Dodany: 26.02.2009 03:27|Autor: Meszuge
Genetyczne brednie
Trochę SF, trochę political fiction, trochę thriller… To wszystko dałoby się jeszcze znieść, ale w tej książce jest też MISJA, a za tym nie przepadam. Zwłaszcza wtedy, kiedy MISJA (koniecznie wielkimi literami, MISJA jest bowiem wielka i szlachetna – według misjonarza Crichtona oczywiście) okazuje się najważniejsza i jej to właśnie podporządkowana jest cała fabuła.
MISJA dotyczy głównie praktyki patentowania genów (przeciw) oraz weryfikacji i ujednolicenia przepisów dotyczących zasad rozporządzania tkankami (za).
W celu realizacji MISJI Crichton stworzył coś tak nieprawdopodobnego, że płakać się chce. W świecie biotechnologii i inżynierii genetycznej, czyli w chwili obecnej w USA, albo za kilka miesięcy, papugi pomagają dzieciom odrabiać lekcje z matematyki, szympansy chodzą do szkoły wraz z ludzkimi dziećmi, firmy mogą uzyskać prawo własności do komórek określonego człowieka, a kiedy ten wymknie im się z rąk, mogą – w majestacie prawa – ścigać jego dzieci za kradzież, bo przecież mają one te same geny.
Całość zmontowana jako paradokument z wypowiedziami naukowców, z artykułami gazetowymi, wywiadami itd.
Kompletna bzdura…
Jedyne, co warte jest pochwały, to profesjonalny warsztat pisarski autora, ale i tu Crichton mocno już przesadził dzieląc powieść na dziesiątki malutkich fragmentów przemieszanych ze sobą jak groch z kapustą.
Cel być może szczytny, ale wykonanie porażająco naiwne.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.