Źle jest ze mną. Albo z beletrystyką, w której od dawna coraz gorzej się odnajduję, coraz mniej znajduję tam dla siebie. Kiedy staję z boku, widzę, co w książce jest świetne, obiektywnie dobre, dopracowane, wiarygodne, a mimo to nie porusza mnie, nie dotyka, nie boli. Tak było z ostatnią powieścią Axelsson,
Ta, którą nigdy nie byłam (
Axelsson Majgull)
.
Jest tu wszystko, co u Axelsson najbardziej cenię – wiarygodni bohaterowie, którzy żyją, nie są papierowi; akcja, życie wewnętrzne niepozwalające się zniechęcić, znudzić; historie z życia wzięte, niczym reportaż. I to wszystko świetnie napisane. Tymczasem ja mam wrażenie, że rzecz długo się rozpędza, niecierpliwię się, ciągle czekam na coś, co nie następuje – i nie rozumiem tego czekania, bo przecież wszystko, czego potrzebuję, dostaję.
~~~
MaryMarie jest ciekawą bohaterką. Straciła wcześnie rodziców, a dominującą emocją, której doświadcza nieustannie, jest lęk:
„Zawsze się bałam. Bałam się być zbyt brzydka i bałam się być zbyt piękna. Bałam się za bardzo zbliżyć do drugiego człowieka i równie mocno obawiałam się odrzucenia. Bałam się drwin. Bałam się oskarżeń, że się mylę, i równie mocno obawiałam się uznania mnie za arogancką, kiedy miałam rację. Takie życie bardzo wyczerpuje. W końcu brakuje już sił, wszystkie źródła są popsute i człowiek chce tylko wydobyć się ze swojego życia. Zmienić. Stać kimś innym” [1].
Może Mary wymyśliła Marie, żeby uciec od lęku?
~~~
Nie analizuję tej książki globalnie. Właściwie prawie żadnej powieści psychologicznej w ten sposób nie rozpatruję – wydaje mi się to krzywdzące wobec autorki i bohaterki. I wobec czytelników, którzy mogliby się z bohaterami utożsamiać. Oni nie są problemem społecznym, są indywidualnymi jednostkami. Wolę mówić nie o lęku globalnym, ale o lęku poszczególnych jednostek. Dlatego dla mnie ta książka nigdy nie będzie „analizą psychologiczną pokolenia »awansu społecznego«” [2], tylko historią bohaterki. Bohaterki, z którą tym razem nie umiem się zżyć.
Wystarczy minimum empatii, żeby poczuć, co znaczy życie z nieustannym lękiem. Więc czuję lęk MaryMarie. Ale to ciągle jest JEJ lęk, a ona wciąż nie jest mi bliska. Cała powieść jest hipotetyczna, niczego nie wiadomo na pewno. To chyba to poczucie chaosu nie pozwala mi przeżyć tej powieści tak, jak przeżywałam poprzednie. Chaos zamyka.
~~~
Mimo wszystko życzyłabym sobie, żeby wszystkie powieści tak wyglądały jak powieści Axelsson – i polecam.
Subiektywna ocena 4
Obiektywna ocena 5
Bo to wciąż nie „Kwietniowa czarownica”. :)
---
[1]
Ta, którą nigdy nie byłam (
Axelsson Majgull)
, WAB 2008, s. 51–52.
[2] Ibidem, Agnieszka Drotkiewicz, nota na okładce.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.