Dodany: 01.01.2009 17:00|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Wartość dokumentalna to nie wszystko…


Mając w pamięci dwie świetne, niezwykle obrazowe i wciągające powieści Lisy See - „Miłość Peonii” oraz „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz” - spodziewałam się, że opowieść o dziejach rodziny autorki będzie się czytać tak samo dobrze. I, niestety, spotkało mnie rozczarowanie.

Faktycznie wartość dokumentalna tej pozycji jest ogromna, zwłaszcza że prócz rodzinnych przekazów autorka korzystała z mnóstwa archiwalnych źródeł traktujących o dziejach chińskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Wstrząsające (choć nie zaskakujące, bo przecież wiemy, na co było stać cywilizowanych i religijnych białych kolonistów w stosunku do rdzennych mieszkańców tej ziemi i do sprowadzonych później afrykańskich niewolników…) są zwłaszcza relacje o przejawach agresji „prawdziwych Amerykanów” wobec przybyszy, w ostatnich dekadach XIX wieku przyjmującej formę takich samych pogromów, przed jakimi z carskiej Rosji do USA uciekali Żydzi. Na tym tle jeszcze bardziej imponuje postawa Chińczyków, niezłomnie trwających przy swoich pralniach, jadłodajniach i sklepikach, święcie przekonanych, że ciężką pracą zasłużą sobie na to samo, co obywatele pierwszej kategorii - i jeszcze bardziej interesująco przedstawia się proces asymilacji, przebiegającej dwoma torami: albo powierzchownym, z przyjęciem tylko obywatelstwa, a pozostaniem przy profesjach niewymagających zmiany tradycyjnego stroju ani obyczaju, i dążeniem do zachowania „czystej krwi” (pani Leong), albo pełnym, z całkowitym wtopieniem się w amerykańską obyczajowość, aż do momentu, w którym tylko rysy twarzy świadczyły o orientalnym rodowodzie (synowie i wnuki Fonga See). A ileż przy tym odbyło się przemian wewnętrznych, ile ludzkich dramatów zaistniało!

Ale cóż z tego, gdy w ponadpięćsetstronicowym tekście, w którym aż roi się od potencjalnych bohaterów melodramatów i tragedii, znajdujemy głównie suche relacje o ich przeżyciach, jakby pisane przez bezstronnego obserwatora; zupełnie nie widać tej lekkości i wdzięku pióra autorki, tak przyciągających uwagę przy czytaniu powieści. Styl jest drewniany, gazetowy, a w połączeniu z zagęszczeniem szczegółów tworzy aurę średniej klasy reportażu, z gatunku tych, które publikuje się „ku pamięci” w lokalnych wydawnictwach.

A przecież i wspomnienia rodzinne można napisać ciekawie, z temperamentem i odpowiednią dawką emocji, czego przykładem choćby „Maria i Magdalena” Samozwaniec, „W ogrodzie pamięci” Olczak-Ronikierowej czy zbeletryzowane „Korzenie” Haleya. Być może szkopuł tkwi w tłumaczeniu (przeł. Dorota Kozińska), bo nie chce mi się wierzyć, by autorka sama z siebie utraciła płynność i dźwięczność języka - chyba że z założenia uznała, iż bardziej dostojnie będzie przy rekonstruowaniu losów własnej rodziny posłużyć się typowym stylem dokumentalisty. Tak czy inaczej, nie wyszło to książce na dobre i prawdę mówiąc, ledwie dobrnęłam do końca.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3056
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: verdiana 05.01.2009 16:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Mając w pamięci dwie świe... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dobrze, że ostrzegasz, Dot. Mnie też podobały się dwie poprzednie książki i pewnie sięgnęłabym i po tę. To sobie tego rozczarowania oszczędzę. Nic mnie tak nie denerwuje, jak suche relacje. Biografie zdarzeń, zamiast ludzi.
Użytkownik: indiansummer 07.02.2009 23:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrze, że ostrzegasz, Do... | verdiana
Pozostaje faktem iż książka ta powstała niejako "na zamówienie" rodziny autorki. Miała powstać biografia rodziny i powstała. Mnie jednak również rozczarowała. Jestem wielbicielką sag i dlatego sięgnęłam po tę właśnie pozycję.
Styl książki jest niemalże kronikarski, brakuje tu głębi i refleksji. Z drugiej strony denerwujące jest ciągłe wrażenie tendencyjności opisu rodziny w której wszyscy wydają nieskazitelni, bohaterscy, doceniani itp. (nawet ci którzy nie osiągnęli sukcesu życiowego bądź popadli w nałóg).

Wspaniały materiał na powieść i marny efekt.
Użytkownik: izafilipiak 09.02.2009 11:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Mając w pamięci dwie świe... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja w grudniu zaczęłam moją przygodę z Lisą See od tej właśnie pozycji, utknęłam gdzieś w 3/5 lektury i obwiniałam się, że nie jestem dość skoncentrowana, by docenić jedną z tak powszechnie zachwalanych książek jej autorstwa...
Użytkownik: indiansummer 21.02.2009 08:59 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja w grudniu zaczęłam m... | izafilipiak
Trzeba było zacząć od innej pozycji - typowa fabuła wychodzi autorce lepiej :)
Użytkownik: k.marchel@wp.pl 24.11.2010 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mając w pamięci dwie świe... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wszystko zależy kto co lubi i czego oczekuje. Sięgnęłam po tę książkę wiedząc, czego mogę się spodziewać.
Chylę czoła przed olbrzymią wiedzą na temat imigrantów i ich losów "na złotej górze".
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: