Książka o rżnięciu
Zawsze ceniłam Irvinga za to, jak pięknie potrafi pisać o miłości fizycznej - z humorem, dystansem, czułością, namiętnością. Gdybym miała wskazać mojego ulubionego autora scen erotycznych, bez namysłu podałabym właśnie jego nazwisko.
Niestety, "Małżeństwo wagi półśredniej" to już tylko powieść nawet nie o seksie, ale o rżnięciu. Książka momentami jest wulgarna i dosadna, fabuła ginie gdzieś między pieprzeniem w sali gimnastycznej a baraszkowaniem pod prysznicem.
Mnie książka po prostu zniesmaczyła. Nie dlatego, że jestem wrażliwa na seks w literaturze, nie dlatego, że jestem wstydliwą dziewicą i nie dlatego, że słucham Radia Maryja. Nawet nie dlatego, że pomysł ukrywania się w martwej krowie wydaje się mi zbyt makabryczny. "Małżeństwo wagi półśredniej" jest po prostu słabą, drukowaną pornografią i niczym więcej. Psychologia bohaterów jest ledwo naszkicowana, są płascy, nijacy i ogromnie złaknieni wrażeń seksualnych.
Po przeczytaniu tej książki doszłam do wniosku, że jakoś muszę przed samą sobą Irvinga z tego gniota wytłumaczyć, że przecież każdy autor ma lepsze i gorsze książki. Irving ma świetne książki i "Małżeństwo wagi półśredniej".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.