Dodany: 31.12.2008 13:08|Autor: bbartek

Książki i okolice> Książki w ogóle

Problem lektur


Przeglądając przed chwilą listę najgorzej ocenianych książek w biblionetce zauważyłem (nie po raz pierwszy zresztą), że bardzo dużo spośród nich to lektury szkolne. Nie chcę tu teraz prowokować dyskusji na temat jakości tychże (zwłaszcza, że mamy już temat o kanonie lektur), dla mnie problem jest innej maści: mam silne wrażenie, że większość lektur dzieci/młodzież musi czytać za wcześnie. "Janko Muzykant" chociażby. Czy też "Stary człowiek i morze". Albo "Mały Książę" (przeze mnie czytane odpowiednio - o ile dobrze pamiętam - w 4. albo 5. klasie, w 1. gimnazjum i w 2. gimnazjum). Przykłady można mnożyć prawie w nieskończoność (również takie, kiedy lekturą jest książka nie reprezentatywna dla twórczości autora - np. "Kłamczucha" Musierowicz, przez którą to lekturę ja osobiście nigdy więcej niczego tej autorki nie czytałem - ale to już trochę inny temat). Każe się uczniom przeczytać książkę, której w tym wieku z dużą dozą prawdopodobieństwa nie zrozumieją (oczywiście są wyjątki, ale mi tu chodzi nie o nie, tylko o ogół - zwłaszcza, że te wyjątki i tak będą czytać, więc dla nich lektury nie są aż tak istotne). Czy nie byłoby lepiej przez pierwsze parę lat szkoły skoncentrować się na książkach "lżejszych" (może niekoniecznie na Henryku Portierze, ale coś by się - również polskiego - spokojnie znalazło; ja bym zaproponował np. Wiedźmina, ale to już kwestia gustu), przy pomocy których możnaby uczniów zachęcić do tego, żeby w ogóle czytali, a potem dopiero stopniowo wprowadzać książki "cięższe", należące do kanonu/poruszające trudne problemy (jak te na początku przeze mnie wymienione na przykład).
Wyświetleń: 6200
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: Marylek 31.12.2008 18:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeglądając przed chwilą... | bbartek
Rozmawiałam niedawno z koleżanką, która jest nauczycielką-polonistką w szkole podstawowej i gimnazjum. I ona miała podobne zdanie do Twojego. Stwierdziła, że lektury w tych szkołach powinny mieć na celu "rozczytanie" uczniów, a trudno żeby dzieciaków w klasie szóstej wciągnęli np. "Krzyżacy", nie dlatego, że są tak złą książką, tylko dlatego, że za trudną i zbyt mało interesującą dla przeciętnego ucznia w stosunku do wieku.
Ona mówi, że "Harry Potter" powinien byc lekturą.

Ja nie wiem. Wydaje mi się, że - wyłączywszy tych, którzy i tak czytają - sam fakt przymusu obrzydza większości uczniów książkę. Może powinny być takie lekcje w szkołach tłumaczące, po co są lektury i dlaczego wszyscy powinniśmy znać przynajmniej parę tych samych lektur? Jakiś podstawowy kanon umożliwiający porozumiewanie się.
Użytkownik: StatekMilosci 02.01.2009 18:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeglądając przed chwilą... | bbartek
Według mnie lektury nie cieszą się zbyt dobrą opinią właśnie dlatego, że są przymusowe. Zresztą nawet pomijając przymus to nie wszystko się wszystkim podoba (np. akurat ja nie musiałam czytać "Ani z Zielonego Wzgórza" ale wiem, ze czasami to też lektura i w pełni rozumiem, że chłopakowi się ona nie musi podobać).
Lubię czytać, więc nie miałam problemu z 'rozczytywaniem się'. Szczerze to w sumie wątpię czy poprzez wybór ciekawszych książek zachęci się uczniów do czytania - przymus to dalej będzie przymus, a do tego dzieci teraz chyba wolą siedzieć przed komputerem niż nad książką - niestety. Choćby taki 'Harry Potter' - jest ciekawy i wciągający, ale wiele osób może odstraszać grubością.
Jestem z siebie w pewien sposób dumna, bo przeczytałam każdą lekturę jaką miałam, choć z niektórymi straszliwie się męczyłam. I choć uwielbiam narzekać, że po co mi np. 'Pan Tadeusz' albo 'Dziady' to w sumie cieszę się, że są obowiązkowe, bo inaczej pewnie bym po nie nie sięgnęła. 'Potop' czytałam nie wiadomo ile i wydaje mi się, że może jak będę dorosła to w końcu docenię tą książkę, ale w tamtym roku to była dla mnie masakra. I w sumie mogłabym dużo o lekturach pisać, głównie narzekać, ale tak na prawdę niektóre lektury są całkiem fajne:)
A jeszcze co do tego, że lektury są nieodpowiednie do wieku to w sumie racja. Tylko cały problem jest w tym, że program nauczania jest obszerny, a czasu mało, więc jak opóźnić niektóre książki, skoro później trzeba czytać inne...??
Użytkownik: bbartek 04.01.2009 10:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Według mnie lektury nie c... | StatekMilosci
Selekcja. Nie każda książka, którą się robi lekturą, jest konieczna. A poza tym: jaka jest różnica między przeczytaniem, dajmy na to, "Małego Księcia" bez zrozumienia, a nie przeczytaniem go w ogóle? Moim zdaniem różnicy nie ma.
To możliwe, że ciekawsze lektury, będące nadal przymusem, dużo nie zdziałają, ale myślę, że więcej, niż przymusowe lektury, których nikt nie chciałby czytać dobrowolnie.
Użytkownik: wenoma 04.01.2009 20:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeglądając przed chwilą... | bbartek
A co sądzicie o pomyśle stworzenia szerokiej grupy lektur - powiedzmy, że 30-50 w każdej klasie i z tego uczeń musi sobie wybrać określoną ilość książek? Podejrzewam, że część wybrałaby ze względu na grubość, ale część zamiast przeczytać powiedzmy książkę liczącą kilkadziesiąt stron, która nie zachwyca, wolałoby przeczytać grubszą, ale przyjemną?
Oczywiście nie zmieni to faktu, że z klasyką trzeba się zapoznać, ale często odnoszę wrażenie, że można skonstruować te spisy, tak, żeby każdy znalazł coś, co go interesuje i zamiast czytać powiedzmy jakieś wielkie dzieło pozytywistyczne, z tej epoki przeczyta coś mniejszego, a w zamian coś, co bardziej odpowiada jego upodobaniom. Dodatkowo mogłoby to prowokować dyskusje na lekcjach jak dany problem jest widziany w ujęciu różnych autorów.
Takie typowe listy lektur obowiązkowych i nadobowiązkowych mogłyby się pojawić dopiero w szkole ponadgimnazjalnej żeby przygotować do matury.
Użytkownik: bbartek 05.01.2009 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A co sądzicie o pomyśle s... | wenoma
To byłby pomysł... Problemem jednakowoż byłoby w takiej sytuacji omawianie lektur. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nauczycielom byłoby naprawdę trudno jakoś to ogarnąć - bo pod jakim kątem tu przygotować lekcję, jeśli każdy uczeń przeczytał inną książkę? Oczywiście, czasem można dyskutować, jak napisałaś, na temat ujęcia jakiegoś konkretnego problemu przez różnych autorów, ale nie zawsze jest to wykonalne... Krótko mówiąc: pomysł dobry, ale czy do zrealizowania?
Użytkownik: StatekMilosci 06.01.2009 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: To byłby pomysł... Proble... | bbartek
Właśnie według mnie nie jest to możliwe do zrealizowania:) No bo w końcu lekturę trzeba omówić, a nie da się omówić przykładowo 5 książek równocześnie. Faktycznie mogłaby to być dyskusja na dany temat oparta na kilku lekturach, które uczniowie przeczytali, ale klasy są różne i uczniowie są różni. W niektórych klasach dyskusja może po prostu nie wyjść, albo będzie tak, że odzywać się będą tylko 3,4 osoby...
Użytkownik: wenoma 07.01.2009 20:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie według mnie nie j... | StatekMilosci
Może i nie jest możliwe. Ale miałoby sens, mogłoby zachęcić do czytania, bo o to w mojej opinii chodzi, a nie o zgłębianie wiedzy historycznej. Na to jest czas później, na to jest czas, gdy człowiek rozumie, po co, bo wtedy chce, bo to zaczyna dawać mu radość i poznaje coraz więcej dla samego siebie.
Szkoła nie jest idealna i nigdy nie będzie. To coś, czego możemy być niestety pewni.
Użytkownik: kasiczna 06.01.2009 23:34 napisał(a):
Odpowiedź na: A co sądzicie o pomyśle s... | wenoma
W gimnazjum właśnie tak miałam. Poza kilkoma ogólnie omawianymi lekturami pani zadawała książki dodatkowe do przeczytania, jedną na semestr. W taki sposób zapoznałam się między innymi z Ptaśkiem i Przeminęło z wiatrem. Każdy mógł sobie indywidualnie wybrać książkę ze spisu i nie tylko lub przy problemie z decyzją pani "przydzielała" lekturę odpowiednie dla osoby (czyli taką, o jakiej myślała, że może danego ucznia zainteresować a ponadto jest w stanie ją zrozumieć). Potem kilka lekcji poświęcała na omawianie lektury, indywidualnie, z każdym po kolei. Zajmowało to od 10 do 15 minut na ucznia. W tym czasie klasa pisała różne prace: recenzje, charakterystyki postaci czy rozprawki. Pomysł mi się podobał i większości klasy także.
Użytkownik: bbartek 07.01.2009 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: W gimnazjum właśnie tak m... | kasiczna
Tu znowu miałbym coś do narzekania: wierzę, że rozwiązanie takie jest możliwe w gimnazjum czy liceum, gdzie podejście uczniów co książek jest już w dużym stopniu ukształtowane. Ale wątpię, żeby tę samą metodę dało się zastosować wobec uczniów szkoły podstawowej... Bo niby na jakiej podstawie w pierwszych paru klasach zaproponować dziecku książkę? Jeśli dotąd prawie nic nie czytało? Poza tym w tym wieku trudno jest odpytywać uczniów pojedynczo/indywidualnie... Krótko mówiąc: następny pomysł, mimo dobrych aspektów, ląduje po głębszej analizie w koszu. No chyba, że się mylę (czego nie wykluczam, albowiem errare humanum est;-).
Użytkownik: kasiczna 07.01.2009 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Tu znowu miałbym coś do n... | bbartek
Mam świadomość, że w niektórych szkołach i klasach byłoby to niemożliwe do przeprowadzenia. Sądzę jednak, że w innych byłby to dobry pomysł. W mojej klasie zdało to egzamin. Zawsze to jakieś urozmaicenie.
Użytkownik: bbartek 07.01.2009 19:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam świadomość, że w niek... | kasiczna
Mi chodzi głównie o podstawówkę (oczywiście, o gimnazjum też, ale mniej), bo właśnie wtedy decyduje się najczęściej, czy dziecko będzie czytać książki, czy nie. A, jak już pisałem, w Polsce niestety szkoła najczęściej raczej do literatury zniechęca. I problem jest taki, że nie wierzę (jak zresztą również wielu psychiatrów dziecięcych), żeby dzieci w tym wieku (ogół, od specyficznych przypadków abstrahując) były w stanie wybrać sobie coś, co chciałyby czytać. Zwłaszcza, jeśli dotąd na własną rękę nie czytały. I tutaj moim zdaniem rolą szkoły jest "przymusowe" poddanie tymże uczniom lektur, tylko proszę nie "Janko Muzykanta" (swoją drogą wcale nie taka zła książka, ale dla 10-12-latków niezrozumiała), "Sierotkę Marysię", "Pilota Pirxa" czy "Pana Tadeusza". Na to znajdzie się czas później. A zacząć się powinno raczej od książek po prostu "do czytania", a nie do nauki o historii polskiej literatury. Nie wiem, jakich. Może Szklarskiego (Tomek Wilmowski). Może Sat-Okha (jako że przynajmniej chłopcy bardzo często zaczynają od Indian, a od tego autora przynajmniej dowiedzą się czegoś rzetelnego). Może Ożogowską. Nienackiego. Niziurskiego. Makuszyńskiego. Tolkiena (może nie "Władcę pierścieni", ale "Hobbit" by pasował). To tylko parę przykładów, które mi osobiście sprawiały radość w dzieciństwie. A kto chętnie czytał Konopnicką? Sienkiewicza (poza może "W pustyni i w puszczy")? Prusa? Zaryzykowałbym twierdzenie, że mniejszość.
Użytkownik: kasiczna 07.01.2009 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Mi chodzi głównie o podst... | bbartek
Sądzę, że sporo zależy od sposobu omawiania lektury. "Sierotka Marysia" mi się podobała, bo robiliśmy przedstawienie i rysowaliśmy krasnoludki. Nie wiem kto daje "Janko Muzykanta" dzieciom w podstawówce - ja to przerabiałam pierwszy raz dopiero rok temu a byłam w drugiej klasie liceum. Jest naprawdę dużo ciekawych książek, także jako lektury jak chociażby "Nawiedzony dom", czy "Hobbit". Dla dzieci młodszych np. "O psie, który jeździł koleją". Książki o Tomku Wilmowskim także miałam w kanonie lektur. Nie wiem od czego zależy, że w niektórych szkołach przerabiane są fajne lektury a w innej są one zbyt trudne albo zwyczajnie nieciekawe. Może to nauczyciele wybierają, co będą opracowywać. Tak dodatkowo miałam jako lektury książki Ożogowskiej, Makuszyńskiego, Sienkiewicza tylko "W pustyni i w puszczy". Chociaż wiem, że część osób miała w podstawówce "Krzyżaków" w całości a o tamtych nawet nie słyszała.
Użytkownik: zagadka 08.01.2009 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: A co sądzicie o pomyśle s... | wenoma
Miałam podobny pomysł. Właśnie żeby uczniowie i nauczyciel miał większe możliwości wyboru jakie i ile lektur będą czytali uczniowie. Pisałam o tym gdzieś w tym temacie: [artykuł niedostępny]
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: