"Sprężyna" Małgorzaty Musierowicz
Wyszła kilka dni temu. Co sądzicie o tej książce? Jestem wielką fanką prozy pani M., ale "Sprężyna" nie zachwyciła mnie. Moja mama określiła to bardzo trafnie: książka jest "dziumdziowata". Nie wiem, czy znacie to słowo i rozumiecie, co mam na myśli. Chodzi mi o to, że ostatnie książki p. Musierowicz zrobiły się trochę ciężkostrawne (ostatni z dobrych był moim zdaniem "Język Trolli"). Autorka robi się coraz starsza, i to wyraźnie widać: rozczula się nad wnukami, zupełnie inaczej opisuje młodzież (kiedyś była częścią tego środowiska, teraz pisze bardziej z pozycji postronnego obserwatora). Zaszokował mnie też motyw ulewającego Kazia - nie podejrzewałam autorki o takie fizjologiczne szczegóły i poczułam się zniesmaczona. Bywają momenty niezłe, a nawet kapitalne (gdy Łusia tłumaczyła Laurę przed Panem Polonistą: "Jest w łóżku, zupełnie rozebrana. O, tak, zupełnie rozebrana. Całkowicie" [cytat niestety niedokładny], ryczałam ze śmiechu). Bywają jeszcze przebłyski "dawnej Musierowicz", ale rzadkie. Moim zdaniem autorka pospieszyła się zanadto z romansem Laury i ogrodnika, mogłaby umieścić to o część później. Swoją drogą - ciekawe, że Laurze zdarzają się tylko takie dziwaczne historie miłosne? Moim zdaniem, ona potrzebuje kogoś, kogo znała przez całe życie, ale nie zwracała na tę osobę uwagi, a nie tego całego Fidelisa. (Chociaż zawód ma całkiem poetycki.)
Zraził mnie też początek powieści, wydawał się "wysilony" - jak gdyby Musierowicz starała się ze wszystkich sił pokazać, że pisze jak Musierowicz. Potem albo to zanika, albo czytelnik się przyzwyczaja i już go to tak nie denerwuje.
Pomimo wszystkich wad i niedociągnięć, staram się być wyrozumiała. I z ciekawością czekam na następną część.