„Unn patrzyła w dół na zaczarowaną krainę niewielkich szczytów, sklepionych daszków, oszronionych kopuł, miękko wygiętych żebrowań, delikatnych koronek. Wszystko to było z lodu, woda zaś spływała między tymi cudami i nieustannie budowała dalej. Wodospad rozwidlał się pomiędzy lodem, nakładał nowe warstwy, tworzył nowe szczegóły. Wszystko się iskrzyło. Słońce jeszcze nie wychynęło zza wzgórz, jednakże lód sam przez się lśnił błękitem i zielenią, promieniował śmiertelnym zimnem.
Wodospad rzucał się w sam środek, jakby w czarną piwniczną otchłań. Woda strumieniami przetaczała się nad skrajem góry, zmieniała barwę z czarnej na zieloną, w miarę zaś jak wodospad nabierał szaleńczej szybkości – z zielonej na żółtą i białą. Z piwnicznej czeluści bił w górę ryk wody, która w dole rozbijała się na białą pianę o głazy. W powietrzu unosiły się kłęby mglistego oparu.
Unn wydała okrzyk radości. Zagłuszył go całkowicie huk i szum, a obłoczki jej ciepłego oddechu rozpływały się w kłębach zimowych oparów.
Pył wody unosił się bez przerwy, woda bryzgała na boki nieustannie, powoli i niezawodnie budowała spadając z dzikim impetem. Rzeka była wykolejona. Budowała z pomocą mrozu. Szerzej, wyżej, komnaty i korytarze, przejścia i lodowe sklepienia nad nimi. Unn nigdy w życiu nie widziała nic tak skomplikowanego i wspaniałego”[1].
-----------
„Siss dotarła do silnego nurtu na wysokim, nierównym sklepieniu. Zsuwała się wzdłuż wyżłobień w zaklęśnięcia coraz niżej, aż prawie na skraju wydostała się na półkę zwróconą ku słońcu i przepaści. Prąd wody był silny, jak na to miejsce. Znalazła wklęśnięcie. Lód był w nim przejrzysty, zwarty. Słońce padało nań oświetlając setki różnych kształtów.
W tej chwili Siss krzyknęła. Tam była Unn! Prawie tuż przed nią, widoczna poprzez lodowe mury!
Przez mgnienie oka miała wrażenie, że widzi Unn! Głęboko w lodzie.
Silne marcowe słońce padało prosto na nią, toteż wieńczył ją blask i światłość. Widać przeróżne lśniące, ukośne żebrowania i belki, przedziwne róże, lodowe róże i lodowy blask. Unn była strojna jak na największe święto.
... Unn w tym przywidzeniu była ogromna. Za wypukłymi lodowatymi murami. O wiele większa niż być powinna. A właściwie tylko twarz, bo reszta była niewidoczna”[2].
„Siss leżała w gorącej wodzie, lecz widziała przed sobą twarz okoloną lśniącymi różami z lodu i promieniami światła. Miała ją stale przed oczami. [...] Tu bowiem wznosiły się lodowe ściany z czterokrotnie powiększoną twarzą.
Coś ogromnego, co trzeba dźwigać samotnie. Co musi kryć się najgłębiej, śród tajemnic, które nigdy nie mogą się wymknąć”[3].
-----------
[1] Tarjei Vesaas „Pałac lodowy”
Pałac lodowy (
Vesaas Tarjei)
, przekład Beata Hłasko, posłowie Henryk Bereza, Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej, Wydawnictwo Poznańskie 1979, s. 38-39.
[2] Tamże, s. 98-99.
[3] Tamże, s. 102.
-------------
„Pałac lodowy” przeczytałam zachęcona wypowiedzią Bogny. Z podziękowaniem :-)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.