Dodany: 28.01.2009 04:47|Autor: Bozena

BBB


Kiedy na przełomie maja i czerwca 1978 roku Jorge Luis Borges miał na Uniwersytecie Belgrano w Buenos Aires przeprowadzić wykłady na zupełnie dowolne tematy – bez kłopotu uporał się z ich wyborem, i do wszystkich zgromadzonych na sali słuchaczy, a właściwie do każdego z osobna (bo „wszyscy” to abstrakcja, jak twierdził) mówił:
- o książce jako o czymś tak intymnym jak ręce i oczy;
-o nieśmiertelności jako nadziei dla jednych ludzi a dla innych nie;
- o Emanuelu Swedenborgu utrzymującym w swej doktrynie, że zmarli nie są pozbawieni woli i sami decydują o pójściu do piekła lub nieba;
- o opowiadaniach kryminalnych i Edgarze Poe;
- wreszcie o czasie mówił - najbardziej frapującym go zagadnieniu filozoficznym w kontekście metafizycznej przemiany.

Książka „Borges mówi” jest zestawieniem tych właśnie pięciu wykładów. Słuchacze zareagowali na nie życzliwie, odpowiedzieli refleksją i żywym odczuciem. Ale to nic dziwnego, bo pisarz ciekawym słowem wiązał audytorium, nie wynosił się ponad nich, a stawał równorzędnym partnerem w „dialogu”. I, jak sam powiedział, odniósł sukces, którego nawet nie oczekiwał.

Zanurzając się w tekst Borgesa - z dużym zaciekawieniem podążałam za wymową zdań interpretujących istotne kwestie egzystencjalne. Spojrzenie jego jest śmiałe, nieraz w opozycji do uznanych wykładni naukowych, filozoficznych czy teologicznych, przy tym jego znajomość literatury imponuje; wszystko postrzegał przez pryzmat literatury i nie wyobrażał sobie życia bez niej. I tutaj, jak w labiryncie z trudnymi do policzenia rozgałęzieniami, poruszał się swobodnie, sięgał do rozlicznych przykładów z różnych epok i miejsc, odwoływał do dzieł literackich, cytatów z nich, historii myśli, filozofii kultury... i z precyzją objaśniał swój punkt widzenia.

1. Mówił o Biblii, Koranie, Kabale, gdzie nic nie miało być przypadkowe, żadna sylaba, żaden werset. Możliwe więc, że to wszystko podyktowane było przez Bóstwo (?). W wywodach swych zmierzał do książki teraz, przypomniał, że Bernard Shaw w sztuce „Cezar i Kleopatra” nazwał Bibliotekę Aleksandryjską - pamięcią ludzkości, dodał, że oprócz pamięci książka jest też wyobraźnią. I tak, mijając czasy i przestrzenie od największych mistrzów słowa, którzy stronili od zapisu - jak Sokrates lub Pitagoras (przekonany, że litera jest martwa) - Borges dotarł do żywego ducha swych książek i tych z Biblioteki Narodowej w Buenos Aires. Biblioteki, której był w końcu dyrektorem. Dotarł też do studentów, doradzając im, aby nie czytali recenzji, a książki właśnie, bo wtedy będą mogli wsłuchiwać się w głos autora i czerpać większą radość z czytania. Jako formę szczęścia.

Droga od słowa do literatury wybitnie go fascynowała: wspominał nawet, że miał chęć napisać historię książki, ale ubiegł go Oswald Spengler, autor „Zmierzchu Zachodu”. Być może, gdyby ją pisał, zacząłby od objaśniania klasycznej starożytności, gdzie nie było kultu dla książki, i od Homera - opiewającego gniew Achillesa - natchnionego nie przez Bóstwo, lecz muzę. A potem rozwinąłby problem mówionego słowa, uskrzydlonego, ulotnego, jak je nazwał Platon, który po to wymyślił dialogi, by książki „mówiły”.

Tymczasem Borges uśmiechał się, bo bardzo możliwe, że Platon wymyślił też... Sokratesa. ;)

Już Seneka, a i później Montaigne wykpiwali ludzi nadmiernie gromadzących rozmaite dzieła, nadto Montaigne akcentował, że nie czytał dalej takich ustępów, które w jakimś momencie trudność mu sprawiały; uważał, że książka powinna przynosić nam radość; autor wykładów identycznie myślał, choć z początku wydawało mu się, że tamci wypowiadają się przeciw książce. I co ciekawe, co wiem z niepublikowanych u nas wspomnień służącej Borgesa o olśniewającym imieniu Epifania (zwanej Fanny), że on sam partiami wynosił książki z domu, oczywiście - te zbędne. W niezbędnych pomiędzy stronicami trzymał banknoty. :) Dzieła niepotrzebne już zostawiał pod stolikami w kawiarniach, niby to w roztargnieniu. Albo pozbywał się ich w czytelniach. Nie czytał gazet (pomijam tutaj smutny fakt: Borges tracił wzrok, pod koniec życia był niewidomy), nie miał ani telewizora, ani radia, powiedziałabym: uobecniał się w skupieniu. Gdy ktoś z gości czy domowników przynosił gazety – wyrzucał je przez balkon. W dosłownym znaczeniu. Od tej strony wszyscy sąsiedzi go znali. A czy od innej też? To był spokojny człowiek. :)

A Borges, zdaje się, uśmiechał się...

2. Wszystkie wykłady opatrzone są przepastnymi (skąd kolejne rozwidlenia i źródło niewyczerpanej wiedzy) i rzetelnymi przypisami tłumacza Andrzeja Sobola-Jurczykowskiego (uznanie); a ten o nieśmiertelności duszy, niezbyt długi, zawierał największą ich liczbę, co świadczy o tym, na jak wielu artystów i myślicieli, i ich dzieła Borges pragnął ukierunkować uwagę słuchacza. Skłonić go do poszukiwań, analizy, refleksji, skłonić do próby odpowiedzi na pytanie: dlaczego człowiekowi od prawieków tak bardzo zależy na eksploracji zagadnienia nieśmiertelności duszy, co i w literaturze trwale odzwierciedla się. Wątpię jednak, by mógł on zgadzać się w całości z którąkolwiek doktryną religijno-etyczną, jeśli sam znał odpowiedź. Myślę, że nawet najżarliwsza religijność dająca nadzieję na zbawienie nie zmieniła przez wieki nic. Autor wykładów powiedział, że nie chce po śmierci nadal być Borgesem, nie chce myśleć o transgresji dusz, i nie chce nieśmiertelności osobistej, przypominając, jak to Goethe nie mógł pogodzić się ze śmiercią przyjaciela i „żądał” tej nieśmiertelności dla niego.

Zatem - czego Borges chciał? Wyjaśniająca partia tekstu przekazana jest z upojeniem, wirem, traktuje o innej formie nieśmiertelności, i to wszystkich nas. A sens jej w Pamięci tkwi.

Fanny powiedziała, że pan Borges chyba nie wierzył w Boga, była zdumiona, że po śmierci matki chodził on codziennie na cmentarz i... modlił się.

3. Opowieść o długim życiu Emanuela Swedenborga, inteligencji jego, pracy i wynalazkach podobnych do wynalazków Leonarda da Vinci - fascynuje jak baśń. Ale i momentami... bawi, zdumiewa, budzi niewiarę. Niewiarygodne też z perspektywy dzisiejszej wydaje się jego mistyczne objawienie: miał on za głosem Jezusa zostać Odnowicielem Kościoła, a stał się twórcą nieco innej, powiedziałabym: przyjaznej doktryny religijnej. I anioł z Ziemi znajdzie w niej coś dla siebie, i demon. Każdy. Wedle woli i odczuć. Bowiem jak w życiu, tak i po śmierci - w niebie lub w piekle - szukać będzie swojego towarzystwa. ;)

Borges miał Swedenborga za najbardziej niezwykłego i tajemniczego poddanego Karola XII, za wielkiej klasy wizjonera. Przeczytał cztery tomy dzieł Swedenborga (jest ich pięćdziesiąt) i wykład Emersona o nim; doradzał zapoznanie się choćby z jednym dziełem: „O niebie, o piekle i ich cudach”. Mówił też, że nie dopatrzył się oznak szaleństwa autora; uważał, że doktrynę zbawienia z intelektualnym niebem - wyłożył jasno. Człowiek musi się zbawić, myślał wizjoner, nie tylko etycznie, ale i intelektualnie; a potem William Blake dopowiedział trzeci rodzaj zbawienia: poprzez sztukę. Borges dziwił się, że Kościół Swedenborgiański w Pensylwanii ma zaledwie kilka tysięcy wyznawców: w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Szwecji i Niemczech, ale jednocześnie usprawiedliwiał tę liczbę powracającym jak sen „skandynawskim przeznaczeniem”. Bo, zdaje się, to wikingowie na kilka wieków przed Krzysztofem Kolumbem dotarli do Ameryki, a nadal mówimy, że odkrył ją Kolumb.

4. Opowiadania kryminalne pozostawił nam w „spadku” Edgar Poe, i jak dotąd są one, wedle słów Borgesa, jedynym uporządkowanym przejawem powieści literackiej: z początkiem, rozwinięciem i zakończeniem; skarżył się na ogólny chaos literacki, z czym trudno jest mi się zgodzić, i widział w tych opowiadaniach pewną formę ochrony książki... inteligentnej, mającej swój typ myślącego, podejrzliwego czytelnika. Od dawna nie czytam już kryminałów, a więc niełatwo mi z tą sugestią dyskutować, lecz nie sądzę, żeby miłośnicy innych gatunków literackich byli mniej inteligentni. Może są bardziej ufni, i może dłużej niż tamci głowią się nad rozwiązywaniem szarad. Dedukowaniem. A dalej – to już więcej mi nie pasuje: Borges poświęca tyle energii, aby udowodnić, że słynny wiersz Edgara Poego „Kruk” („Never More”) jest lichym utworem powstałym w istocie jako objaw formy, gra autora z innymi i z samym sobą, próba zamaskowania słabości do alkoholu, predyspozycji do rozpaczania. Ale jakie to ma znaczenie? Tym bardziej, że ostatecznie całość spuścizny Poego - Borges ocenia jako dzieło geniusza. Nie on jeden. Tak czy inaczej – ten wiersz jest ważny. „Never More” inspirował opowiadania kryminalne, które pisarz chwali za solidne rusztowanie, uważa za literaturę faktu intelektualnego.

Spójrzmy jeszcze przez chwilę, co Borges mówił o narodzinach „Never More”, opierając się na materiałach Poego. To w największym skrócie:
- Edgar Poe wybiera do refrenu niewiadomego jeszcze wiersza silnie wpisujące się w pamięć (fonetyczne brzmienie) litery w języku angielskim, a są nimi „o” i „r”;
- myśli o wyrazach, które je zawierają, przychodzi mu do głowy: never more (nigdy już);
- dochodzi do wniosku, że człowiek nie może przy końcu każdej zwrotki, w refrenie, powtarzać: „nigdy już”;
- decyduje, że w takim razie nie musi tych słów wypowiadać istota rozumna, niech to będzie ptak, a że akurat czytał powieść Charlesa Dickensa „Barnaby Rudge”, gdzie występuje kruk - ma już kruka. O imieniu Never More;
- teraz duma: jaki i o czym ma być ten wiersz; dla jego melancholijnej natury naturalnym jest, że smutny; a co jest najsmutniejsze? śmierć pięknej ukochanej;
- zatem kochanek opłakuje jej śmierć siedząc w bibliotece na tle białego popiersia Minerwy; a dlaczego białego? Bo czarne (kruk) na białym najbardziej widoczne jest, to wyraz ekspresji;
- a co robi kruk w bibliotece? Ucieka (ulatuje) przed rozszalałą burzą, i przez okno do niej wpada, a więc w miejsce wybitnie spokojne wprowadza nastrój grozy;
- zapytany przez zrozpaczonego człowieka, kim jest, odpowiada: never more (nigdy już);
- mężczyzna świadomie dręczący się, a bliski szaleństwa znajduje rozkosz w cierpieniu, zadaje więc krukowi kolejne, jedno po drugim, pytania, tak sformułowane, że odpowiedź na nie, którą już i tak zna, brzmi: never more, never more...

Spotkałam się z wieloma interpretacjami „Kruka”, i teraz, po dociekaniach Borgesa przychodzi mi na myśl Nietzsche ze swą sentencją, że nie istnieją fakty, a tylko interpretacje.

Jorge Luis Borges w dalszej części wykładu mówił o rozwoju literatury detektywistycznej. A ja już tylko przypomnę o tym, że pierwszym detektywem w historii literatury był przenikliwy paryżanin Auguste Dupin z pierwszego opowiadania kryminalnego Edgara Allana Poe „Zabójstwo przy Rue Morgue”. Dzieła autora „Kruka” inspirowały wielu poetów i pisarzy (nawet malarzy), wystarczy wspomnieć choćby Baudelaire’a, ucznia Poego, który miał, jeśli dać wiarę słowom Borgesa, modlić się codziennie do mistrza; a już z pewnością bardzo wielu z nas pamięta o Sherlocku Holmesie stworzonym przez Arthura Conan Doyle’a...

5. Przechodząc do - najbardziej odczuwanego przez nas - problemu czasu, Borges zwrócił uwagę na zbyt powszechne i lekkomyślne, wedle niego, łączenie w dociekaniach spójnikiem „i” czasu i przestrzeni. Sugeruje doświadczenie z wyobraźnią. W tej wyobraźni pozostawia nam, ludziom, jeden zmysł tylko, a mianowicie: słuch, i chce przekonać, że wtedy postrzeżenie będzie jedyne: wrażanie się w świadomość odczucia upływu chwil... Jakiś tam świat składałby się wówczas z jednostek odczuwających przemianę czasu i tożsamości porozumiewających się jedynie słowem. I więcej już nic. Mniej istotne jest tutaj, w rozważaniach, czy przemianę przeszłości w przyszłość, czy przyszłości w przeszłość, jak określał upływ czasu James Bradley. A zatem: ludziom najbliższy jest problem czasu, a nie przestrzeni.

Czym więc jest czas, bez którego nie możemy się obyć? Znowu w wywodach Borgesa pojawia się Platon z najdawniejszą definicją czasu jako ruchomego obrazu wieczności; tę definicję autor wykładu stara się podważyć (ciekawe tutaj snuje refleksje), przywołując w „konfrontacjach”, obok własnych, przemyślenia rozmaitych mistyków i filozofów. Są wśród nich: Heraklit, Blake, Schopenhauer, św. Augustyn, Bergson, Russell, Newton...

Czym jest owa wieczność Platona i nasza? Chwilą, w której łączą się wszystkie czasy, jak mówią teologowie? A może jest... Sztuką: stałością tego, co ulotne jest.


Dziękuję Ci, E.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 18673
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 51
Użytkownik: cordelia 30.01.2009 22:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy na przełomie maja i... | Bozena
Z przyjemnością i zainteresowaniem - zresztą nie pierwszy raz :-) - przeczytałam Twoją recenzję, Olgo. Widzę, że i Ciebie pociągają zagadnienia filozofii :-)

Mam uwagę do Borgesowskiej krytyki "Kruka" Poego: czy aby, uznając wiersz tylko za formalną grę pozbawioną innych walorów, Borges nie zrzuca na Poego własnych grzechów? Niejednemu utworowi Borgesa można zarzucić to samo - przynajmniej ja zarzucam to niektórym jego opowiadaniom, np. "Bibliotece Babel" - z tą tylko różnicą, że gra jest tam prowadzona za pomocą innych, bardziej "intelektualnych" środków. Lubię "Kruka" właśnie za jego formalny wdzięk (przynajmniej w oryginale jest on, moim zdaniem, nieodparty) i na podstawie tego, co piszesz, odnoszę wrażenie, że Borges, krytykując ten wiersz za jego czczą urodę, postępuje trochę tak, jakby zarzucał pięknej kobiecie, że jest piękna w sposób zbyt oczywisty.
Użytkownik: Bozena 01.02.2009 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przyjemnością i zainter... | cordelia
Jejku, ale mnie ucieszyłaś.

Słaba, bardzo niewielka jest moja znajomość twórczości Borgesa, lecz Twoje słowa, Cordelio, wprowadzam do własnego słownika (jeśli rzecz będzie się miała podobnych okoliczności); „... postępuje trochę tak, jakby zarzucał pięknej kobiecie, że jest piękna w sposób zbyt oczywisty”.

Borges jest "strasznie" sympatyczny, ale, doprawdy, zdumiał mnie tą krytyką „Kruka”.

Napisz, proszę, choć tylko dwa słowa o „Bibliotece Babel”, to znaczy: rozwiń ten zarzut.

Użytkownik: cordelia 02.02.2009 18:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Jejku, ale mnie ucieszyła... | Bozena
Och, jak mi miło :-)

„Bibliotekę Babel” czytałam jakiś czas temu, ale najważniejsze chyba pamiętam... Idea opowiadania, inspirowana Kabałą, polega na przedstawieniu wszechświata jako „biblioteki totalnej”, w której znajdują się wszystkie możliwe księgi (różne, w większości bezsensowne, zestawienia liter), w tym „księga ksiąg”, esencja i kompendium wszystkich. Borges rozwija tę koncepcję, zresztą bardzo zgrabnie, inteligentnie i z lekkim dystansem; na końcu formułuje wniosek, że Biblioteka jest nieskończona i periodyczna; i właściwie to tyle. Ktoś mógłby powiedzieć: „aż tyle”. Ale ja mówię: „tylko”.

Opowiadanie przypomina zagadnienie matematyczne dyskutowane na przykładzie bez pomocy wzorów. Zagadnienia matematyczne (zwłaszcza te, do których najchętniej nawiązuje Borges) są niezwykle interesujące, a koncepcja zbudowania opowiadania na podstawie takiego zagadnienia jest bardzo ciekawa, śmiała i nowatorska (przynajmniej była taka w chwili powstania „Biblioteki Babel” i innych „matematycznych” opowiadań Borgesa). Nie można też zarzucić takiemu opowiadaniu braku „głębszych treści”, ale mimo wszystko mój konserwatywny umysł po ukończeniu lektury oprócz oszołomienia odczuwa niedosyt.

Porównując „Kruka” i „Bibliotekę...”, w skrócie przedstawiłabym je tak:

- „Kruk” – problem emocjonalny przedstawiony w emocjonalnej formie (działająca na emocje forma wiersza, rymy, rytm, powtórzenia itp.)
- „Biblioteka Babel” – problem intelektualny przedstawiony w formie intelektualnej (matematyczno-kabalistyczna koncepcja i jej rozwinięcie).

Ani jedno, ani drugie nie wnosi moim zdaniem wiele: każdy autor krąży w swoim labiryncie, Poe (jego podmiot liryczny) pogrąża się w rozpaczy, Borges we własnym intelektualizmie, lecz w obu przypadkach oprócz przyjemności wywołanej formą niewiele z tego wynika. Ale przyznaję szczerze, że wolę uroczego „Kruka” niż uczoną „Bibliotekę...” Bądź co bądź również Parys wybrał Afrodytę :-)

Dodam, że Borges jest jednym z moich ulubionych, a przynajmniej najbardziej interesujących mnie, autorów, więc raczej nie uprzedzenie jest przyczyną moich odczuć wobec tego sławnego, i zresztą zasługującego na sławę, opowiadania, a także wobec paru innych jego opowiadań, którym można zarzucić to samo. Nie jest też tutaj przyczyną niechęć do matematyki, bynajmniej :-) Na przykład opowiadanie „Księga piasku” – w którym tytułowy wolumin ma nieskończoną liczbę stron, mamy więc do czynienia z nieskończonym zbiorem i różnymi konsekwencjami jego nieskończoności – przemawia do mnie znacznie bardziej niż „Biblioteka...”. Być może dlatego że jest mniej złożone, a przez to bardziej przejrzyste i znacznie łatwiejsze w czytaniu. Ale chyba przede wszystkim dlatego że jest tam element emocjonalny: obawa przed nieskończonością, przed obłędem, w który może wpędzić obcowanie z nią. Z „Biblioteką Babel” trudno nawiązać „kontakt emocjonalny”. Jest tam wprawdzie mowa o uczuciach (radości na wieść o tym, że Biblioteka zawiera wszystkie księgi, zniechęceniu wobec znikomo małego prawdopodobieństwa znalezienia ksiąg poszukiwanych), ale jakoś trudno mi je szczerze podzielać, a w każdym razie nie podzielam ich tak mocno, jak mogłabym podzielać uczucia wywołane przez rzeczy mniej niezwykłe.

To, co dotąd przeczytałam z Borgesa, skłania mnie do poglądu, że w początkowej fazie twórczości wystrzegał się on emocji jak ognia. Mam wrażenie, że chciał je zupełnie ze swoich utworów wyeliminować. Może właśnie dlatego tak się „uwziął” na „Kruka”, który przecież, pomijając konstrukcyjne „kalkulacje”, jest emocjonalny par excellence (chociaż właściwie nie wiem, może Borges wcale się nie uwziął, tylko chciał przedstawić słuchaczom swojego wykładu warsztat poety i asortyment sztuczek, którymi się posługuje?). W pochodzącym z późniejszego okresu zbiorze opowiadań „Księga piasku” (zawierającym opowiadanie, o którym wspomniałam) emocje są już obecne, oswojone. A mimo to autorowi nie grozi przecież grzech nadmiernej wylewności :-)

Oto moje "dwa słowa" ;-) Trochę mnie poniosło :-))
Użytkownik: Bozena 04.02.2009 17:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, jak mi miło :-) &... | cordelia
Super. Doceniam dwa słowa.:))

Odpiszę, Cordelio, w tym tygodniu.
Użytkownik: Bozena 06.02.2009 04:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Och, jak mi miło :-) &... | cordelia
Czytając Twój tekst o „Bibliotece Babel”, Cordelio, przychodzi mi na myśl „Imię róży”, ale bardziej Kabała, bo jeśli w bibliotece Borgesa są wszystkie księgi („w większości bezsensowne, zestawienia liter”), jak napisałaś, to wydaje mi się, że on jednak próbował szukać sensu. Lecz nie wiem na pewno (książki tej nie czytałam). Tutaj, w wykładach, widać jego pasję poszukiwacza, i nienasycenie z wyrażeniem: „nie wiem”. Niewiele on mówi o Kabale (w wykładzie o książce), zaś o matematyce – tak, w aspekcie-koncepcji chwil transfinalnych (części chwili są nie mniej liczne niż całość chwili) na bazie różnych serii liczb nieskończonych Bertranda Russella. Ale jako że (co wiemy) spoglądał on na wszystko przez pryzmat literatury - nietrudno jest mi domyśleć się, iż idea czasu kojarzy mu się z ideą nieskończonej biblioteki, periodycznej.

Temat, Cordelio, niezwykle ciekawy, nośny, powiedziałabym: pasjonujący, ale, i my - mocno go rozwijając - dojdziemy w efekcie do wielkiego znaku zapytania. Nie tylko dlatego, że nasza wiedza znikoma jest. Dojdziemy do Twojego: „tylko tyle” lub „aż tyle”. Bo muszę Ci powiedzieć, że gdy Borges rozwijał koncepcję podziału czasu na chwile, a dla przykładu umieścił przedmiot na powierzchni stołu, który to przedmiot miał przemieścić się na przeciwległy jego kraniec – czułam się jak we śnie: jakby bolały mnie kolana, jakbym biegła, uciekała przed grozą, i... w miejscu stała. Byłam zniecierpliwiona. „Tylko tyle”. I „aż tyle”, albowiem zamierzenie Borgesa – przynajmniej w moim przypadku – ziściło się. Co pokazał? Nim przedmiot dotrze (czy w ogóle dotrze?) na przeciwległy kraniec stołu musi najpierw pokonać połowę odległości, zanim połowę odległości pokona – musi pokonać połowę połowy odległości, i tak dalej. Podział jest nieograniczony (nieskończony) – transfinalny. I nieograniczona jest ilość punktów, po których przedmiot przesuwa się. Zaś chwila – owo TERAZ – nieuchwytne jest jak punkt! I tutaj matematyka, i obłęd, o którym piszesz i ekscytuje, i niepokoi. Aż nie chce mi się myśleć o tym; nie chcę już biec, uciekać... Bo dokąd? Zaś podziw dla matematycznego ujęcia rzeczywistości - nawet jeśli nie do końca matematykę rozumiałam, to lubiłam ją [zakończyłam „myślenie” na ekonometrii :)] - pozostał we mnie. Tak wielkie jest jej zastosowanie w naszym codziennym życiu, widoczny jest jej uniwersalizm.

Miałam mnóstwo skojarzeń czytając Twój bogaty w treść komentarz, Cordelio. Bo jakoś tak myślę skojarzeniami. I mam zawsze na uwadze słowa naszego sławnego (nie mojego z uczelni, a miasta) wrocławskiego profesora Hugona Steinhausa o pośrednictwie matematyki pomiędzy duchem a rzeczami, zjawiskami... jednym słowem: materią. Tak i Borges, choć zbyt mało emocjonalnie próbował rozumieć – nie-rozumiane, nie był w stanie (bo chyba nikt nie jest) wyjaśnić aporii czasu. Niczego nam nie objawił, ale pokazał ścieżki, którymi wielcy szli, pozostawiając nam wolną wolę; i myśl niezupełnie jego: dlaczego nie mielibyśmy przyjąć koncepcji nie-jedności, a serii czasu (?), biorąc za podstawę rozważania matematyczne, dodam: z ideą nieskończonej biblioteki. :)

I co jeszcze? Otóż właśnie przypomniałam sobie jak ciekawie, i z jaką pasją pisał Ireneusz Kania w „Ścieżce nocy” o związku Nowego Testamentu (istota słowa - wiodącego do książki przecież) z Kabałą. Zajrzałam do notatek (bo sama taka "uczona" nie jestem), więc proszę, pozwól, że rozgadam się ciekawie.:)

Kiedy Ireneusz Kania czytał w języku hebrajskim teksty ewangeliczne – odczuł, że obcuje z autentycznym słowem Chrystusa. Ekspresja języka hebrajskiego, zdaje się, oszałamia. Język jest szorstki, ale nieprawdopodobnie nasycony treścią. Każde słowo ma wagę, masę. Powiadał on, że: „kabalistyczna metoda odczytywania tekstów Dobrej Nowiny może bardzo poważnie wzbogacić nasze ich rozumienie – nie mówiąc już o satysfakcji estetycznej, jaką to przynosi” [IK] (może i Borges podobnie myślał?). Kania uważa, że skoro bibliści nie robią tego, lub w niewielkim stopniu to robią - zatem słabo znają technikę żydowskiej hermeneutyki (w niej mieści się analiza gematryczna). Gematria, gdzie literom alfabetu hebrajskiego odpowiadają konkretne wartości liczbowe, w całym Nowym Testamencie odgrywa znamienną rolę. I tutaj wracamy do idei biblioteki Borgesa z rozmaitymi książkami („w większości bezsensowne, zestawienia liter”). I, zastanawiamy się nad sensem, bezsensem...

A oto kilka przykładów za słowami Ireneusza Kanii*:
- istnieje związek między Judaszem a trzydziestoma srebrnikami: gematria imienia Jehuda (Judasz) wynosi 30;
- „ Bestia” - to gematryczny zapis imienia cesarza Ulpiusa Trajana, który wydał edykt przeciwko chrześcijanom. Słowo: bestia - w języku greckim brzmi: thérion, jego odpowiednik w hebrajskim: behema; gematria słowa behema wynosi 52, identycznie jak: ben (52). Ben = syn. Kto pokona Bestię? Bestię pokona syn (Syn Boży).

Myślę, że jest czego szukać, jest co nieustannie odczytywać; może myślimy tutaj o sensie, może o Prwadzie, Tajemnicy... Mówi się, że tamte zbieżności nie są przypadkowe, jak i związki słów przykładowe:
- Jordan („zstąpienie Ducha”); zstąpić, to po hebrajsku: jąrad;
- ha – Tobel (Chrzciciel);
- Maszijach (Mesjasz);
- Jochanan (Jan);
- dabar Jehowa (Słowo Boga) jako „substancja Stworzenia”, i dalej...

Przyjmując tutaj, w konkretnych tych rozważaniach („Biblioteka Babel”), założenie, że Borges myślał tak jak Kania o kabalistycznej metodzie odczytywania tekstów (liter) – a przeczuwam, że właśnie tak było - to jego intelektualizm „pociąga” mnie. I nie umiałabym chyba przechylić się w stronę emocjonalności „Kruka” Poego. Nie mówię tego z jakiejś przewrotnej zasady; bo przecież sama jestem wrażliwa (emocjonalna, nie lekceważę intuicji...), i wiem, że rozważania naukowe i filozoficzne to nie wszystko jeszcze, ale jednak bogactwo myśli Borgesa, ten spacer po rozstajach (w intelektualnym labiryncie), w tym miejscu, jego erudycja, przekonują mnie; przekonują pomimo, iż efektem wydaje się być (wydaje): „tylko tyle”.

Bardzo doceniam Twoją śmiałość, Cordelio, w wyrażaniu „wolnego słowa” (jakby powiedział Henryk Bereza) - jasnego stanowiska – kto wie, może właśnie ono jest zbieżne z przeważającym spojrzeniem innych. Wszak, jak napisałaś: Parys uznał za najpiękniejszą boginię - Afrodytę.:)
„Rzecz mniej niezwykła”.:)

Masz sporo racji w kwestii emocjonalności Borgesa; tak: nie „groził mu grzech nadmiernej wylewności”. Dodam, że jeśli jego inwersja uczuć jest prawdą (dlaczego tylu geniuszy kłopoty ma?), to nie dziwię się ich sublimacji przez twórczość. A że właśnie książki były jego pasją od kolebki niemal, to tutaj, w sposób niezwykle dociekliwy, i lotny, odnalazł on swoje miejsce, szczęście; przenosząc do swych dzieł - może i bez emocji (o nieśmiertelności, w jego pojęciu, wszystkich nas - mówił z upojeniem) - intelektualny świat. Znając opowieść Fanny, powiem, że Borges po raz pierwszy ożenił się w wieku ponad sześćdziesięciu lat, na krótko. I chyba tylko matkę kochał: przyjaciela, opiekuna i doradcę w jednym. Zmarła ona mając dziewięćdziesiąt dziewięć lat.

Cordelio, tak „strasznie” się rozpisałam, ale Twój komentarz wymagał tego.:)
-------
* Kania mówił też o tym, jak to w starożytnych Chinach, a i w Grecji odkryto stosunki liczbowe rządzące wysokością tonów. Mówił o harmonii wszechświata; a mnie się przypomniało (aj, nie pamiętam skąd, chyba Cioran...), że muzyka nie jest dodatkiem do świata, a sama jest światem. Piękne.
--------
I jeszcze ogólna uwaga do mojej recenzji:

Bradley, o którym wspominam w kontekście przemiany czasu (przeszłości w przyszłość) - to nie ten sam, który obliczył prędkość światła.
Użytkownik: cordelia 06.02.2009 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając Twój tekst o ... | Bozena
Zadaję sobie pytanie: kto tu właściwie powinien poważnie pomyśleć o pisaniu? ;-))

Dzięki stokrotne, Olgo! Twoja wypowiedź jeszcze bardziej rozpędza lawinę myśli. Muszę je trochę pozbierać, zanim wyrażę je na piśmie. Obawiam się, że w przeciwnym razie mogłabym zginąć stratowana :-))

Na razie dodam tylko, że „Biblioteka Babel” jest króciuteńka: w zbiorze „Alef; Fikcje" (MUZA, 1993) zajmuje zaledwie 10 stron. Lecz nie jest to bynajmniej 10 stron czytanych jednym tchem. Kto wie, czy nie byłoby wskazane czytać jeden akapit na raz (mniej więcej jeden dziennie); być może sama dla próby zastosuję tę metodę, gdy przyjdzie na to czas.
Użytkownik: Bozena 07.02.2009 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Zadaję sobie pytanie: kto... | cordelia
Pozbieraj... A o "stratowaniu" nawet nie myśl.:)

Zapamiętam, Cordelio, dzięki, może uda mi się przeczytać więcej książek Borgesa.
Użytkownik: cordelia 06.02.2009 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając Twój tekst o ... | Bozena
Spojrzałam na godzinę, o której mi odpowiedziałaś, i przypomniałam sobie inną Twoją wypowiedź o podobnej porze. Czyżby bezsenność, Olgo?
Użytkownik: Bozena 07.02.2009 21:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Spojrzałam na godzinę, o ... | cordelia
Pamiętam tę inną wypowiedź, i będę pamiętała.:)

Rozmaicie bywa; lecz rzeczywiście brakuje mi snu. Bardzo boję się obiecywać, a wtedy obiecałam Ci, choć do końca tygodnia miałam jeszcze chwilkę...
Użytkownik: cordelia 08.02.2009 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Pamiętam tę inną wypowied... | Bozena
Możesz być pewna, Olgo, że nie miałabym Ci za złe, gdybyś przesunęła termin, zwłaszcza gdyby pozwoliło Ci to dobrze się wyspać!
Na bezsenność dobry ruch, wysiłek fizyczny. Aczkolwiek nie zawsze pomaga; to chyba bardzo skomplikowany problem... :-(
Użytkownik: cordelia 08.02.2009 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając Twój tekst o ... | Bozena
Olgo, jeśli pociągają Cię matematyka i Kabała, „Biblioteka Babel” jest zdecydowanie lekturą dla Ciebie. Dobrze jest być do niej przygotowanym (przynajmniej ja musiałam dokształcić się trochę, żeby zrozumieć, o co właściwie chodzi), ale widzę, że nawet teraz, sięgając po to opowiadanie „z marszu”, nie zaczynałabyś od zera. :-) Mam na myśli oczywiście Twoją znajomość „Ścieżki nocy” I. Kani, książki, której nie czytałam, ale którą przeczytać kiedyś mam nadzieję, zachęcona tym, co piszesz, a także Twoją jej oceną. :-) W Internecie przeczytałam, bardzo pobieżnie, to i owo o autorze i już na podstawie tych kilku wiadomości, które zdobyłam, widzę, że postać to zupełnie niezwykła. (A i czytanie Biblii w oryginale musi być niezwykłym przeżyciem). To natomiast, co pisze o Kabale, jest tym bardziej ciekawe, że dotyczy zastosowania kabalistycznych metod do Nowego Testamentu, którym kabaliści żydowscy nie zajmują się przecież, a w każdym razie zdziwiłoby mnie, gdyby tak było. Chociaż kto wie? Wszystko jest możliwe: nie ma takiej księgi, którą można by pomyśleć, a nie można by znaleźć w totalnej bibliotece Borgesa. :-))

Masz rację, że porównanie wszechświata do biblioteki (a nawet utożsamienie go z nią) jest zupełnie naturalne w przypadku kogoś, kto, jak Borges, przez pryzmat książek widział wszystko. Sam pisze w „Autobiografii”, że wszystko najpierw poznawał z książek, a dopiero później w życiu. Poza tym, jak wiemy, pracował przecież w bibliotekach, a jeśli dobrze pamiętam, właśnie jedna z nich stała się pierwowzorem biblioteki totalnej. Ale książki w „Bibliotece Babel” nie są zwykłymi książkami; są „kompozycjami” z liter – wszystkimi możliwymi – które nawet jeśli wydają się bez sensu, de facto mają ukryty sens („potworny sens”, pisze Borges), który, jak możemy domyślać się na podstawie wyraźnych odniesień do Kabały, może ujawnić np. Gematria albo inna metoda.

Borges dodał do „Biblioteki Babel” przypis, w którym przedstawia następujący – nie swój, co zaznacza – pomysł: zamiast ogromnej biblioteki wystarczyłby jeden tom złożony z nieskończonej liczby nieskończenie cienkich kartek. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że właśnie ten jeden tom równoważny nieskończonej bibliotece stał się później Księgą Piasku. Więcej, odnoszę też wrażenie, że „Księga piasku” jest w pewnym sensie późniejszą, udoskonaloną wersją „Biblioteki Babel”. To ostatnie opowiadanie jest niewątpliwie „ważne” (nie mniej ważne niż, na innej płaszczyźnie, „Kruk” Poego), ale...

„Tutaj zaczyna się moja rozpacz jako pisarza”*, pisze Borges w opowiadaniu pt. „Alef”, gdy ma wyrazić niewyrażalne. Napiszę więc za nim: tutaj zaczyna się moja rozpacz jako czytelnika. ;-) Jak określić to, co odczuwa się tylko, nie umiejąc sprecyzować? Dlaczego „Księgę piasku” uważam za doskonalszą? Nie tylko dlatego że jest prostsza, jakby oczyszczona ze zbędnych "wygibasów" (i jeszcze krótsza niż „Biblioteka...”), a i sama emocjonalność nie wyczerpuje chyba tematu... Niemniej z jakiegoś nie całkiem dla mnie jasnego powodu przemawia do mnie bardziej, a nie potrafiąc dobrze tego uzasadnić, spróbuję przynajmniej dobrze zilustrować rzecz cytatami, które pod względem treści mają z sobą, wbrew pozorom, wiele wspólnego. Oto zatem fragment „Biblioteki...”:

„Metodyczne pisanie odrywa mnie od obecnego losu ludzi. Pewność, że wszystko jest napisane, unicestwia nas lub czyni widmami. Znam okolice, w których młodzi ludzie padają na kolana przed księgami i po barbarzyńsku całują stronice, ale nie potrafią odcyfrować ani jednej litery. Epidemie, heretyckie niezgody, pielgrzymki, które w nieunikniony sposób degenerują się do napadów rabunkowych, zdziesiątkowały ludność. Chyba wspomniałem już o samobójstwach, z każdym rokiem liczniejszych. Być może zwodzi mnie starość i obawa, ale podejrzewam, że rodzaj ludzki – jedyny – jest na wymarciu i że Biblioteka przetrwa: oświetlona, samotna, nieskończona, doskonale nieruchoma, zbrojna w cenne woluminy, niezniszczalna, tajemnicza”**

Mocne uderzenie, bez dwóch zdań. Ale zarazem słowa te są w moim odczuciu obce, dalekie, nieosiągalne, i chyba właśnie dlatego wywierają na mnie mniejsze wrażenie niż proste wyznanie w „Księdze piasku”:

„Stałem się więźniem księgi i niemal zaprzestałem wychodzenia na ulicę. [...] Nocą, w czasie krótkich chwil, kiedy udawało mi się zasnąć, śniłem o księdze.”***

Trzymając się metafory „młodych ludzi padających na kolana przed księgami”, wyrażę moje odczucia w ten sposób: „Biblioteka Babel” skłania do adoracji (nawet, a może zwłaszcza, tych, dla których opowiadanie nie jest nieczytelne); mnie jednak nie zadowala sama adoracja; w swej zuchwałości dążę do zjednoczenia z adorowanym „bóstwem”. Zjednoczenie, które mam na myśli, odbywa się przez emocjonalne utożsamienie się, współodczuwanie poniekąd, odnalezienie siebie w opowiadaniu, powieści czy wierszu. A trudno mi odnaleźć siebie w opowiadaniu, które, ogarniając wszystko, daje czytelnikowi raczej poczucie własnej znikomości. W „Bibliotece Babel” mowa o wszechświecie i ludzkości, a więc o całych zbiorach, a nie o poszczególnych ich elementach. W „Księdze piasku” natomiast jest mowa o jednym tomie (który znacznie łatwiej wyobrazić sobie niż nieskończoną bibliotekę, nawet jeśli w skończonej objętości księgi kryje się nieskończoność), i o jednym człowieku, który czyta, a właściwie przegląda, księgę i którego umysłem owładnęła ona bez reszty. Nie wiem, czy nie byłoby „naciąganiem” stwierdzenie, że człowiek ten reprezentuje całą ludzkość, ale można chyba powiedzieć, że reprezentuje wszystkich ludzi dotkniętych obsesją przez zafascynowanie tym, co nieogarnięte, a jednocześnie wyraża bezsilność i lęk człowieka wobec tego, czego ogarnąć umysłem nie może. I chyba właśnie spotkanie z tym „reprezentantem”, którego odczucia mogę podzielać, jest tym, o co mi chodzi: zjednoczeniem.

Z czasem doszłam do wniosku, że nie dążę do uczucia, o którym piszesz: wrażenia szaleńczego pędu, a zarazem stania w miejscu, jak we śnie, do oszołomienia, które wywołuje lektura wielu opowiadań Borgesa, prowadząc czytelnika ku nieznanemu i niepoznawalnemu, na granice możliwości pojmowania. A już na pewno nie dążę do wzmożenia tego uczucia za pomocą literatury. :-) Być może zatem jestem jak narrator „Księgi piasku”, przerażony nieskończoną księgą i własną bezsilnością wobec niej, a także wobec zgubnej, bo prowadzącej do obłędu, fascynacji, którą księga w nim budzi. Zmierzywszy się, w miarę własnych możliwości, z trudnymi, jeśli nie nieogarniętymi problemami, ponownie zaczęłam cenić prostotę. Choć chyba już prostotę nieco inną... Rzecz ciekawa, mam wrażenie, że Borges ewoluował podobnie, przynajmniej w pewnej mierze i oczywiście na swój sposób. W eseju „Moja poezja”, który napisał jako „siedemdziesięciotrzyletni praktykant” (nie wiem, czy miał wtedy 73 lata, czy też od 73 lat pisał, ale dokładny wiek nie ma tu istotnego znaczenia), czyni takie oto wyznanie: „z biegiem lat zrozumiałem, że piękno nie jest niczym niezwykłym, jest czymś zwyczajnym i każdy człowiek może do niego dotrzeć”. A ja, czytając te słowa w pierwszym zdaniu eseju, od razu na początku doznaję upragnionego zjednoczenia. ;-)

(„Moją poezję” znalazłam w „Literaturze na świecie”, nr 5-6/1995 (286-287). Tak się składa, że w tym samym zeszycie odkryłam „Podwójny płomień” Paza. :-))

P.S. Twoje skojarzenie z „Imieniem róży” Eco prowadzi na dobry szlak, a mianowicie do tegoż autora „Wahadła Foucaulta”, którego Kabała jest istotnym elementem, dostarcza też powieści konstrukcyjnego szkieletu. W „Wahadle...” Eco wyjaśnia to i owo z Kabały, aczkolwiek w sposób trochę zbyt mętny i chaotyczny jak na mój gust, choć niewykluczone, że po prostu przemawia przeze mnie lenistwo i tak naprawdę nie podoba mi się przede wszystkim wymaganie zbyt dobrej znajomości podstaw. :-)

P.P.S. Ekonometria? Nie przestajesz mnie zdumiewać, Olgo. :-)

-------
* J.L. Borges, „Alef”, w: tegoż „Alef”, tłum. Andrzej Sobol-Jurczykowski.
** J.L. Borges, „Biblioteka Babel”, w: tegoż „Fikcje”, tłum. Andrzej Sobol-Jurczykowski.
*** J.L. Borges, „Księga piasku”, w: tegoż „Księga piasku”, tłum. Zofia Chądzyńska.
Użytkownik: Bozena 09.02.2009 19:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, jeśli pociągają Cię... | cordelia
Natychmiast zajrzałam do indeksu :), i oto ekonometria – ocena: dobry (dr. E. Nowak, wtedy młody pan, więc może dotąd jeszcze wykłada); trochę pamiętam te „zabawy”; ale dziś? Hmm. Ale, Cordelio, ale... najlepiej oczywiście wspominam przerwy pomiędzy (zaliczonymi) kolokwiami, i egzaminami, szumne bankiety; „rzecz mniej niezwykła”, a przecież nie mniej niezbędna.;)

I tak – przez analogię i w uproszczeniu - można nam podejść do dwóch płaszczyzn: „prostoty”, o której piszesz w naszych konkretnych rozważaniach, i tego - co niepoznawalne. W tym ostatnim komentarzu zaznaczyłaś, że „Kruk” na innej płaszczyźnie jest ważny. Na innej. Właśnie tak. Dlatego też pisząc, że nie mogłabym się przechylić w stronę „Kruka” – nie byłam w stanie rozróżniając emocjonalne odczucia z wiersza i czysty intelekt pisarza – zestawić (a co dopiero wybrać) „Kruka” i myśli Borgesa (w tym przypadku myśli z wykładów, plus wiedzę o „Bibliotece Babel” uzyskaną od Ciebie) obok siebie.

Świat Borgesa krążący w kolistym labiryncie znaczeń jest niewyczerpany, jest drogą poznania, nawet jeśli wprowadza w głowie zamęt. Cofnij - jeśli, bo rzeczywiście wprowadza; tak jak i Ty, przecież i ja, o czym napisałam już, nie chcę myśleć (zanadto) o biegu, ucieczce i... w miejscu staniu. Ale dawkować określone porcje wiedzy - i od Borgesa też - jak najbardziej - chcę; bo i radość z drążenia rzeczy nawet niemożliwych ogromna jest.

Mam niejasne jeszcze przeczucie (za mało wiem), że mimo wszystko pisanie o Borgesie, o twórczości, o geniuszu jego - grozi "skompromitowaniem".;) Niemniej - tropami, które on wyznacza powoli, i na pewno, będę szła, aż „odczuję” (bo nie odczuję) owo zjednoczenie, o którym piszesz Ty; nazywam ten stan: zespoleniem, chociaż oznacza to samo, tyle że na innej płaszczyźnie. Innej. Borgesowi w metafizycznym uniesieniu objawiło się... koło; poczuł zespolenie z wszechświatem (może z Bóstwem, Bytem, Absolutem...); i o tym kolistym czasie, bibliotece... nieustannie pisał, jak widzę teraz, w rozmaitych sprzężeniach. Ale – co ważne: jego myśli, zanim skrystalizowały się, śniły o dawnych mistrzach w różnych miejscach, i w różnym czasie. Umiał z pamięci zacytować najrozmaitsze wersety, najrozmaitszych artystów, i myślicieli, przetworzyć je z korzyścią dla myśli swoich. Zanim sam stał się mistrzem z La Platy – poznawał. Był, i do końca pozostał „więźniem księgi”.

Nie wiem w jaki sposób delikatnie napisać mam... z Twojego obecnego komentarza wynika, że moje przeczucie na podstawie słów Twoich („w większości bezsensowne, zestawienia liter”), iż Borges poszukiwał jednak sensu pisząc „Bibliotekę Babel” – potwierdziło się. Był/jest „potworny sens” [JLB]. I jakże istotna była/jest także Kabała.

Chciałabym być dobrze zrozumiana: ja wiem o jakim zjednoczeniu z "adorowanym »bóstwem«" mówisz, Cordelio, i oczywiście doceniam, bo nie jest mi ani prostota, ani owo zjednoczenie obce, i tego samego, czytając książki oczekuję; ale też wydaje mi się, że cytat, z którego myśl Twoja pobiegła w stronę „adoracji”, w zamyśle Borgesa, dotyczyła czegoś innego. Co obok, po wyjściu z cytatu, nie wyklucza zasadności wywodu o odczuciach Twych. Osobistych.

Przejdźmy zatem w hipotetyczny obszar Borgesa: mówiąc o "padaniu na kolana" przed zapisanymi księgami - Borges, według mego przypuszczenia, nie chciał i nie oczekiwał samej w sobie adoracji dla niepoznawalnego; chodziło mu właśnie o poznanie, o powiązanie owej „adoracji” z rozumieniem (z czym wiąże się odczytywanie choćby Dobrej Nowiny), z wewnętrznym przekonaniem, odczuciem, zespoleniem ze Słowem. Sam pokłon i wiara, wedle Borgesa, tak myślę, to stanowczo za mało...

Choćby właśnie przykłady Ireneusza Kani o kabalistycznej metodzie odczytywania Nowego Testamentu mówią jasno jak bardzo brakuje nam wiedzy. Oczywiście są tacy ludzie, którym szczera wiara wystarcza, a nawet wprowadza niekiedy w metafizyczny stan łaski (coś podobnego do zespolenia z "bóstwem" w innym wymiarze...), ale są i tacy, którzy w obawie o zbawienie „padają na kolana” przed zapisanymi świętymi księgami - nic z nich nie rozumiejąc, i niewiele odczuwając, poza... lękiem.

To nic, moim zdaniem, że dzieła Borgesa dają poczucie naszej znikomości, jak piszesz. O tym, myślący człowiek na co dzień wie, z tym - musimy oswoić się. Nie ma na to rady. I Borges nie odrzuca poszczególnych elementów (nas) z Całości, wszak rodząc się, jak mówił choćby Havel czy Paz :) zostaliśmy z niej wyrzuceni. Czując bezradność naszą - zmierzamy do powrotu, do Całości, do zespolenia, zbawienia, wyzwolenia... Jakkolwiek to filozoficznie brzmi, to myślę, że i Borges miał na myśli Jedność, Całość... Nikt z nas nie był w jego rozważaniach wyrzuconym „za burtę elementem”.;) Chociaż żył w oderwaniu od obecnego ludzkiego losu. Obecny los, przeszły, i przyszły są podobne.

Możne nieznośne w moim tekście zdarzają się uwagi o konkretyzacji, ale ja bardzo uważam, aby bez przyczyny nie wychodzić poza obszar rozważań, bo wtedy do zaplątania już tylko krok; i uważnie też czytam cudze teksty (jeśli w ogóle je czytam) starając się ustosunkować - nie do tego co poza nimi, a co w nich. I jeśli ten stosunek nie przylega, to nie oznacza, że przekorny jest sam w sobie, nie oczekuje on bezwarunkowego potwierdzenia. Jedną z przyczyn może być brak możliwości wyrażenia niewyrażalnego, z obszaru odczuć zwłaszcza.

Myślę, Cordelio, że dopiero po przeczytaniu „Biblioteki Babel” byłabym zdolna może dopisać coś. Tymczasem, dziękuję Ci bardzo za wszystko:)

PS.
Zadziorność - jest określeniem sympatycznym.
Użytkownik: cordelia 10.02.2009 22:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Natychmiast zajrzałam do ... | Bozena
I ja dziękuję Ci za tę dyskusję, Olgo. Dała mi sporo do myślenia, a jednocześnie pozwoliła mi uświadomić sobie kilka rzeczy (oprócz własnej zadziorności ;-)))) Najbardziej zadowolona jestem z tego "zjednoczenia" z dziełem. Że też nigdy wcześniej o tym nie pomyślałam! :-) No i dzięki Tobie zawróciłam uwagę na "Ścieżkę nocy" Kani.

Jeszcze słowo o Borgesie, a ściślej mówiąc, o tym, co mógł mieć na myśli, pisząc o adoracji ksiąg. Otóż podobnie jak Ty myślę, a nawet jestem pewna, że nie zadowalała go adoracja bez rozumienia i raczej z politowaniem spoglądał na owych wspomnianych w "Bibliotece Babel" młodych ludzi adorujących księgi, z których nie mogą odczytać ani jednej litery. Może miał na myśli niektórych czytelników swoich własnych utworów? Nie, to nie złośliwość dyktuje mi te słowa. Sama w początkowej fazie mojej "znajomości" z Borgesem (byłam wówczas studentką) nie rozumiałam go ni w ząb, ale że fascynował mnie jako zagadka, drążyłam, drążyłam, aż wreszcie to, co wcześniej było nieczytelne, "przemówiło", z zagadki stając się albo źródłem czytelniczej rozkoszy, albo przygodą intelektualną, albo inspiracją.

Co do przyjemności poznawania - jak najbardziej! I do tego Borges, kierując uwagę na tematy niezwykłe (i niezwykle ciekawe), jest wprost "stworzony". Myślę jednak, że należy oddzielić kryteria intelektualne od artystycznych. A że intelektualizm i artyzm mogą współistnieć i przenikać się wzajemnie, to inna sprawa :-)
Użytkownik: Bozena 12.02.2009 03:51 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja dziękuję Ci za tę dy... | cordelia
Cordelio miła – zdarzyło mi się kiedyś wyrazić w liście, że słyszę dźwięk słów napisanych do mnie, dźwięk niemonotonny - oczywiście. Zapewne wielu z nas w ten sposób odbiera korespondencję, lecz tutaj, w naszej dyskusji, a szczególnie czytając ten obecny komentarz Twój, miałam odczucie jakbyśmy były bardzo blisko. Cały czas czułam zaangażowanie Twoje w temat, miałam wrażenie wzajemnej i niekłamanej ciekawości co każda z nas ma do powiedzenia, z wyrozumiałym potraktowaniem, wszak nikt nie jest alfą [no, może „Alef” ;)], a zakończenie rozmowy (mam nadzieję, że na pewien czas tylko) w Twoim słowie, a w moim odbiorze, jest klasą.

PS.
W „Ścieżce nocy” jest nie tylko temat Kabały, który poruszyłam tutaj; są tam też inne pasjonujące opowieści. O muzyce Ryszarda Wagnera na przykład (na podstawie wiedzy Ireneusza Kani) pisałam troszeczkę pod recenzją Marie: „Doktora Faustusa” Tomasza Manna. Także jest opis (tekst z okładki, rozeznasz się co do tematów) przy książce „Ścieżka nocy”. Może zdarzy się tak, że kiedyś przeczytasz ją, Cordelio. Wspaniała lektura.

PS.
I... zamiast czytać „Labirynt samotności” - piszę.:))
Użytkownik: cordelia 12.02.2009 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Cordelio miła – zda... | Bozena
:-)

Bardzo się cieszę, Olgo.

Wierzę głęboko, że prędzej czy później zdarzy mi się przeczytać "Ścieżkę nocy". :-)

Zerknęłam już na ciekawą dyskusję pod nie mniej ciekawą recenzją Marie. Hm, może czas wreszcie sięgnąć po Wagnera? W domu mam tylko tzw. "składankę" z najsłynniejszymi fragmentami oper, słuchanie tego odpada, ale rozejrzę się za jakimś "całościowym" nagraniem. Aczkolwiek nie w tej chwili... Teraz przebywam w zupełnie innych rejonach muzycznych, a w podróżach po tym świecie nie lubię zbyt nagłych, ani zbyt częstych, zmian klimatu :-) Ale na wszystko przyjdzie czas (miejmy nadzieję).
Użytkownik: Bozena 14.02.2009 23:49 napisał(a):
Odpowiedź na: :-) Bardzo się cieszę... | cordelia
I tutaj zostawię ślad.:)
Użytkownik: cordelia 11.02.2009 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Natychmiast zajrzałam do ... | Bozena
P.S. „Nie rozumiałam ni w ząb” - dotyczy to zbiorów opowiadań „Alef” i „Fikcje” (które sam Borges ponoć uważał za swoje najważniejsze utwory). „Księga piasku”, po którą sięgnęłam znacznie później, raczej nie nastręcza takich trudności, a już zupełnie nie trzeba być uczonym w Piśmie, żeby czytać „Powszechną historię nikczemności”. Trzeba natomiast czytać te rzeczy uważnie, bo proza to dość skondensowana.
Użytkownik: Bozena 12.02.2009 03:51 napisał(a):
Odpowiedź na: P.S. „Nie rozumiała... | cordelia
:)
Użytkownik: Valaya 01.02.2009 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Z przyjemnością i zainter... | cordelia
Nie jestem pewna, na których materiałach Poe'a oparł się Borges. Istnieje pewien esej, "The Philosophy of Composition", który przypisuje się samemu Edgarowi Allanowi Poe. Esej traktuje o "Kruku" między innymi i jego genezie. Nie znam eseju Borgesa, ale z tego, co tu napisałaś mogę wywnioskować, że ta teoria pokrywa się w dużej mierze z tym, co napisał Poe o swoim utworze w "The Philosophy of Composition". Kiedy czytałam ten esej, miotały mną uczucia typu "Ach, więc to tak? To nie twoja zbolała dusza przez ciebie, Mistrzu, przemawiała, tylko to wszystko po to, żeby było "pod publiczkę" i ku uciesze gawiedzi? Bo tak powinien wyglądać poemat? Wszystko z czysto logicznych założeń, a nie z głębi serca?" Byłam autentycznie zawiedziona :) Czy Borges podaje źródła, z których korzystał? Bom ciekawa.
Użytkownik: Bozena 01.02.2009 19:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem pewna, na któr... | Valaya
Zgadza się. Napisałam w recenzji o tym, że Borges oparł się na materiałach Poego (o ile pamiętam: był to wykład Edgara Allana Poego w Bostonie). Rzecz nie w tym; chodzi o to, że ta krytyka, w moim odbiorze, nie znajduje w wykładzie Borgesa uzasadnienia; tym bardziej, że całość (całość) dorobku autora "Never More" - pisarz ocenia jako dzieło geniusza. Ta wstawka zatem - została odebrana przeze mnie ze zdumieniem ("Kruk" ważny jest - niezależnie od tego jaka jego geneza). Więcej: było tam zdanie (nie wiem po co, bo to tak, jakby autor mieszkał w głowie Poego) o tym, że Poe chciał sprawić wrażenie jakoby wiersz wyłonił się z wyżyn intelektu.;) A może takie proste wiersze powstają właśnie z wyżyn...?
Użytkownik: Valaya 01.02.2009 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadza się. Napisałam w r... | Bozena
Chyba tak. Dziękuję :)
Użytkownik: Bozena 01.02.2009 20:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba tak. Dziękuję :) | Valaya
I ja dziękuję.

Spojrzałam na Twoje oceny przed chwilą; ciekawe książki czytasz.:)
Użytkownik: Valaya 01.02.2009 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja dziękuję. Spojrza... | Bozena
Dzięki! Ja na Twoje też spojrzałam - wiele tam książek, które chciałabym przeczytać :) Co do moich przeczytanych, wielu tam brakuje jeszcze. Nie pamiętam, co przeczytałam przed rokiem 1999, a jak sobie przypomnę, to nie potrafię ocenić. Czytam również po angielsku i niestety, wielu książek na polski nie przetłumaczono, o współczesnych Indianach na przykład, a z chęcią wystawiłabym co niektórym szóstki.
Użytkownik: Bozena 06.02.2009 03:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki! Ja na Twoje też s... | Valaya
Niestety, w oryginale nie próbowałam czytać. W sumie: leń ze mnie, choć czytającym w języku obcym, powinnam może zazdrościć. To wymarzony szlif.

Myślę, że sporo osób ma nieocenione, a przeczytane książki w odległej przeszłości. Ja też nie wszystko przypomniałam sobie; w zasadzie nie myślę już o tym. Ale gdy jakiś czas temu przeglądałam oceny pewnej osoby - to o kilkanaście książek uzupełniłam własny stan: oceny wstawiłam z ogólnego dawnego wrażenia.

O Indianach? Hmm, Valayo, nie moje rejony, ale, jeśli napiszesz o nich czytatkę – czuję się... zaproszona.:)
Użytkownik: Valaya 06.02.2009 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, w oryginale nie... | Bozena
Napiszę, napiszę, jak już tu trochę pobędę :)Oczywiście, jesteś zaproszona.
Użytkownik: Bozena 06.02.2009 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Napiszę, napiszę, jak już... | Valaya
:)
Użytkownik: Lykos 06.02.2009 09:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy na przełomie maja i... | Bozena
Zastanawiam się, dlaczego Biblionetka nie poleca tej pięknej i mądrej recenzji książki ważnej chyba nie tylko dla mnie. Trafiłem na nią przypadkiem. O mały włos umknęłaby mi nie tylko recenzja, ale i wspaniała erudycyjna dyskusja Bożeny (Olgi) i Cordelii.
Użytkownik: Bozena 06.02.2009 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiam się, dlaczego... | Lykos
Miło Cię widzieć, Lykosie. Pozwolę sobie podziękować w imieniu Cordelii i swoim; w imieniu tej bystrej, dynamicznej i... "zadziornej";) Cordelii.

Jeśli czas Ci pozwoli napisz, proszę, słów kilka od siebie - tak ogólnie - o twórczości Borgesa. Spojrzałam na Twoje oceny... I co? Borges się ma - znakomicie.:)
Użytkownik: cordelia 06.02.2009 19:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Miło Cię widzieć, Lykosie... | Bozena
Widzę, że ładnie prezentuję się w Twoich oczach, Olgo ;-)))
O zadziorności później :-)
Użytkownik: Bozena 07.02.2009 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że ładnie prezentu... | cordelia
Dziś myślałam o Tobie. Bardzo ładnie się "prezentujesz" z każdej strony.;)
Użytkownik: cordelia 08.02.2009 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziś myślałam o Tobie. Ba... | Bozena
No, nie przesadzaj... :-))

À propos zadziorności. Zdumiałaś mnie, Olgo, a zarazem uświadomiłaś mi ważną rzecz. Oczywiście sama siebie nie odbieram jako zadziornej (bo i sama z sobą nie zadzieram przecież), ale dzięki Tobie uzmysłowiłam sobie, że niektóre moje wypowiedzi rzeczywiście mogą brzmieć zadziornie, aczkolwiek raczej wbrew mojej woli. Śmiałe wyrażanie własnego zdania, o ile nie jest to zdanie obelżywe dla innych, wydaje mi się czymś zupełnie naturalnym, ale chyba trzeba rozróżnić śmiałość i nieostrożność... Ty natomiast wydajesz mi się wzorem ostrożności i delikatności, również w stosunku do innych (jak wiadomo, są dwa typy delikatności). :-)
Użytkownik: cordelia 06.02.2009 19:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiam się, dlaczego... | Lykos
A czy wiesz, Lykosie, gdzie mają początek nasze (Olgi i moje) dyskusje?
Użytkownik: Bozena 14.02.2009 23:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Zastanawiam się, dlaczego... | Lykos
Wyjaśnię, bo może już nie napiszesz, Lykosie: to pod Twoją recenzją „Autobiografii” Borgesa (właśnie Borgesa) pierwszy raz rozmawiałam z Cordelią. Stąd spontaniczne, i otwarte Jej do Ciebie pytanie.:)
Użytkownik: cordelia 15.02.2009 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyjaśnię, bo może już nie... | Bozena
;-))
Użytkownik: Lykos 17.02.2009 09:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyjaśnię, bo może już nie... | Bozena
Dziękuję. Miło mi. Dyskutowałyście zresztą tam jak stare znajome. Cieszę się, że Borges zbliża.

Niestety, moja znajomość twórczości Borgesa jest już mocno nieświeża i na razie nie jestem w stanie wnieść niczego istotnego do Waszej dyskusji. Może tylko dodam bardzo osobiste wyznanie, że twórczością Borgesa zainteresowałem się pod wpływem rekomendacji nie byle kogo, bo samego Kisiela, który pod koniec lat 60. uważał, że spośród wszystkich modnych wówczas pisarzy latynoamerykańskich prawdziwą wielkością jest właśnie JLB. Za słabo znam twórczość innych pisarzy tego obszaru kulturowego, by skomentować jego twierdzenie, ale gdy przeczytałem "Fikcje" (a mógł to być rok 1968), byłem tak mocno pod wrażeniem, że zeszyt, w którym m.in. prowadziłem moje notatki z lektury, zatytuowałem "Fascynacje i drobiazgi". Jest to też tytuł mojego czytatnika w Biblionetce. Kilka lat temu w Biblionetce była ankieta na temat upodobań literackich. Napisałem w niej, że za najwybitniejszego pisarza uważam Borgesa.

Lekturę dalszych książek JLB odłożyłem do czasu, gdy opanuję hiszpański w stopniu, który umożliwi mi czytanie w oryginale. Niestety, już chyba tego nie zdążę. Na emeryturze (to już tylko trochę więcej niż 2 lata) postaram się nadrobić zaległości, jednak będę musiał ograniczyć się do przekładów. Wywierają one zresztą bardzo dobre wrażenie, zwłaszcza przekłady pani Zofii Chądzyńskiej.

Mam nadzieję, że dożyję następnej okazji, w której mój udział w dyskusji będzie miał więcej sensu.

Serdecznie Was pozdrawiam.
Użytkownik: Bozena 19.02.2009 04:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję. Miło mi. Dyskut... | Lykos
Czytając Twój komentarz, Lykosie, pomyślałam o swojej niezręczności: o wprowadzeniu Cię w stan lekkiego zakłopotania; nie przyszło mi do głowy, że stosunkowo dawno już byłeś w bliskości dzieł Borgesa. Tym mocniej – dziękuję Ci za słowa...
Ja, niestety, dopiero teraz poznaję go. Stąd, z BiblioNETki właśnie, otrzymałam zachętę, i nie tylko... od rzadko ujawniającej się tu młodej skromnej osoby. Pozostaję wdzięczna.

Nawiązując do Twego pierwszego spotkania z tym pisarzem – kojarzę pierwsze spotkanie z nim Normana Thomasa, który miał spisać potem dyktowaną „Autobiografię”. Recenzowaną przez Ciebie. Zdaniem Fanny, służącej Borgesa, Norman był niezwykle sympatycznym człowiekiem. Żartownisiem: „zmartwionym” za każdym razem, gdy przekraczał próg mieszkania pisarza, „zmartwionym”, że ona za niego wyjść nie chce.:) Małego mieszkania - nabierającego blasku, gdy wielu przyjaciół odwiedzało Borgesa; a miał ich do czasu pojawienia się Marii Kodamy (o której w recenzowanym tekście wspomniałeś) bardzo, bardzo, bardzo... wielu. Nieznanych wielbicieli też. No, ale i niechętni zdarzali się, a nawet groźni.

Uśmiechnęłam się na słowa Borgesa, który w odpowiedzi komuś na ulicy że on to jest „blef” – spokojnie odrzekł: „Tak, proszę pana, zgoda, ale blef niezamierzony”.

A więc cofając się do chwili pierwszej: Thomas zauroczony przypadkowym tomikiem wierszy Borgesa – popędził na jego wykład (autor przebywał akurat w Stanach) na Uniwersytecie Harvarda; potem napisał do niego list o tym, że chciałby przetłumaczyć na język angielski tom jego wierszy; i, o dziwo, pisarz, który nigdy nie odpisywał na listy – odpowiedział. Po pewnym czasie zaproponował współpracę. Ponad trzy lata Norman Thomas di Giovanni mieszkał w Buenos Aires. Przypadek.

Tak i wielu innych entuzjastów (i my) twórczości Borgesa zbiegiem okoliczności zapoznaje się z nim, i już nie odstępuje na krok. Nasz tłumacz jego dzieł - Andrzej Sobol-Jurczykowski też (uznający za jedynie dobre przekłady – to dla Ciebie trop - tylko swoje, i Stanisława Zembrzuskiego). Mając szesnaście lat porwał on "El hacedor" (Twórca) z biblioteczki swego meksykańskiego przyjaciela autorstwa Borgesa - stwierdzając potem, że jest to „pisarz na całe życie”. W istocie; zajmuje się nim od czterdziestu lat. A jeden z największych znawców literatury kryminalnej profesor Donald Yates, zafascynowany literaturą hispanoamerykańską, gdy przeczytał „Śmierć i busolę” doznał zauroczenia. Utwór ten uznał za najznakomitsze opowiadanie kryminalne jakie kiedykolwiek napisano; toteż kiedy tylko przyjechał do Buenos Aires – od razu popędził do Biblioteki Narodowej, aby poznać Autora. I ja, najpewniej, „pędzić” będę tak...

Dobrze pamiętam jak mój starszy brat uczył się języka hiszpańskiego. Sam, bez przymuszania. Na równi z cybernetyką. Też bez przymuszania. Twierdził, że język hiszpański łatwy jest. Zachęcał i mnie do nauki, ale... ja... za chłopakami biegałam. I nie wiem teraz czy mam żałować.;)

Do końca uczymy się. Wykorzystujemy nasz czas. Do końca on jest nasz, na każdej płaszczyźnie; na przykład wielkie oczarowanie, wielkie uczucie, wedle słów Fanny (trzydzieści pięć lat mieszkali razem, więc to i tamto widziała, słyszała...), Luis Borges przeżył w wieku... osiemdziesięciu lat! I nie była to Maria Kodama. Nie. Maria – to smutna tajemnica, to porażka Borgesa, to osobny temat.

„Fascynacje i drobiazgi”? Jak w życiu.:)



Użytkownik: Bozena 27.03.2011 17:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję. Miło mi. Dyskut... | Lykos
Długo się wahałam, Lykosie, czy napisać ten komentarz, trochę jako dopisek do mojego poprzedniego komentarza z 19.02.2009., a trochę dlatego czy aby nie przesadzam...

Ale nie. Doszłam do wniosku, że mogę być dumna i podzielę się swoją dumą (chyba nie są to zbyt wielkie słowa?).

W tamtym moim komentarzu napisałam, między innymi, podejmując z Twych słów kwestię języka hiszpańskiego, tak:

=Dobrze pamiętam jak mój starszy brat uczył się języka hiszpańskiego. Sam, bez przymuszania. Na równi z cybernetyką. Też bez przymuszania. Twierdził, że język hiszpański łatwy jest. Zachęcał i mnie do nauki, ale... ja... za chłopakami biegałam. I nie wiem teraz czy mam żałować.;)=

Tak, na równi z cybernetyką – bez przymuszania.

Jako osoba niepełnosprawna – mogę bardzo dużo, ale i nie mogę wiele, lecz dla ludzi dotkniętych przez los zdecydowanie, zdecydowanie mocniej (sparaliżowanych), których egzystencja uzależniona jest już w całości od innych, wynalazek (nie jedyny...), którego współtwórcą jest mój brat, w jakiś sposób ich ucieszy (w całkowitej izolacji psychika „siada”). Będą mogli wejść w świat - poprzez Internet - posługując się mimiką twarzy. Wspaniała sprawa. Pierwsza na świecie z takim rozwiązaniem. Już opatentowana, wzrasta nią zainteresowanie w kraju i w Europie, nagłaśniana w mediach; ale my, mole książkowe, nie za bardzo media lubimy;)

”System Sensor 2011.”, jeśli zdecydujesz się przeczytać, to, proszę, do końca :)

http://www.kurierpleszewski.pl/kurier/spoleczne/20​-spoleczne/214-genialny-wynalazek-dla-niepenosprawnych

I wiesz, powracając do tamtych mych słów, chyba żałuję ;-) Chociaż... a może i nie! Albowiem kobieta, sam wiesz, jesteś doktorem, jak mój brat, ma mniejsze szanse na pracę naukową. Dumna jestem z mych synów, brat też ma wspaniałą rodzinę, no, ale tutaj nie ja spełniona jestem zawodowo i tutaj bardziej prawdopodobna pozostanie Pamięć. Jak to Borges mówił.

Pozdrawiam Cię. Mam nadzieję, że do Instytutu już sporadycznie zaglądasz, że wypoczywasz :)
------------------
Gratuluję - Całemu Zespołowi!

Użytkownik: carmaniola 11.02.2009 09:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy na przełomie maja i... | Bozena
Mam nadzieję, że nie będę jak słoń w składzie porcelany, ale przeniosę tutaj cytaty dotyczące Borgesa, bo za chwilę utopimy biedaka w łyżce herbaty. ;-)

Jean Wahl: "Trzeba znać całą literaturę i całą filozofię, by odszyfrować dzieło Borgesa"[1].

Sylvia Molloy: "Dla odszyfrowania dzieła Borgesa nie jest niezbędna znajomość całej literatury i filozofii, po prostu dlatego, że dzieło Borgesa nie domaga się odszyfrowania"[2].

Uznałaś, że bliższe prawdy jest stwierdzenie Wahla – szczerze mówiąc, chyba się muszą z Tobą zgodzić, ale pozwolę sobie uzupełnić cytat pani Molloy, bo wydaje mi się, że ma ona sporo racji:

„W zamian proponuje czytelnikowi (dzieło Borgesa – przyp. mój), jeśli nie chwilowe identyczności, to chwilowe koincydencje: zbiegi okoliczności niekoniecznie podyktowane przez autora, ale rozpoznane, wybrane przez czytelnika”[3].

I jeszcze jeden fragment – myślę, że można go odnieść do dyskusji Twojej i Cordelii dot. tekstu na temat „Kruka” Poego i jednocześnie twórczości samego Borgesa:

„Borges utrzymuje, że jedna literatura różni się od drugiej „sposobem w jaki jest czytana”: a więc pojawia się tu „sposób”, czy „maniera” jako zasadnicza właściwość hermeneutyczna dzieła literackiego. Ten, by tak rzec, konceptualny wybieg odsyła nas do fantasmagorycznego pojęcia tekstu, w którym interpretacja jako pozór zastępuje ulotną rzeczywistość dzieła poetyckiego, pozbawionego „prawa przetrwania” z powodu przewagi efektu jako przyzwyczajenia, obyczaju moralnego czy etycznego określonej percepcji estetycznej. […]
Z drugiej strony, uznając niewyczerpalność dzieła literackiego, Borges sugeruje wirtualną nieskończoność znaczeń odkrywanych przez proces interpretacji, który narzuca tekstowi bezwarunkowe uzależnienie od lektury”[4].

Chyba zatem Borges podtrzymuje prawdziwość stwierdzenia Nietzschego, że nie fakty istnieją, a jedynie ich interpretacje. Przynajmniej w odniesieniu do literatury.. ;-)

I tak to już zostawię – bez dalszego komentarza, bo z jednej strony za mało znam dzieł Borgesa i na dodatek jakoś one mało dostępne dla mojego umysłu, a z drugiej… z drugiej już sam tytuł drugiego, przywołanego przeze mnie eseju, brzmi dla mnie jak mowa kosmitów. Ale dla Ciebie i dla Cordelii - wielbicielki Borgesa może to być fascynująca lektura. ;-)

= = =
Cytaty 1-3 pochodzą z eseju Sylvii Molloy „Tekstowe pieczęcie”, a cytat 4 z tekstu José M. Cuesta Abad „Pisma koncentryczne: poetycka jedność w prozie Borgesa. Logika interstycyjna i literatura”, oba w przekładzie Marcina Kurka, i oba w W poszukiwaniu Alefa: Proza hispanoamerykańska w świetle najnowszych badań (antologia; Cuesta Abad José Manuel, Molloy Sylvia, Aizenberg Edna i inni), Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, 2007.
Użytkownik: cordelia 11.02.2009 22:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że nie będę... | carmaniola
Słusznie, Carmaniolo, tutaj Borges będzie czuł się jak u siebie w domu :-)

Także mnie wydaje się, że stwierdzenie Wahla jest bliższe prawdy, co jednak nie znaczy, że jest z prawdą całkowicie zgodne ;-) Całą literaturę i całą filozofię? Nie przesadzajmy... Oczywiście, dobrze jest mieć jakieś ogólne rozeznanie, ale do tego, żeby czytać Borgesa ze zrozumieniem, zjedzenie wszystkich rozumów bynajmniej nie jest, moim zdaniem, konieczne.

Nic nie szkodzi, jeśli z początku, czytając, nie rozumie się wszystkiego. Autor dość wyraźnie wskazuje, gdzie szukać wyjaśnień :-) Niemało wyjaśniają też jego eseje, przynajmniej tych kilka, które czytałam, a z recenzji Olgi wnioskuję, że również „Borges mówi” niesie zbłąkanemu czytelnikowi kaganek oświaty.

Ale interpretacje i opracowania... Brr! A tytuł eseju Cuesty Abada w moim odczuciu nie brzmi bardziej zachęcająco niż w Twoim. ;-) Borges nigdy nie napisałby czegoś podobnego. :-)
Użytkownik: carmaniola 13.02.2009 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Słusznie, Carmaniolo, tut... | cordelia
Przyznam, że mnie odrobinę pocieszyłaś tym niesionym przez Borgesa kagankiem. Może dojrzę gdzieś to światełko w miarę jego poznawania, chociaż przeczuwam, że i tak będę wtedy, gdzieś w krzakach - na poboczu drogi, którą on kroczy. :-)

Fakt, że często szkice krytyczne biją w trudach zrozumienia lekturę, której dotyczą i brzmią jak zaklęcia babilońskie dla człowieka "spoza kasty", ale całe szczęście nie wszystkie! :-)
Użytkownik: cordelia 15.02.2009 17:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam, że mnie odrobin... | carmaniola
Co prawda, to prawda. Moje "brrr" było reakcją natury alergicznej, nieadekwatną z definicji. ;-) A przecież i mnie, uczulonej, zdarzyło się przeczytać z przyjemnością i zainteresowaniem niejeden „tekst o tekście”.

Do Borgesa się nie zmuszaj. Myślę, że do czytania tzw. natchnienie potrzebne jest tak samo, jak do pisania :-)
Użytkownik: carmaniola 16.02.2009 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Co prawda, to prawda. Moj... | cordelia
Borges u mnie programowo obecny, ale ponieważ program obszerny, a natchnienia na borgesowskie dzieła brak, więc od lat wielu, stojąc w bibliotece przed półeczką z literaturą iberoamerykańską uparcie udaję, że na "b" niczego nie widzę. :-)
Ale ostatnio, pchnięta dyskusją, aj!, spędziłam z Borgesem w bibliotece dobre 20 minut. Podpierając półeczkę z książkami, czytałam jego wersję "Gilgamesza", które to dzieło, w obu uprzednio czytanych tłumaczeniach, mnie zachwyciło. Borgesowska wersja też mi się spodobała, no i... zabrałam ze sobą do domu "Księgę snów" - może do mnie przemówi? Jeśli nie, poczekam następne lat kilka aż dojrzeję. :-)
Użytkownik: cordelia 17.02.2009 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Borges u mnie programowo ... | carmaniola
„Księga snów” obecna i w moim programie! A widzę ją aż za dobrze. :-) Muszę bardzo się temperować, żeby nie rzucić się na wszystko naraz, bo wtedy katastrofa pewna. To, co Okakura pisze w „Księdze herbaty” o słuchaniu wielu utworów muzycznych jednocześnie (że jest bez sensu), ma zdumiewająco wiele analogii. :-)
Użytkownik: carmaniola 19.02.2009 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: „Księga snów”... | cordelia
Falmi, falami trzeba. ;-) A ja Cię jeszcze dalej zachęcę, bo o ile w "Powszechnej historii nikczemności" była borgesowska wersja historii o 47 roninach (dotarłam i przypomniałam), to w "Księdze snów" jest fragment chińskiej opowieści "Sen o czerwonej komnacie" (jakoś tak po polsku brzmieć powinno - na polski chyba była tłumaczona tylko we fragmentach, a może wcale? Rozglądałam się za nią od kiedy trafiłam na ten tytuł u Paza w "Podwójnym płomieniu", ale nie udało mi się odnaleźć). I, omatkojodyno, zmykam stąd, wrócę jak przeczytam "Borges mówi", bo na razie tylko mieszam.
Użytkownik: Bozena 12.02.2009 03:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam nadzieję, że nie będę... | carmaniola
Dobrze, że tutaj zajrzałaś, Carmaniolo. Ucieszyłam się.:)
Jeśli śledziłaś naszą dyskusję, to wiesz, że Borgesa dopiero poznaję, ale mimo to przyznaję, choć nie do końca, rację słowom, które wyraził Jean Wahl; można je uzasadniać bardzo długo; ale tutaj wystarczy że wspomnę, o czym mówił nadzwyczaj rzetelny tłumacz dzieł Borgesa, „wiernie oddający tekst”[ASJ] (zajmujący się jego twórczością od czterdziestu lat) Andrzej Sobol- Jurczykowski, iż przypisy do jednego opowiadania Borgesa zajmowały mu średnio dwa lata (bywały i takie, że kilkanaście lat), podczas, gdy tłumaczenie jednego opowiadania około miesiąca. A to wszystko dlatego, że Andrzej Sobol- Jurczykowski docierał do oryginalnych dzieł, cytatów, autorów... tych, z których czerpał Borges i odnosił się do nich w swoich tekstach; dzieł w rozmaitych językach (hiszpańskim, portugalskim, łacińskim, arabskim, francuskim, angielskim...), z rozmaitych miejsc i epok, przy tym tłumacz rozszyfrowywał niektóre źródła, a i przecież nie wszystko wcześniej przeczytał. Twierdził też, że nie można zrozumieć Borgesa bez przeczytania kilkudziesięciu książek, które Borges cytuje tu albo tam, i przeczytawszy tylko jedno jego dzieło.

Być może Sylvia Molloy jest/była poza tymi warunkami;), a tutaj – skoro nie podała uzasadnienia swego twierdzenia, to, uważam, że bezceremonialnie wyraziła się co do braku konieczności rozszyfrowywania dzieła Borgesa. Z takim odizolowanym (bez argumentów) wyrażeniem zgodzić się nie mogę. Absolutnie – nie.

A dodany cytat:

„W zamian proponuje czytelnikowi (dzieło Borgesa – przyp. mój), jeśli nie chwilowe identyczności, to chwilowe koincydencje: zbiegi okoliczności niekoniecznie podyktowane przez autora, ale rozpoznane, wybrane przez czytelnika”

nie jest dla mnie jasny.

Z tej prostej przyczyny, że nie wiem co było wprzód, nim pojawiło się: „w zamian”. Mogę tylko domyślić się, że Sylvia Molloy doznała pewnego rozczarowania, które być może wynikało z pozornej znajomości przez nią czegoś, do czego Borges się odwoływał, a że ta jej znajomość, przeczuwam, nie została przez nią dopowiedziana porywem myśli pisarza, a przez to pozostawiona na dotychczasowej płaszczyźnie wiedzy, podsumowała rzecz, po raz kolejny, w sposób, jak dla mnie, nonszalancki. Nie ma nic niestosownego, uważam, w propozycji Borgesa (sam przecież zastanawiał się nieustannie), aby czytelnik ze swoimi zasobami wiedzy czytając jego dzieło zwrócił uwagę na identyczności czy zbiegi okoliczności, przypadki, konieczności, może przeznaczenie...

Ten cytat z tekstu Sylvii Molloy niewiele mi mówi.

Natomiast José M. Cuesta Abad w stosunkowo krótkim wyrażeniu zawarł rozległy, ale bliższy do odszyfrowania zamysł. Chcę jednak zaznaczyć, że, wedle mnie, trzeba rozróżnić „sposób w jaki się czyta” (na który składa się wiele czynników, choćby dotychczasowa wiedza, struktura pojęciowa, wrażliwość, wyobrażenie, „percepcja estetyczna, obyczaj moralny”...) dany gatunek literacki od „sposobu w jaki się czyta” („maniera” nie jest chyba dobrym wyrażeniem) i porównuje ze sobą rozmaite gatunki literackie. Inaczej mówiąc: porównywać możemy sposoby z danej płaszczyzny, co daje w efekcie, mówiąc słowami Borgesa różną literaturę na danym poziomie (tej właśnie płaszczyźnie), i dalej tak się dzieje na różnych płaszczyznach, a więc kombinacji jest nieograniczenie wiele. Literatura różni się w różnych przekrojach. Sam Borges mówił, że konieczne jest co najmniej dwukrotne czytanie tego samego dzieła (czytać on lubił dwukrotnie), a więc sposób w jaki się czyta za pierwszym razem przez tę samą osobę tego samego dzieła jest inny od sposobu czytania (odczytania, wziąwszy pod uwagę dodatkową wiedzę i zaszłe zmiany w nas samych) - za drugim. A przyjmując założenie nieograniczonej liczby czytelników - mamy nieograniczoną literaturę, „niewyczerpalność dzieła literackiego” (interpretacja: odczytanie, rozumienie, przeżywanie, wrażenie...) z danej płaszczyzny rozmaitych dzieł, a nawet tego samego dzieła. W końcu zaś nieograniczoną literaturę z jej rozmaitych płaszczyzn. Oczywiście, to wszystko bliskie jest pojęciu o nieistnieniu faktów a właśnie interpretacji, ale przecież nie można też wykluczyć określonych identyczności, zbiegów okoliczności... na które, obok różności, uwagę zwrócił Borges, a Sylvia Molloy jakoś z tego niezadowolona była. Te same co w literaturze okoliczności występują i w życiu. A więc nie tylko do literatury odnoszą się rozważania dotyczące faktów, i interpretacji.

Mój i Cordelii sposób czytania „Kruka”, a tym samym odczytanie, przeżycie... dzieła, wydaje się być podobny (może i identyczny). Zaś porównanie dzieła (myśli) Borgesa z „Krukiem” Poego, w naszych, konkretnych rozważaniach, okazało się niemożliwe, co z dyskusji wynikło (płaszczyzny nie pokrywały się). Ale żadna z nas pewna być nie może czy to, co powiedział Poe, i to, co powiedział Borges pokrywa się z naszym indywidualnym rozumieniem (interpretacją). I tutaj pięknie, w odniesieniu do poezji (podobnie można powiedzieć w odniesieniu do innych gatunków literackich, też sztuki, kultury... codzienności) mówi José M. Cuesta Abad z Twojego przykładu, Carmaniolo, a mówi on o tym, że „... konceptualny wybieg odsyła nas do fantasmagorycznego pojęcia tekstu, w którym interpretacja jako pozór zastępuje ulotną rzeczywistość dzieła poetyckiego, pozbawionego »prawa przetrwania« z powodu przewagi efektu jako przyzwyczajenia, obyczaju moralnego czy etycznego określonej percepcji estetycznej”.

„Prawo przetrwania” – nie jest chyba wykluczone, bo [zdaje się :)], że istnieją identyczności, zbiegi okoliczności, a nawet... powtórzenia.

Dziękuję, Carmaniolo. Będę miała na uwadze [w dalszej przyszłości :)] dzieło Cuesty o tytule brzmiącym „jak mowa kosmitów”.:)
Użytkownik: carmaniola 13.02.2009 17:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrze, że tutaj zajrzała... | Bozena
Poczekaj, poczekaj, Olgo. :-) Nie posądzaj pani Molloy o nonszalancję. Mea culpa! Wszak wybrałam, idąc zresztą jej tropem (jej przekora i moja na dodatek, to widać zbyt wiele), tylko króciutki fragment - wyjściowy - jej obszernego szkicu. Jej propozycja odmiennego nieco podejścia do dzieł Borgesa, nie jest ani powierzchowna, ani też, wbrew temu króciutkiemu fragmentowi, prosta.
Jeśli już kiedyś zerkniesz do Cuesty, nie omiń jej szkicu z mojej winy!

PS. Ja do niego na pewno wrócę ale dopiero po bliższym zapoznaniu się z tworami Borgesa, a w szczególności z "Fikcjami", do których szkic ten się odnosi.
Użytkownik: Bozena 14.02.2009 23:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Poczekaj, poczekaj, Olgo.... | carmaniola
Nie ominę, Carmaniolo. Ale czy zerknę?

Ciekawi mnie co było wprzód, nim pojawiło się „w zamian”, ciekawi mnie argumentacja (lecz nie aż tak bardzo) Sylvii Molloy. Bo, sam cytat (krótkie jej wyrażenie) odebrałam tak, jak wcześniej napisałam.

PS.
W bibliotece na „Księgę herbaty” trzeba czekać, zatem... kupiłam ją na Allegro. Wkrótce zapewne dotrze do mnie.:)

Użytkownik: carmaniola 16.02.2009 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie ominę, Carmaniolo. Al... | Bozena
Ojej, szybkie i zdecydowane posunięcie. Czekam zatem na sygnał od Ciebie o "smaku herbaty". :-)
Użytkownik: Bozena 23.02.2009 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ojej, szybkie i zdecydowa... | carmaniola
Pyszny.:)

Na Twojej stronie.
Użytkownik: Bozena 10.03.2009 06:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy na przełomie maja i... | Bozena
Trafiłam w Sieci na słowa (a niech to, niech będą tu) wspomnianego w recenzji Emanuela Swedenborga:

„Ustanowiona jest taka analogia: przez prawdy naturalne i moralne, przy pomocy samej transpozycji terminów [...] wkraczamy w sferę prawd duchowych i na odwrót. Dla ilustracji jeden lub dwa przykłady wystarczą: światło objawia jakość swego obiektu, lecz jakość obiektu ukazuje się zgodnie ze stanem światła, stąd obiekt nie zawsze jest takim, jakim się ukazuje. Otóż, jeśli zamiast światła wstawimy świadomość, pamiętając, że prawda jest jakością jej obiektu oraz że świadomość jest powszechnie uznana za światło duchowe, dojdziemy do następującej konkluzji: świadomość odkrywa prawdę, lecz prawda ukazuje się zgodnie z możliwościami danej świadomości, stąd nie zawsze prawdziwym jest to, co wydaje się być prawdziwym...” [ES]

"Prawda prosta", jakby powiedział Aleksander Krawczuk, tyle że wyrażona, moim zdaniem, w sposób nieco zawiły.


Użytkownik: Kuba Grom 06.06.2019 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy na przełomie maja i... | Bozena
Dla takich dyskusji jak ta, warto było stworzyć Internet.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: