Dodany: 14.12.2008 22:13|Autor: oyumi
Sztuka zrywania
Mało brakowało, a podręcznik Carra nie byłby mi potrzebny. Kilka lat temu nie paliłam przez sześć tygodni i – co mnie zaskoczyło – żyłam. Żyłam i nic właściwie strasznego się nie działo, poza tym, że stałam się dziwna. W pociągach wybierałam przedziały dla palaczy, żeby nawdychać się dymu. Gdy widziałam palących na ulicy, miałam ochotę podchodzić do nich i wylewnie życzyć, żeby bardziej doceniali szczęście, które trzymają w ręce. Chyba że byłam w złym humorze – wtedy napawałam się fantazjami o ich powolnej śmierci w męczarniach. Marzyłam, żeby jak najszybciej urodzić dzieci, bardzo, bardzo się zestarzeć i już być w wieku, gdy mężczyżni zaczepiają cię tylko wtedy, gdy chcą ci pomóc przejść przez ulicę. I bezkarnie palić.
Jednak żyłam i nic się nie działo. Może tylko to, że już nie wiedziałam, kim jestem, nie oglądałam filmów i nie czytałam literatury współczesnej. Głód nikotynowy jest niczym w porównaniu z czułym zdaniem Świetlickiego „Mój mały przyjacielu, papierosie”. Uparłam się jednak i postanowiłam wytrzymać, choćby mnie to miało kosztować ograniczenie filmów do tych wypuszczanych przez Walta Disneya, a książek do Harlequin Medical Romance. Nie musiałabym obecnie szukać ratunku u Carra, gdybym przezornie zrezygnowała również z prasy. Niestety, „Przekrój” wydrukował zdjęcie Humpreya Bogarta z papierosem, a ja poczułam, że zdradziłam wszystkie swoje ideały i skruszona pobiegłam do sklepu po moją niemądrą miłość. Nikt nie wygra z tak wielkim, choć tragicznym uczuciem.
Tylko po co tak dramatyzować? Allen Carr na przykład wygrał. A Carr był bardzo zakochany – palił przez trzydzieści lat, do 100 papierosów dziennie. Próbował wszystkich metod, zwłaszcza że jego ojciec umarł na raka płuc. I palił dalej. Aż olśniło go, że największy problem to właśnie te metody. To przez nie ma w głowie kalki „bardzo silna wola”, „zacięta walka z nałogiem”, „wytrzymywać kolejne dni bez papierosa”, „pomagać sobie gumami z nikotyną”. Stwierdził, że od trzydziestu lat wmawia sobie różne bzdury: jak ciężki to nałóg i jak trudno poradzić sobie psychicznie bez papierosa. Tak naprawdę to stosunkowo lekkie uzależnienie, a reszta jest w jego głowie. I po prostu już nigdy nie zapalił i żył stosunkowo długo (dwadzieścia kilka lat) i szczęśliwie. Lecz żeby nie było zbyt słodko i żeby jego pacjenci nie zapomnieli, czym grozi palenie – zmarł na raka płuc.
Metoda Carra jest szybka, prosta i przyjemna. Uczy innego spojrzenia na zgubną namiętność. Po odstawieniu nie utożsamiasz się z bohaterem „Cierpień młodego Wertera”, raczej z postaciami z Pratchetta czy z zabawnych powieści o feministycznym przesłaniu. Nie płaczesz, że los was rozdziela i nie możecie być razem – przeciwnie, pukasz się w głowę i myślisz „Co ja z nim robię?” Nie obawiasz się, że kiedy w twoim życiu wszystko się posypie, na pewno wrócisz po pocieszenie i wsparcie. Przeciwnie, przypominasz sobie komentarz Kasi Nosowskiej z jakiejś audycji radiowej: „Może i jest beznadziejnie, ale przynajmniej nie palę”. Zawsze jeden kłopot z głowy.
Nie trzeba się objadać, niepodsycany nawyk sam znika po paru dniach. Przez ten krótki okres jednak potrzeba odrobiny silnej woli, wytrwałego tłumaczenia sobie, że bez względu na pluralizm wśród dietetyków, żaden z nich nie uznaje kilogramowej paczki pistacji za świetną poobiednią przekąskę. Ostatnio przed centrum handlowym widziałam ludzi namiętnie zaciągających się papierosem po zakupach. I nie czułam zazdrości. Raczej ulgę, że przez dwie godziny w EMPiK-u nie skręcało mnie z tęsknoty za szlugiem. Wspaniałe być wolnym: chodzić po sklepie i myśleć jedynie o tym, że masz w domu tak z pięćdziesiąt nieprzeczytanych książek, więc prawdopodobnie nie umrzesz, jeśli natychmiast nie kupisz sobie „Lata przed zmierzchem” i „Krótkiej historii prawie wszystkiego”. Cóż, pewnie żyłabym dalej bez Lessing i Brysona na regale. Poczekam jednak na stosowny poradnik autorstwa Marii Janion.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.