Dodany: 14.03.2009 17:12|Autor: Kaoru
Czy patrzysz uważnie?
Jak pisze Borden w swym dzienniku, numer iluzjonisty dzieli się na trzy etapy. Pierwszy z nich to Obietnica. Iluzjonista pokazuje coś zwyczajnego, talię kart na przykład czy królika, czy bukiet kwiatów. Przy okazji opowiada o tym, co się będzie działo na scenie. Kolejny – z tymże zwyczajnym obiektem iluzjonista robi coś nadzwyczajnego, zadziwiającego. Królik znika. I wreszcie etap trzeci, Prestiż, czyli kulminacja magicznej sztuczki, swoiste clou numeru – królik wyciągnięty z pustego kapelusza, róża, która jeszcze przez chwilą była kawałkiem gazety, pojawiające się znikąd akwarium. Taki właśnie jest „Prestiż” – zaskakujący, niezwykły, mamiący czytelnika.
Patrzyliście uważnie?
Prestiż jest wytworem iluzji, bo przecież królik nie mógł się w kapeluszu znaleźć, przed wykonaniem sztuczki po prostu nie istniał. Tak myślimy my, widzowie, oglądający występ magika z zapartym tchem i zastanawiający się cały wieczór: „Jak on to zrobił?”. Ale w rzeczywistości nie chcemy wiedzieć, chcemy być oszukani. Bo na tym właśnie opiera się iluzja...
Tyle o magicznych sztuczkach.
Po „Prestiż” sięgnęłam z czystej ciekawości. Chciałam go porównać z filmem, który widziałam jakiś czas temu i który zrobił na mnie wrażenie niesamowite. Ale o tym za chwilę. Akcja powieści toczy się u schyłku XIX wieku. Opisuje historię dwóch iluzjonistów – Ruperta Angiera i Alfreda Bordena, którzy na skutek naiwnych idei jednego z nich i będącego ich konsekwencją nieszczęśliwego wypadku toczą ze sobą groźną rywalizację. Rywalizacja ta pomału przeradza się w obsesję, odbijającą się szerokim echem nawet na potomkach 100 lat potem. Z pamiętników obu wielkich iluzjonistów dowiadujemy się kolejnych szczegółów, poznajemy konflikt z każdej ze stron, odkrywamy ich od dawna skrywane sekrety.
Książka skonstruowana jest spójnie i ciekawie. Opowieść snuta przed nami przez Bordena i Angiera pełna jest niedomówień, które prędzej czy później i tak zostaną uzupełnione, części sekretów sami musimy się jednak domyślić. Jest też miejsce na miłość, zazdrość i zdradę. Zakończenie okazuje się dość zaskakujące, na poły fantastyczne, tak że zaczynamy się zastanawiać, co w tym wszystkim jest iluzją, a co prawdą. Nawet wynalazca Tesla, który odegra w życiu Angiera niemałą rolę, jawi się jako szalony naukowiec, zamknięty w swym laboratorium pełnym niebezpiecznej wtedy elektryczności (najwyraźniej autor szczodrze korzystał tu z narosłej wokół – bądź co bądź – autentycznej postaci Tesli legendy, ale efekt jest piorunujący. Notabene Dukaj w "Lodzie" posłużył się dokładnie tym samym chwytem, ale to tak na marginesie tylko).
Jest jeszcze jeden istotny szczegół powieści, którego nie można pominąć. Otóż nie za wiele da się o tej książce powiedzieć, nie zdradzając przy tym ważnych faktów. A przecież nie o to chodzi, prawda? „Prestiż” jest powieścią-zagadką. Autor zdradza nam tylko to, co chce, prawdę musimy odkryć sami. Zupełnie jak Borden, który już we wstępie swojego dziennika zaznacza, że podaje błędne wskazówki, a istotne informacje pomija. Wszystko to ma jeden cel – prestiż. Sztuczka musi się przecież udać.
Mnie się „Prestiż” podobał, ale... nie zachwycił. Może dlatego, że znałam już zakończenie, znałam tajemnicę sztuczki, wiedziałam, czym jest Prestiż. I chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się, że uznałam film za lepszy od książki. Doskonale zrobiony, z cudowną muzyką w tle, kostiumami i efektami specjalnymi. I nawet mglisty Londyn wydaje się zwodzić nas i prowadzić na manowce swoimi krętymi uliczkami. Co ważne – fabuła filmu diametralnie różni się od fabuły powieści. Oprócz oczywiście postaci i głównych wątków, jak wojna pomiędzy iluzjonistami, cała historia przedstawiona jest na zupełnie innej kanwie i – muszę przyznać – o wiele ciekawszej niż pierwotny pomysł autora, Christophera Priesta. Każda kolejna scena wydaje się przybliżać nas do rozwiązania zagadki, ale ta wcale nie jest taka, jak nam się początkowo wydawało. Postacie mamią nas, pokazują rzeczy takimi, jakie nie są. Wydaje nam się, że już, już prawie zgadliśmy, gdzie jest ukryty królik, ale wtedy na scenie pojawia się kolejna magiczna skrzynia i prawda przestaje być prawdą. Na mnie film zrobił ogromne wrażenie i polecam go każdemu, choć może nie jest to odpowiednie na to miejsce.
A królika w kapeluszu wcale nie ma. Nie patrzyliście uważnie...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.