Dodany: 21.02.2014 15:48|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak Erika na klawiszach plumkała


Wieść gminna niesie, że "Pianistka" jest jedyną książką Jelinek o cechach autobiograficznych. Informacja ta już po jej lekturze może sprawić, że zaintrygowany czytelnik uniesie brew, a następnie zapyta sam siebie, które fragmenty powieści były inspirowane rzeczywistymi wydarzeniami. I z nadzieją trzyma się teorii, że nie chodzi wyłącznie o muzyczne wykształcenie bohaterki/autorki, bo to byłoby rozczarowujące. Trapiony ciekawością, mógłby przeprowadzić prywatne śledztwo, drążyć temat na tyle długo, aż ukazałby się pełny obraz prawdy. Będę przez chwilę zdziadziały i zapytam: po co? Czy nie lepiej pohamować niezdrową ciekawość, skupić się na powieści, a prywatne życie autorki zostawić tam, gdzie leży? Czy nie lepiej zainteresować się tym, jak dzisiaj czują się najbliżsi: czy mają ochotę na coś słodkiego, czy nie zimno im w stopy, czy są śpiący, czy wręcz przeciwnie i mają ochotę na figle? Pewnie, że lepiej! I można śmiało założyć, że bliscy, w przeciwieństwie do pani Jelinek, okażą wdzięczność za to zainteresowanie. Trzeba jednocześnie przyznać, że "Pianistka" zawiera kilka mocno frapujących wątków i zdarzeń, które skutecznie potrafią skoncentrować na sobie uwagę czytelnika, a nawet pobudzić w nim niezdrową fascynację z gatunku "to niesmaczne i okrutne, ale nie mogę od tego oderwać oczu".

Najpierw rzućmy nieco światła na scenę i obnażmy bohaterów dramatu. Panie przodem.

Erika Kohut to dobijająca czterdziestki nauczycielka gry na pianinie. Średnio atrakcyjna, lubi kupować sukienki, których nigdy nie nakłada, bawić się ostrymi przedmiotami i buszować po krzakach, podpatrując z ukrycia anonimowe pary kopulujące na trawniku. W domu czeka na nią jej matka, druga postać powieści, którą koniecznie trzeba odnotować. Stara pani Kohut całe życie pilnie strzegła córki, a teraz - kiedy ta jest w zasadzie jedynym, co jej zostało - strzeże jej tym bardziej niezłomnie, niczym Cerber bram świata zmarłych (w którego kierunku stara Kohut niechybnie z pewnością zmierza). Wszak jej córka musi ćwiczyć i w niedługim czasie stać się sławną w całej Europie pianistką. Zagrożenie pojawia się w postaci Waltera Klemmera, młodego ucznia Eriki, który - jak to z uczniami bywa - podkochuje się w swojej nauczycielce: jej dojrzałości, chłodnym profesjonalizmie i pozornej, kuszącej niedostępności. I to wszyscy, więcej bohaterów nie ma, bo u Jelinek najwyraźniej ich nie potrzeba. Pod tym względem jest nader kameralnie, ale czytelnik w trakcie lektury niekoniecznie to dostrzeże (ja zauważyłem dopiero teraz), a już z pewnością nie powinien tego uznawać za wadę.

Mamy więc pewnego rodzaju trójkąt miłosny, którego dwa wierzchołki są w pełni zdecydowane co do swoich celów - zarówno matka, jak i Walter pragną Eriki wyłącznie dla siebie. A Erika? Cóż, ona jest spektakularnie rozdarta wewnętrznie i to jej niezwykle wyraziste relacje z dwoma pozostałymi wierzchołkami są główną siłą napędową powieści. Można odnieść wrażenie, że z matką łączy ją coś w rodzaju odtworzonej pępowiny, choć gdyby się głębiej zastanowić, to chyba niecelne porównanie. Charakter tej upośledzonej więzi przypomina układ między pasożytem i nosicielem czy uzależnionym i jego używką, jednocześnie trudno jednoznacznie rozdzielić te role między obie panie. Warto natomiast obserwować, w jaką furię wpada matka, gdy córka spóźnia się do domu: jak się szarpią w przedpokoju, wydrapują sobie wzajemnie oczy (jednak w miarę możliwości w ciszy, bo sąsiedzi już śpią), by następnie zgodnie ułożyć się we wspólnym łóżku. Przywiązanie, lęk przed dłuższym i niezaplanowanym rozstaniem, potrzeba kontroli, zazdrość, zaborczość, złość, nienawiść - to lista cech i uczuć, spośród których z pewnością nie wszystkie pasują do przeciętnego związku matki z córką i nie wszystkie są tam mile widziane. A jednak u Jelinek są one fundamentalne.

Sielankę rodzinną przerywa Walter Klemmer i jego mokre myśli na temat Eriki. Uczucia, którymi darzy nauczycielkę z grubsza można określić jako tradycyjne. Lubi patrzeć na plecy Eriki, gdy ta gra na pianinie, podnieca go ona, pożąda jej, może być nawet tu i teraz, na tym pianinie. Romantyczny nastrój burzy mimowolna nutka litości, bo choć Walter chwilami dochodzi do wniosku, że Erika jest już w sumie stara, a jego stać na młodszą, to jednak gotowy jest się poświęcić i dopuścić pannę Kohut do swojego młodego, wysportowanego ciała - taki z niego bohater, rycerz na białym koniu normalnie. Jej schlebia fakt, że Klemmer wodzi za nią lubieżnie spojrzeniem, jednak nie daje mu satysfakcji i nie pozwala mu się do siebie zbliżyć, a zimnem uczuć tuszuje wewnętrzny lęk przed własną seksualnością. Relacja potencjalnych kochanków, początkowo mdła i nieciekawa, oparta przede wszystkim na wzajemnym i noszącym znamiona romantyzmu śledzeniu się wzrokiem, znacznie nabiera rumieńców w trakcie jednej ze scen w publicznej toalecie, kiedy Erika traci na moment kontrolę nad sytuacją, sobą i Klemmerem. Dzięki metaforycznej krótkiej smyczy oraz pewnemu chwytowi sprowadza na ziemię gorliwego kochanka, przy czym hamuje jego zapędy z wprawą, która młodzieńca zaskakuje, a nawet nieco upokarza. Dalej jest jeszcze ciekawiej, może nawet zdumiewająco, niektórzy powiedzą też, że niesmacznie i okrutnie. Trudno odmówić im racji, bo choćby przebieg i finał igraszek w schowku na miotły dalece odbiegają od tego, jakie kochankowie sobie wymarzyli. Pomijając już, że sam wybór miejsca dobrze nie wróżył. To się nazywa trudna miłość.

Musicie zrozumieć: kusi mnie, by nakreślić kilka fragmentów, szerzej pokazać przebieg i zwroty tej znajomości czy też zanotować parę spostrzeżeń, ale to wszystko zdradzałoby zbyt wiele i z automatu obniżyłoby wartość powieści oraz jej potencjał w zaskakiwaniu czytelnika. A może ktoś jednak zamierza po nią sięgnąć.

"Erika nie ma takiej potrzeby ani okazji, żeby sama się pieścić. Matka śpi obok w łóżku i uważa na ręce Eriki. Te ręce mają ćwiczyć, nie mogą śmigać jak mrówki pod kołdrę i dobierać się tam do słoika z konfiturami"*.

Co rzuca się w oczy w prozie Jelinek, to istny festiwal metafor. Kwiecistych, poetycznych, ale też dosadnych, wulgarnych i zabawnych w ten gorzki sposób. Udanie komponują się one z ostrą i bezpośrednią treścią, bo autorka raczej nie sięga po półśrodki, niektórych czytelników język i pewne wątki tej powieści mogą więc zniechęcić. Ale to dobra stylistyka (z moimi ulubionymi, nieoznaczonymi i wtopionymi w tekst dialogami à la Cormac McCarthy), iście hipnotyczna, pozwalająca wejść w trans i chłonąć historię wręcz podświadomie, nawet te bezwstydne fragmenty. Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć: to nie jest ciepła i przytulna powieść. Wiele w "Pianistce" negatywnych uczuć, które rozprzestrzeniają się w zastraszającym tempie i zachłannie pożerają treść książki. Spirala pogardy i zaborczości zatacza coraz szersze kręgi, a kolejne czyny i wybryki Eriki, stojące przecież w sprzeczności z jej uczuciami, skutecznie dezorientują czytelnika i doprowadzają do sytuacji, że drapie się on w głowę i zastanawia, czego bohaterka właściwie chce. To powieść o tym, jak w wyrachowany sposób krzywdzić i upokarzać bliskich, nawet tych, wobec których żywimy ciepłe uczucia. Powieść o braku empatii i zrozumienia, niezaspokojonych potrzebach i intymnych scenach w mało higienicznych miejscach. Tak oto - rzutem na taśmę i kilkoma ostatnimi, kluczowymi słowami - przekonałem niezdecydowanych do lektury.


---
* Elfriede Jelinek, "Pianistka", przeł. Ryszard Turczyn, wyd. W.A.B., 2012, str. 67.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6679
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: misiak297 21.02.2014 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wieść gminna niesie, że "... | zsiaduemleko
Szkoda, że redakcja nie poleciła tego tekstu, jest świetny, jak zwykle Twoje recenzje. Mam nadzieję, że dzięki mojemu komentarzowi Twoja recenzja "wypłynie" i zostanie zauważona przez użytkowników.

Czytałem trzy powieści Jelinek i zachwyciłem się tym, jak ta pisarka potrafi się bawić językiem. Jej książki są ciężkie tematycznie, ale językowo to prawdziwa maestria. Nawet w krótkim cytacie z "Pianistki", który przytoczyłeś ją widać.
Użytkownik: sowa 21.02.2014 21:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda, że redakcja nie p... | misiak297
Misiaku, przecież wiesz, że dobre, ciekawe teksty zawsze tu są (prędzej czy później) zauważane - a gdyby redakcja polecała ciągle recenzje tych samych - znanych, lubianych i cenionych - autorów, tych (chwilowo jeszcze) mniej znanych nie byłoby widać w okienku...
Użytkownik: misiak297 21.02.2014 21:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, przecież wiesz, ... | sowa
Rozumiem ten sposób patrzenia, ale jestem innego zdania. Uważam, że redakcja powinna "patronować" dobrym tekstom niezależnie od nicku. No ale nie musimy być zawsze zgodni:) Dobrze, że dzięki dodanym teraz opcjom tekst może "wypłynąć" niezależnie od redakcji dzięki opiekunom.
Użytkownik: sowa 21.02.2014 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem ten sposób patrz... | misiak297
No więc właśnie (czyli i o to chodzi) - tu jest rola dla Opiekunów, którzy mają własne okienko dla polecanych recenzji - i naprawdę nie muszą tam być te same teksty, co w okienku redakcyjnym :-P.
Użytkownik: misiak297 21.02.2014 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: No więc właśnie (czyli i ... | sowa
Mam nadzieję, że dzięki pracom nad serwisem w okienku opiekunów wkrótce będą gościć tylko recenzje niepolecone przez redakcję. Nie ma co się dublować, moim zdaniem nikt na tym nie zyskuje.
Użytkownik: zsiaduemleko 22.02.2014 02:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda, że redakcja nie p... | misiak297
Bo ja chyba trochę podświadomie prosiłem Redakcję o niepolecanie, nawet w razie gdyby jednak opinia na polecenie zasłużyła. To zawsze jakoś bezpiecznie bezstresowo przejść przez krytyczny magiel ocen innych użytkowników i nie narażać się na ostrzał ludzi bardziej oczytanych i zorientowanych w temacie, wytykających twoje błędy. Z drugiej strony polecanki opiekunów też dużo mi mówią, więc pozostaje mi podziękować. Być może gdy już wytrzeźwieję, to skuszę się na odniesienie do lektury sprzed kilku miesięcy, ale nie kogę nic obiecywać. E-całuję wszystkich to czytających. Tak: Ciebie też.
Użytkownik: zochuna 22.02.2014 18:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Wieść gminna niesie, że "... | zsiaduemleko
Mnie prawie przekonałeś do powtórnej lektury, choć obiecałam sobie nigdy już do tej książki nie zajrzeć! Bardzo mnie cieszy Twoja opinia o Pianistce. E-całus też:) Przed wystawieniem oceny tej powieści dość długo walczyły we mnie niechęć i zniesmaczenie z fascynacją i porażeniem trafnościa niektórych ujęć - jak to nazywasz - upośledzonych więzi. Dla mnie było bardziej zdumiewająco niż ciekawie. To rzeczywiscie nie jest ciepła i przytulna powieść. Zresztą podobnie nieprzytulnie jest w Amatorkach Jelinek, tyle że nieco śmieszniej.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: