Codzienność niezwykła, bo dostrzeżona
Twórczość Cortázara na ogół lubię i cenię. Na ogół, bo nie łykam wszystkiego jak leci, są lepsze i gorsze kawałki. Tych lepszych jest więcej, co cieszy.
„Jak opowiedzieć o podróży i opisać rzekę...”[1]
Ano właśnie, jak?
Cortázar i Dunlop zabrali się do tego po swojemu (jakże by inaczej). Zaplanowali wyprawę... po autostradzie. Na autostradzie nie można przebywać dłużej niż dwa dni, zgodnie z rozporządzeniem Zarządu Autostrad[2]. Wilk (Julio) i Niedźwiedzica (Carol), w towarzystwie i dzięki uprzejmości czerwonego Fafnera (auto) postanowili spędzić na niej ponad miesiąc, zwiedzając i opisując mijane parkingi (w liczbie dwóch na dzień).
Książka jest zapisem ich wyprawy. Składa się z dwóch części: „Prolegomena”, gdzie „blady czytelnik” dowiaduje się, jak pojawił się pomysł, kto wziął w nim udział i jak został wprowadzony w życie. Druga część, „Wyprawa”, to dziennik podróży, konsekwentnie prowadzony przez oboje odkrywców autostradowego lądu.
Jest to dziennik chwilami bardzo intymny – we wzajemnych listach, w odnoszeniu się do siebie, w mówieniu o znajomych i przyjaciołach tak, jakby naturalnym było, że są również znani czytelnikowi.
Urwane notatki, zapisy spotkań z naturą, cywilizacją i ludźmi – wymyślonymi lub rzeczywistymi (czy faktycznie ma to znaczenie?), listy miłosne, żarciki i jadłospisy tworzą historię „autonautów z kosmostrady”, ale też i coś więcej. Oto okazja, jakich niewiele – możemy zobaczyć Cortázara przy maszynie, możemy poczuć otaczającą tę parę miłość, podejrzeć ją w bardzo intymnych sytuacjach. To już nie jest Oliveira z „Gry w klasy” – to prawdziwi ludzie, z krwi i kości, z ich małymi sekretami i prywatnym światem.
Książka zaskakuje nie tylko pomysłem – i nawet nie jego staranną i zaplanowaną realizacją – ale przede wszystkim zwróceniem się ku rzeczom małym. Codzienność niezwykła, bo dostrzeżona – tak można by w skrócie ująć to, co dzieje się na kartach „Autonautów...”. Każde spotkanie jest natychmiast interpretowane i komentowane, co nadaje mu znaczenie nowe i jakże inne od zwykłego znaczenia parkingowych spotkań! Nie ma zbyt „niskiego” tematu, by nie można było o nim pisać. Czy to śpiew skowronka, czy przydrożny śmietnik – wszystko może nabrać zupełnie innego sensu, jeśli spojrzeć na to w nowy (świadomie nie piszę: „właściwy”) sposób. Bo przecież nie ma „właściwych sposobów” – a raczej: każdy sposób może być tym właściwym, jeśli pozwala nam patrzeć piękniej, lepiej, ciekawiej.
Dodatkowym atutem książki są zdjęcia z wyprawy, czarno-biała dokumentacja mijanych parkingów.
Jeśli oczekujecie od tej książki przeżyć dorównujących lekturze „Gry w klasy” czy opowiadań – to nie sięgajcie po nią. Jeśli jednak chcecie podejść choć trochę bliżej do pisarza, którego – być może – lubicie – polecam gorąco. Jest to swego rodzaju ciekawostka, chwilami zabawna, chwilami zaskakująca, momentami zaś wzruszająca, jak w postscriptum, które Julio pisał już sam – Niedźwiedzica „ruszyła w swoją samotną podróż”[3].
---
[1] Osman Lins, „Avalovara”, [w:] Carol Dunlop, Julio Cortázar, „Autonauci z kosmostrady albo pozaczasowa podróż Paryż-Marsylia”, przeł. M. Jordan, wyd. Muza SA, Warszawa 1999, s. 9.
[2] Carol Dunlop, Julio Cortázar, op. cit., s. 14.
[3] Ibidem, s. 326.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.