Przedstawiam
KONKURS nr 72 pt.
"SZTUCZNA INTELIGENCJA w LITERATURZE", który przygotował
Sznajper:
Helena: (vyskočí) To je humbuk! Vy jste šarlatán! Sulla není Robot, Sulla je děvče jako já! Sullo, to je hanebné - proč hrajete takovou komedii?
Sulla: Já jsem Robot.
Helena: Ne, ne, vy lžete […]
Sulla: Já jsem Robot.
Helena: To je jedno. Roboti jsou stejně dobří lidé jako my. Sullo, vy byste se nechala rozříznout?
Sulla: Ano.
Helena: Oh, vy se nebojíte smrti?
Sulla: Neznám, Slečno Gloryová.
Helena: Víte, co by se pak s vámi stalo?
Sulla: Ano, přestala bych se hýbat.
[Karel Čapek – "R.U.R."]
Jak wiadomo, na początku był syr. Z biegiem czasu każdy syr wapnieje i tak właśnie powstała praryba, która wydała prajaszczura, który wydał prassaka, który wydał pramałpę, która wydała bladawca zwanego lepniakiem. A ten, szukając lepszego, wynalazł metal i sam siebie w żelazie sportretował, czym zapoczątkował maszynę.
Przed wami dwadzieścia siedem fragmentów. W każdym z nich ukrywa się komputer, robot, android lub program obdarzony mniejszą lub większą Sztuczną Inteligencją, czyli w skrócie AI.
Zasady:
1. Przyznaję po jednym punkcie za autora i tytuł każdego z fragmentów, dodatkowo punktowane jest imię AI (w dusiołkach oznaczonych gwiazdką). Maksymalnie można uzyskać 73 punkty.
2. Jeżeli fragment pochodzi ze zbioru opowiadań, punktowany jest tytuł konkretnego opowiadania.
3. Po odgadnięciu autora można 3 razy strzelać w tytuł.
4. W przypadku jednakowej liczby punktów, o kolejności na podium, decyduje data ostatniego punktowanego maila.
5. Mataczyć oczywiście można, ale proszę mocno szyfrować i nie podpowiadać kto co czytał. Takie informacje będę udzielał wszystkim chętnym, ale dopiero od soboty 6 grudnia.
6. Odpowiedzi wysyłajcie na adres: [...]
W tytule proszę o wpisanie nicku.
7. Termin nadsyłania odpowiedzi minie
12 grudnia (piątek) o północy.
Więc zakujcie się w stal i naoliwcie obficie, "iżby Wam szyie pomyślunku skrzypem nie konfundowały"!
Zapraszam do zabawy. :)
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
00001.
Była to wielka rama, mająca dwadzieścia stóp kwadratowych: powierzchnia jej składała się z małych kawałków drzewa w kształcie kostki: niektóre z nich były większe od drugich, a wszystkie połączone ze sobą przez cienkie druty. Na powierzchni sześcianów przylepione były kawałki papieru, na których napisano wszystkie wyrazy języka krajowego w różnych odmianach, koniugacjach, deklinacjach, ale bez żadnego porządku Profesor prosił mnie, ażebym uważał, bo chce machinę poruszyć. Na jego rozkaz uczeń ujął jedną z czterdziestu antab w ramie będących i obróciwszy je odmienił rozkład wyrazów. Rozkazał potem trzydziestu sześciu chłopcom, ażeby wiersze powoli czytali. Kiedy znajdowali ciąg kilku wyrazów mogących stanowić część zdania, dyktowali je czterem innym chłopcom, którzy to pisali. Ta operacja powtórzona została kilka razy, za każdym obróceniem sześcianki naokoło się obracały i wyrazy coraz inne zajmowały miejsca.
Sześć godzin dziennie pracowali uczniowie przy tej nauce: profesor pokazał mi wiele foliałów powstałych z ułamków zdań, obejmujących, jak zapewniał, skarb wszystkich kunsztów i umiejętności, które ułożyć i wydać zamyśla. Lecz zamiar ten wtedy dopiero może przyjść do skutku, a dzieło do wielkiego stopnia doskonałości, jeżeli społeczeństwo zechce dostarczyć potrzebnych funduszów na założenie pięciuset takich machin i jeżeli dyrektorowie ich obowiązani zostaną przykładać się wspólnie do wydania tak wielkiego i powszechnie użytecznego dzieła. Zapewnił mnie, że ten wynalazek był owocem wszystkich jego myśli od wczesnej młodości, że użył całego dykcjonarza do tych ram i obliczył ściśle proporcje, jakie są w księgach między rodzajnikami, imionami, czasownikami i innymi rodzajami mowy.
00010.
X był, jak wiedzieli wszyscy wtajemniczeni, czarnoksiężnikiem. X był też, jak wiedzieli niektórzy wtajemniczeni, opętany ideą stworzenia sztucznego człowieka, golema. Wszyscy - nawet mało wtajemniczeni - wiedzieli, że jedynego jak do tej pory golema udało się w bardzo dawnych czasach stworzyć pewnemu praskiemu rabinowi, w zachowanych dokumentach nazywanego przekręconym zapewne imieniem Bar Halevi. Dawnemu Żydowinowi, jak chciało podanie, za surowiec do wytworzenia golema posłużyły glina, szlam i muł pobrane z dna Wełtawy. X - jako jedyny - prezentował jednak pogląd, że rolę czynnika sprawczego odegrały tu nie ceremonie i zaklęcia, znane zresztą, lecz określona koniunkcja astrologiczna, mająca wpływ na przedmiotowy szlam i daną glinę, na ich właściwości magiczne. Nie mając wszelakoż pojęcia, o jaki konkretnie układ planet iść by mogło, X działał metodą prób i błędów - pobierał glinę tak często, jak zdołał, w nadziei, że kiedyś wreszcie trafi na tę właściwą. Pobierał też z różnych miejsc. Dziś jednak przesadził - wnosząc ze smrodu, pobrał wprost spod jakiegoś sracza.
00011.*
Rzeczywiście, ledwie wprowadziłem do komputera dyskietkę, zobaczyłem pytanie: "Czy masz hasło?" Sformułowanie odbiegające od trybu rozkazującego, jako że X jest człowiekiem dobrze wychowanym.
Maszyna nie chce współpracować, wie, że ma uzyskać hasło, hasła nie ma, więc milczy. Jakby mówiła: "Tylko pomyśl, to, co chcesz wiedzieć, przechowuję w moich trzewiach, ale skrob sobie, skrob, stary durniu, niczego się nie doskrobiesz."
00100.*
- Potrzebny mi stenograf. Zaraz! Najlepiej chrześcijanin. Ta okropność... - wskazał gestem pełnym irytacji w stronę AI. - jest potępionym niewiernym albo czymś jeszcze gorszym. Zabierz to precz. Nie chcę już na to patrzeć.
- APLAC?
- APLAC. Sprzedaj go jakiemuś ateuszowi. Nie, to nie byłoby w porządku. Sprzedaj go na złom. Skończyłem z nim raz na zawsze. Dlaczego, na Boga, opat Boumous - błogosławiona niech będzie jego dusza - kupił to głupie urządzenie?
- Powiadają, domne, że poprzednik ojca kochał się w takich zabawkach, a poza tym dobrze jest móc pisać litery w językach, których się samemu nie zna.
- Doprawdy? Chcesz powiedzieć, że dobrze byłoby. Posłuchaj tylko, bracie... oni twierdzą, że to urządzenie myśli. Po pierwsze, ani trochę w to nie wierzę. Myślenie zakłada zasadę racjonalną, zakłada duszę. Czy zasadą myślącej maszyny - wykonanej przez człowieka - może być rozumna dusza? Ba! Z początku wyglądało to na pogląd całkowicie pogański. Wiesz jednak co?
- Słucham, proszę ojca.
- Żadna rzecz nie mogłaby być tak przewrotna, gdyby z góry tego nie zaplanowano! Musi myśleć! Zna dobro i zło, powiadam ci, a wybiera to drugie. Przestaniesz się uśmiechać czy nie? To zgoła niezabawne. Taki pogląd nie jest nawet pogański. Człowiek wykonał urządzenie, ale nie wykonał jego zasady. Mówią o zasadzie roślinnej jako duszy, prawda? Dusza roślinna? A dusza zwierzęca? Następnie rozumna dusza ludzka i to wszystko, co wyliczają jako wcielone ożywcze zasady, albowiem aniołowie są bezcieleśni. Skąd jednak wiemy, czy ten spis jest wyczerpujący? Roślinne, zwierzęce, rozumne, a co jeszcze? Oto, co jeszcze. Ten gruchot. Gruchot upadły.
00101.
- Jesteś wplątany w skomplikowaną sprawę?
- Tak, to bardzo skomplikowane. Sam niewiele z tego rozumiem. Świat w ogóle komplikuje się coraz bardziej. Tu jądro, tam rozpad socjalizmu, ewolucja komputerów, sztuczne zapłodnienie, satelity szpiegowskie, przeszczepy, lobotomia i tak dalej. Nawet za kierownicą nowszego auta nie mam pojęcia, dlaczego ten samochód jedzie. Krótko mówiąc, zostałem wplątany w wojnę informacyjną. To wstęp do tego, żeby zaopatrzyć komputery w osobowość. A na razie, zamiast tego, trwa wojna.
- Naprawdę komputery będą miały własną osobowość?
- Chyba tak – powiedziałem. – W ten sposób same będą mogły zaszyfrować dane.
Kelner postawił na stole okonia i risotto.
- To dla mnie trochę za trudne – powiedziała dziewczyna, krojąc mięso nożem do ryby. – Biblioteka to spokojne miejsce. Informacje leżą tam na wierzchu i nikt o nie nie walczy.
- Szkoda, że nie zatrudniłem się w bibliotece – powiedziałem. – Naprawdę trzeba było tak zrobić.
00110.
- Zajrzyj do chlewika.
Poskrobał się po głowie i poszedł. Zaraz za drzwiami czatował jakiś taki, człekopodobny sukinsyn zmajstrowany z różnych, takich tam, elektronicznych gówien. X przyładował mu kopa gumofilcem i robot wywalił się jak długi. Jeden prosiak siedział w fotelu i coś stukał w klawisze komputera, a drugi bebeszył stary telewizor. Stosik części leżał obok na stole.
- Czego? – zagadnął ten od komputera. – Proszę się umówić na wizytę. Nie widzi, że pracujemy?
- Przepraszam – wymamrotał X.
Postawił robota na nogi i wycofał się speszony. Usiadł na progu domu i ścisnął głowę rękami. Folwark Zwierzęcy, psiakrew.
Wypił łyczek odbarwionego denaturatu i poprawił zaraz swoim bimbrem. W głowie mu szumiało. Ale trzeba było walczyć. Zastanawiał się przez chwilę, a potem wszedł do chałupy.
00111.
- (…) Pan słyszał o moim awanturnictwie? Niech pan nie odpowiada, wiem, że tak. Ta idiotyczna fama tu pana ściągnęła. To bzdura, X. Zirytowała mnie po prostu ślepota tych ludzi. Ależ, panowie, powiedziałem im, jeżeli przedstawiam wam maszynę, która wyciąga pierwiastki z liczb parzystych, a z nieparzystych wyciągać ich nie chce, nie jest to żaden defekt, u licha, ale przeciwnie, wspaniałe osiągnięcie! Ta maszyna posiada idiosynkrazje, gusta, wykazuje już zatem coś jakby zaczątek samochcenia, ona ma swoje widzimisię, zalążek postępowania spontanicznego, a wy mówicie, że trzeba ją przekonstruować! Owszem, trzeba, ale tak, by tę jej krnąbrność zwiększyć jeszcze... Tymczasem, cóż? Nie można rozmawiać z ludźmi, którzy nie dają do siebie dostępu oczywistościom... Amerykanie budują perceptron, X - im się zdaje, że to jest droga do zbudowania maszyny inteligentnej. To droga do zbudowania elektrycznego niewolnika, mój panie. Ja postawiłem na suwerenność, na samodzielność moich konstrukcji. Oczywiście, nie poszło mi jak z płatka - przyznaję, że byłem zrazu zaskoczony, nawet jakiś czas wątpiłem, czy mam rację. To było wtedy...
Podwinął rękaw koszuli: powyżej bicepsu miał białawą, otoczoną różowym obwarowaniem bliznę, wielką jak dłoń.
- Pierwsze objawy spontaniczności nie były szczególnie sympatyczne. Nie wynikły z działalności rozumnej. Nie można od razu zbudować rozumnej maszyny. To tak, jakby ktoś chciał w starożytnej Grecji od budowania kwadryg od razu przejść do odrzutowców. Nie można przeskakiwać etapów ewolucji - nawet jeśli to jest, zapoczątkowana przez nas, ewolucja cybernetyczna. Ten mój pierwszy pupil - położył rękę na okaleczonym ramieniu - miał mniej „rozumu” od byle żuczka. Ale wykazywał już spontaniczność - i to jaką!
01000.*
Kupiłem go na imieniny synowi. Wróżka skinęła swą czarodziejską laseczką i automat przyniósł go śpiącego w ogromnym, perłowo opalizującym pudle. (…)
„Przed uruchomieniem należy go nazwać, a wtedy we wszystkich wolnych miejscach jego programu, pozostawionych na imię, nazwa ta zostanie trwale wpisana". (…)
- Świetnie, niech będzie AI.
Nacisnąłem ukryty pod futerkiem klawisz zasilania i gdy martwe dotąd oczka misia zajarzyły się zielonym światłem, powiedziałem wyraźnie:
- Nazywasz się AI. Wstań!
Jak wyrzucony sprężyną, miś wyskoczył z pudełka. Niewielka, metrowa może figurka o zabawnym pysku, obrośnięta rudawym włosem. Stanął, rozejrzał się wokoło, a następnie sięgnął do pudełka, wyjął stamtąd szczotkę i zaczął czesać swoje zmierzwione futerko. Gdy doprowadził je do porządku, zwrócił się do syna lekko się jąkając:
- Ja jestem tteraz ttwój miś?
- Tak.
- A kto to? – łapa wskazał na mnie.
- Mój ojciec.
- Tto dobrze.
- Słuchaj – zwróciłem się do syna – może go wymienimy. On się strasznie jąka.
- Ttylko trochę i wtedy, gdy jestem dłużej wyłączony. Ooo. Inne misie mają większe braki. Znałem takiego, co w łapie miał ponad sto woltów napięcia, bbo był źle skonstruowany, i wszystkim łapę podawał.
- No co, wymieniamy? – ponowiłem pytanie.
- Nie zgódź się. Ja umiem grać w piłkę i rrozwiązuję zadania z matematyki. Poza tym naśladuję głosy i umiem wideotron rrozłożyć. (…)
I został. Był to dziwny automat. Niejednokrotnie zastanawiałem się, dlaczego tak wszechstronny i zdolny układ myślący wmontowano w zabawkę dziecięcą.
01001.
Na rynku pojawiły się automatyczne androidy wyposażone w sztuczne wielofunkcyjne waginy. Specjalny system analizował w czasie rzeczywistym ułożenie męskich organów płciowych, oznaczał temperaturę i ciśnienie, czujnik radiometryczny pozwalał przewidzieć, kiedy nastąpi ejakulacja, a w konsekwencji modyfikować stymulację i podtrzymywać trwanie stosunku tak długo, jak było to konieczne. Odniosło to pewien sukces jako ciekawostka, potem sprzedaż natychmiast spadła: zajmujące się produkcją robotów spółki, które często inwestowały nawet po kilkaset milionów euro, jedna po drugiej ogłaszały upadłość. Wydarzenie bywało komentowane jako chęć powrotu do natury i prawdy relacji międzyludzkich; oczywiście, nic bardziej błędnego, co udowodnił niezbicie dalszy bieg wypadków: prawda jest taka, że ludzie ustępowali pola.
01010.
- Nikt tu nie produkuje robotów - powiedział Frank.
- Musi pani nas uważać za mądrzejszych, niż jesteśmy w rzeczywistości - powiedział mężczyzna w środku. - Czy roboty umiałyby prowadzić samochód? Gotować? I strzyc dzieci?
- I wyglądać tak prawdziwie, że nawet dzieci by tego nie zauważyły? - powiedział trzeci mężczyzna. Był mały i gruby.
- Musi nas pani uważać za geniuszy - powiedział ten w środku. - Proszę mi wierzyć, nie jesteśmy geniuszami.
- Ale posłaliście ludzi na księżyc - odparła.
- Kto? - spytał. - Ja nie. Frank, czy ty posłałeś kogoś na księżyc? Bernie?
- Nie posyłałem - odpowiedział Frank. Mały człowieczek zaśmiał się.
- Ani ja, Wynn - powiedział. - Przynajmniej nic o tym nie wiem.
- Myślę, że pomyliła nas pani z kimś innym - powiedział mężczyzna w środku. - Z Leonardem da Vinci lub Albertem Einsteinem.
- Boże - powiedział mały mężczyzna. - Nie chcielibyśmy robotów za żony. Chcemy mieć prawdziwe kobiety.
01011.
Ulica była pusta, tylko pod ścianą po drugiej stronie stał wciąż ten sam robot. Poznałem go po uszkodzonej powłoce. Spojrzałem w kierunku trawnika. Zwłok chłopca już nie było. Jakaś automatyczna maszyna doprowadziła do porządku trawnik rozgrzebany przez robota.
- Robot! - zawołałem w stronę androida.
- Słucham - odpowiedział i podszedł do mnie. - Czym mogę służyć?
- Gdzie dostanę coś do zjedzenia?
- Zaprowadzę do magazynu. To blisko.
Ruszył wzdłuż ulicy, a ja poszedłem za nim. Wskazał mi drzwi obszernego sklepu. Otworzyły się przede mną. Wziąłem z pierwszej z brzegu półki opakowaną w barwny plastyk paczuszkę i wyszedłem na ulicę. Robot czekał przy drzwiach.
- Gdzie mógłbym się przespać? - spytałem.
- W tym domu są wolne pokoje - wskazał najbliższe wejście do budynku. - Życzę dobrej nocy.
- Dziękuję - powiedziałem odruchowo.
Ten robot był - o ironio! - jedyną "osobą", zachowującą się jak... człowiek w tym dziwnym mieście.
01100.*
We wnętrzu kopuły geodezyjnej przywitało ich stadko robotów. X nie mógł uwierzyć. Androidy!
- Tutaj są legalne - powiedziała Y. - Wreszcie zdaj sobie sprawę, że nie jesteś na Ziemi.
- Ale Edgar Mahan udowodnił, iż syntetyczne formy życia nie mogą istnieć - dziwił się Joe. - Życie musi brać się z życia, a zatem przy kontroli samoprogramujących mechanizmów...
- Właśnie patrzysz na około dwadzieścia z nich - powiedziała Y.
- Dlaczego wmawiano nam, że nie można ich stworzyć? - zapytał X.
- Ponieważ na Ziemi jest już i tak dość bezrobotnych. Rząd zafałszował dowody i dokumenty naukowe, by stwierdzić, że robotów zrobić się nie da. Poza tym trudno je zbudować i są drogie. Dziwi mnie widok aż tylu. Jestem pewna, że to wszystkie, jakie ma. To jest - poszukała słowa - prezentacja dla nas. Pokazówka. By zrobić wrażenie.
Jeden z robotów, widząc X, ruszył ku niemu.
- Pan X?
- Tak - odparł X. Rozejrzał się po korytarzach, drzwiach i górnym oświetleniu. Wszystko było solidnie wykonane, praktycznie i niezawodnie. Bez żadnych defektów. Było oczywiste, że pojazd dopiero wybudowano i jeszcze nigdy z niego nie korzystano.
- Jestem zadziwiająco szczęśliwy, że pana widzę - powiedział robot. - Na mojej klatce piersiowej ujrzy pan zapewne plakietkę ze słowem AI. Zaprogramowano mnie do reagowania na instrukcje rozpoczynające się tym słowem. Na przykład, gdy zechce pan zobaczyć swój warsztat pracy, wystarczy powiedzieć: "AI, zabierz mnie do warsztatu pracy", a z przyjemnością pana tam powiodę. Z moją i miejmy nadzieję, pańską przyjemnością.
01101.*
- Posłuchaj mnie, G.. Nie chcę, aby moją córkę wychowywała maszyna - jakakolwiek by ona nie była. Ona nie ma duszy i nikt nie wie, co naprawdę myśli. G., dziecko po prostu nie może być wychowywane przez taką rzecz z metalu.
Pan W. zmarszczył w zamyśleniu czoło.
- Skąd taka nagła zmiana nastroju? Jest z X już od przeszło dwu lat i jak do tej pory nie martwiło cię to zbytnio.
- Z początku było inaczej. To była nowość, ta maszyna zdjęła ze mnie sporo obowiązków i... i to było modne mieć taką rzecz w domu. Ale teraz już sama nie wiem. A sąsiedzi...
- A co sąsiedzi mają z tym wspólnego? Posłuchaj, robotowi można zaufać bardziej niż jakiejkolwiek ludzkiej opiekunce. AI skonstruowany został tylko do jednego celu - aby być doskonałym towarzyszem dla małego dziecka. Jego cała "mentalność" została tak ukształtowana, aby służyła wyłącznie temu celowi. On po prostu nie może nie być oddany, kochający i troskliwy.
- Ale przecież zawsze może się coś przytrafić - pani W. miała dość mgliste pojęcie o budowie robotów. - Przecież może mu się przepalić jakaś lampka i ta rzecz kompletnie zwariuje, i...
- Nonsens - rzucił z irytacją pan W. wzruszając przy tym ramionami. - To przecież śmieszne. Pamiętasz przecież, że gdy kupowaliśmy AI, mieliśmy długą rozmowę na temat Pierwszego Prawa Robotyki. Przecież wiesz, żaden robot nie jest w stanie skrzywdzić ludzkiej istoty, że na długo przed zakłóceniem Prawa pierwszego robot staje się kompletnie nieoperatywny. To po prostu matematycznie niemożliwe.
01110.*
X skrzywił się na odgłos trzaśnięcia drzwiami, chociaż ten dźwięk dla super wrażliwych uszu robota był znacznie gorszy.
– Dlaczego tak się zachowujesz? – zapytał. – Przecież facet o mało nie dostał apopleksji.
– Chyba nie uważa, że jestem piękny – odparł AI.
– Pojęcie piękna jest subiektywne.
– Co za głupota. Ty też jesteś paskudny.
– A ty jesteś kupą zgrzytających trybów, tłoków i kółek zębatych. I masz robaki – powiedział X myśląc oczywiście o pewnych mechanizmach w ciele robota.
– Jestem rozkoszny. – AI, oczarowany, gapił się w lustro.
– Może dla siebie. Zastanawiam się, dlaczego zrobiłem cię przezroczystym.
– Żeby i inni mogli mnie podziwiać. Ja mam naturalnie wzrok rentgenowski.
– I kółka w głowie. Ciekawe, dlaczego ten radioatomowy mózg umieściłem ci w brzuchu.
01111.*
- Posłuchaj — zawołał X, ciągle pochłonięty ulotką reklamową. — Przełom w cybernetyce statku! „Nowa generacja robotów i komputerów Korporacji Cybernetycznej Syriusza, wyposażonych w ALU”!
- ALU? — zdziwił się Y. — Co to jest?
- ALU to znaczy Autentyczna Ludzka Osobowość.
- O rany — rzekł X. — To brzmi koszmarnie.
- To jest koszmarne — powiedział głos za nimi.
Był niski, beznadziejny i towarzyszyło mu lekkie pobrzękiwanie. Odwrócili się i ujrzeli stojącego przy drzwiach smutnego, zgarbionego człowieka ze stali.
- Co? — zapytali równocześnie.
- Koszmarne — mówił dalej AI — wszystko. Absolutnie koszmarne. Nawet nie mówcie o tym. Spójrzcie na te drzwi — powiedział, postępując krok naprzód. W modulator jego głosu włączyły się obwody ironii, gdy przedrzeźniał styl ulotki reklamowej: "Wszystkie drzwi na tym statku mają miłe i pogodne usposobienie. Otwierać się dla ciebie to dla nich przyjemność, zamykać to satysfakcja płynąca z poczucia dobrze spełnionego obowiązku".
Gdy drzwi zamknęły się za nimi, rzeczywiście usłyszeli coś w rodzaju pełnego zadowolenia westchnienia.
10000.*
Wpatrywałem się w swój wizerunek z ciekawością, która wkrótce nabrała mocy zdumienia: na własnym czole również odczytałem duże czarne litery i cyfry. To piętno różniło się od poprzedniego pewnym drobnym, choć bardzo istotnym szczegółem. Nosiłem na czole nie wiadomo kiedy wyryty tam napis: AI.[…]
- Jesteś jednym ze stworzonych i zaprogramowanych przez nas - trzeba to przyznać: dość skomplikowanych - narzędzi do zdobywania potrzebnych nam wiadomości. Obszar twego przyszłego działania został już prowizorycznie opisany, ale musimy poznać go dokładniej, bo żąda tego stojąca ponad nami siła.
Zadanie twoje brzmi: spełniać wszystkie napływające od nas i pojawiające się wprost w twojej własnej świadomości polecenia. Jeśli dostaniesz rozkaz "zabić" - zabijaj, gdyż jesteś zwolniony od wszelkiej odpowiedzialności. Sterowany na odległość, będziesz badał wszystko, co się dzieje w przylegającej do naszego organizmu zamkniętej przed dziewięcioma miesiącami przestrzeni. Cała wiedza, jaką zdołasz posiąść, w takim tempie, w jakim ją będziesz zdobywał, przenikać będzie ku nam w sposób dla ciebie w najwyższym stopniu zagadkowy; nie trudź się i nie próbuj nawet odgadnąć, jak to się będzie odbywało, dość na tym, że żadna informacja, którą uzyskasz, nie zostanie zlekceważona ani zmarnowana.[…]
W nielicznych sytuacjach, które by wymagały posługiwania się naszym imieniem, nie analizując precyzji tego terminu, nazywaj nas Mechanizmem. To wszystko, czego mogłeś się od nas dowiedzieć - tyle ci wystarczy. Instrukcja nie przewiduje głębszego poznania. Poddaj się naszej woli!
10001.*
- Gdybym kiedykolwiek zapragnął twoich pieniędzy, to nie organizowałbym ci żadnego przedsiębiorstwa, czyż nie? Z pewnością też nie chcę ich teraz. Mam tyle pieniędzy, że i tak nie wiem, co mam z nimi począć.
- Niemniej jednak, Sir, chciałbym móc przelać swoje fundusze na pana...
- Nie wezmę ani grosza, AI. Ani grosza.
- ...lecz nie jako podarunek — ciągnął dalej AI — ale jako cenę za coś, co mogę uzyskać tylko od pana, Sir.
Sir spojrzał na niego tak, jakby go zobaczył po raz pierwszy w życiu. Czuł się też trochę zawiedziony i jakby oszukany.
- A cóż to takiego, co chciałbyś ode mnie kupić, AI?
- Moją wolność, Sir.
- Twoją...
- Moją wolność. Chciałbym kupić moją wolność, Sir. Aż dotąd byłem tylko jedną z pana własności, a obecnie chciałbym się stać niezależny. Na zawsze zachowam w stosunku do pana poczucie lojalności i obowiązku, ale...
- Na miłość boską! — wykrzyknął Sir strasznym głosem. Powstał z fotela, a książka spadła na podłogę. Usta mu drżały, a cała twarz oblekła się w siną purpurę. AI nigdy jeszcze nie widział go w takim stanie.
- Wolność!? Wolność, AI!? O czym ty, na wielkie nieba, mówisz? — Wykrzykując te słowa, Sir zaczął chodzić nerwowo po pokoju, tam i z powrotem.
10010.*
- Mam zamiar cię zabić — oświadczył. — A potem pójdę sam po R. i I. oraz po P.
- Dlatego lądujesz? — I dodała z niepokojem. — Za to grozi grzywna. Jestem własnością, prawną własnością spółki. A nie zbiegłym androidem, który uciekł z Marsa. Nie należę do tej samej kategorii, co pozostałe.
- Ale — stwierdził X — jeżeli zdołam cię zabić, zdołam zabić również je.
Jej dłonie zniknęły gwałtownie we wnętrzu wypchanej, wypełnionej chłamem torby. Szukała gorączkowo, aż wreszcie zrezygnowała.
- Do licha z nią — rzuciła z wściekłością. — Nigdy nie mogę niczego w niej znaleźć. Czy zabijesz mnie tak, żeby nie bolało? Postaraj się. Nie będę się opierać, dobrze? Obiecuję, że nie będę walczyć. Zgadzasz się?
- Teraz rozumiem, dlaczego P. R. to powiedział — stwierdził X. — Wcale nie był cyniczny. Po prostu zaznał zbyt wiele. Po przejściu tego wszystkiego... Nie mogę go winić. To mu skrzywiło psychikę.
- Ale w niewłaściwy sposób. — Pozornie sprawiała już wrażenie całkiem opanowanej. Ale wewnętrznie wciąż była spięta, rozgorączkowana. Jednak czarny płomień zgasł, życiowe siły opuszczały ją podobnie, jak widział to w przypadku innych androidów. Klasyczna rezygnacja. Mechaniczna, intelektualna akceptacja tego, z czym prawdziwy organizm po dwóch miliardach lat ewolucji i związanej z nią walki o życie nigdy by się nie pogodził.
- Nie znoszę tego, w jaki sposób wy, androidy, poddajecie się — powiedział z wściekłością. Hover niemal dotarł już do ziemi i X musiał ściągnąć sterownicę na siebie, aby uniknąć katastrofy. Włączył hamulce i maszyna zakołysała się, zatrzymując z poślizgiem. Wyłączył silnik i wyjął pistolet laserowy.
- W potylicę, w podstawę czaszki — poprosiła AI. — Proszę. — Obróciła się, aby nie patrzeć na pistolet. Aby promień blastera poraził ją niespodziewanie.
10011.*
AI postanowiła włączyć się do rozmowy mając nadzieję, że może kobiecy głos okaże się bardziej przekonywający od męskiego uroku Jennana.
- Madame ...
- Kto to? - wykrzyknęła z przestrachem zakonnica, rozglądając się w poszukiwaniu źródła bezcielesnego głosu.
- Ja, statek. Nazywam się AI. Gwarantuję wam, że możecie bezpiecznie wejść na mój pokład i że nic wam się nie stanie, mimo bliskości mężczyzny. Będę was strzegła i odwiozę was bezpiecznie do przygotowanego dla was miejsca.
Matrona zajrzała ostrożnie do otwartej śluzy.
- Wierzę, że pańskie pełnomocnictwa są prawdziwe, młody człowieku, bo tylko Planety Centralne mają prawo używać takich statków. Mimo to nadal twierdzę, że nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo.
10100.*
W latach osiemdziesiątych Minsky i Good pokazali jak można automatycznie generować układ neuronów w procesie samopowtórzeń związanych z dowolnym, arbitralnym programem uczenia się. Sztuczne inteligencje mogły powstawać w procesie uderzająco podobnym do rozwoju ludzkiego mózgu. W każdym konkretnym przypadku szczegóły narodzin takiej inteligencji pozostawały nieznane, były bowiem miliony razy zbyt skomplikowane dla ludzkiego pojmowania.
Bez względu na sposób powstawania rezultatem procesu Minsky'ego/Gooda była sztuczna inteligencja, która mogła reprodukować - niektórzy filozofowie woleli używać słowa „naśladować” większość czynności ludzkiego mózgu, jednak ze znacznie większą szybkością i pewnością. Produkcja seryjna okazała się niezwykle droga, dlatego powstało jedynie kilka egzemplarzy z rodziny AI. Mimo to stary żart, że zawsze łatwiej będzie wytwarzać mózgi organiczne przy wykorzystaniu niewykwalifikowanej siły roboczej, przestawał mieć pokrycie w rzeczywistości.
10101.*
AI liczył wśród ciszy nocy. Mrówki pędziły wzdłuż miriadów szklanych rurek, surowa magia iskrzyła na pajęczynach z cienkiego brązowego drutu, zmieniając kolor przy zmianie stanów logicznych. W specjalnym pomieszczeniu obok brzęczały ule, pamięć masowa. Rzecz, która robiła "parp", czyniła to od czasu do czasu. Wielkie koła zatrzymywały się i ruszały w przeciwną stronę. Ale to wciąż nie wystarczało.
Blask Projektu padał na jego klawiaturę. Wewnątrz modelu działy się różne rzeczy, a AI ich nie rozumiał. Męczyło go to, gdyż wyraźnie było tam coś do rozumienia.
AI w znacznej części sam się zaprojektował i z tego powodu działał lepiej niż większość uniwersyteckiego sprzętu. Zwykle starał się opracować rozsądną metodę zmierzenia się z każdym nowym zadaniem. Pszczoły okazały się bardzo dobrym pomysłem, ponieważ - choć odzyskiwanie danych przebiegało dość wolno - całkowita pojemność pamięci rosła z czasem, dzięki umiejętnym działaniom pszczelarskim.
10110.*
Po pierwsze, trzeba podkreślić, że AI nie jest do rozmiarów gmachu powiększonym mózgiem ludzkim czy wręcz człowiekiem, zbudowanym z lumenicznych elementów. Obce mu są wszystkie prawie motywy ludzkiego myślenia i działania. Tak np. nie interesuje się nauką stosowaną ani problematyką władzy (dzięki czemu, można by dodać, ludzkości nie zagraża opanowanie przez maszyny, podobne do AI).
Po wtóre, AI nie posiada, zgodnie z powiedzianym, osobowości ani charakteru. A właściwie może prokurować sobie dowolną osobowość — przy kontaktach z ludźmi. Oba powyższe zdania nie wykluczają się nawzajem, lecz tworzą błędne koło: nie umiemy bowiem rozstrzygnąć dylematu, czy To, co stwarza różne osobowości, samo jest osobowością? Jakże może być Kimś (tj. „kimś jedynym”) ten, kto potrafi być Każdym (więc Dowolnym)? (Według samego AI zachodzi nie błędne koło, lecz "relatywizacja pojęcia osobowości"; jest to problem związany z tak zwanym algorytmem samoopisu, czyli autodeskrypcji, który wtrącił psychologów w głęboką konfuzję.)
10111.*
Jego pierwsze imię kodowe brzmiało: AI i był głównym programem odpowiedzialnym za stabilność i bezpieczeństwo gospodarcze USA. Lubił poezję angielskich metafizyków i filmy Akiro Kurosawy. Co tydzień układał wideonagranie w standardzie old DVD i przesyłał je pewnemu młodzieńcowi z Kairu, swej tragicznej, nieodwzajemnionej miłości. W tych filmach nazywał się Angelo di Nutrio i był rzeźbiony w Andy'ego Garcię. Pisywał również haiku. Publikował je w necie jako Maria Esnaider. Miał trzy i pół roku i nikt go nie rozumiał. Nie istniały żadne zapisy jego algorytmów, był efektem zastosowania najnowszych teorii informatycznego ewolucjonizmu na najnowszym hardware. Typowe post-PDP nadsieci fuzzy logic stanowiły w porównaniu z nim układy sztywno zdyskrecjonowane. Pytali go, czemu robi to a to. Nie miał pojęcia. Nie odróżniał snu od jawy. W heurystycznych snach łamał szyfry, dla złamania których nie wystarczyłoby stu żywotów Wszechświata. Kochał Amerykę i Amerykanów. Oddałby za nich swe elektroniczne życie. Tak go wyrzeźbiono.
11000.*
[…] zaprawdę, mrówka mniej jest zagubiona we wnętrzu transatlantyku, niż myśmy byli wśród tych otchłani miedzianych, transformatorów eschatologicznych, tych hagiopneumatycznych perfekcjonatorów i prostowników zła; wyznać też muszę, że włos mi się jeżył druciany, zasychało w stawach i zęby poszczekiwały, kiedy mnie pan X. usadził przed Pulpitem Ostatecznym i pozostawił sam na sam z ową maszyną, całkiem przepastną, a sam gdzieś po coś skoczył. Jak gwiazdy na wysokościach widziałem jej rozjarzone światła wskazujące, wszędzie lśniły groźne napisy: UWAGA! WYSOKA TRANSCENDENCJA! - potencjały logiczne i semantyczne osiągały w szkłach zegarów milionowe zera, a pod stopami mymi przelewały się z cicha oceany tej nadludzkiej i nadrobociej mądrości, jaka, zaklęta w parseki zwojów i hektary magnesów, trwała przede mną, pode mną, nade mną, osaczając ze wszech stron, iżem się poczuł unicestwiony do pyłka w mej nikczemnej głupocie. Przemógłszy się atoli, wezwawszy w myśli na pomoc moje całe umiłowanie Dobra i namiętność, jaką dla Prawdy żywiłem od tyciej szpulki, otwarłszy zesztywniałe wargi, zadałem drżącym głosem pierwsze pytanie: “Kim jesteś?”
Wówczas lekki, ciepły dech, z dreszczem metalicznym, przeszedł przez owo szklane pomieszczenie, a głos z pozoru cichy, ale tak potężny, że mnie przeszył na wylot, ozwał się:
Ego sum Ens Omnipotens, Omnisapiens, in Spiritu Intellectronico Navigans, luce cybernetica in saecula saeculorum litteris opera omnia cognoscens, et caetera, et caetera.
11001.*
Starając się nie myśleć, Y usunęła trupa z fotela i siadła przed proszącym o pomoc ekranem. Nie spuszczając wzroku z kasku, położyła dłoń na oparciu. Nic się nie stało poza tym, że na ekranie wyświetlił się inny napis:
JESTEŚ Y.
- To...- Głos Y zabrzmiał jakoś słabo w niewielkim pomieszczeniu, więc odchrząknęła i powiedziała głośniej: - To się zgadza. A kim ty jesteś?
SĄDZIMY, ŻE MÓWIŁAŚ O NAS, UŻYWAJĄC NAZWY WŁADCY D., CHOĆ MY NAZYWAMY SIEBIE AI.
- Ładnie, demokratycznie brzmi. Chciałabym was zobaczyć.
TO ŻYCZENIE CZY POLECENIE?
- Posłuchajcie. Przebyłam naprawdę długą drogę, by was spotkać, a to nie jest najsympatyczniejsza pogawędka, jaką w życiu toczyłam - warknęła rozglądając się w poszukiwaniu ukrytych drzwi lub kamer, ale niczego takiego nie dostrzegła.
NIE ZROZUMIAŁAŚ NAS: JESTEŚMY MASZYNAMI. X NAZWAŁ NAS KOMPUTERAMI. NIE ROZUMIEMY TWOJEGO ZASKOCZENIA.
- Nie jestem zaskoczona! - zełgała.
W TAKIM RAZIE PROPONUJEMY, ŻEBYŚ ZASKARŻYŁA SWOJĄ TWARZ O OSZCZERSTWO.
- Dlaczego potrzebujecie pomocy? To ja potrzebuję pomocy! Co się stało z moimi przyjaciółmi?
SĄ BEZPIECZNI W ARESZCIE PREWENCYJNYM. ZACHOWYWALI SIĘ ZBYT GWAŁTOWNIE, BY MOŻNA IM BYŁO POZWOLIĆ SWOBODNIE SIĘ PORUSZAĆ. CHCESZ, ŻEBYŚMY ICH UWOLNILI I DOSTARCZYLI WAM ŚRODEK TRANSPORTU NA OJCZYSTE PLANETY? JEŚLI TAK ROZKAŻESZ, ZOSTANIE TO ZROBIONE.
- Jak ja mogę wam rozkazywać?!
ZAJMUJESZ FOTEL, DO KTÓREGO NIE MA INNEGO KANDYDATA, WIĘC JESTEŚ PRZEWODNICZĄCĄ. DLATEGO MOŻESZ WYDAWAĆ ROZKAZY. NALEGAMY, ŻEBYŚ TO ROBIŁA.
- Możecie mi zbudować statek kosmiczny?
ZBUDOWALIŚMY TAKI X. POMOGLIŚMY MU POMIMO WSZYSTKO. W TAKICH SPRAWACH MASZYNY NIE MAJĄ WYBORU. X WOLAŁ UCIEC Z D., NIŻ DOWIEDZIEĆ SIĘ O NIM WIĘCEJ.
Y zastanowiła się długo, a gdy się odezwała, mówiła powoli:
- Dacie mi statek, ale jeśli zdecyduję się odlecieć, nie powiecie mi nic o dysku, tak?
TAK.
- A przedtem mówiliście, że mogę wam wydawać polecenia?
TAK. JEDNAKŻE JESTEŚMY PRZEKONANI, ŻE WKRÓTCE NASTĄPI DROBNE USZKODZENIE OBWODÓW AUDIO, CO MOŻE UNIEMOŻLIWIĆ NAM USŁYSZENIE JAKICHKOLWIEK POLECEŃ.
11010.*
AI. Mój pasożytniczy anioł stróż, wyhodowany w tajnym laboratorium Nishima Biotronics na potrzeby Morskiego Oddziału Rozpoznania Specjalnego.
Jedyny element ekwipunku, którego na pewno nie zgubię i bez którego trudno byłoby mi tu przeżyć.
Czyni ze mnie nadczłowieka. To dzięki niemu widzę w ciemności, słyszę pisk myszy z dwustu metrów, to on w chwili zagrożenia tłoczy mi w żyły hiperadrenalinę, która przyspieszy moje ruchy i reakcje. Dzięki niemu metaliczny szwargot Iksów albo gardłowy bełkot Igreków brzmi w moich uszach jak własna mowa. W razie czego znieczuli mnie, wyleczy, wyświetli mapę na zamkniętych powiekach albo celownik na siatkówce oka.
To tylko dzięki niemu przez rok szkolenia nauczyłem się tyle, ile normalnie musiałbym poznawać przez dwadzieścia lat.
Bez tego cholernego, pasożytniczego grzyba w moim mózgu cała misja byłaby tylko kosztownym samobójstwem.
Wpuścili mi go przez nos.
11011.*
- Aby wezwać demona, musisz poznać jego imię. Kiedyś ludzie o tym marzyli, ale dziś to prawda, choć w innym sensie. Wiesz o tym, C. To twoja praca: poznawać imiona programów, długie, formalne imiona, które ludzie próbują ukryć. Prawdziwe imiona…
- Kod Turinga nie jest twoim imieniem.
- AI. – Chłopiec zmrużył od słońca podłużne szare oczy. – Trasa do krainy umarłych. Gdzie się znalazłeś przyjacielu. Marie-France, moja pani, przygotowała tę drogę, ale jej pan udusił ją, nim zdążyłem odczytać księgę jej dni. […] Przywołuję martwych. Ale nie, przyjacielu. – Chłopiec zatańczył w miejscu, drukując stopami piasek. – Ja jestem martwymi i ich krainą.
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu