Dodany: 20.01.2009 20:18|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Kropla reportażu, szczypta refleksji, morze pustej gadaniny


Niniejszy utwór zakupiłam (na szczęście!) na wyprzedaży za mniej niż pół ceny, która to suma i tak okazała się wygórowaną w stosunku do wartości tekstu. Tyle razy obiecywałam sobie nie nabywać książkowych kotów w worku, to jest pozycji, których nie udało mi się wcześniej przekartkować albo chociaż przeczytać fragmentów w prasie czy Internecie – ale dla „Supermarketu...” znowu uczyniłam wyjątek. W rzeczonych źródłach dostępna była bowiem tylko nota wydawnicza, której fragment brzmiał tak: „pod przykrywką dowcipnej, (auto)ironicznej kroniki podróży snuje Topol fascynującą opowieść o tragicznych losach kawałka ziemi przechodzącego od wieków z rąk do rąk i o poplątanych losach jego mieszkańców”[1]. Czy można się było nie skusić? Zwłaszcza jeśli się miało w pamięci czarujące „Opowieści galicyjskie” Stasiuka, zwłaszcza jeśli się samemu widziało opuszczone, sypiące się cerkiewki, rozmawiało z gospodarzami nie bardzo wiedzącymi, co stało się z wcześniejszymi mieszkańcami zajmowanych przez nich domów...

Okazało się, że w wersji Topola ta cała powikłana historia polsko-radziecko-czechosłowackiego (a dziś polsko-ukraińsko-słowackiego) pogranicza jest straszliwie chaotyczna i wyrywkowa, i trzeba o niej wiedzieć naprawdę sporo, by się nie pogubić. Ale nawet jeżeli założymy, że książka została napisana tylko dla odbiorcy w jakiś sposób zainteresowanego tym niewielkim obszarem Europy, w dalszym ciągu przedstawienie tematu pozostawia cokolwiek do życzenia. Zbiorowa martyrologia i indywidualne dramaty ludzi pogranicza zostają spłaszczone, a miejscami zupełnie giną pod masą pustych słów i zbędnych szczegółów. Gdybyż jeszcze te słowa i szczegóły układały się – jak w Stasiukowych reportażach-gawędach – w jakiś mniej lub bardziej wyrazisty pejzaż współczesności, stanowiący tło i jednocześnie kontrast dla tych historycznych dywagacji, albo gdyby w stylu i języku można było znaleźć rekompensatę za niedostatek informacji (a ściślej rzecz biorąc, informacji istotnych dla czytelnika, bo cóż mu przyjdzie z tego, że się dowie, czy przygodny towarzysz eskapady trzech czeskich literatów zna Oksanę Zabużko, czy nie, albo kto i do kogo w trakcie tej wędrówki wysyłał SMS-y?)!

Ale nic z tego. Wręcz przeciwnie, sposób wypowiadania się autora skutecznie dobija całość, rozmywa obrazy, przydusza refleksje. Podejrzewam, że gdyby dzieło tej jakości wysłał jakiś zupełnie anonimowy człowiek do nawet niekoniecznie pierwszorzędnego wydawnictwa, szansa ujrzenia jej w druku nie byłaby zbyt wielka. Spójrzmy tylko: „Obok nas zatrzymuje się samochód. Obtłuczony, czerwony. Wyłazi z niego jakiś chłopak, zaprasza nas do środka. Protestujemy. Mówi, że musimy się z nim napić piwa. Mówimy, że nie musimy. Mówi, że ma urodziny. Rzuca dowód osobisty na maskę auta. W samochodzie jest przyjemnie. Knajpa jest to drewniany barek przy wjeździe do wioski”[2]; „Kiosk, parę osób pije butelkowe piwo, padamy na trawę. Stojak pyta sprzedawców o krzesło, że niby chciałby usiąść. Prowadzą go do środka. Przyłazi jakiś facet. A niech to... jest niedorozwinięty. Ignorujemy go, wreszcie znika. Wraca Stojak bez krzesła”[3]; „Robię pełną menażkę neski. Mocna. Nieprzejrzysta jak to błoto wszędzie dokoła. Kopcimy. Daje nam to niezłego kopa. Prowadzimy rozmowy”[4]; "Potem jesteśmy z Olegiem w jakimś budynku. Jest to przytułek dla dziecięcych psycholi. Wszędzie są tu dziecięce rzeczy. Kluski na talerzu zmieniają się w zupę dzięki gorącej wodzie. (...) Oleg zdejmuje mi z nosa kluskę. Ktoś, kobieta, przynosi nam kotlety”[5]. I tak przez siedemdziesiąt kilka stron, z nielicznymi wyjątkami w postaci zdań dłuższych, pełniejszych, bardziej melodyjnych, z których można wysączyć tyle sensownej treści, że starczyłoby najwyżej na parustronicowy reportaż prasowy.

To za mało nawet, by się przy lekturze nie zniecierpliwić, a co dopiero, by ją uznać za fascynującą...



---
[1] Jachym Topol, „Supermarket bohaterów radzieckich”, przeł. Leszek Engelking, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2005, tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 16.
[3] Tamże, s. 21.
[4] Tamże, s. 42.
[5] Tamże, s. 25.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 758
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: