Dodany: 29.11.2008 20:14|Autor: norge
Wewnętrzne więzienie. Czy można się z niego uwolnić?
Maltretowane, zaniedbane dziecko kojarzy się zazwyczaj z sińcami, niedożywieniem, brudną koszulką i łzami na niedomytej buzi. Nie o nim pisze Alice Miller w swojej książce. Skupia się raczej na okrucieństwie rodziców, którego istnienia społeczeństwo nadal nie chce uznać. Nie przejawia się ono jedynie poprzez bicie (choć około 85% populacji świata zaznało bicia w dzieciństwie). Wyraża się również poprzez brak uwagi i komunikacji, przez ignorowanie dziecięcych potrzeb i psychicznych cierpień, poprzez pozbawione sensu i perwersyjne kary, wykorzystywanie bezinteresownej miłości dziecka, poprzez szantaż emocjonalny, zburzenie wiary w jego własne zdolności. Ta lista nie ma końca. I najgorsze jest to, że dziecko musi nauczyć się uważać to wszystko za zachowania normalne, gdyż nic innego nie zna. Bezwarunkowo rodziców kocha, a jako dorosły człowiek przywiązany jest do wyobrażenia, że i on był naprawdę kochany, cokolwiek by mu zrobili.
Nie potrafimy zmienić naszej przeszłości, ani też wymazać ran dzieciństwa, twierdzi Alice Miller. To prawda. Przeżycia te siedzą tak głęboko, że niektórzy z nas nigdy nie będą w stanie pojąć w pełni rozmiarów swojej samotności i opuszczenia, na które byli skazani jako dzieci. Traumy dzieciństwa są najczęściej wypierane, toteż mit beztroskich i sielskich lat dziecinnych ma się świetnie. Rodzice, którzy w ogóle rodzicami stać się nie powinni, strach, wstyd, poczucie winy, brak poczucia bezpieczeństwa – do czegoś takiego przyznać się wręcz nie wypada. Zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę nie patologiczną, ale taką normalną, z domem i ogródkiem, z mamą, tatą i ładnymi dziećmi, którym na pozór nic nie brakuje.
Zaczęłam czytać tę książkę i kompletnie wpadłam, jak to się mówi, "po uszy". Pochłaniałam ją strona po stronie z zapartym tchem, nie mogąc się oderwać od lektury. Tak to jest, kiedy czasem trafi się na coś, co budzi w człowieku absolutną fascynację: czytasz i nie możesz oderwać wzroku od liter i zdań, świat zewnętrzny znika, a każde słowo współbrzmi z tym, co myślisz, co czujesz, mówisz sobie: "To jest to! Nareszcie coś ma pełny sens. Teraz zaczynam rozumieć, jak to wszystko działa".
To osobiste, co teraz napiszę. Udane dziecko, o jakim opowiada Alice Miller – to ja. Zamknięte, poważne i grzeczne, a przy tym całkowicie pozbawione własnych emocji. Ponieważ ktoś kiedyś wysłał mu przerażający w swojej oczywistości sygnał, albo raczej szereg sygnałów, że nie wolno nic czuć ani o tym mówić, ani nawet myśleć. Że jest coś okropnie złego w byciu sobą. Że wyrażanie własnych potrzeb jest "be".
Z problemem zmagam się do dziś. Owszem, po długich i bolesnych perturbacjach nauczyłam się czuć, potrafię już nazwać swoje emocje i przyjrzeć im się z dystansu. Staram się akceptować wszystkie, nawet te "brzydkie", jak złość, zazdrość, wstyd, strach, smutek itd. Jest dokładnie tak, jak pisze Alice Miller: zdarza mi się czasem ich nie dostrzegać lub zauważać dopiero po kilku godzinach, po kilku dniach, kiedy już przeminą. Albo łapię się na tym, że czasem patrzę na siebie oczami innych, zadając sobie pytanie, jaka w tej sytuacji powinnam być, co powinnam odczuwać. Jednym słowem, muszę uważać na coś, co innym być może przychodzi tak naturalnie jak oddech, przypominać sobie samej: "hej, masz czuć" :-).
Każdy, kto lubi pozastanawiać się nad sobą, kto czuje, że nadeszła pora opuścić "niewidzialne więzienie swojego dzieciństwa"*, powinien przeczytać tę książkę. Pomaga ona zrozumieć, dlaczego wciąż pakujemy się w podobne emocjonalnie sytuacje, dlaczego boimy się niebezpieczeństw, które choć kiedyś stanowiły zagrożenie, od dawna jednak przestały być realne. Dlaczego przez całe życie uparcie szukamy tego, czego w odpowiednim czasie nie znaleźliśmy w swoich rodzicach, czyli istoty, która całkowicie się na nas otworzy, w pełni nas zrozumie i będzie poważnie traktować. Dlaczego... dlaczego... dlaczego... I czy jest jakieś wyjście z tej patowej sytuacji?
Czytałam do tej pory kilka książek innych autorów, którzy opowiadają mniej więcej to samo. Ale nikt nie pisał z taką pasją i sercem, jak robi to Alice Miller. Polecam! Może jednak nie tym, którzy psychologię uważają za stek bzdurnych teorii. Im się nie spodoba. No i szczęśliwcy, którzy mieli rodziców pozwalających im od kołyski ujawniać własne potrzeby i uczucia, też mogą sobie ją darować. Reszta świata powinna przeczytać!
---
* Alice Miller, "Dramat udanego dziecka. W poszukiwaniu siebie", tłum. Natasza Szymańska, wyd. Media Rodzina, 2007, s. 9.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.