Dodany: 06.12.2008 17:30|Autor: Meszuge

Wallander - wkurzasz mnie!!!


Akcja kolejnej powieści z komisarzem Wallanderem w roli głównej zaczyna się w Afryce, gdzie islamscy fundamentaliści mordują cztery zakonnice i nocującą u nich turystkę, ale cała właściwa akcja rozgrywa się jednak w Szwecji, w Skanii, a głównie w malutkim – ok. 25 tysięcy mieszkańców – Ystad.

I znów – jak w większości powieści Mankella – w Skanii jest późna jesień, jest szaro, zimno, mokro, paskudnie i beznadziejnie, a Wallander, jak zawsze, nie ma czym i na czym pisać, wiecznie zapomina, że wyłączył komórkę i ustawicznie narzeka na upadek obyczajów w Szwecji. Nie tylko on zresztą, bo, pewnie w myśl zasady „niedaleko pada jabłko od jabłoni”, narzekać na ciężkie czasy zaczyna też córka Wallandera, Linda. Tym razem jednak jej ojciec zna odpowiedź:

„Nalała sobie herbaty z termosu, po czym ni stąd, ni zowąd zapytała go, dlaczego życie w Szwecji jest takie trudne.
– Czasami myślę sobie – powiedział – że powodem może być to, że przestaliśmy cerować skarpety”*.

Wallander spotyka wprawdzie w samolocie kobietę cerującą skarpety, jednak, wbrew pozorom, nie to jest głównym motywem powieści.

W brutalny sposób zamordowany zostaje emerytowany sprzedawca samochodów, obserwator ptaków i poeta. Ginie uduszony właściciel kwiaciarni… Wallander nie ma wątpliwości, że na jego terenie grasuje seryjny morderca i znów on sam i reszta brygady będą pracować po 24 godziny na dobę o głodzie i chłodzie, żeby go złapać.

Świat i bohater Mankella jest niezmienny, logicznie spójny, nie ma tu mowy o jakichś niespodziankach. To dobrze, bo wraca się do nich jak do odległych, ale znanych miejsc, jak do starego znajomego. Jednak to także niedobrze, bo Wallander popełniający wiecznie te same błędy staje się na dłuższą metę dość mocno irytujący. To podobno najlepszy glina w Ystad, ale najwyraźniej nie jest w stanie nauczyć się kilku prostych rzeczy, takich na przykład, jak noszenie notesu i długopisu.

Myślę, że postaram się przeczytać jeszcze przynajmniej jedną książkę Mankella, ale jeśli znów okaże się, że Wallander nie wpadł na to, że groźny zabójca może mieć broń, albo w decydującym momencie przypomni sobie, że zostawił komórkę na biurku, czy coś w tym stylu, to… rozstaniemy się na co najmniej pięć lat.



---
* Henning Mankell, „Piąta kobieta”, przeł. Halina Thylwe, wyd. WAB, 2004, str. 256.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3680
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: norge 07.12.2008 22:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Akcja kolejnej powieści z... | Meszuge
Ja się rozstałam. Po przeczytaniu wszystkich książek z Wallanderowskiej serii rzekłam sobie: na razie dość. Ale było miło, nie powiem.
Znalazłam innych, fajnych autorów skandynawskich piszących równie dobre kryminały, niejednokrotnie nawet lepsze.
Użytkownik: Meszuge 08.12.2008 06:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się rozstałam. Po prze... | norge
Ja miałem bardzo długą przerwę w tego typu literaturze, a skandynawskiej szczególnie. Pamiętam "Śmiejącego się policjanta" (autorów było chyba dwóch) i był to całkiem niezły kryminał. A Wallander... zdaje się, że może, i to dość łatwo, się przejeść.
Użytkownik: nyorai 22.12.2008 07:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja miałem bardzo długą pr... | Meszuge
Mnie się Wallander jeszcze nie przejadł (i raczej nie sądzę, żeby mogło to nastąpić - zamierzam jeszcze raz przeczytać cały cykl, tym razem w kolejności chronologicznej). A co do zarzutów, które stawiasz - wydaje mi się, że stanowią one o prawdziwości Wallandera, jego ludzkim wymiarze. Koniec końców ileż to razy słyszy się o podstawowych błędach popełnianych przez prawdziwych policjantów - chyba dobrze więc, że szwedzki komisarz ma cechy spotykane u istniejących przedstawicieli zawodu? A swoją drogą, o ile pamiętam, Wallander, bazując na dotychczasowym przebiegu śledztwa, miał podstawy sądzić, że morderca broni (palnej) mieć nie będzie - oczywiście mógł pewne fakty skojarzyć, ale zważywszy na okoliczności trudno wymagać błyskawicznych reakcji nawet od doświadczonego policjanta (nie chcę spoilerować, więc nie będę wchodzić w szczegóły).
Natomiast jeśli chodzi o zostawioną na biurku komórkę - przemęczenie, ciężkie przeżycia osobiste, trudne śledztwo i zwykłe roztargnienie chyba jakoś to uzasadniają... :) Ponownie - ludzki wymiar, realizm. Nie bez powodu mówi się, że Wallander to taki "everyman" - a chyba każdemu z nas zdarzyło się w kluczowym momencie czegoś ważnego zapomnieć (od komórki, przez portfel, włączone żelazko, na zatrzaśniętych w samochodzie kluczykach skończywszy).
Rzecz jasna każdy ma prawo się zniechęcić do kryminałów Mankella i może to nastąpić z dowolnych powodów, uznałam jednak za stosowne stanąć w obronie komisarza ;)
Użytkownik: Meszuge 22.12.2008 08:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się Wallander jeszcz... | nyorai
Kiedy jeszcze miałem telewizor i oglądałem filmy, często kryminalne lub sensacyjne, odruchy wymiotne powodowała u mnie powtarzająca się do znudzenia scena: ktoś kogoś goni, uciekający w ostatnim momencie wskakuje za kierownicę auta, a to oczywiście nie chce zapalić. Zwykle usłyszeć można było wtedy różne please pod adresem gaźnika, ale to inna sprawa. W tego typu filmach bohaterka oczywiście nigdy nie widziała stojącego za nią bandyty, wampira, zboczeńca… Itd.

Mam wrażenie, że Henning wzoruje swoje akcje na takim właśnie podkładzie. Oczywiście zmęczonemu gliniarzowi wiele się może przydarzyć, ale jeśli to samo (lub w tym samym typie) zdarza mu się w każdej książce po trzy razy, to…

Tak jak w „Winnetou” nie szukam realiów etnograficznych, tak w kryminałach, nawet bardzo dobrych, nie szukam realizmu. Historie z Wallanderem do rzeczywistości mają się nijak (coś o tym wiem ze względu na koneksje rodzinne). Cała 6-7 sekcja zajmuje się jedną sprawą? A siedemnaście spraw (rzecz jasna nie wszystkie to zabójstwa) prowadzonych jednocześnie przez jednego gliniarza to nie łaska?

W dalszym ciągu uważam Henninga za dobrego pisarza i Wallander mi się podoba. Ale jeśli kawał jest rzeczywiście śmieszny, to jednak wcale nie znaczy, że muszę chcieć go słuchać/czytać po raz setny, prawda?
Użytkownik: nyorai 23.12.2008 12:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy jeszcze miałem tele... | Meszuge
Wiesz, mnie też niektóre rozwiązania u Mankella irytują - najbardziej chyba sytuacje, w których Wallander jest pewien, że usłyszał coś ważnego, ale nie wie, co ;) Ale czy faktycznie aż tak często zdarzają mu się awarie samochodu, zostawienie ważnego przedmiotu tu czy tam czy też tym podobne? Nie wiem, poza "Zaporą" przeczytałam wszystkie tomy cyklu i nie zauważyłam aż takiego schematu (inne owszem - chociażby przywołane wyżej 'przeczucie' - ale z drugiej strony widzę też odbieganie bądź próby odbiegania od utartych rozwiązań, tak często spotykanych w innych kryminałach czy wspomnianych przez Ciebie filmach sensacyjnych - vide Rydberg, Svedberg, sprawa z Bajbą, ojciec Wallandera).

Pisząc o realizmie, odnosiłam się bardziej do sposobu przedstawienia Wallandera jako człowieka, a niekoniecznie do realizmu działań policyjnych. Również mam jakieś pojęcie o pracy policjanta (rodzina, znajomi etc.), ale policjanta w Polsce, natomiast nie wiem nic o realiach działań policji szwedzkiej - nie znam tamtejszych struktur, organizacji pracy w komendach, a przypuszczam, że mogą się znacznie różnić od polskiej rzeczywistości. Stąd ciężko mi stwierdzić, czy w tym względzie można mówić o realizmie ;)

Jasne, nawet najlepsza książka miewa wady - ja w żadnym razie nie kwestionuję Twojego podejścia, odbioru, czy jak to inaczej nazwać - mam nadzieję, że nie masz mi za złe nieco odmiennego zdania ;)
Koniec końców (i chyba tu się zgadzamy) pisarz, którego się lubi, nie jest z automatu wyłączony z krytyki, nie? :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: