W obronie "Bluszczu" i jeszcze parę innych myśli
Nowe czasopismo literackie (może literackie powinnam ująć w cudzysłów...) "Bluszcz". Pierwszy raz przeczytałam o nim na forum biblionetki. I stwierdziłam, że nie warto sobie tym głowy zawracać. Potem zobaczyłam koniec słabej jego reklamy w telewizji i chęć kupienia zaczęła mnie nękać, nękałą i nękała... Na nudnej informatyce w czwartek stwierdziłam, że zobaczę stronę internetową. Słaba. Ale to mojej chęci nie osłabiło! Pożyczyłam od koleżanki pieniądze i na przerwie kupiłam w kiosku. Zaczęłam przeglądać... Na matematyce. Ładnie wydane, miejscami obrazki, które bardzo mi do gustu przypadły... A teksty? Jeszcze wszystkich nie przeczytałam. Nie dlatego, że nie lubię. Po prostu musi ich wystarczyć do listopada, zawsze tak czytam miesięczniki. Delektuję się, chociaż nie wiem, czy w tym przypadku jest to najodpowiedniejsze słowo. Dlaczego? Jakość publikacji jest bardzo różna. Nie lubię ani Wiśniewskiego, ani Grocholi. Pozytywnie zaskoczyła mnie Joanna Brodzik. Może dla wyrafinowanych czytelników jej tekst był banalny, ale dla mnie... bardzo dobry. Podobał mi się. Niezłe było też opowiadanie Autorki "Zupy z granatów". Z przyjemnością czytałam kilka jeszcze innych tekstów. Może nie tych z najwyższej półki, ale wcale nie najgorszych!
Nie skreślajmy czasopisma tylko dlatego, że reklamuje się autorami, za którymi nie przepadamy. Jego istnienie musi się opłacać. Żyjemy w społeczeństwie takim a nie innym, do którego łatwiej trafia Grochola i Wiśniewski niż Proust i Pratchett. A te tanie i głupie chwyty "reklamowe"... Cóż, postarajmy się zrozumieć, że wydawcy muszą z czegoś żyć. A zabawy smsowe są modne i, umówmy się, można na nich zarobić.
Jak już wcześnije wspomniałam, nie przeczytałąm jeszcze czasopisma od deski do deski. Zostawiłam sobie parę tekstów, które wydają mi się ciekawe. Nie żałuję, że wydałam pieniądze, następny numer pewnie też kupię, bo dołączone będzie słuchowisko, a właściwie spektakl radiowy na podstawie "Lesia" Chmielewskiej. A co dalej? Mam nadzieję, że wszystko jeszcze się dotrze i poprawi. I więcej napisze Chmielewska, a mniej inni.
Ostatnio jestem w dołku czytelniczym, bo, jak widać, nie mam czasu na czytanie! Nowa szkoła, jak nam wmawiają na każdym apelu, najlepsze liceum w mieście. Nie jest "letko". Na szczęście opamiętałam się trochę, "olałam" kilka lekcji, i troszeczkę czytam. "Mistrza i Małgorzatę" - z przyjemnością i jako lekturę, oraz niedługo mam zamiar zacząć "Kolumbowie rocznik 20". Oczekuję więc miłych doznań literackich w najbliższym czasie!
Spacerując po księgarni zakochałąm się w książce. W książce Murakamiego. A potem znalazłam inne książki Murakamiego. I już nie wiem, którą wybrać. Zastanawiam się nad "Tańcz, tańcz, tańcz" i "Norwegian Wood". I nie mogę się zdecydować. W końcu jednak chyba będę musiała wziąść tą drugą pozycję, no bo... cóż, mniej kosztuje, a książki tego autora (nie do osiągnięcia w bibliotekach) nie należą do najtańszych.
I to tyle by było na dzisiaj. Idę czytać.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.