"Oto jaki jestem, trzeba pokutować"[1]
[UWAGA! W recenzji zdradzam elementy istotne dla fabuły i zakończenie]
Teoretycznie to my - czytelnicy - mamy władzę nad książkami. Wybieramy je sobie z bibliotecznych półek, przeglądamy, czytamy, oceniamy, recenzujemy (często bezlitośnie), zapominamy... Zdajemy się tym czynnikiem dominującym w procesie czytelniczym. A co się dzieje, jeśli książka pochłania nas do tego stopnia, że zdaje się mieć nad nami przewagę? Kiedy na przykład odsłania w nas to, czego najprawdopodobniej wcale nie chcielibyśmy wiedzieć? Do tej kategorii niewątpliwie zalicza się "Nocne czuwanie" niezrównanego Tarjei Vesaasa.
Gdzie tym razem zabiera nas Autor? Pierwsze sceny mogłyby świadczyć o jakiejś sielankowej krainie. Oto mała, właściwie odcięta od świata wyspa, na której wszystko płynie niezmiennym rytmem. Widzicie, tutaj siedzi dwóch starych przyjaciół. Zazwyczaj są sumienni i pracowici, ale to ich dzień wolny, więc czując się lekko i swobodnie popijają piwo prosto z butelek. Gdzieś niedaleko para młodych ludzi uświadamia sobie podczas spotkania, jak niewiele zostało z łączącego ich niegdyś uczucia. O, a tu szczęśliwa mężatka zwierza się ze swojego sekretu przyjaciółce. Ta zagroda na górze należy do państwa Li. Tam wśród sennego brzęczenia much młoda dziewczyna oddaje się leniwym myślom. Przyjrzyjcie się dobrze, może zobaczycie lokalną wieszczkę, która krąży wciąż, głośno snując swoje przemyślenia. W ten uładzony, gładki świat wkracza Andreas Vest, wierząc, że odnajdzie tutaj spokój.
Myli się. Spokoju nie zazna ani on, ani mieszkańcy wyspy. Odtąd senność przytulnego miejsca zostaje bezpowrotnie zburzona. Społecznością wstrząsa najpierw morderstwo, później szaleńczy, niemal zwierzęcy pościg, zakończony tak tragicznie... Za swój czyn zapłacą gorzką, całonocną pokutą.
Odrębnym bohaterem jest tutaj... czytelnik. Dzięki mistrzostwu Vesaasa zostaje on wplątany w akcję, czy tego chce, czy nie. Autentyczność obrazowania, niezwykła umiejętność dogłębnego oddania emocji (zwłaszcza zbiorowej histerii) sprawiają, że bez trudu można się stać jednym z członków społeczności. Chcąc nie chcąc, trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron. Kto z nas będzie aż do końca ścigał Andreasa Vesta, kto zada mu śmiertelne razy? Kto zatrzyma się w pewnym momencie ze stwierdzeniem "Jestem przecież człowiekiem, a nie zwierzęciem"? Kto wyciągnie rękę, aby mu pomóc?
Andreas nie zdążył uciec. Został zabity przez grupę oszalałych z wściekłości ludzi. Nie chciał umierać.
Dopiero post factum ludzie, którzy go zabili spojrzeli na siebie z przerażeniem. Nie umieli udźwignąć ciężaru dokonanej zbrodni. Dlatego przez całą noc czuwali przy zwłokach biednego Andreasa Vesta, złożonych w czeluściach stodoły państwa Li. Wszystko toczyło się pod okiem demonicznego knura. Była to pamiętna noc, pełna rozpaczy, wstydu i upokorzenia.
"Nocne czuwanie" to bardzo poruszająca opowieść - czy może raczej przypowieść. Zbudowana na rozległej symbolice, odsłania całą prawdę o ludzkiej naturze, o złu, które tkwi w człowieku. Andreas Vest staje się tu postacią centralną, spiritus movens, który zmusza mieszkańców - jak również czytelników! - do refleksji. Nazywamy się ludźmi - a ile jest w nas naprawdę ludzkich uczuć? Ile w nas bestii?
"Człowiek wgląda w siebie i ma przed oczami krajobraz przypominający suche bagna oraz górskie stromizny, nad którymi kłębią się chmury. I wie także o istnieniu potwornych tajemnych otchłani. Omija je, nie chodzi ich skrajem. Różne rzeczy leżą na dnie mętnej wody. Niechaj leżą. Nikt się o nich nie dowie. Niech pozostaną w morskiej toni. Przychodzi jednak ostrzeżenie: »Pewnego dnia wyłoni się to wszystko na powierzchnię... (...). Przyjdzie dzień, kiedy twoje morze wyrzuci na powierzchnię to wszystko, co dotychczas kryje. Twoje maleńkie, głębokie, ohydne morze (...)«. Lawina rusza. Porywa z sobą. U nosi brudy, o których wiemy, że powinniśmy się ich pozbyć, a równocześnie odsłania to, czego się zapieramy, a co powinno w nas budzić palący wstyd, mianowicie fakt, że człowiek wie, co w rzeczywistości bez przerwy w nim tkwiło”[2].
Vessas każe nam przebyć długą drogę – od zbrodni po wewnętrzne oczyszczenie. Bo odpokutowanie złego czynu sprawia, że życie może toczyć się dalej. I w istocie się toczy. Pomimo tego, iż pobity na śmierć człowiek leży przykryty czyjąś kurtką, pomimo tego, iż zwłoki zamordowanej dziewczyny zdają się płynąć jak na statku w oślepiającym blasku świec, poza tym dalej jest życie! Jakże wymowne w tym kontekście jest obwieszczenie o ciąży jednej z bohaterek!
Vesaas stworzył książkę wieloaspektową, głęboką, wrzynającą się w najgłębsze zakamarki naszej duszy. Pokazującą nam te strony naszej natury, o których najczęściej wolelibyśmy zapomnieć lub zgoła w ogóle nie wiedzieć. Jednak wbrew pozorom „Nocne czuwanie” jest powieścią optymistyczną. Tarjei Vesaas udowadnia, że nie ma zbrodni bez kary, ale również, że nie ma grzechu bez możliwości odpokutowania.
----
[1] Tarjei Vasaas, „Nocne czuwanie”, tłum. Beata Hłasko, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1966, s. 182.
[2] Tamże, s. 97-98.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.