W poszukiwaniu czarnej owcy rodu
Dobry kryminał to taki, który nie pozwala zasnąć nawet po najbardziej morderczym dniu. Taki, który sprawia, że budzimy się z głową w książce w środku nocy, tylko po to, aby odstawić ją pod łóżko i wczesnym rankiem po nią sięgnąć. Wygląda to jak uzależnienie. Zgadza się, lektura dobrego kryminału jest pewnego rodzaju nałogiem. Kolejną cechą takiej książki jest nieprzewidywalność przedstawianych zdarzeń. Kto popełnił przestępstwo, czyli zabił, zgwałcił, ukradł czy splamił swe ręce jakimkolwiek innym haniebnym czynem? Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć aż do ostatnich stron powieści. Ponura intryga konstruowana jest w taki sposób, aby nam to skutecznie uniemożliwić.
Śmiem twierdzić, że powieść Stiega Larssona w pełni zasługuje na to, aby ją nazwać dobrym kryminałem. Oczywiście, mamy i tym razem do czynienia z detektywem, któremu towarzyszy asystentka (jak w wielu tego typach powieści). Każde z nich od razu wzbudza zaufanie czytelnika. Może tylko oni? Nie wiadomo bowiem do końca, kto okaże się tym złym. Prowadzą swoje śledztwo w malowniczym zakątku północnej Szwecji, aby tam natrafić na trop makabrycznego odkrycia – wydawałoby się, historycznego morderstwa. Główny bohater na co dzień nie jest detektywem ani policjantem, tylko dziennikarzem. Jednak to on, ze względu na medialne zawirowania wokół własnej osoby, dostaje zlecenie rozwikłania morderstwa sprzed prawie czterdziestu lat... Zleceniodawcą jest były potentat szwedzkiego przemysłu i przedstawiciel wpływowego rodu. W pewnym sensie powieść Larssona staje się minisagą rodzinną, co sprawia, że stajemy się świadkami wielowątkowej, niebanalnej historii.
Równocześnie atutem powieści jest forma opisu występujących w niej osób. Każda z nich przedstawiona jest w taki sposób, że staje się wyrazistą, niedającą się zapomnieć postacią. Począwszy od dwójki głównych bohaterów, a skończywszy na nawet najrzadziej pojawiających się w powieści przedstawicielach rodu Vangerów.
Larsson zaskakuje na każdym kroku. Już po rozwiązaniu zagadki wplata kilka innych wątków, sprawiając, że nawet kiedy dowiadujemy się, kim jest morderca, z uwagą czytamy ostatnie strony książki.
Pozostaje jeszcze dodać, że sądząc po tytule i co jakiś czas pojawiających się cytatach szwedzkich statystyk dotyczących przemocy wobec kobiet, autorem książki mogłaby być jakaś skandynawska feministka. Larsson siłą rzeczy nią nie jest, więc być może, nie obrażając feministek, zupełnie trzeźwym okiem ocenia sytuację? Może to tylko świadczyć o tym, że liberalna Szwecja, słynąca z równouprawnienia, nie jest pod tym względem idylliczną krainą. Sprawdziłam w Internecie informacje dotyczące przemocy wobec kobiet w Szwecji – to już nie jest tylko fikcja literacka Larssona. I znów kolejny punkt dla dobrej powieści. Zmusza czytelnika do myślenia, krytycznego spojrzenia na otaczający nas "piękny świat".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.