Dodany: 30.01.2009 00:40|Autor: aerien

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Zupa z granatów
Mehran Marsha

1 osoba poleca ten tekst.

"Albo tu pachnie niebem, albo nie wiem czym"


Och. Och.

Od przeczytania debiutanckiej powieści Marshy Mehran, tej młodziutkiej i ślicznej, nieznanej mi dotąd pisarki, mija już dobrych parę dni, a ja wciąż czuję się onieśmielona, zupełnie niezdolna do spisania wrażeń, zupełnie jakbym wróciła z niezwykłej podróży, z Krainy Czarów chociażby.

Bo czymże jest "Zupa z granatów", jeśli nie piękną, przesyconą magią baśnią, w której postaci są albo skrajnie dobre, albo najzupełniej złe, i w której właśnie dobrem zło się zwycięża.

Akcja tej niezwykłej powieści-baśni toczy się niemal równolegle w Ballinacroagh, małym, spokojnym irlandzkim miasteczku, usytuowanym pomiędzy nieco większymi Castlebar i Westport (dacie wiarę, że w obu tych miejscach byłam, zaledwie przed rokiem?) i we wstrząśniętym rewolucją islamską Iranie (który to kraj jawi nam się jedynie w retrospekcjach, i w którym, w co uwierzyć nietrudno, nie byłam). Miejsca te, tak odległe przecież, tak odmienne przecież, przenikają się, łączą, spajają za sprawą trzech irańskich sióstr Aminpour: Mardżan, Bahar, Leyli, z których każda ma nie tylko bajeczną, egzotyczną urodę i niezwykły urok osobisty, ale też magiczne właściwości. O tym jednak za chwilę.

Tymczasem trzy irańskie siostry uciekają z Teheranu do Ballinacroagh. Teheran to miasto dobrych wspomnień z wczesnego dzieciństwa sióstr, kiedy z całą rodziną siadywały na dachu domu, słuchając niezwykłych opowieści, snutych przez bliskich; to także, a nawet przede wszystkim, miasto jak ze złego snu, ogarnięte rewolucją, niebezpieczne, groźne. Jedno i drugie wraca we wspomnieniach rodzeństwa Aminpour, kiedy już osiada ono w zacisznym, niemal anonimowym miasteczku irlandzkim, jawiącym im się jako oaza spokoju.

Rzeczywiście, Ballinacroagh miało stać się bezpieczną, cichą przystanią dla sióstr Aminpour, tymczasem "ich obcość budzi powszechną nieufność"[1] wśród mieszkańców. Daleko posuniętą wrogość nawet. Dziewczęta "muszą znaleźć sposób, by pokonać ludzką niechęć i zjednać sobie przyjaciół w nowym miejscu"[2].

Bohaterki powieści otwierają więc w Ballinacroagh egzotyczną Cafe Babilon - kawiarnię czy też restaurację, w której serwują własnoręcznie przygotowane dania kuchni perskiej (notabene przepisy na te potrawy otwierają każdy z 13 rozdziałów książki, co może stanowić nie lada gratkę dla smakoszy - ja, w każdym razie, ślizgałam się po nich jak "gwiazdy" po lodzie, nie ufając swoim kulinarnym umiejętnościom).

I właśnie za sprawą Cafe Babilon w tej książce pojawia się magia. Oto wymyślne potrawy stają mi przed oczyma, nieznane dotąd zapachy pobudzają zmysł węchu (jak pachnie cząber, nie wiem, ale czytając, wyraźnie go czuję), "Jezu, Maryjo, Józefie święty. Albo tu pachnie niebem, albo nie wiem czym"[3]. Podczas lektury, przy której pogryzałam czekoladę mleczną lub biegłam podsmażać ulepione przez Babcię pierogi z soczewicą, układałam w głowie tytuł swojej recenzji: "Uwaga! Nie czytać na czczo!". Wszystko się jednak zmieniło, mniej więcej w połowie książki.

Bo nie o jedzenie tu chodzi, na co wskazywałby tytuł i porównania (nie wiem, czy trafne, bo nie czytałam) do "Czekolady" i "Przepiórek w płatkach róży". Historia tu opowiedziana, choć bez wątpienia smakowita i sugestywna, ma przecież drugie dno. Iran. Rewolucja. Ból. Strach. Każdy zapach, każda potrawa przypomina siostrom Aminpour (a przy okazji czytelnikom) o cierpieniu i powodach, dla których wyemigrowały z rodzinnego kraju. Te fragmenty są równie sugestywne jak opisy aromatycznych potraw, choć oczywiście w nieco inny sposób. Pełne bólu i przemilczeń, ujawniane stopniowo, aż do dramtycznego finału - wspomnienia z ogarniętego rewolucją Iranu. Myślę, że właśnie to jest w tej książce najistotniejsze. Bo nawet tytułowa zupa z granatów ma tutaj swoje znaczenie.

Niewiarygodne, jak miękko, niemal niezauważalnie, Autorka wprowadza w świat baśni fakty, historię, której sama doświadczyła: podobnie jak bohaterki powieści, rodzice Mehran i ona sama, wówczas dwuletnia, uciekli z Iranu, stali się emigrantami. Autorka mówi o sobie: "jestem Iranko–Irlandko–Amerykanką z australijskim paszportem"[4].

Mimo powagi tematu powieść Marshy Mehran ma w sobie dużo uroku, ciepła właściwego baśniom. I magii. Siostry Aminpour, na przykład, obdarzone zostały niezwykłymi zdolnościami i cechami: Mardżan ma rękę do roślin, pod jej dłonią, nawet na dotąd jałowej glebie, wyrasta bujna roślinność i zioła, ma niebywały talent kulinarny. Bahar jest przede wszystkim krzepka i silna jak mężczyzna, a ciało najmłodszej z sióstr wydziela przyjemną różaną woń. Niezwykle barwna jest także cała galeria innych postaci, od których rojno jest i w Ballinacroagh, i na kartach powieści; budzący sympatię i współczucie sklepikarz, tworzący encyklopedię krasnoludków, samotna wdowa, której pot ma konsystencję cukru.

Odnajdziemy tu i ciepło, i magię, i zapachy; wątki nieomal kryminalne czy romansowe. Okrucieństwa rewolucji i uroki życia w małym miasteczku, gdzie każdy o każdym wie wszystko. Może też samą Autorkę najbardziej przypomina mi Mardżan. I piękny, baśniowy język, momentami wulgarny, nierzadko zabawny, ironiczny.

Ja naprawdę, naprawdę nie chciałam wracać z Ballincroagh. I dlatego, czytając egzemplarz biblioteczny, postanowiłam, że muszę, muszę zaopatrzyć się w swój, absolutnie prywatny. Do przeglądania. I do wdychania tych nieziemskich aromatów cynamonowo-różano-jaśminowych, które podczas lektury wydają się tak bardzo obecne, że niemal namacalne.



---
[1] Nota wydawcy (W.A.B., 2006).
[2] Marsha Mehran, "Zupa z granatów", tłum. Jolanta Kozak, wyd. W.A.B., Warszawa 2006. tekst z okładki.
[3] Marsha Mehran, "Zupa z granatów", tłum. Jolanta Kozak, wyd. W.A.B., Warszawa 2006, s. 9.
[4] Fragment wywiadu ze strony refugee.pl.



[Tekst umieściłam również na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8426
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: moremore 30.01.2009 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Och. Och. Od przeczyta... | aerien
Bardzo, bardzo podoba mi się Twoja recenzja, bo jest osobista, emocjonalna i zaangażowana. I uśmiechałam się przy czytaniu :) Rzadko ostatnio sięgam po takie książki, chyba się jednak skuszę, jakoś trzeba zapomnieć o tej zimie.
Pozdrawiam!
Użytkownik: cypek 30.01.2009 23:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo, bardzo podoba mi ... | moremore
Mnie też się podoba.
Użytkownik: dansemacabre 30.01.2009 21:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Och. Och. Od przeczyta... | aerien
Po lekturze Twojego tekstu chyba śmiało mogę czytać kontynuację losów bohaterek w "Wodzie różanej i chlebie na sodzie" bez lęku, że czegoś nie zrozumiem. Dzięki za tę recenzję!
Użytkownik: carmaniola 31.01.2009 10:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Och. Och. Od przeczyta... | aerien
Dziękuję za tę recenzję. Jakiś czas temu "namierzałam się" na "Zupę z granatów", ale ostatecznie wyrzuciłam ze schowka, bo wydało mi się, że będzie za słodka i za mdła. Może jednak nie? Może uda się zanurzyć w baśniowy świat, który tak lubię? Po Twoim pisaniu nie omieszkam spróbować. :-)
Użytkownik: goszka89 31.01.2009 23:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za tę recenzję. ... | carmaniola
Mnie niestety książka wydała się za słodka i mdła - jednym słowem rozczarowanie. Może dlatego, że tak bardzo się na nią nastawiłam? Przecież uwielbiam książki przesycone smakiem i zapachem, i to jest jej mocna strona. Jednak fabuła jakaś taka płaska, jednowymiarowa.
Użytkownik: verdiana 31.01.2009 23:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie niestety książka wyd... | goszka89
Mam dokładnie takie odczucia jak Ty. Postawiłam 4, wahając się, czy nie dać 3, ale podejrzewam, że kontynuację przeczytam. ;)
Użytkownik: carmaniola 01.02.2009 11:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie niestety książka wyd... | goszka89
Mam nadzieję, że przeżyję. Czasem trzeba człowiekowi odrobinę prostoty i słodyczy. I magii!:-)

Rzuciłam się na książki "Serii z miotłą" skuszona nazwiskiem Axelsson, tym bardziej, że kilka z nich dotyczy rejonów, które mnie interesują, ale one są strasznie nierówne, i chyba tylko jedna pozycja, poza książkami autorstwa Szwedki, przypadła mi do gustu. Cóż... zobaczymy. :-)
Użytkownik: sophia 09.02.2011 10:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że przeżyję... | carmaniola
Niestety "Zupa z granatów" jest o kilka poziomów niżej niż książki Axelsson. Owszem, to czytadło jest smakowite (w dosłownym sensie), ale to wciąż tylko czytadło.
Użytkownik: carmaniola 10.02.2011 09:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety "Zupa z granatów... | sophia
I nikt temu nie przeczy. ;-)
Użytkownik: aerien 01.02.2009 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Och. Och. Od przeczyta... | aerien
Dziękuję za ciepłe słowa :)
Jarku - będę czekać na Twoją recenzję. Sama też już zaopatrzyłam się w "Wodę różaną..." i jak tylko uporam się z Lessing i Lewycką - zabieram się do czytania. Będzie okazja do porównania wrażeń zupełnie "na świeżo" ;)
Co do "Zupy z granatów" jeszcze - tak jak pisałam, z początku również traktowałam ją jak "książkę o jedzeniu" (stąd pomysł na tytuł recenzji - żeby nie czytać na czczo), ale już mniej więcej w połowie zrozumiałam, że jedzenie, zapachy, przepisy to tylko pretekst do opisania ważniejszej historii. I jeśli się wgryźć w tę właśnie spodnią warstwę (mam na myśli wspomnienia z Teheranu), to opisy potraw i kuszące, niemal wyczuwalne aromaty schodzą na plan dalszy. Jedna z biblionetkowych recenzentek wyznała, że "ślizgała się" po opisach wspomnień z Iranu. Myślę, że to błąd - wtedy faktycznie powieść Mehran traktować można jako zupełnie lekkie czytadło.
Cała historia opisana jest w książce tak prosto, że rzeczywiście można uznać ją za łatwą i lekką, do szykiego zapomnienia. Ale mnie taki sposób opowiadania, baśniowy, postaci tworzone wg pewnych schematów jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, że jest to powieść bardzo dobra. No, ja w każdym razie doszukałam się drugiego dna ;) Może niesłusznie, ale cóż - miałam ogromną przyjemność z czytania i fajną intelektualną strawę. :) No i mam już na półce "Wodę różaną" :) Tak czy siak - książka z drugim dnem lub nie, ale przeczytanie jej z pewnością nie będzie stratą czasu :)

Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za wszystkie komentarze :)
aerien
Użytkownik: paulinarz 02.02.2009 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za ciepłe słowa ... | aerien
Piękny tekst! Poczułam trochę klimat "Sklepów Cynamonowych", oczywiście dodaję do ulubionych. Pozdrawiam.
Użytkownik: Suara 12.01.2012 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Och. Och. Od przeczyta... | aerien
Dziękuję za recenzję. Wahałam się ale teraz już wiem, że na pewno przeczytam.
Użytkownik: robinslav 05.02.2015 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Och. Och. Od przeczyta... | aerien
Przesłodzony stek bzdur. Naiwne dziwadło literackie z nierealnym miasteczkiem i równie dziwacznymi postaciami. Sam nie wiem dlaczego dałem 3,5!? Drugiej części nie przeczytam! Szkoda tylko, że autorka zmarła tal młodo (36).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: