Poczuł, że argumentami nic tu nie wskóra, zatem pożegnał się i wyszedł w ciemną noc. Za plecami słyszał płacz matki i mamrotane modlitwy starego kramarza. Nagły gwizd sprawił, że X szybko się odwrócił. Jego wzrok prześlizgiwał się po uliczce w poszukiwaniu źródła dźwięku. W rogu przy ścianie domu stała, opierając się, niska postać, która do niego machała. Była to S. X rozejrzał się, a później wszedł w ciasną uliczkę i pochylił się nad dziewczyną.
- Ostatnim razem mi uciekłaś — wyszeptał.
- I teraz też ci ucieknę — odparła S. — Ale najpierw mnie posłuchaj. Pewien mężczyzna pytał o A na krótko przed tym, jak ten został zarżnięty.
- Pewien mężczyzna? Ale skąd wiesz...? S wzruszyła ramionami. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. X przez krótką chwilę zastanawiał się, jak będzie wyglądała za pięć lat.
- My sieroty mamy oczy dookoła głowy. To oszczędza nam ciosów.
- A jak on wyglądał, ten mężczyzna?
- Wysoki, w płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem. Przy kapeluszu było pióro. A przez twarz przebiegała długa blizna.
- To wszystko?
- Miał rękę jak kościotrup.



17.


- Klasztor został wysadzony w powietrze... Wieśniacy boją się przechodzić tamtędy w nocy.
- Dlaczego się boją?
- Z powodu czarnego znaku na zburzonej ścianie. Czują przed nim zabobonny lęk.
- Proszę mi powiedzieć, monsieur... szybko... zaraz... proszę mi powiedzieć! Jak wygląda ten znak?
- Przypomina ogromnego psa – odparłem. – Wieśniacy nazywają go Ogarem Śmierci.
- Ach! – Z jej ust wydarł się przenikliwy okrzyk. – A więc to prawda... Wszystko, co pamiętam, jest prawdą. To nie jest żaden nocny koszmar. To się wydarzyło!



18.


Dwadzieścia pięknych dziewcząt sprawujących straż przyjęło X1 i X2 w progu, zawiodło ich do łaźni, ubrało w suknie tkane z puchu kolibra; po czym wielcy oficerowie i wielkie oficerki Korony zaprowadzili ich do komnat Jego Królewskiej Mości. Szli wedle tamecznego obyczaju między dwoma rzędami muzykantów, każdy po tysiąc ludzi. Kiedy zbliżali się do sali tronowej, X2 spytał ochmistrza, jak należy pozdrawiać Majestat; czy padając na ziemię kolanami, czy brzuchem; czy przykładając ręce do głowy, czy do pośladków; czy zlizując proch z podłogi; słowem, jaki jest ceremoniał.
- Zwyczaj jest — odparł ochmistrz — uścisnąć króla i ucałować go w oba policzki. X1 i X2 rzucili się na szyję Majestatowi, który przyjął ich z nieopisaną uprzejmością i zaprosił grzecznie na wieczerzę.



19.


  Pewnego dnia pojawił się elektryk, który miał pracować nad zasilaniem budynku, i niespodziewanie zza rogu wleciała prosto na niego sowa. Biedny gość padł na ziemię, wydając z siebie nieziemski wrzask, zakrył głowę i darł się po hiszpańsku. W Meksyku wierzy się, że widok sowy może przepowiedzieć śmierć: sowy są tam złym omenem i jest im przypisywana ponadnaturalna moc. Podbiegłam do elektryka, uklękłam na podłodze i po hiszpańsku tłumaczyłam m obecność sowy, a on spoglądał na mnie spod ramion, kuląc się ze strachu. Chyba mi w końcu nie uwierzył, bo podniósł się i pognał do najbliższego wyjścia.
  Przychylając się do opinii rdzennych mieszkańców południowej Kalifornii, którzy wiedzą, że sowy są posłane jako przyjaciele, by prowadzić nas przez mroczne miejsca, uważam je za dobry znak.



20.


B nie puszczała; lękała się przemyślna Niemka zasadzki i zdrady. Z dnia na dzień odkładano łowy. Namówiła ludzi, aby przeszkody wynajdywali. Ch przeklinał, złościł się, zapijał i coraz mocniej niecierpliwił. S nareszcie nieodwołalnie na łowy gotować kazał nazajutrz. Żona ledwie wymogła na nim, iż zamiast garstki ludzi, którą zwykł brać z sobą, trzykroć większą miał prowadzić i silnie zbrojną. Choć krzyżyk na piersi nosił Ch, zabobonnym był poganinem, wcześnie więc wypatrywano znaków po niebie i ziemi, aby mu co nad głową nie zakrakało i drogi nie przeszło. S umyślnie zarządził, aby najmłodsza z dziewcząt kneźny z pełnymi wiadrami pokazała się na ścieżce, gdy książę wyruszy. Stara baba z próżnym naczyniem lub niedorosłe dziewczę zarówno się za nieszczęśliwą wróżbę uważały.



21.


- Bene est - uspokoił ją małżonek. - X, nakłoń swą rodzicielkę, by skosztowała także tego w buraczkach. Powiadam ci, delicje!
Przez chwilę jedzono w milczeniu.
- W dawnej Litwie - rzekł znów Y, dyskretnie pozbywając się ości - był zwyczaj, że przez całą wieczerzę wigilijną nie wolno było odłożyć łyżki czy widelca. Ten, kto odłożył, mógł nie doczekać następnych Świąt.
- Nie mów takich smutnych rzeczy - zaprotestowała X2.
- Doprawdy. X2, cóż ty w tym widzisz smutnego? - zaprotestował ojciec. - Zresztą, dlaczego bać się smutku?



22.


X
Zwierzę nic, wchodząc, nie dostrzegło:
Teraz odmienna sprawa zgoła;
Diabeł już z domu wyjść nie zdoła.

Y
Czemu przez okno nie wyjdziesz z komory?

X
Istnieje prawo na czarty i zmory,
Że kędy wejdą, muszą wyjść tak samo;
Wpierw wybór mamy, potem już swobody nie ma.



23.


- X nie chciał pozostać na świecie, kiedy się dowiedział, że się wyprowadzasz z sąsiedztwa - zażartował J.
Odpowiedziała słabym uśmiechem, a J zaczął przyglądać się jej uważnie i kręcił głową udając podziw.
- No, no, to prawda, że nawet miotłę można ustroić i będzie panną młodą.
Zmarszczyła brwi pokazując, że nie ma ochoty na żarty.
- Cicho bądź, jestem zabobonna i uważam śmierć X w dzień mojego ślubu za niedobry znak - powiedziała z naganą.
- Nie wiadomo, kto komu zaszkodził - mruknął J. - W każdym razie nie powinnaś mieć żadnych obaw z powodu śmierci tego człowieka, w ogóle o tym nie myśl. Ja mam raczej obawy co do twojego języka i tu możesz być przesądna. Moja rada, której, mam nadzieję, nie będę musiał ci powtarzać: wymocz język w syropie, żeby był słodki i nadawał się do rozmowy z narzeczonym.
- Bez względu na to, jak sprawy się mają, jest to dzień błogosławieństwa. Nie słyszałeś, że ogłoszono zawieszenie broni?



24.


  Na samym początku swego cmentarnego życia, kiedy tylko odkrył, że materia potrzebuje popicia, M nieostrożnie napił się krwi pierwszego z brzegu burżuja, który w głupocie swej spacerował po cmentarzu późną nocą. Następstwa były przerażające. To znaczy z jednej strony — hipoteza potwierdziła się: proces rozkładu odwrócił się i materia w pełni się odtworzyła, ale skutek moralno–psychologiczny wprawił M w prawdziwą panikę. [...]
  Nigdy jeszcze nie czul się tak źle. Ale potężna wola zapanowała nad burżuazyjną trutką i po tej historii Murzyn stał się bardziej wybredny w doborze strawy.
  O, brak zasad i wszystkożerność były przyczyną zguby wielu, nazbyt wielu pseudomaterialistów, którzy nie sprostali próbie. Los wszystkich tych oportunistów bez wyjątku był smutny. Dzielili się oni, ci co wierzyli w pierwotność materii i dlatego byli do niej przywiązani na śmierć i życie, na dwie kategorie.
  Pierwsi to liberalne mięczaki w rodzaju biednej J. Jak on marzył po swoim pogrzebie, że znów znajdzie się przy niej, jedynym naprawdę bliskim człowieku, przy tej, która przyjmowała go takim, jaki był, i wszystko mu wybaczała. Ale zamiast J w grobie czekały na niego same tylko kości. Nie, nie mogła go zdradzić, przejść na stronę idealizmu, to wykluczone. J szczerze wierzyła w to, w co wierzył jej małżonek, nigdy nie umiała udawać. I trafiwszy na cmentarz, oczywiście szybko zorientowała się, że bez dopływu świeżej hemoglobiny materia białkowa wkrótce się rozpadnie. Ale J nigdy nie zdobyłaby się na to, żeby pić krew — na to była zbyt dobra, a jeszcze — arystokratyczne przesądy: jak można ukąsić nieznajomego człowieka w szyję? No więc wyschła, przekształciła się w Nicość, czyli mimo wszystko — zdradziła.



25.


Stare księgi głoszą, że lud Islandii posiadał ongiś jedną tylko wspólną własność naprawdę cenną — dzwon. Dzwon ów wisiał pod kalenicą budynku, w którym odbywały się althingi, w Thingvellir nad Oxarą, a uderzano weń podczas althingów i straceń. Był tak stary, że nikt już nie umiał określić jego prawdziwego wieku. Wtedy zaś, kiedy rozpoczyna się nasza opowieść, był od dawna pęknięty i tylko najstarsi ludzie jeszcze jak gdyby przypominali sobie, że niegdyś brzmiał czysto.



26.


Zanim wyszedłem, starsza pani wpadła do mojego pokoju, zwracając się do mnie niemal histerycznie:
- Czy koniecznie musi pan tam jechać? Mój Boże, młodzieńcze, czy to naprawdę konieczne?!
Była tak zdenerwowana, iż od razu plątała swój mierny niemiecki z jakimś innym, niezrozumiałym dla mnie językiem. Chcąc wiedzieć o czym gada, musiałem jej przerywać pytaniami. Kiedy jej wyjaśniłem, że moja wizyta w zamku ma charakter zawodowy, klasnęła w dłonie i zapytała troskliwie:
- A czy pan wie, jaki dziś dzień?
Odpowiedziałem, że czwarty maja. Kiwnęła potakująco głową.
- Jutro będzie świętego Jerzego. Czy pan się orientuje, że dzisiejszej nocy, gdy zegar wybije północ, świat opanują wszelkie złe moce? Czy pan w ogóle wie, dokąd jedzie i do kogo?
Bez wątpienia bardzo się o mnie martwiła. Próbowałem ją uspokoić, ale bez skutku. W końcu padła przede mną na kolana, prosząc w imię wszystkich świętych, bym nigdzie się nie wybierał, żebym zaczekał chociaż dwa dni. Sytuacja była po trosze komiczna, a ja czułem się zażenowany.



27.


  W miarę jak wzrastała na naszej linii liczba odbytych rejsów, utrwalała się nienaruszalność przyjętych zwyczajów. Każda godzina wyjścia z portu, każdy kurs stawały się czymś niezmiennym. Jeśli w czterdziestym rejsie ktoś chciał coś zrobić inaczej aniżeli to wykonywano poprzednio trzydzieści dziewięć razy, uważany był za człowieka, który popełnia niedorzeczność.
  Od dwóch lat, przechodząc koło wyspy Ikarii, zmienialiśmy kurs o godzinie szesnastej na trawersie Cape Papas. Podobno jeden z papieży kiedyś odwiedził tę wyspę i wylądował na tym właśnie cyplu. Na pamiątkę tego wydarzenia skalisty skrawek nazwano Cape Papas - Przylądek Papieski.
  Kapitan siedział na leżaku na mostku. Rozpostarte nad całym mostkiem tenty chroniły przed palącymi promieniami słońca, ale polewane wodą pokłady parowały tak, że mieliśmy złudzenie, iż znajdujemy się w tropikalnej dżungli lub za życia gotujemy się jak raki w ukropie. Żar był straszny. Liczyliśmy minuty do zdania służby i z podziwem przyglądaliśmy się kapitanowi, który czytał książkę. Wydawało się, że zupełnie nie odczuwał tej temperatury.
  Gdy sternik wybił na dzwonie okrętowym godzinę wpół do czwartej, kapitan nagle wstał z leżaka, podszedł do relingu przed nadbudówką, gdzie znajdował się ster, i kazał wachtowemu oficerowi zmienić kurs tak, by przejść jak można najbliżej Papieskiego Przylądka. Ta nieoczekiwana zmiana kursu o pół godziny wcześniej niż zwykle była na mostku rewolucją. Od razu wszyscy pomyśleli o tym samym: kapitan został „tknięty” upałem!
  Sternik, który otrzymał rozkaz zmiany kursu w innym miejscu i o innej godzinie, był wyraźnie przerażony owym poleceniem. Powtórzył głośno podany przez oficera kurs do sterowania, ale takim głosem, jak gdyby żądano od niego czegoś, co było zaprzeczeniem zdrowego rozsądku i co pociągnie za sobą w najbliższej przyszłości nieubłagane konsekwencje.



28.


  Podzielę się jednak z tobą czymś, co zdaniem twojej siostry i mnie samej zatrzyma cię przy nas na zawsze... - Z rękawa wyciągnęła nasz wachlarz, rozłożyła go o odczytała prosty wiersz, który razem napisałyśmy. - Starsza siostro i dobra przyjaciółko, cicha i miła, jesteś szczęśliwym wspomnieniem w naszych sercach.
  Potem wskazała malutki różowy kwiatek, który domalowała do coraz bogatszej girlandy na krawędzi wachlarza. Kwiat ten miał symbolizować starszą siostrę.
  Następnego dnia wszyscy nazrywaliśmy liści bambusa i napełniliśmy wiadra wodą. Kiedy przybyła nowa rodzina starszej siostry, obrzuciliśmy ich liśćmi, aby zgodnie z tradycją podkreślić, że miłość nowożeńców będzie wiecznie żywa i świeża jak bambus, a potem oblaliśmy ich wodą, by wiedzieli, że panna młoda jest czysta jak ten przejrzysty, życiodajny płyn.


===========


Dodane 15 marca 2014:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 5351
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 23
Użytkownik: asia_ 01.03.2014 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Koty, drabiny, kominiarze - to dopiero początek. Dla przesądnych udział w konkursie obowiązkowy!

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści Roberta Harrisa Indeks strachu. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: Czajka 02.03.2014 07:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Jaki piękny temat!! Uwielbiam zabobony wręcz przepadam. I przesądami zwłaszcza. :D
Użytkownik: benten 02.03.2014 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Witam wszystkich i zapraszam do udziału w moim konkursie. Na maile odpowiadam o najróżniejszych porach, więc proszę śmiało pisać.
Mam nadzieję, że przesądy i zabobony przypadną Wam do gustu, ale może części z nich nie próbujcie w domu.

Dziękuję Sznajperowi za przepiękne logo i Asi_ za organizację.
Użytkownik: benten 02.03.2014 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Pierwsza doba konkursu za nami. Na razie bierze udział jedna osoba, więc nie mam statystyk. Ładna niedziela była, albo boicie się jakiegoś rzuconego uroku. Może poniedziałek będzie szczęśliwszy?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.03.2014 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwsza doba konkursu za... | benten
Już się dołączam! Co prawda mam niesprzyjającą koniunkturę, czyli kłopotliwych gości w domu i chronicznie nawalające łącze gdzie indziej, ale będę próbować :-).
Użytkownik: benten 03.03.2014 17:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Już się dołączam! Co praw... | dot59Opiekun BiblioNETki
Warto, bo dusiołki powszechnie znane. A pecha trzeba przegonić.
Użytkownik: kliva 03.03.2014 14:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Myślę, że to dobra pora, żeby przełamać zaklęcie braku mataczeń!
Sporej ilości jeszcze nie mam, ale z tych co najbardziej mnie irytują, bo odgadnąć nie mogę są:
- skubany ksiądz z 12
- pechowy ślub z 23
- głupi król z 1
- i ten Murzyn-wampir z 24

Ze swojej strony mogę zamataczyć: 8,9,11,14,13,15,17,18,21,22,25,26,27.
Ha! Jest ich 13 - teraz już wiem, czemu stanęłam w miejscu.
Użytkownik: Pani_Wu 03.03.2014 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że to dobra pora, ... | kliva
Możesz mnie wspomóc 21 i 23. Mataczę, aczkolwiek nie są potwierdzone jeszcze te, co wytropiłam:

12 - Bien! Folgowanie rozkoszy jest srogo potępiane, tym bardziej w czasie czas Wielkiego Postu.

1 - mniejsza o króla, wczytaj się w styl. Poza tym Elfy nie są miłe.

24 - Murzyn nie Murzyn skupiłabym się na potrzebie materii :)
Użytkownik: kliva 03.03.2014 18:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Możesz mnie wspomóc 21 i ... | Pani_Wu
Dziękuję, muszę zaraz nad tym pomyśleć.
23 też niestety nie mam, ale mam za to 21: Święta, święta, święta! Rodzinnie i wzruszająco. A bohater Y znany jest dobrze z dwóch rzeczy, z czego obie zaprezentował we fragmencie.
Użytkownik: Pani_Wu 03.03.2014 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, muszę zaraz nad... | kliva
No tak! Bo to miało być 27, a nie 23. Oj, coś tu zaczyna mącić :)
Użytkownik: kliva 03.03.2014 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak! Bo to miało być 2... | Pani_Wu
A 27 to proszę bardzo: Należy do literatury typu "Hej ho, kolejkę nalej!" A rodzic sam siedział w temacie, podobnie jak jego inspiracja do napisania dusiołka.
Użytkownik: Pani_Wu 03.03.2014 19:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, muszę zaraz nad... | kliva
Ano podejrzewałam, że on to jest! :)
Użytkownik: benten 03.03.2014 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Piszę tylko poinformować, że pojawiło się więcej uczestników próbujących rzucić urok na dusiołki. Aktualnie w konkursie bierze udział 6 osób.

Większość dusiołków zostało odczarowanych, tajemnicą pozostają nr 6, 10, 19 i 23
Najbardziej popularny dusiołek to nr 12.
Użytkownik: benten 06.03.2014 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Wieści z frontu:

W konkursie bierze udział dziesięcioro uczestników (mam nadzieję, że wszyscy dostali swoje odpowiedzi)

Największą popularnością cieszy się dusiołek nr 9.
3 fragmenty pozostają nieodgadnięte.
Użytkownik: kliva 07.03.2014 21:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Aktualnie męczę się nad 3, 7 i 28 - zamataczy ktoś?
Użytkownik: Pani_Wu 07.03.2014 23:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Aktualnie męczę się nad 3... | kliva
3 - na zarazę nie trzeba zaraz odczyniać uroku, można uciec, żeby przeczekać

7 - były czasy, gdy najlepiej uczono medycyny w obecnym Iranie

28 - zwróć uwagę na rekwizyt

Chętnie przygarnę mataczenia na temat dusiołka nr 6, 10, 16, 19 i 23.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.03.2014 11:04 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 - na zarazę nie trzeba ... | Pani_Wu
10 - w tamtej epoce i tamtym miejscu nie było chyba takiego wydarzenia i takiej postaci, o której by rodzic nie pisał, dusiołek to jedno z b.licznego potomstwa. Tytuł dusiołka u współczesnych wspomnianego w nim artysty budziłby skojarzenia zgoła nie z poezją ani ze sportem.

16 - mamy namiar na miejsce akcji, z grubsza na czas (te parametry mogą posłużyć jako filtr) i na pewną szczególną subpopulację ludności.

Chętnie dowiedziałabym się czegoś na temat 4,5,8,17 (na początek, bo więcej mi brakuje :-).
Użytkownik: Pani_Wu 08.03.2014 16:36 napisał(a):
Odpowiedź na: 10 - w tamtej epoce i tam... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, dziękuję za 10. Super mataczenie! Co do 16 to widzę sama to, co mi podsuwasz, ale cóż z tego?

4 - rodzic w typowy dlań sposób łączy przygodową (historyczną) fabułę z dyskursem filozoficznym i popisem erudycji. Niemniej trudno jest odbywać morskie podróże mając białe plamy na mapie i brak wiedzy, jaką posiada obecnie każdy gimnazjalista z atlasem w garści.

5 - W przybliżeniu Antygona na antypodach. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

8 - pozostajemy w rejonie 5, bohater szuka ogromnego mitycznego stworzenia o przenikliwym zapachu. Świat baśniowy przenika się z rzeczywistym.

17 - mam wrażenie, że Benten chichotała pod nosem wstawiając ten fragment. Eh.... :D Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.03.2014 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, dziękuję za 10. Supe... | Pani_Wu
No, rzeczywiście, w całym zbiorze poszukiwanie 16 za pomocą tych tropów nie jest łatwe, ale podzbiór wyselekcjonowany za pomocą filtrów jest znacznie mniej liczny, a wtedy pozostaje tylko przejrzeć - tą metodą się posłużyłam, inaczej się nie dało. Dusiołek w katalogu figuruje nie jako ten gatunek, który się na pierwszy rzut oka nasuwa. A tytułowa bohaterka nie należy do wspomnianej wcześniej subpopulacji, zagrożonej działaniem tajemniczego sprawcy :-).

Dzięki za pozostałe, chyba mi co nieco świta tu i ówdzie!
Użytkownik: Pani_Wu 08.03.2014 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: No, rzeczywiście, w całym... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki :) Podjęłam trop i z nosem przy ziemi, nie tracąc czasu ni głowy, dotarłam do celu :)
Użytkownik: benten 08.03.2014 19:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No, rzeczywiście, w całym... | dot59Opiekun BiblioNETki
Niezła ta 16. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: benten 13.03.2014 08:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 1... | asia_
Dzień dobry.
Przypominam, że konkurs trwa do jutra, do końca dnia, więc można jeszcze poszaleć wśród dusiołków.

Zwłaszcza, że wszystkie zostały odczarowane.
Użytkownik: benten 14.03.2014 08:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzień dobry. Przypomina... | benten
Ostatni dzień konkursu, więc można jeszcze poszaleć.

Zapraszam.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: