Dodany: 18.03.2009 22:53|Autor: Nulka

Klub Miłośników Książki w Toronto- Spotkanie z Anną Łabieniec


Klub Miłośników Książki w Toronto na lutowe spotkanie zaprosił Annę Łabieniec, autorkę książki "Powtórka z Syberii". Na spotkaniu gościliśmy ponad 30 osób, które z przyjemnością wysłuchały ciekawej opowieści o podróży na Syberię. Dowiedzieliśmy się wielu interesująch i nowych dla nas faktów o Polakach mieszkających w Wierszynie na Syberii, bo to o nich jest "Powtórka z Syberii".

Anna Łabieniec podjęła decyzję dalekiej podróży pod wpływem książki Romana Koperskiego "Przez Syberię na gapę", w której autor opisał swoje spotkanie z mieszkańcami Wierszyny. Jej wyprawa w marcu 2002 r. zaowocowała z kolei książką "Powtórka z Syberii". Na skutek publikacji tej książki w odcinkach w polonijnym "Dzienniku" jedna z organizacji polonijnych zrobiła zbiórkę pieniędzy na pomoc Polakom w Wierszynie.To spowodowało dalsze działania Polonii mające na celu pomoc dla wierszyńskiegoZwiązku Polaków na Syberii "Wisła" w budowie Domu Polskiego, który miałby być miejscowym centrum kultury polskiej. Mieszkańcy Wierszyny są bowiem potomkami emigrantów z Polski, z okolic Olkusza, którzy osiedlili się tam na przełomie XIX i XX wieku. Przez pięć pokoleń udało im się utrzymać język polski. Tym bardziej jest to niezwykłe, że nie mieli praktycznie żadnego kontaktu z Polską ani z polskimi książkami. Ich język polski to mieszanina gwary małopolskiej z XIX wieku, rosyjskiego, a także literackiej polszczyzny, uczonej obecnie przez Ludmiłę, nauczycielkę urodzoną w Wierszynie, która nie tak dawno ukończyła studia polonistyczne w Polsce. Jej wspomnienia z pobytu w Polsce, z zetknięcia się z językiem polskim wzruszają:

"Czy zdajesz sobie sprawę jak mi było ciężko? Gdy przyjechałam, znałam tylko dwa nazwiska sławnych Polaków: Kopernika i Curie-Skłodowskiej. Takie nazwiska jak Mickiewicz czy Kochanowski nic mi nie mówiły... I przyjechałam studiować literaturę polską! O polskich filmach nic nie wiedziałam. Byłam na etapie rozwoju przedszkolaka, tyle że na studiach. Było mi strasznie wstyd. Ciągle słyszałam: »Tego też nie wiesz? To musisz szybko przeczytać. I jeszcze to, i to«. Czytałam, ale czasu brakowało. Uczyłam się właściwie całą dobę. Po południu chodziłam ze słownikiem i tłumaczyłam to, co było na zajęciach, na przykład z logiki. Zasypiałam z twarzą w książce. (....) Poczułam się pewniej, kiedy już byłam w stanie robić notatki z wykładów po polsku. Ale przyjemności ze studiowania zaznałam dopiero na trzecim roku. Zaczęłam brać dodatkowe wykłady. Zainteresowałam się folklorystyką. Moje początki zanurzenia w języku polskim były wzruszające. Pamiętam, że potrafiłam z przyjemnością powtarzać nieznane mi wcześniej wyrazy, jak »dzieciątko«, »kurczątko«, »piękny«, »śliczny«. Wymawiałam je na głos po kilkanaście razy ciesząc się nimi i bawiąc jak dziecko nową zabawką"[1].

Ludzie w Wierszynie żyją z dala od cywilizacji technicznej, bardzo prostym, spokojnym życiem w otoczeniu pięknej i dzikiej przyrody. Mają niewielki kontakt ze światem poza ich wsią. Nie ma tam linii telefonicznej, drogi są w bardzo złym stanie, samochody nieliczne, a to utrudnia podróżowanie choćby do Irkucka, najbliższego miasta. Za komunizmu był tam kołchoz, który zaopatrywał wszystkich w podstawową żywność i inne artykuły niezbędne do życia. Po zlikwidowaniu kołchozu mieszkańcy Wierszyny musieli zacząć sami troszczyć się o swój byt. Okazało się, że system komunistycznej kontroli i ubezwłasnowolnienia ludzi skutecznie pozbawił ich inicjatywy i umiejętności organizatorskich. Anna Łabieniec opowiadała, że nie wystarczy zebrać i wysłać pieniądze do Wierszyny, trzeba jeszcze powiedzieć ludziom, jak tych pieniędzy mogą użyć, od czego zacząć, jak się zorganizować. Lata komunizmu spowodowały, że panuje tam niemoc i nieumiejętność poradzenia sobie z nowymi zadaniami.

Książka ta, jak określiła ją sama autorka, jest utrzymanym w konwencji powieści drogi dziennikiem z jej pobytu na dalekiej Syberii. Anna Łabieniec poznała w Wierszynie ludzi, od których wiele się nauczyła. Czuła, jakby tam znalazła Polskę z okresu romantyzmu. Według niej „Powtórka z Syberii” jest nie tylko o wyprawie do Wierszyny, ale o romantyzmie i polskości. Pod wpływem tej wyprawy zaczęła zadawać sobie pytania na temat tego, czym jest polskość. Dla autorki to przede wszystkim język, ale i literatura, oba czynniki niezbędne do zachowania polskiej tożsamości na emigracji.

Proces pisania książki był również swoistą terapią dla Anny Łabieniec, której ciężko było po powrocie do Kanady przestawić się z Wierszyny i tamtejszego rytmu życia na życie w cywilizacji miejskiej.

Uczestnicy spotkania zadawali autorce wiele pytań związanych z książką i Wierszyną. Pytano o to, czy w czasie komunizmu polskie władze interesowały się Polakami na Syberii. Okazało się, że ta sprawa nie istniała dla PRL-owskiej wladzy. Natomiast teraz Wierszyna stała się bardzo modna i dużo ludzi businessu jeździ z Polski do Wierszyny niczym do skansenu na specjalnie dla nich zorganizowane wycieczki. Mieszkańcy zaczynają mieć wrażenie, że ogląda się ich jak zwierzęta w ogrodzie zoologicznym. Ponadto wiele osób nadużywa ich gościnności i nie dotrzymuje składanych obietnic, a Wierszyna cały czas pomocy potrzebuje.

Inne pytania dotyczyły Mariusza Wilka i jego niedawnej wyprawy na Labrador. Anna Łabieniec bardzo chciała pojechać na tę wyprawę razem z nim i Krzysztofem Kasprzykiem, ale nie udało jej się to. Mariusz Wilk, autor szeregu książek o Rosji, tam zresztą mieszkający, jest jej idolem literackim i jemu zadedykowała swoją książkę. Na spotkaniu wspominała rówież o motywie wilka obecnym w opowieściach mieszkańców Wierszyny, który stał się dla niej jakby zapowiedzią Mariusza Wilka, którego będąc tam nie znała ani nie czytała jeszcze jego książek.

Były też pytania dotyczące polskich zesłańców na Syberii. Wierszyna nie miała właściwie z nimi kontaktu, mimo że co trzecia osoba mieszkająca w Irkucku ma korzenie polskie poprzez zesłańców, którzy tam mieszkali.

Mieszkańcy Wierszyny i zesłańcy syberyjscy reprezentują dwa niestykające się światy. Mówi Ludmiła:

"Za radą promotora napisałam pracę: »Z problematyki kulturalnej polskich mieszkańców Syberii – wieś Wierszyna«. Materiały zbierałam, rozmawiając ze starymi mieszkańcami wsi, pamiętającymi jeszcze z opowiadań początki osadnictwa. Korzystałam z pracy historyka z Irkucka. Moją pracę oceniono bardzo dobrze. To było coś nowego, ciekawego. O nas wtedy w Polsce nikt nie słyszał. Niewiele osób wiedziało o tej emigracji. Niektórym jednak nie podobało się to, co opowiadałam. Dla wielu Syberia to wyłącznie zesłańcy. Wiedziałam, że Syberia była katorgą także dla wielu Rosjan. Ale urodzona tutaj nie mogłam nawet przeczuć, czym jest ona dla tysięcy Polaków w Polsce. (...) Nie mogłam zrozumieć, jak to się stało, że mimo to, iż Syberia była utożsamiana z piekłem, moi pradziadkowie zdecydowali się tu przyjechać. Zrozumiałam to dopiero dwa lata temu, gdy przysłano mi książkę o historii Racławic, wsi sąsiadującej z Czubrowicami. Autor zgłębia historię tego rejonu od czasów średniowiecza. Mieszkańców dziesiątkowały straszne epidemie. Potem umierali z głodu. Ziemi było mało i nie rodziła. Mieszkali na pograniczu, ciągle zmieniały się władze, przechodzili z rąk do rąk. Potem znaleźli się na zbiegu zaborów rosyjskiego, austriackiego i pruskiego. Car obiecał osadnikom niewielką zapomogę na zagospodarowanie i ogromną ilość ziemi. To było bardzo kuszące. Spora część mieszkańców tych stron w tym samym czasie wyemigrowała do Ameryki, do stanu Teksas. W owym czasie Ameryka była równie groźnym i niezbadanym końcem świata jak Syberia. Zrozumiałam, że moi przodkowie przyjechali tu dobrowolnie, ale i nie mieli wyboru. I nie mieli nic do stracenia"[2].

Rozmowa z Anną Łabieniec przeniosła nas w inny, nieznany nam świat. Słuchaliśmy jej wspomnień z wielkim zainteresowaniem, zadziwieni z jednej strony samą Wierszyną, gdzie "na końcu świata" mieszkają nasi rodacy, a z drugiej strony odwagą i zapałem samej autorki, która odważyła się wybrać w tak daleką podróż nie wiedząc do końca, jak pokona ogromne odległości i co ją tam czeka. Spotkana siostra Daniela mówi: "jeden ksiądz staruszek powiedział mi: Pamiętaj! Zeby pracować w Rosji trzeba mieć duże poczucie humoru i niczemu się nie dziwić"[3].

W jej książce od razu rzuca się w oczy to, co dla Anny Łabieniec jest najważniejsze: ludzie, których tam spotkała i Natura. O zetknięciu z nią opowiada tak, że czujemy dreszcze:

"Wokół mnie gwiazdy na wyciągnięcie ręki. Dotykam ich ostrożnie. Nie parzą. Ich światło, musujące jak zimne ognie, mrowi w palce. Oglądam je, bawię się nimi, przekładam z ręki do ręki. Odkładam ostrożnie na miejsce, żeby nie zrobić bałaganu. Wtem jedna wyślizguje mi się z rąk i spada. Z otwartymi w niemym krzyku ustami patrzę za nią... Szybko, szybko pomyśl życzenie! Ale już za późno, rozżarzona, malejąca kulka światła rozbija się na drewnianym pomoście i rozbryzguje tysiącem iskier. Ogarnięta smutkiem staję się coraz cięższa i powoli spływam na ziemię. Pozostaje we mnie jednak to dziwne uczucie lekkości. Zgarniam butem rozstrzaskane gwiezdne bryzgi i wkopuję je pod pomost, w błoto"[4].

Może w niektórych z nas spotkanie to i książka zaowocują chęcią, żeby też tak podróżować? Zwłaszcza jeśli połączone mogłoby to być z pomocą potrzebującym.

Po zamknięciu biblioteki rozmowa z panią Anną toczyła się dalej w pobliskiej kafejce.



---
[1] Anna Łabieniec, "Powtórka z Syberii", wyd. Sooni Projects, 2003, s. 63.
[2] Ibidem, s. 64.
[3] Ibidem, s. 142.
[4] Ibidem, s. 94.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1422
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: