Pan Darcy w śmierdzących sandałach
Wyobraźcie sobie, że jedziecie tramwajem, zamyśleni i znudzeni. Wasz wzrok pada na ramkę, gdzie zwykle widnieje jakaś głupawa reklama lub ostrzeżenie o kieszonkowcach. I co widzicie? Nie, tym razem nie usiłuje się wam wcisnąć metodą obrazkową odplamiacza do dywanów czy kursu języka chińskiego. W tramwajowej gablotce tkwi list. Sześćdziesiąt linijek napisanych przez porzuconego mężczyznę do jego kochanki.
Nasi południowi sąsiedzi wpadli na ten pomysł w ramach urzekającego moje czytelnicze serce projektu "Poezja w metrze". Po pół roku publikowania listów w czeskich środkach transportu niestrudzony korespondent - znany czeski pisarz Michal Viewegh - wpadł na pomysł, aby powieść rozszerzyć. I tak powstała "Powieść dla kobiet" lub - jak kto woli - "Mężczyzna idealny". Nie jest to literatura epistoralna, a jedynie powieść przetykana sześcioma listami, z którymi swego czasu mogli się zapoznać użytkownicy metra i tramwaju zza południowej granicy.
A teraz co nieco o samej książce. Pamiętacie finały tych wszystkich mniej lub bardziej sentymentalnych, poruszających, a czasem nawet komicznych historii z półki "literatura dla kobiet"? Bohaterki Danielle Steel skończyły w perfekcyjnych związkach, Bridget Jones znalazła sobie wymarzonego faceta, Elizabeth Bennet pokonała wszelkie uprzedzenia wobec pana Darcy'ego, Jane Eyre odnalazła swoją wielką miłość, a nawet Katarzyna Linton zaznała spokoju ducha. Większość tych historii można zakończyć bajkowym "i żyli długo i szczęśliwie". Jednak czy tak naprawdę było? A może książka nie zawiera dalszej bolesnej prawdy o trudach i znojach wzajemnego docierania się?
Michal Viewegh podjął się innego zadania - on opisuje schody i pułapki, którymi wybrukowane jest owo "i żyli długo i szczęśliwie". Robi to w sposób ciekawy, ironiczny, a zarazem pełen ciepła. Jednocześnie tym samym gra z konwencją tak zwanej "literatury dla kobiet", gdzie zwykle zakompleksiona bohaterka stała w uczuciach trafia na łajdaka, a później, po wielu trudach, odnajduje prawdziwą miłość w osobie jakiegoś idealnego pana Darcy'ego, Edwarda Rochestera czy innego amanta.
Nasza heroina z powieści, ta Bridget Jones w krzywym zwierciadle Viewegha, to Laura - dziennikarka, a jej Adonis to Oliwer. Ich wspólna droga zaczyna się sielankowo fascynacją w malowniczej Chorwacji. Kobieta jest przekonana, że Oliwer to ów chodzący ideał, z którym będzie mogła zamknąć swoją historię arkadyjskim "i żyli długo i szczęśliwie". Oliwer również uważa, że Laura jest tą jedyną.
No i właściwie tu powieść mogłaby się zakończyć. Dajmy zakochanym odpłynąć w słodkim poczuciu raju na ziemi, jak wcześniej daliśmy odpłynąć Bridget Jones i jej siostrom.
Albo czytajmy dalej i dowiedzmy się, że róże, kwiaty miłości, mają nie tylko piękny zapach i urzekające czerwone płatki, ale również ostre kolce. W wydaniu Viewegha są to nieraz kolce groteskowe. Bo co, jeśli okaże się, że ten tytułowy mężczyzna idealny wydłubuje sobie odciski w momentach uniesień erotycznych? Albo że nosi zapocone sandały? A jeśli nasza bohaterka sama nie wie, czy bardziej kocha swojego wybranka, czy go nienawidzi?
Przyjdzie przy lekturze czeskiej prozy czas na otwarty, choć czasem zaprawiony goryczą śmiech, a także na chwilę refleksji. Choć "Mężczyzna idealny" jest powieścią przesyconą ironią, to zawierającą w sobie bardzo dużą dozę ciepła. Jeśli przez zabawę z konwencją wydaje się banalnym powieleniem już znanych czytadeł, to jednocześnie zawiera w sobie wiele życiowej mądrości.
I nieprawda, że jest to - jak sugeruje wcześniejszy tytuł - powieść dla kobiet. Polecam ją wszystkim lubiącym dobrą, ciekawą literaturę.
PS. A swoją drogą, czemu w naszych rodzimych tramwajach i autobusach nie umieszcza się jakichś listów?
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.