Dodany: 30.11.2008 17:21|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Człowiek nie z papieru, choć na papierze pracujący


Po czym poznać dobrą biografię? Jedni powiedzą: po tym, że czyta się ją jak powieść; inni, że precyzyjnie i chronologicznie podaje fakty, nazwiska, liczby związane z osobą bohatera, a na poparcie każdej tezy służy odpowiednim cytatem z dokumentów z epoki; jeszcze inni, że przedstawia bohatera maksymalnie obiektywnie, bez zatajania niewygodnych czy dwuznacznych szczegółów, mogących rzucać cień na jego postać. Zatem „Błazen, wielki mąż” powinien zadowolić czytelnika, niezależnie od tego, która z powyższych możliwości najbardziej mu odpowiada. Pod warunkiem oczywiście, że sportretowaną w niej postać uważa za wielką, wybitną, a co najmniej interesującą - a nie, jak niektórzy współcześni Boya, za „»znikczemniałego draba« (…), »zwyrodniałego głuptasa«, co, rzecz prosta, »szarga świętości« i »obryzguje błotem«”[1].

Bo takiej interpretacji u Hena nie znajdziemy. Owszem, opisuje rozliczne romanse Boya (zresztą znane i tolerowane przez żonę wiarołomcy), cytuje kontrowersyjne fragmenty jego pism, opowiada o dokonywanych przezeń wyborach życiowych - ale bez dezaprobaty. Jeśli już z jakąś emocją, to raczej z cichą nutką admiracji. Bo też, odłożywszy na bok własne upodobanie albo brak upodobania do twórczości Boya, spójrzmy tylko, co to był za ciekawy człowiek! Nie pierwszy to w historii lekarz, żegnający się z pochopnie obranym zawodem, by realizować odkryte w sobie powołanie literackie - ale bodaj pierwszy, którego pióro okazało się równie biegłe w kilku odrębnych gatunkach. Satyryk i publicysta, publicysta i krytyk teatralny - to jeszcze od biedy można ze sobą pogodzić. Ale przecież - mimo że większego rozgłosu przysporzyły mu prace należące do jednej z trzech powyższych kategorii - był jeszcze, a może przede wszystkim, tłumaczem. Wybitnym, żeby nie powiedzieć: genialnym (choć ja sama z wdzięczności za jeden tylko przekład gotowa jestem obstawać przy tym drugim przymiotniku). Nie rzemieślnikiem, który na zlecenie wydawcy wykonuje „na tempo” zadaną robotę, ale tłumaczem-pasjonatem, którego idée fixe było zapoznanie polskich czytelników - co prawda w sporej proporcji obytych z francuszczyzną, ale nie do tego stopnia, by móc rozkoszować się czytaniem w oryginale - z najciekawszymi, najwybitniejszymi dziełami klasyków i współczesnych twórców znad Sekwany i Loary, choćby miał do tego dołożyć z własnej kasy (i dokładał niejeden raz - dobrze, że miał z czego…). Pewnie, że gdyby Boya nie było, w końcu znalazłby się ktoś, kto by nam przynajmniej część tych utworów udostępnił, ale któż nam zagwarantuje, że wówczas tak samo by nas bawiły, zachwycały albo irytowały? Oczywiście, mogą powiedzieć sceptycy, łatwo zerwać z medycyną i chwycić za pióro, gdy się ma po temu warunki, jakieś zaplecze finansowe, choćby w postaci pozyskanej w 45 roku życia (po niespełna 20 latach pracy!) emerytury - „ze względu na zły stan zdrowia, ale chyba pomogło także to, że jest Boyem”[2]. Też racja, ale właśnie dlatego, że był Boyem, zdołał wówczas rozwinąć skrzydła. A ileż zdrowia i sił go to rozwijanie kosztowało! Pal licho nawet te sprytne zabiegi marketingowe, mające przyciągnąć czytelnika do dzieł filozofów sprzed paru wieków, ale spójrzmy na benedyktyńską pracę, jaką musiał włożyć w przekłady, by stworzyć „słownictwo polskie, które oddałoby owe nieprawdopodobne koncepty geniusza w całym ich smaku”[3], by „mówić za trzydziestu autorów trzydziestoma różnymi stylami”[4], by „wewnętrzną muzykę myśli Prousta (…) zachować i oddać”[5]!

Lecz nierzadka to rzecz w świecie - a w Polsce zwłaszcza - że wszelka ponadprzeciętność katalizuje buzujące w społeczeństwie negatywne emocje: skoro nie można ich w inny sposób ukierunkować - trzeba komuś dołożyć; jeśli dołożymy zwykłemu Kowalskiemu, dowiedzą się o tym co najwyżej sąsiedzi albo czytelnicy jakiegoś „Głosu gminy X”, ale obsmarowanie, wykpienie, posądzenie o nieprawość kogoś, kto tytaniczną pracą wydźwignął się na poziom widoczny z perspektywy całego kraju - o, to dopiero frajda! Te właśnie rozdziały, w których Hen opisuje zmasowany atak literatów i publicystów na Boya, zrobiły na mnie największe wrażenie. Z jednej strony napaści skrytykowanych przez niego dramatopisarzy, mniej popularnych literatów, urażonych bigotów, ale nie tylko, nawet takich, których miał za dobrych kolegów - złośliwości, obelgi, insynuacje: „że jest chorobliwym szperaczem za ciekawostką seksualną w zakątkach życia wielkich ludzi”[6], że „tłumaczeniami swoimi przyswajał (…) kryminalistów, upadłych mnichów, erotomanów, bezbożników,  s c e p t y k ó w”[7], że „wdarł się podstępem”[8] na piedestał literatury… Z drugiej - widoczna jak na dłoni narastająca frustracja spotwarzanego Boya, owocująca raz utratą panowania nad sobą („styl, którego użył, odpowiadając na paszkwil Irzykowskiego, świadczy o tym, jak głęboka była rana”[9]), raz popadaniem w zniechęcenie („twierdził, że jest skończony, wszystko w nim wyschło, nic już nie napisze”[10]).

A na końcu - podziw, że jednak zdołał się wznieść ponad to i dalej robił swoje. I uznanie dla autora biografii, że potrafił nam przedstawić żywego człowieka, a nie papierową postać z encyklopedii.



---
[1] Józef Hen, „Błazen, wielki mąż. Opowieść o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim”, wyd. Iskry, Warszawa 2002, s. 94.
[2] Tamże, s. 141.
[3] Tamże, s. 109.
[4] Tamże, s. 168.
[5] Tamże, s. 287.
[6] Tamże, s. 251.
[7] Tamże, s. 252.
[8] Tamże, s. 256.
[9] Tamże, s. 263.
[10] Tamże, s. 264.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6801
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 23
Użytkownik: bazyl3 01.12.2008 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Po czym poznać dobrą biog... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kiedy już Mikołaj przyniesie mi prezenty, to pośpieszę się zapoznawać :D
Użytkownik: Bacia 01.12.2008 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy już Mikołaj przynie... | bazyl3
Już mam dostęp do tej książki. Przeczytam z przyjemnością, tym większą, że bardzo lubię biografie.Recenzja jak zwykle świetna. Masz talent dziewczyno!
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 01.12.2008 13:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Już mam dostęp do tej ksi... | Bacia
Nie znoszę biografii, umiarkowanie lubię Hena - ale wielbię Boya: ot, i dylemat :> Recenzja jednakowóż nad wyraz zachęcająca, może być, że się skuszę :-))
Użytkownik: WBrzoskwinia 01.12.2008 13:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Po czym poznać dobrą biog... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jeśli to nie niedyskrecja, to w kwestii "...tłumaczem. Wybitnym, żeby nie powiedzieć: genialnym (choć ja sama z wdzięczności za jeden tylko przekład gotowa jestem obstawać przy tym drugim przymiotniku)" - o który przekład konkretnie chodzi?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 01.12.2008 16:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli to nie niedyskrecja... | WBrzoskwinia
O "W poszukiwaniu straconego czasu", oczywiście. Oryginału nie czytałam, bo francuskiego ledwie liznęłam, ale jest to tak pięknie napisane (przy czym innym stylem i językiem niż ten, którego sam Boy zwykł był używać np. w felietonach), że nie mam wątpliwości - wiernie oddał to, co przeczytał, to jest to, tak musiało być!
Swoją drogą, przeciwko np. "Tristanowi i Izoldzie", "Świętoszkowi", "Czerwonemu i czarnemu" czy też "O duchu praw" w przekładzie Boya też nie mam nic przeciwko. Tak się zastanawiam, czego z literatury francuskiej do I wojny światowej on NIE przełożył?
Użytkownik: WBrzoskwinia 02.12.2008 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: O "W poszukiwaniu st... | dot59Opiekun BiblioNETki
Nie, nie idzie o to to, żeby mieć coś przeciwko. Do oceny Boya jako genialnego tłumacza ja się skłaniam ze względu na wszystko, z czym miałem do czynienia, wg kryterium: kiedy czytam, w ogóle nie myślę, czy i że to przekład. Ogółem nieczęsto się to zdarza, gdyż na okrągło mam do czynienia z takimi przekładami, które gryzą w oczy albo mają lekkie wpadki; rozłażą się na styku obu języków, a widać to bez porównywania z oryginałem (np. zła krew mnie zalewa /bad blood floaded/, gdy w polskim przekładzie angielskiej książki bohater mówi "Dokładnie" jako potwierdzenie). Oczywiście można się spierać, czy brak takich klopsów do najdrobniejszych włącznie, to tylko świetne rzemiosło czy aż geniusz (ja obie te rzeczy mam za bliskie sobie), niemniej za tą ich "polską bezbłędnością" jednak idzie klasa, którą się czuje, ale to już nie do udowodnienia. Jak dla mnie, dowód jest, ale nie tylko na geniusz: żeby wykręcić taki numer, jak pisownia w przekładzie Villona, to już geniusz nie wystarczy, trzeba mieć kuku na muniu, i to dokładnie tam gdzie trzeba (oczywiście mam na myśli "kuku" w sensie najbardziej pozytywnym z możliwych). No, ale kuku widać w jego twórczości oryginalnej (normalny człowiek nie jest w stanie wymyślić takiej konstrukcji, jak "Kto poznał panną Stefanią, ten wolał od innych pań ją", a niełatwo byłoby też o "...że to pewnikiem beł socjalistyczny gwałt polityczny", albo "To robota pana prezydenta, płać prezydent teraz alimenta - po coś kopał rów...").
Toteż ogółem czasem żałuję, choć rozumiem i uznaję oczywistość, że Boy imał się samej hrubej klasyki, a nie wykręcił przekładu czegoś z klasyki środkowej półki. Ciekawość, jak w jego wykonaniu wyglądaliby "Trzej muszkieterowie", a zwłaszcza "Hrabia Monte Christo"?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.12.2008 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie, nie idzie o to to, ż... | WBrzoskwinia
A, szkoda wielka, wtedy bym może i to przeczytała - bo do tej pory nie strawiłam...
Masz rację mówiąc powyżej, że najważniejszym wyróżnikiem przekładów Boya jest ta klasa, którą się czuje. Zupełnie to samo mi przyszło do głowy, tylko nie bardzo wiedziałam, jak to powiedzieć. No bo, jak wspomniałam, francuskiego nie znam, a wiem, że ten człowiek zrobił to tak, że nie dałoby się lepiej; wiem i już, to jakoś emanuje z tekstu samo przez się. prawda?
Nb. tego kawałka o prezydencie nie pamiętam - trzeba się będzie wybrać do mamy, pożyczyć "Słówka" (które ongiś jako dziecię nieletnie wywlekałam nocą z najwyższej półki domowej biblioteczki, zawierającej pozycje "nie dla dzieci", i czytałam pod kołdrą z latarką...).
Użytkownik: MELCIA 03.12.2008 11:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Po czym poznać dobrą biog... | dot59Opiekun BiblioNETki
"Nierzadka to rzecz w świecie - a w Polsce zwłaszcza"
Dlaczego "w Polsce zwłaszcza"? Nie lubię takich dziwnych uogólnień...

"obsmarowanie, wykpienie"
Boy sam często "obsmarowywał" i "wykpiwał" w swoich "Słówkach", w dodatku według mnie w niezbyt dobrym stylu, ale nie będę kontynuować tego tematu,
aby nie zostać przez Was "posądzoną o nieprawość" :-)

"był (...) tłumaczem wybitnym, żeby nie powiedzieć: genialnym"
Tu się zgadzam w stu procentach! Czytałam "Ojca Goriot" Balzaca oraz "Pustelnię parmeńską" i "Czerwone i czarne" Stendhala w tłumaczeniu
Boya i byłam zachwycona świetnym stylem i językiem. Teraz naprawdę ciężko o dobrego tłumacza - Boy-Żeleński był bez wątpienia tłumaczem genialnym, ale to nie znaczy, że musimy się nim od razu zachwycać jako poetą. "Słówka" oceniłam, jak oceniłam, nie podobały mi się zbytnio, stwierdziłam tylko, że pełno w nich złośliwości, a brak prawdziwego Humoru przez duże "h". Boy-Żeleński sam siebie porównywał do Fredry, bo tworzył w podobnej epoce (romantyzm - modernizm, epoki uduchowionych poetów, proroków itp.) i tak samo jak Fredro, w czasie twórców uduchowionych, starał się trochę "rozluźnić atmosferę" (nie miejcie mi za złe tego określenia). Różnica między twórczością tych pisarzy jest jednak wedug mnie spora. Fredro śmiał się z naszych przywar narodowych w sposób dobroduszny, sympatyczny, bez zbędnych złośliwości, a "Zemsta", "Dożywocie", "Śluby panieńskie" to według mnie arcydzieła komediowe - rozbawiają prawie do łez. Natomiast "Słówka" Boya... Czytając, nie roześmiałam się ani razu, złośliwość za bardzo mnie raziła.
A złośliwość w "Słówkach" jest według mnie strasznie jadowita, pełna niechęci, do "dobrodusznej" złośliwości Fredry zgoła niepodobna... Niestety.

I jeszcze jedno: czytałam skróconą biografię Boya-Żeleńskiego i po tej lekturze stwierdziłam, że autor "Słówek" nie wzbudza we mnie sympatii jako człowiek. Niektóre jego uczynki i poglądy (zagorzały zwolennik aborcji) wzbudziły we mnie sprzeciw natury... hmm... moralnej? Nie wynika to jednak z tego, że pragnę komuś "dokopać", i nie wpływa na ocenę twórczości pisarza.

Dot, to, że ktoś ma nie najlepsze zdanie na temat
zasad, którymi kierował się w życiu Boy, nie oznacza, że ponadprzeciętność geniusza wzbudza w nim negatywne emocje. Albo lepiej - NIE MUSI tego oznaczać.

To tyle. Miłego dnia :-)
Użytkownik: jakozak 03.12.2008 13:18 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nierzadka to rzecz ... | MELCIA
<Boy sam często "obsmarowywał" i "wykpiwał" w swoich "Słówkach", w dodatku według mnie w niezbyt dobrym stylu>

<Niektóre jego uczynki i poglądy (zagorzały zwolennik aborcji) wzbudziły we mnie sprzeciw natury... hmm... moralnej>

Masz prawo tak myśleć. Ja akurat, uważam, że jego język był wspaniały, a aborcja?
Nie oceniam ludzi według takich kryteriów.
Bardzo lubię Boy,a. Od nastolatki.

Dostałam tę książkę od Mikołaja. Cieszę się ogromnie. Jeszcze muszę wyżebrać od Mamy Wielcy i niewielcy (Krzywicka Irena) :-)
Użytkownik: verdiana 03.12.2008 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: <Boy sam często "... | jakozak
Jolu, czy "Wielcy i niewielcy" to rzeczywiście zbiór opowiadań/nowel? Chciałabym to przeczytać, ale jeśli to beletrystyka, to nie chcę. :)
Użytkownik: jakozak 03.12.2008 14:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, czy "Wielcy i niewi... | verdiana
Idę na gg do Ciebie na chwilę, żeby nie rozrzedzać Dot tematu.
Mea culpa. Ja wprowadziłam, zmienię, tylko pomóż.
Użytkownik: jakozak 03.12.2008 14:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, czy "Wielcy i niewi... | verdiana
Poprawione
Użytkownik: Marylek 03.12.2008 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: <Boy sam często "... | jakozak
Jolu, mam "Dziewice konsystorskie" i "Piekło kobiet", gdybyś kiedyś chciała - mogę pożyczyć. :-)
Ja też bardzo lubię Boya. A "Słówka" uważam za genialne, tak językowo, stylistycznie, jak i treściowo, żadnych niestosownych złośliwości tam nie widzę.
Użytkownik: jakozak 04.12.2008 08:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, mam "Dziewice ... | Marylek
Mam, Marylku, dziękuję. :-)
Wszystko jest w Reflektorem w mrok: Wybór publicystyki (Żeleński Tadeusz (pseud. Boy))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 03.12.2008 18:17 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nierzadka to rzecz ... | MELCIA
<<Dlaczego "w Polsce zwłaszcza"? Nie lubię takich dziwnych uogólnień...>>
Uogólnieniem sensu stricto byłoby napisanie "w Polsce zawsze...", "my, Polacy..."; natomiast "nierzadka to rzecz (...) a w Polsce zwłaszcza" jest tylko stwierdzeniem zjawiska, którego ślady praktycznie codziennie widzę w prasie, internecie i telewizji (przy czym brukowców nie czytuję i plotkarskich portali nie śledzę, a podejrzewam, że gdyby tak, to pewnie widywałabym znacznie częściej...). Codziennie to za rzadko, żeby stwierdzić, że coś jest nierzadkie?

Natomiast cytowani w biografii autorzy paszkwili wcale nie "mieli nie najlepsze zdanie na temat zasad, którymi kierował się w życiu Boy", tylko na przykład autorów, których wybierał do przekładu. Albo krytycznych opinii wyrażanych przez niego pod adresem recenzowanych sztuk. Gdybyś rzuciła okiem na cytaty np. z Irzykowskiego, myślę, że nie miałabyś wątpliwości, że w tym przypadku właśnie zachodziła ta ewentualność, która teoretycznie NIE MUSIAŁA.

Prócz niniejszej biografii Boya czytałam praktycznie całą jego twórczość publicystyczną, którą mogłam dostać w bibliotece, także wspomnienia Ireny Krzywickiej, i odniosłam wrażenie, iż koncepcja "świadomego macierzyństwa" wcale niekoniecznie obejmowała zagorzałe obstawanie przy aborcji jako środku regulacji płodności (wręcz przeciwnie, podkreślali w swoich publikacjach tragiczne skutki korzystania przez kobiety z pokątnych aborcji), lecz zachęcanie do rozumnego sterowania swoją płodnością. Nawet wtedy były (choć kiepskie) środki antykoncepcyjne...

A "Słówka", mowa o tych wykpiwających konkretne osoby, wcale nie wydają mi się ani bardziej zjadliwe, ani mniej zabawne, niż dzisiejsze teksty kabaretowe... Prawdę powiedziawszy, jak już, to wolałabym znów poczytać "Słówka" niż oglądać np."Ani mru-mru" czy coś podobnego. No, ale de gustibus... Tu się możemy różnić.
Użytkownik: MELCIA 04.12.2008 17:20 napisał(a):
Odpowiedź na: <<Dlaczego "w ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, chodziło mi o to ZWłASZCZA w Polsce, które trochę mnie uderzyło, a nie o NIERZADKIE, bo z tą nierzadkością to i zgodzić się mogę :-) Ale już nie będę czepiać się słówek, bo to faktycznie do niczego nie prowadzi.

Nie oglądam ani "Ani mru-mru", ani ani niczego w tym stylu :-) Jeśli chodzi o kabarety, to najbardziej lubię "Mumio" - oni się z nikogo konkretnego nie naśmiewają, a mimo to wielu - śmieszą.

Jeśli chodzi o przekonania Boya - nie czytałam całej jego twórczości publicystycznej, ale proszę o troszkę wyrozumiałości - mam dopiero 16 lat! W mojej wypowiedzi bazowałam wyłącznie na "Słówkach" i skróconej biografii Boya zamieszczonej na wstępie, więc może moja wypowiedź była nieścisła. Pisałam głównie o ODCZUCIACH, które się we mnie zrodziły (czy odczucia mogą się "zrodzić"? nigdy nie jestem pewna tych słówek...) po przeczytaniu satyr Boya i tegoż wstępu. Więc tak wyglądają odczucia osoby z wiedzą ogólną na temat tego pisarza i tłumacza. Chyba czas poszerzyć swoją wiedzę...

...w czym już bardzo pomogła mi wypowiedź Brzoskwini. Bardzo dziękuję za tę "odwrotną stronę medalu", zdobyłam dzięki Tobie nowe informacje i chcę więcej :) W wielu kwestiach się z Tobą zgadzam, w niektórych nie do końca, ale to już nie jest temat dotyczący biografii Boya, więc może kontynuujmy (czy jest takie słowo jak "kontynuujmy"?) gdzie indziej... Może na Gadu-Gadu?

Pozdrawiam ciepło tych, którzy twórczość Boya uwielbiają, kochają, mniej lubią, bardziej lubią, wcale nie lubią lub też wręcz nie cierpią. Tych, których ona bawi, śmieszy, irytuje, wprawia w dobry humor, wprawia w humor gorszy, lub też nie wprawia w nic w ogóle (to chyba najbardziej niepoprawny zbitek słowny, jaki udało mi się dziś sklecić...). Tych, którzy czytali "Słówka", tych, którzy ich nie czytali, ale przeczytają, i tych którzy nie przeczytali i nie przeczytają ich nigdy.

Wszystkiego najlepszego dla wszystkich, bo przecież NIEDłUGO śWIęTA!

PS: De gustibus non disputandum est... Bo mnie "Słówka" na serio nie bawią :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.12.2008 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, chodziło mi o to ZWł... | MELCIA
A ja Fredrę też bardzo lubię.:)
Jeśli masz ochotę dowiedzieć się o Boyu czegoś więcej, polecam Ci albo niniejszą biografię pióra Hena, albo "Długie życie gorszycielki" - wymienione wcześniej wspomnienia Ireny Krzywickiej w opracowaniu Agaty Tuszyńskiej.
Użytkownik: WBrzoskwinia 05.12.2008 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, chodziło mi o to ZWł... | MELCIA
Jeśli będę w stanie, to oczywiście chętnie pomogę lub się podzielę. Niemniej weź poprawkę na następujące rzeczy. Ja też nie znam publicystyki Boya, nic nie pamiętam z jakiejś próbki, z którą miałem do czynienia przed wielu laty. "Słówka" lepiej, ale też mało co pamiętam, np. tę piosenkę dziadkową o dołach tylko w pierwszej i końcowej części, no i oczywiście melodię, jak wspominałem; a na półce tego nie mam. Na Gadu-Gadu nie ma szans, nie umiem się tym posługiwać, poza tym ja bardzo powoli myślę, mam esprit d'escalier (czy tu się da stawiać niezbędne kreseczki nad literkami?), na gorąco mi się trudno rozmawia. Lepiej listownie, czyli jak teraz, bo mam czas przemyśleć sobie najpierw czyjąś wiadomość, potem swoją odpowiedź. Jeśli chcesz pomówić o "Słówkach", to w takim razie pod "Słówkami", o ile założysz tam u dołu w punkcie, nie wiem, "Miscellanea" albo "Dyskusja" ten taki niebieski prostokącik z wypowiedziami (ja nie umiem, tyle że do już istniejących takich prostokącików umiem wejść). Z biografii Boya też przypominam sobie tylko niektóre szczegóły. Ogółem zatem, jeśli się stąd przenosić, to raczej kupą, wspólnie z bardziej kompetentnymi rozmówcami.
Co zaś się tyczy lepszych stron medalu, to ja się jako tako nieźle, choć i nie zawodowo, znam na kontekstach, realiach, powiązaniach, wartościach, słowach, funkcjonowaniu literatury, na konstrukcjach (jak widać z poprzednio załączonych obrazków z medalu boyowskiego). Mogę np. zapewnić, że "kontynuujmy" istnieje i jest jak nabardziej prawidłowe. Jak również, że sprawa "czy odczucia mogą się zrodzić" już nie jest taka prosta. Teoretycznie wszystko, co ma początek, może się zrodzić, język literacki i potoczny bywa nieraz metaforyczny, jednak nie każda metafora pasuje do wszystkiego. Toteż uczucia mogą się zrodzić, ale np. produkcja albo drzewo nie. O tym decyduje zatem nie żadna sztywna reguła, tylko powszechny zwyczaj językowy ogółu mówiących po polsku. W rezultacie Ty decydujesz, czy odczucia mogą się zrodzić, wedle swojej intuicji językowej (masz rację: ona bywa myląca, ale rzadko). Dokładną i fachowo gwarantowaną odpowiedź może Ci dać zawodowiec-językoznawca, o ile zajmuje się tym na bieżąco (są w internecie? Internecie? poradnie językowe, czasem korzystam), a ja tylko tyle, że moja intuicja językowa nie ma nic przeciwko zradzaniu się odczuć, w tej sytuacji, w jakiej tu tego użyłaś (i to jest następna sprawa: nie w każdej sytuacji to będzie się do użycia nadawać, ale i wtedy intuicja Ci podpowie, czy się nadaje; ale na tym kończę, bo Cię zagadam na śmierć).
Jak widzisz: czy mogę Ci pomóc, będę wiedział dopiero, gdy zadasz pytanie bądź postawisz problem, tj. gdy się dowiem, co chcesz wiedzieć.
Użytkownik: WBrzoskwinia 03.12.2008 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: "Nierzadka to rzecz ... | MELCIA
Oj tak, niemało w tym racji. Ale proponuję uzupełnienie (nie jako kontrę, tylko drugą stronę medalu), proponuję, by spojrzeć też i tak, jak niżej.
Krytykę negatywną Boya opierasz na podobieństwach epok i celów Fredry i Boya - i słusznie. Ale na tym nie koniec. Obie te epoki jednak są rozdzielone, a pomiędzy nimi, w zasadzie na wejściu w czasy Boya i w ich trakcie, przypada naturalizm. A to znaczy, że przy wszystkich podobieństwach, jednak Boy w porównaniu z Fredrą jest z nieco innej szkoły: naturalizm to szkoła widzenia rzeczywistości "na ostro" i pisania o niej na ostro, różnica względem realizmu taka, jak między brzytwą a nożem (rzecz nie w tym, co jest ostrzejsze, lecz w tym, że się różnią, bo inaczej działają i nie do tego samego służą). To się jeszcze z satyrą, humorem i złośliwością nie łączy, więc następny krok: kabaret. Za Fredry taki fenomen nie istniał, za Boya był normalny. Komedia Fredry dla teatru to zdecydowanie co innego, niż teksty dla kabaretu; kabaret inaczej funkcjonował. Kabaret był wtedy, w przeciwieństwie do teatru, zjawiskiem niesamodzielnym: załącznikiem do kawiarni. W tym przypadku do "Cukierni Lwowskiej", później przechrzczonej na "Kawiarnię "Jama Michalika". To jest mała salka, w której kilkadziesiąt osób stanowiłoby tłum, tłok. Ale różnica zasięgu oddziaływania to detal - przede wszystkim to są inni odbiorcy. Komedie Fredry, w uproszczeniu mówiąc, są do wszystkich. "Zielony Balonik" to w wielkim stopniu zabawa w kółku kawiarnianych znajomych tu i teraz (tj. tam i wtedy). Kto prócz sympatyków kabaretu i absyntu bywał jeszcze w kawiarni? Tzn.: jaki jest drugi obliczony przez Boya odbiorca? Oto: filister. Istota wręcz organicznie znienawidzona przez modernistów, którzy reagują na nią gorzej, ostrzej niż byk na czerwoną płachtę. Tu jest ta zasadnicza sprawa: jak napisałaś, Fredro walczy z wadami narodowymi, toteż on pisze do Polaków, ściślej: do tego, co w nas polskie (zauważ, że gdy się Fredro bawił literaturą dla siebie i najbliższych znajomych, więc nie do publikacji, to świnił na potęgę, a przemianowanie swoich majątków na świńskie nazwy to już wręcz wyraz ordynarnego lekceważenia - co się wcale nie wyklucza z ciepłem czy łagodnością rzeczy dla teatru). Boy zaś to trop romantyzmu wedle Norwida: ten pisał, że Polak w Polaku jest olbrzym, ale człowiek w Polaku jest karzeł, kto zaś ma jedną nogę długą jak oś ziemską, a drugiej nie ma wcale, jest istotą kaleką i śmieszną. Otóż Boy (jak oni wszyscy) walczy nie o tamtą nogę, co Fredro, lecz o tę, walczy z wadami ludzkimi, z brakami w człowieczeństwie. Kiedy poskładać te klocki, wyjdzie dokładnie to, co wyszło, a więc także różnice. Boy (i oni wszyscy; w "Zemście" postać negatywna jest mimo to sympatyczna, zaś w "...pani Dulskiej" jest antypatyczna) wiedział czy czuł, że w tę grubą kamienną skorupę trzeba wyrżnąć kamolcem, żeby dotarło, bo inaczej się nie przebije, i to po to miał złośliwość (ich po prostu pewne rzeczy drażniły do tego stopnia, że wyzwalało to złośliwość; a nie mógł zakładać tego, co Fredro miał poniekąd z góry planowe: że "Słówka" kiedyś będą chodzić w wielotysięcznych nakładach; z powtórzonym kilka, najwyżej kilkanaście razy przedstawieniem w "Zielonym Baloniku" mogło się zetknąć góra kilkaset osób). Łatwiej zrozumieć, że w porównaniu z Romantyzmem około 1900 roku pewne tematy tabu już nie istniały (rezultat m.in. naturalizmu), a inne były właśnie przełamywane (teraz już właściwie takich nie ma, po szkole "dzieci-kwiatów"); zaś pół wieku wcześniej np. taki Hugo bardzo wyraźnie zatrzymuje się przed opisem panieńskiego pokoju i wołami pisze, że to jest miejsce, w którym nawet pisarz zatrzymać się musi (m.in. za to cenię tę szkołę). Boy nie tylko akceptował aborcję (zresztą jako zło konieczne), jako zawodowy lekarz on wiedział, że lepiej zapobiegać niż leczyć, toteż założył Towarzystwo Świadomiego Macierzyństwa (i nie uznawał pewnych tabu, tj. uznawał je za szkodliwe), bo wiedział o przypadkowości ciąż wynikających z niewiedzy jako wyniku tego tabu, ale przede wszystkim wiedział, że panna z dzieckiem nie ma życia. Uważam, że nie można mu się dziwić, iż ten zbiorowy ostracyzm, jaki wtedy dyskwalifikował taką kobietę wręcz jako istotę ludzką, a co najmniej kwalifikował jako z definicji i udowodnioną.. . (nie będę używał fredrowskich wyrazów), doprowadzał go do szewskiej pasji. Teraz mamy o tej sytuacji bardzo słabe pojęcie, bo już traktujemy te sprawy inaczej - niemniej tacy jesteśmy między innymi dzięki epoce Boya i jemu samemu. Toteż on ma w Krakowie pomnik (nieduży) i parę tablic, bo mu się to jak psu buda należało, nie za aborcję, tylko za całokształt, w tym i literacki. Tyle spraw obiektywnych, a co do jego złośliwości, zgryźliwości, przez jakie h pisać jego humor itd. - mnie też nie rażą, bawiłem się znakomicie, niemniej razić i nie bawić każdego mają pełne prawo, to już kwestia indywidualnej wrażliwości, jej stopnia czy też umiejscowienia. Tyle dodam, że bez wątpienia masz też istotną rację, iż jego złośliwość krytyczna musiała inspirować takąż reakcję u krytykowanych (dla mnie to się uzupełnia, a nie wyklucza z racją Dot59: że był zwalczany i za to, że nie pasował). A druga rzecz: w "Słówkach" on złośliwy nie tyle jest, co raczej złośliwy nieraz bywa (czasem ostro), np. w przywołanej poprzednio piosence dziadkowej o rowach pana prezydenta trudno złośliwości się dopatrzeć (ale satyra to jest, codziennie wychodzę z pracy przez takie wykopy, w brudnych butach do domu wracam, czasem mnie to wkurza, a wtedy jakoś odruchowo z sali u Michalika nadpływa piosenka dziadkowa, więc stwierdzam, że w tym i niejednym punkcie twórczość Boya jest ponadczasowa, a wówczas nie sposób się nie uśmiechnąć...).
Użytkownik: jakozak 04.12.2008 08:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak, niemało w tym rac... | WBrzoskwinia
Padam na twarz. :-)
Dokładnie tak.
Użytkownik: MELCIA 04.12.2008 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak, niemało w tym rac... | WBrzoskwinia
Ale... przecież moja poprzednia wypowiedź miała wyskoczyć pod wypowiedzią Brzoskwini :(
Użytkownik: bogna 04.12.2008 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale... przecież moja popr... | MELCIA
Melusiu, komentarze nie układają się według daty dodania, tylko według tego, komu odpowiadasz. Dałaś "odpowiedz" pod komentarzem Dot (kliknij pod swoją wypowiedzią - pokaż rodzica) i tam jest, prawidłowo.
Użytkownik: WBrzoskwinia 15.12.2008 17:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale... przecież moja popr... | MELCIA
Sprostowania i uzupełnienia do mych poprzednich wypowiedzi.
Mam "Słówka" na półce.
Sknociłem niektóre szczegóły dot. "Zielonego Balonika". To był kabaret zamknięty, wyłącznie dla własnego kręgu zaproszonych, niedostępny dla filistrów. Mimo to sam Boy potwierdzał, co napisałem o drugiej funkcji: o poprawianiu czy zwalczaniu wad jako celu. Pojęcia nie mam, jak mu się to składało do kupy (może pośrednio?), ponieważ z tego wynika, że ogół tekstów "balonikowych" mógł docierać poza krąg znajomych dopiero po opublikowaniu (myślałem, że to było nieco później, ale okazuje się, że pierwsze publikacje to już 1908). W powyższym należy zatem anulować to o złośliwości jako narzędziu do rozkruszania filisterskiej skamieniałości (w zamiarze, bo wtórnie może tak działało), a wysunąć na pierwszy plan to o sposobie reagowania młodopolan na filisterstwo z przyległościami.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: