Dodany: 11.10.2008 15:37|Autor: 00761

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Jeśli zapomnę o nich...
Lipińska Grażyna

2 osoby polecają ten tekst.

Heros-baba


Jan Sobolewski, relacjonując współwięźniom deportację studentów ze Żmudzi, kończy opowieść słowami:

„Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie,
zapomnij o mnie.”[1]

Nie bez powodu cytat z III cz. „Dziadów” został przywołany w tytule wspomnień Grażyny Lipińskiej, bo książka ta jest nie tylko zapisem osobistych doświadczeń autorki w latach 1939-1956, jest także – a może przede wszystkim – wspomnieniami o ludziach, z którymi w tych latach miała szczęście i... nieszczęście się zetknąć. Uderzające w tej opowieści jest właśnie to, że autorka usuwa w cień swoje cierpienia i doświadczenie jednostkowe, ustawicznie portretując tych, z którymi pracowała, walczyła, siedziała w więzieniu, jechała na zsyłkę, pracowała w łagrze. Była ich powiernicą, ostoją, zdarzało się też, wyrzutem sumienia.

Wspomnienia rozpoczynają się w momencie wybuchu II wojny światowej, gdy Lipińska, jako dyrektorka zespołu szkół zawodowych w Grodnie, doskonale już znana z patriotyzmu i zaangażowania, zostaje mianowana komendantką Pogotowia Społecznego, wykazując się zarówno w trakcie niemieckich bombardowań, jak i agresji sowieckiej niezłomną postawą i umiejętnością organizacji. Po zajęciu Grodna jej najważniejszym celem staje się utrzymanie ducha polskości w szkole, natychmiast poddanej przez okupanta indoktrynacji i głębokiej inwigilacji. Po raz pierwszy, na krótko, zostaje aresztowana już w listopadzie 1939 r. Szybko powraca do więzienia wskutek donosu. Tym razem NKWD nie zamierza wypuszczać jej ze swoich łap – dostaje wyrok: 10 lat łagrów i 15 lat zesłania. Nazywając rzecz po imieniu, reżim skazuje ją na powolną i upodlającą agonię. Jednak atak Niemiec na ZSRR sprawia, że wywózka do łagrów zostaje wstrzymana. W trakcie ewakuacji więzienia w głąb kraju, która stała się okazją do mordowania słabych lub niewygodnych, udaje się Lipińskiej uciec i dotrzeć do Warszawy.

Niedoszła katorżniczka bardzo szybko poznaje oblicze kolejnego totalitaryzmu i oczywiście nie zamierza spocząć na laurach. Uczy legalnie i w konspiracji, zaczyna działać w AK. Już w styczniu 42 roku zgłasza się do pracy w wywiadzie na wschodzie, gdzie organizuje, wykorzystując znajomość ludzi z poprzedniego pobytu na Kresach, prężnie działającą siatkę wywiadowczą. Kilkakrotnie udaje się jej uniknąć aresztowania, jednak gdy po raz kolejny zmienia się okupant, trafia znowu do kazamatów NKWD. I tu zaczyna się trwająca do 15 października 1956 roku gehenna Grażyny Lipińskiej w kolejnych więzieniach [Mińsk, Łubianka, Wilno, Nowosybirsk] i łagrach. Wznawiane procesy, zmieniający się śledczy i metody przesłuchań – od „przyjacielskich pogawędek”, poprzez terror psychiczny, bicie, wreszcie „specjalne metody śledcze”, gdy chciano wymóc na niej zeznania na temat jej powiązań z AK. A że śledczy ma mieć „poriadok” w papierach, oskarżony musi pisemnie potwierdzić, że o ich zastosowaniu został poinformowany. Potem „w majestacie prawa” z „zakluczonnym” można zrobić wszystko:

„Moja cela, to maleńka na dwa kroki wszerz i wzdłuż cementowa dziupla. Prowadzi do niej wąski okrągły korytarz, dalej widać szereg drzwi, pewno do podobnych cementowych komórek jak moja. Dziupla nie ma żadnego sprzętu. Po jej ścianach spływają nitki wilgoci, na moją głowę i ramiona kapią krople zimnej wody. Usiąść nie wolno, trzeba stać frontem do judasza, zresztą jak tu siedzieć, kiedy na podłodze jest warstwa wody. Całodzienne wyżywienie to kubeczek zimnej wody i 200 gramów chleba. W nocy śledczy Kimmel bije mnie ręką po twarzy a pałką po całym ciele, rozdeptuje mi stopy, rzuca na ścianę i podłogę, kopie, depcze”[2].

Co sprawiało, że Lipińska nie dała się złamać? Modlitwa, wiara w sens złożonej przysięgi, duchowa siła. Czasem, kopana i bita, potrafi na chwilę się wyłączyć, układając w głowie strofy wierszy – zbuntowanych, gniewnych, pełnych nienawiści. Często wracając do celi konstatuje z przerażeniem, że jest w niej jedynie prymitywna, dzika żądza odwetu na oprawcy. I tak wtedy trudno przywołać słowa modlitwy, tak ciężko na sercu, gdy rodzi się przekonanie, że staje się... podobna do prześladowcy.

Grażyna Lipińska wiele miejsca poświęca współtowarzyszkom niedoli z kolejnych więzień i łagrów. Ukazuje ludzkie dramaty, także dramaty sumienia, gdy w jednej celi znajdzie się konfident i osoba przez niego zadenuncjowana, kreśli interesujące portrety więźniarek kryminalnych, nacjonalistek i komunistek, matek oderwanych od dzieci i szantażowanych ich śmiercią bądź „zmoskwiceniem” w „dietdomie”, niezłomnych konspiratorek oddanych sprawie. Ukazuje kobiety-widma budujące drogi i mosty, rąbiące potężne drzewa w tajdze, budujące kolejne miejsca zniewolenia, bo więźniów i w trakcie wojny, i po niej ustawicznie przybywa. I w tych miejscach beznadziei i rozpaczy, gdy tak rzadko można wsparcie znaleźć w drugim człowieku, powracają słowa modlitwy. Często tej, którą na podstawie opowieści Grażyny napisała w r. 1941 jej matka [Anna Skarbek-Sokołowska]: „Rozważania Mszy Świętej. Cela więzienia śledczego nr 125”:

„[...] - Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj...

O Panie, zmień nasz chleb więzienny
na chleb ojczystych łanów. A jeśli nie może
tak stać się – daj nam w Polsce zdrowy chleb codzienny
matkom, ojcom i dzieciom...
My gorycz przyjmiemy w pokorze.

- Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy...

Odpuszczamy? Chryste! Odpuszczać krwiożercom?
Tym, którzy dzieci nasze od głodu przejrzyste
katowali, by wymóc na matkach zeznania?
Odpuszczać sędziom śledczym? Odpuszczać mordercom
naszych mężów i braci, sprawcom ich konania?....

Niechaj się stanie według słów Twych, Chryste...

- I nie wódź nas na pokuszenie...

Panie, kiedy uderzy wolności godzina,
broń nas, broń przed pokusą zemsty, co się czai
a serc i myśli naszych jak jaszczurka sina
i jak wilczyca wściekła, aby kąsać...

Niechaj nam ojczyste gaje przypomną, żeśmy Polacy.”[3]

Narracja we wspomnieniach prowadzona jest podobnie jak w „Innym świecie” Grudzińskiego – Lipińska stara się dociec przyczyn postaw, nie potępia i nie moralizuje, oceny zostawiając odbiorcy. Książka podzielona jest na rozdziały opatrzone przypisami, zawiera także skorowidz nazwisk. Można potraktować ją jako uzupełnienie – z punktu widzenia kobiety – wspomnianego „Innego świata”, jest także bogatym źródłem wiedzy odnośnie do działań AK na Kresach oraz losów akowców po II wojnie światowej.

Z zapisu wspomnień wyłania się czytelny obraz autorki: kobiety skromnej, skierowanej na innych, wrażliwej, godnie znoszącej swój los, wymagającej wiele od siebie i rozgrzeszającej innych, niezłomnej. Lipińska zdaje się duchową siostrą Karoliny Lanckorońskiej – jest w nich ta sama siła ducha, patriotyzm i poczucie honoru, pozwalające nie załamać się nawet w celi śmierci.

„Czy oddanie wszystkich swych sił temu, co się najbardziej kocha, jest zasługą? Myślę, że nie”[4]. To słowa Lanckorońskiej, ale równie dobrze mogłaby wypowiedzieć je Grażyna Lipińska.

Polecam!



---
[1] Adam Mickiewicz, „Dziady. Część III”, wyd. Ossolineum, 1984, s. 26.
[2] Grażyna Lipińska, „Jeśli zapomnę o nich...”, Wydawnictwo Editions Spotkania, 1990, s. 388.
[3] Tamże, s. 117.
[4] Karolina Lanckorońska, „Wspomnienia wojenne”, wyd. Znak, 2007, s. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9169
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.10.2008 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Jan Sobolewski, relacjonu... | 00761
Oj, Michotko! Tyle razy już sobie obiecywałam, że wreszcie sobie odpuszczę tę wojenno-łagrową martyrologię, ale kiedy się nie da - Ty tak przekonywująco i wyraziście piszesz o tych książkach, że już mi się spis chyba na całą stronę nazbierał...
Użytkownik: 00761 15.10.2008 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, Michotko! Tyle razy j... | dot59Opiekun BiblioNETki
Szczerze? Ja też sobie obiecywałam, a prawie cały schowek w w/w stylu.
Użytkownik: Bozena 20.10.2008 20:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Jan Sobolewski, relacjonu... | 00761
„Czy oddanie wszystkich swych sił temu, co się najbardziej kocha, jest zasługą? Myślę, że nie”. To słowa Lanckorońskiej, ale równie dobrze mogłaby wypowiedzieć je Grażyna Lipińska.

Uznanie, Michotko; nie tylko za recenzję... "Równie dobrze" i Ty mogłabyś powiedzieć: "myślę, że nie", bo pasja z jaką odsłaniasz dzięki lekturom, co i raz, ciemne karty naszej przeszłości a jednocześnie losy indywidualne rodaków niezłomnych - ma w sobie znamiona uczucia; jak to uczucie zdefiniować - nie wiem jeszcze. Czytałam Twoją recenzję kilka dni temu w poczekalni; zrobiła na mnie ogromne wrażenie, myślałam jak ja bym się zachowała w obliczu takiej próby (cud, że nie muszę najtrudniejszego życiowego egzaminu zdawać); zastanawiałam się jak trafiłaś na książkę o Grażynie Lipińskiej (tylko Ty ją oceniłaś), i w końcu zrozumiałam, że takich ludzi jak obie panie (wspomniałaś też o Karolinie Lanckorońskiej) było/jest więcej, ale o niektórych z nich nie dowiemy się już nic.

W Twoim tekście, Michotko, "słyszy" się uzasadnione... wołanie.



Użytkownik: 00761 21.10.2008 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: „Czy oddanie wszyst... | Bozena
Witaj, Olgo!
To "myślę, że nie" mogłoby powiedzieć wiele osób odnośnie do wielu spraw, bo to oddaje istotę miłości. :)

Stawiasz trudne kwestie, hmmm. Literatura tego typu miłością moją chyba nie jest, pasją - owszem. I swoistym zobowiązaniem do mówienia/pisania o niej też. To "odsłanianie ciemnych kart przeszłości", o którym piszesz, nigdy nie jest celem samym w sobie, istotą jest właśnie szukanie przeciwwagi dla "banalności zła" [oj, jak ja chcę to przeczytać!] właśnie w postawach niezłomnych. I uderzające dla mnie jest to, że często nie ma się o nich pojęcia. Jeszcze niedawno nic nie mówiło mi choćby nazwisko Pilecki czy Lanckorońska, zaś Grażynę Lipińską odkryłam dzięki temu, że znajomy wiedząc, co czytuję, ten pamiętnik mi przyniósł. Czysty przypadek i żadna w tym moja zasługa. I właśnie świadomość, że pamięć o tych osobach może zniknąć w mrokach niepamięci na zawsze, stanowi dla mnie dyskomfort i zarazem bodziec do pisania.

Olgo! To pytanie: "jak ja bym się zachowała?" oczywiście musi się pojawić jako refleksja podczas tego rodzaju lektur. Ja wiem jedno: jestem wdzięczna losowi, że nie stawia mnie w tego typu sytuacjach, tym bardziej, że żaden ze mnie materiał na bohatera a wszelką przemocą z natury się brzydzę. I właśnie to doceniam, czytając wojenne wspomnienia, że mam to szczęście, jakim jest poczucie bezpieczeństwa, wolność wyboru, możliwość samorealizacji. Takie książki mnie "prostują".

Pozdrawiam serdecznie. :)
Użytkownik: Gusia_78 24.10.2008 15:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj, Olgo! To "myślę,... | 00761
Dziękuję za kolejną piękną recenzję Michotko, i zachetę do lektury. Chociaż na razie starcza mi czasu by tylko recenzje sobie poczytać :-) Nawiązanie do "Innego świata" i wspomnień Karoliny Lanckorońskiej jest w moim odczuciu, wystarczającą reklamą tej książki. Ja, wierna miłośniczka recenzji Twojego autorstwa, własnie nadrabiam zaległości w ich czytaniu :-) Ściskam Cię jak zwykle ciepło.
Użytkownik: 00761 28.10.2008 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za kolejną piękn... | Gusia_78
I ja się bardzo z tego cieszę, że masz tak wypełniony czas, Malutka Czarodziejko. :) Serdeczności dla Ciebie i Maleństwa. :*
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: