Dodany: 12.12.2004 13:36|Autor: dagunia1

Konkurs młodych talentów


Szanowni czytelnicy - czapki z głów! Oto jest klasyka powieści kryminalnej XX wieku. Patrycji Highsmith „Utalentowany Pan Ripley”. Książka z 1955 roku - nareszcie w rodzimym wydaniu.

Herbert Greenleaf, nowojorski armator, nakłania młodego Toma Ripleya, aby udał się do Włoch i sprowadził stamtąd jego syna. Richarda zatrzymują ponoć uroki nadmorskiego miasteczka i jakaś kobieta, ale pan Greenleaf nie zważa na okoliczności - chce mieć syna przy sobie. Tom zna Richarda z dawniejszych czasów, mógłby zatem w imię przyjaźni zmusić go do powrotu. Oczywiście za godziwą opłatą. Niezła to gratka dla Toma Ripleya: dotąd był tylko przeciętnym chłopaczkiem z Bostonu. Oszustwami zarabiał na utrzymanie. I teraz miałby wybrać się do Włoch? A niech to, pojedzie! Za wszelką cenę.

Na miejscu Ripley szybko zrozumie powody, dla których Richard odwleka powrót do ojczyzny: dom niedaleko plaży, niespieszne malowanie obrazów, obiady z przyjaciółką... istny raj. Zamiast przekonywać Dickie’ego o konieczności powrotu do domu, Ripley sam decyduje się pozostać we Włoszech. Utracjuszowskiego żywota można Greenleafowi tylko pozazdrościć. I Tom zazdrości - zazdrości do tego stopnia, że wejdzie w rolę Richarda. Za wszelką cenę.

Tu rozpoczyna się gra. Kogo nie zmyliły manewry Richarda-Toma? Nas! Od pierwszego słowa tej powieści jesteśmy wszak wciągnięci w labirynt podejrzanych myśli bohatera. Tom Ripley to - wiele nie myśląc - drugi Humbert Humbert. Powinniśmy go potępić, dlaczego mu współczujemy? Ależ on robi co może, by uchronić się przed nieubłaganą sprawiedliwością, a jednocześnie nie zrezygnować z uroków hedonizmu. Materialne możliwości bohatera są nikłe – dopiero zimna logika, enigmatyczny minimalizm, umiejętność całkowitego wchodzenia w czyjąś skórę składają się na owe talenty Toma Ripleya. Talenty, które pozwolą mu przetrwać.

Historia Toma jest przykrywką dla czegoś więcej: pod płaszczyzną wydarzeń kryje się swoisty komentarz narratora. Instruktaż tworzenia kryminalnej fikcji. Ironiczny wywód na temat zalet umiejętnie prowadzonej narracji. Chociaż tkwimy w umyśle Ripleya, to nie on relacjonuje wydarzenia. Jest jeszcze ktoś trzeci - czyżby adwokat diabła?

„Utalentowanego Pana Ripleya” czyta się znakomicie: raz zdyszana, raz znów refleksyjna narracja trzyma w mocnym uścisku. To melanż fabularnej maniery Henry’ego Jamesa, refleksyjnej ironii Vladimira Nabokova i wreszcie czarnego humoru samej Patrycji Highsmith. Powieść rozpoczyna się zresztą aluzją do innej znakomitości literackiej – mianowicie „Ambasadorów” Henry’ego Jamesa. A zatem mamy zapowiedź postmodernistycznej gry i wreszcie - pokłon Highsmith, złożony mistrzowi. Smakowita perwersja powieści zasadza się na zwyczajności atmosfery. Bądźmy jednak czujni – to pozory. Autentyczność daje się lepić jak plastelina, a przecież nie pozostawia złudzeń co do postaci głównego bohatera. Mamy tu próbę uporządkowania instynktów morderczych. Sztuczne wywoływanie zadumy nad fenomenem umysłu socjopaty.

Jednak usprawiedliwienie seryjnego mordercy nie ma racji bytu... a może ma? Po lekturze powieści nikt nie będzie pewien. Zatem pozwolę sobie ostrzec: ta książka zrobi wam wodę z mózgu. Dyskretnie i z klasą. Na tym wreszcie polega mistrzostwo pióra Patrycji Highsmith.

(Dagmara Pędrak)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3709
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: