Dodany: 15.03.2009 16:46|Autor: apo

...


Zdesperowany bohater na skraju samobójstwa podpisuje iście faustowski pakt ze spotkanym przypadkowo artystą. Odda się w jego ręce, w zamian za co odzyska sens życia. Jako żywa rzeźba staje się sławny i podziwiany. Ale czy na pewno jest zadowolony z decyzji, jaką podjął? Czy tak naprawdę zależało mu na tym, co osiągnął? Jak zwykle u Schmitta, ważne pytania podane lekko i z przymrużeniem oka.

Mam słabość do Schmitta, ale książkę kupiłam tylko dlatego, że przeczytałam początek:

"Wszystkie moje samobójstwa były nieudane.
Właściwie wszystko było nieudane: i życie, i samobójstwa.
W moim przypadku jest to tym bardziej okrutne, że zdaję sobie z tego sprawę"*.

Lubię tę nutkę autoironii i smutku. Prawdę mówiąc, często tak się nam wydaje. Ale czy posunęlibyśmy się do tego, by być rzeźbą? Im dalej zagłębiałam się w książkę dość... hm... fantastyczną? niespotykaną? nowatorską? - tym byłam ciekawsza losów głównego bohatera i tym bardziej doceniałam to, co mam. Tu i teraz.

Każdemu poleciałabym tego autora, a tę książkę każdemu, kto kocha sztukę, samobójstwa i ma niską samoocenę. Zresztą nich każdy przeczyta...


---
* Éric-Emmanuel Schmitt, "Kiedy byłem dziełem sztuki", przeł. Maria Braunstein, wyd. Znak, 2007, str. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1324
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: