Dodany: 10.10.2008 16:49|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Dom nad rozlewiskiem
Kalicińska Małgorzata

1 osoba poleca ten tekst.

Rok z życia mazurskiej Bridget Jones


Jak już niejednokrotnie pisałam, adnotacje na okładce w rodzaju „Bestseller. Ponad 200 000 sprzedanych egzemplarzy!”[1] albo „polskie to-i-tamto” działają na mnie raczej odstraszająco, ale z obawy, by w zalewie produktów przereklamowanych nie przeoczyć jakiejś perełki, której jedynym mankamentem są zbyt gorliwe zabiegi marketingowe wydawcy, staram się jednak rzucać okiem na tak oznakowane dzieła. Z „Domem nad rozlewiskiem” miałam o tyle ułatwioną sprawę, że dostałam go w prezencie, a darowanej książce zawsze zaglądam w kartki, choćby tylko z wdzięczności dla ofiarodawcy.

Przeczytałam piorunem, choć powieść liczy sobie blisko 500 stron sporego formatu i dość drobną czcionką. Niewątpliwie należy do gatunku tych, które da się czytać niezależnie od stanu ducha i umysłu, i to jej można policzyć na plus. Jednakże określenie jej przez wydawcę „polskim »Rokiem w Prowansji«”[2] wydaje mi się cokolwiek przesadne. „Rok w Prowansji” to skrzyżowanie dziennika i reportażu, opisujące z wyraźnie satyrycznym wydźwiękiem przebieg zderzenia dwóch światów, przy czym opozycja miasto - wieś jest tu o wiele mniej znacząca niż kontrast Anglia - Francja, i tak naprawdę zupełnie nieważne jest, co autor-narrator robił wcześniej i jak się ma do przeprowadzki jego życie prywatne. W „Domu nad rozlewiskiem” to nie mazurska wieś i nie różnice obyczajowe między nią a odległą o jakieś trzy godziny jazdy Warszawą stanowią rzeczywisty przedmiot opowieści, lecz sama bohaterka, jej własne przeżycia i odczucia. Nie ma w tym zresztą nic złego ani nieciekawego; przewartościowanie osobistych priorytetów, niezgoda na wszechogarniającą komercję i odkrywanie uroków życia bliżej natury to temat nietracący na aktualności od czasu Henry’ego Thoreau, w naszych obecnych realiach wręcz gorący, a jego ujęcie może być tak różne, jak różne bywają życiowe okoliczności zmuszające do zmian.

Ale chyba trochę za dużo grzybków znalazło się w tym mazurskim barszczu, bo i czegóż tu nie mamy!

Jest miażdżąca krytyka stosunków panujących w mediach i reklamie („(...) nasze dzieło ma przetrwać kampanię reklamową. Przynieść forsę nam i producentowi. Potem nasze wiekopomne dzieło może iść na śmietnik”[3]; „najważniejsze, kto się jak ubiera, kto schudł i zrobił karierę, kogo kochają tłumy za wulgarne wypowiedzi, wyuzdane teksty, opowiadania o łóżkowych wyczynach”[4]).

Są echa mnóstwa innych aktualnych zjawisk, o których czytamy w prasie czy słyszymy w telewizji (bezrobocie z „wyuczoną bezradnością”, pazerność i obłuda niektórych duchownych, alkoholizm, rozpowszechniona zwłaszcza wśród wielkomiejskich singli moda na „szybki seks bez zobowiązań”, obsesja wiecznej młodości i szczupłości, a nawet borelioza).

Jest dyskretny apel o akceptację osób niepełnosprawnych (Kaśka), gejów (Janne) i Żydów (wspomniana w kilku zdaniach matka Anny-Wrony).

Jest apoteoza prostego, wiejskiego wiktu, może zbyt kalorycznego, ale smacznego, pachnącego, pozbawionego chemikaliów („(...)jak wrócisz, polecisz zbadać cholesterol, a tu niespodzianka! Będzie super wskaźnik! Twoja pani doktor się zdziwi, a ty powiesz: mięso z grilla – tłuste żeberka, masło z maślarki – krowie, tłuste mleko i bułki pszenne (...)”[5]), wzbogacona o apetyczne przepisy na co ciekawsze dania.

Jest pochwała małej przedsiębiorczości pod hasłem „dla chcącego nic trudnego”; co prawda na marginesie przewija się informacja, że jeden z drugoplanowych bohaterów musi zlikwidować swój tartak i zakład meblarski, bo nie radzi sobie ani z dyscypliną wśród pracowników, ani z egzekwowaniem długów od kontrahentów, ale zaraz „chce założyć hodowlę królików. Taką wielkoprzemysłową. Bez potrzebnego kapitału zajmie mu to sporo czasu, ale uparł się”[6]. Jest opatrzona podobnym, jeszcze wyrazistszym przesłaniem, zachęta do pójścia za głosem serca bez względu na uprzedzenia i konwenanse, a kto jej posłucha, będzie nagrodzony; wystarczy chcieć – i córka w jednej chwili wybaczy matce, że ta przed trzydziestu laty zostawiła ją i ojca dla obcego mężczyzny, i niekochana żona ucieknie do innego, robiąc miejsce dziewczynie z dawnych marzeń, i ognista kobietka, marząca za ladą sklepiku o wiernym i silnym kochanku, doczeka się swego tirowca...

Jest wreszcie – doceniona i chwalona przez wielu czytelników – laudacja na cześć staropolskiej gościnności i rodzinnej atmosfery. Faktem jest niezaprzeczalnym, że dom, w którego progach każdy witany bywa ciepło i serdecznie, to wartość nadzwyczaj cenna. Lecz w domu nad rozlewiskiem nie tylko jego spiritus movens – czyli mama Basia – musi być osobą wielkiego ducha; także i goście, bo jakże by inaczej mieli się wzajemnie tolerować przy jednym stole aktualni pretendenci do Gosinego serca (i ciała...) wraz z jej teoretycznie byłym, ale na papierze wciąż rzeczywistym i jedynym, mężem! Mnie to wszystko wydawało się jakieś lekko sztuczne; może to wina mojej osobowości, ale nie wyobrażam sobie takiego zupełnie bezkolizyjnego rozpadu z przetasowaniem, jaki ma miejsce w przypadku rodziny Gosi i Konrada, nie rozumiem zupełnego braku wysiłku obojga, by cokolwiek naprawić, nie akceptuję bezrefleksyjnych ekscesów erotycznych, przydarzających się bohaterce po drodze do tej „właściwej” miłości.

Jest zresztą więcej przyczyn, dla których nie bardzo umiem ją polubić i zrozumieć. Choćby to, że wyszydza i potępia prymitywne, wulgarne wypowiedzi swoich młodszych kolegów i koleżanek z branży, a sama wcale nie pozostaje im dłużna; mniejsza już o wszystkie „szlagi”, „cholery” i „gówna”, bo aż taką purystką nie jestem, żeby odbierać normalnemu człowiekowi prawo do rzucenia mocniejszym słowem pod adresem irytujących rzeczy czy zjawisk, ale zupełnie zniesmaczyło mnie odezwanie się Małgorzaty do córki (w obecności męża i narzeczonego córki) w taki oto sposób: „Marysiu! Złap się za c...ę! (...) Złap się, bo inaczej... wiesz, ten dureń dzieci roznosi”[7].

Podobną niekonsekwencję okazuje, jeśli chodzi o kwestie tzw. image’u; zżyma się, że „Liczy się uroda, młodość, top, szczyt, trend. Króluje szczupła sylwetka, kolorowe włosy, tipsy długie i upstrzone, nawet brylantami, na co dzień, silikon, kolagen”[8], ale nawet już nie musząc „wykazać się” w pracy odpowiednim wyglądem, godzinami utyskuje na niedoskonałości swojego ciała, które wskutek smakowitej wiejskiej diety osiągnęło rozmiar „aż” 40, i boi się rozebrać przy ukochanym, by ten nie uznał jej za patologicznego grubasa...! Prawdę powiedziawszy, jakoś mi ona dziwnie przypomina Bridget Jones...

Ale to nie jej osobowość jest czynnikiem, który przesądza o mojej nie najlepszej ocenie tej lektury.
Męczy mnie nadmiar powtarzających się scen (relacje z przygotowywania kolejnych posiłków, detaliczne opisy prac budowlanych) i lekka chaotyczność układu poszczególnych wątków.

Irytuje mnie notoryczne mieszanie czasu narracji, i nie mam tu na myśli momentów, gdy narratorka relacjonując bieżące wydarzenia, cofa się myślą w przeszłość, ale na przykład takie: „Wieczorem, w kuchni same rządzimy, bo mama jest w kiepskim stanie (...). Konrada nie ma.(...) - No! To musi być pycha! - Konrad wszedł do kuchni, uśmiechnięty”[9].

Przeszkadza mi niekonsekwencja autorki w stosowaniu stylizacji językowej. Większość dialogów toczy się bowiem w typowym „ogólnopolskim” języku potocznym, ale mama Basia, opowiadając dzieje rodziny, nagle zaczyna używać konstrukcji i słownictwa typowych dla polszczyzny narracyjnej („Jego matka, Jadwiga Lubicka, była ubogą szlachcianką. Nadto prowadziła wraz z ojcem gospodarstwo, mająteczek, ze znawstwem i zamiłowaniem. Działo się tak dlatego, że jej bracia działali w tajnych stowarzyszeniach i byli poświęceni walce narodowowyzwoleńczej”[10]). Autochtoni posługują się gwarą pozbawioną stałych cech charakterystycznych – w jednej wypowiedzi tej samej osoby słychać różne końcówki fleksyjne („A pani wie, jak my tu wszyscy czekali z paniom Basiom na panią!”[11]; „My razem chowały się (...). My obie z Zuzią źle wybrały. My byli piękne panny. (...) Tylko że dziewczyny powyjeżdżali (...)”[12]). Trafiają się i niezręczności stylistyczne albo dziwolągi leksykalne („Sławka ma nos jak gałka hamulca od karuzeli, bo poryczała się w poczuciu winy jak mała”[13]; „kupiłam petardę ciepłych skarpetek”[14]; „krążek cytryny ze skórką, wyduźdany, z cukrem”[15]), i – o zgrozo! - niepoprawione przez korektę błędy ortograficzne („dokoptowali”[16], „chaust”[17]).

Sporą niezręcznością ze strony wydawcy jest zacytowanie na okładce pozytywnej oceny powieści pióra znanej postaci, pojawiającej się w tekście pod własnym nazwiskiem jako przygodna znajoma Barbary i Tomasza [„bywaliśmy w kawiarni, w której można było spotkać profesor Marię Szyszkowską, no wiesz, tę filozofkę. Jest fantastyczna. Przegadałyśmy kilka miłych popołudni (...)”[18]); moim zdaniem nie bardzo wypada prosić o recenzję kogoś, o kim autor – choćby jak najbardziej zasadnie i choćby tylko ustami bohatera – wyraża się w superlatywach, bo stawia to recenzenta w dwuznacznej sytuacji...

W sumie nie jestem w stanie zdobyć się na zachwyt; owszem, przeczytać się dało, było ciepło, optymistycznie i krzepiąco, ale nie jest to pozycja z gatunku tych, które zostaną we mnie na zawsze.



---
[1] Małgorzata Kalicińska, „Dom nad rozlewiskiem”, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2006, tekst z okładki.
[2] Tamże.
[3] Tamże, s. 11.
[4] Tamże, s. 38.
[5] Tamże, s. 183.
[6] Tamże, s. 345.
[7] Tamże, s. 179.
[8] Tamże, s. 38.
[9] Tamże, s. 107.
[10] Tamże, s. 171.
[11] Tamże, s. 95.
[12] Tamże, s. 195.
[13] Tamże, s. 11.
[14] Tamże, s. 127.
[15] Tamże, s. 163.
[16] Tamże, s. 18.
[17] Tamże, s. 459.
[18] Tamże, s. 426.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 24152
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 40
Użytkownik: joanna.syrenka 20.12.2008 17:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Uwaga! Możliwe SPOILERY!



Gdzieś pod koniec lektury tego dzieła zaczęłam sobie układać schemat
recenzji... Tylko po co miałabym ją pisać, jak Ty kropka w kropkę wyszczególniłaś wszystko, co mnie w tej książce razi?!? Nawet oceniłam niechcący tak samo :)

Gosia, Małgosia, Małgorzata czy Gonia (ileż zdrobnień można nauczyć się z tej książki?) jest dla mnie potwornie denerwującą babą. Raziła mnie przede wszystkim ta jej "tolerancja". Która normalna kobieta zareagowałaby na wieść, że mąż ma kochankę słowami (mniej więcej takimi): "To wspaniale, przyjedź ze swoją jak_jej_tam do nas na wakacje!".
Basia (mama) niewiele lepsza jest zresztą. Przyjeżdża niewidziana przez pół życia córka, i po paru miesiącach chce wszystko przewracać do góry nogami:przebudowywać gospodarstwo, stawiać nowe budynki, ryć stawki itp. Jaka normalna kobieta nie zaprzeczyłaby w pierwszym odruchu, albo chociaż nie miała wątpliwości?!?

Ech... To tylko niektóre przykłady, a jest ich tam miliony. Niestety z biegiem stron miałam coraz częściej wrażenie, że czytam "Samotność w sieci", a nie "Polski <Rok w Prowansji>...
Użytkownik: zielkowiak 18.02.2009 21:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwaga! Możliwe SPOILERY! ... | joanna.syrenka
Ja też sie zgadzam z recenzją dot w 100% i jeszcze to wywyższanie się moralne Małgorzaty, że tyle świństw i kłamstwa na świecie, a potem bez żenady pisanie prac magisterskich za pieniądze...
I to denerwujące uproszczenie, że cały świat jest zły: reklama, warszawka, ksiądz, pijusy okoliczne, tylko u nas "wsi spokojna wsi wesoła". To tomiszcze bardzo przypomina mi książki Grocholi, ot takie prościutkie czytadełko z przepisami w tle. Tylko u Grocholi jest mniej przepisów a więcej humoru..
Użytkownik: arhurito 23.02.2009 20:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też sie zgadzam z rece... | zielkowiak
Zgadzam się,ze książka jest kiepska i mało realistyczna.Zbyt przesłodzona, zwykłe czytadło.
Użytkownik: foto.a.grafka 17.10.2009 20:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgadzam się,ze książka je... | arhurito
Miałam dokładnie takie samo uczucie. Książka jest mało realistyczna, sielska i anielska, przesłodzona, aż mnie momentami mdliło. Wszyscy tam się kochają, lubią, każdy dla każdego jest milutki, serdeczny, lekarze i pielęgniarki pracują z powołaniem, jedzenie pyszne i zdrowe, piti, piti... Dobro i sprawiedliwość zawsze zwycięża. Jak w bajce. Tylko baby we wsi to złe plotkary (ale i tak przyznają pani Małgoni rację), a chłopy to pijaki i lewusy (oczywiście nie ci, z którymi na codzień styka się pani Małgosia...). Przesadzone to wszystko do bólu. Ledwo zabrnęłam do końca tych słodkości. Przeczytałam jedynie dlatego, że jestem zmęczona miastem i lubię wiejskie klimaty (i nie lubię porzucać książek w połowie :)
Użytkownik: Bulbul 08.04.2009 18:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Muszę się przyznać, że nie doczytałam książki do końca, co mi się naprawdę rzadko zdarza. Nie wiem więc na ile jestem uprawniona do wypowiadania się na temat czegoś, czego nie poznałam do końca. Z drugiej strony - wystarczy tylko powąchać jajko, by stwierdzić, że jest nieświeże.
Generalnie - podpisuję się pod zastrzeżeniami dot59 i następującymi po recenzji komentarzami.
Książka jest naszpikowana pretensjami do wszystkiego i wszystkich i jakimś takim zadufaniem w sobie, kreowaniem siebie, przechwalaniem, nie wiem jak to nazwać.
Owszem w miarę czytania pewnie człowieka wciąga, bo po pierwszej części - dla mnie absolutnie niestrawnej, gdzie bohaterka, paskudna baba, na przemian wylewa swoje pretensje do całego świata i przechwala się co to nie ona (a przy tym zero refleksji nad swoim własnym postępowaniem) coś się wreszcie fabularnie zaczyna dziać. Gdyby nie kolejka w bibliotece, może bym spróbowała pomęczyć tekst dalej, ale ponieważ termin oddania naglił - oddałam bez żalu.
Książka przypomina jabłko - na zewnątrz ładne i czerwone, a jak ugryziesz, to okazuje się, że zgniłe przy ogryzku a skórka ładnie wygląda, bo naszpikowane taką ilością konserwantów, że zabalsamowałyby mamuta.
Tak więc szkoda czasu, chyba że człowiek naprawdę nie ma nic innego do roboty i nic innego do czytania. Choć i wtedy bym się zastanawiała, bo książka wydaje mi się "niezdrowa". Ale być może uprzedziłam się po koszmarnej pierwszej części. (Nie mam na myśli pierwszej części serii, tylko pierwszy taki jakby duży rozdział. "Moje życie w pigule" czy jakoś tak.) Wiem, ze niektórzy ją chwalą, ale ja miałam uczucie jakbym czytała ordynarny tabloid.
Podsumowując - szkoda czasu.
Użytkownik: joanna.syrenka 08.04.2009 18:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę się przyznać, że ni... | Bulbul
"Balsamowanie mamuta" - to jest świetny tekst i taki... biblioNETkowy... :P
Użytkownik: misiak297 08.04.2009 18:54 napisał(a):
Odpowiedź na: "Balsamowanie mamuta... | joanna.syrenka
Mamut by się ucieszył?:D
Użytkownik: joanna.syrenka 08.04.2009 18:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamut by się ucieszył?:D | misiak297
Zobaczymy! ;D
Użytkownik: e--c 08.05.2009 10:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Cześć dziewczyny.
Po tylu zachęcajacych opiniach z ust znajomych pań postanowiłam przeczytać to "dzieło". Myślałam, że może jestem odszczepieńcem.Nie podobało mi się. Szkoda czasu. Podzielam Wasze opinie.
OCHYDA!!!
Użytkownik: juliannamaria 15.05.2009 14:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Cześć dziewczyny. Po tyl... | e--c
I ja podpisuję się pod recenzją. Wielki MINUS dla "Rozlewiska" :(((
Drażniły mnie wulgaryzmy i te "luzackie" wypowiedzi głównej bohaterki. Cała książka wydała mi się sztuczna i szybko mi się "przejadła".
"Rokiem w prowansji" się delektowałam a "Rozlewisko" z trudem doczytałam do końca.
Użytkownik: efunia 07.07.2009 00:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Cieszę się, że napisałaś za mnie tę recenzję :) Podpisuję się pod nią czterema kopytkami.
Przeczytałam tę książkę w ciągu dwóch dni leżenia w łóżku (grypa). Dociągnęłam do końca, bo lubię kończyć co zaczęłam, poza tym dawno nie czytałam niczego tak naiwnego...
Kompletnie nieprawdziwe wydały mi się relacje rodzinne, zapatrzenie w bohaterkę tych wszystkich cudownych mężczyzn, którzy usychali z miłości do niej.
Jej wielka miłość Janusz alkoholik, który nie jest nawet w pijackim ciągu pijanym, obszczanym śmieciem w przeciwieństwie do reszty alkoholików... Jest bóstwem, uwrażliwionym, nadwrażliwym, przewrażliwionym cudem, a nie zwykłym pijusem jakich widywała we wsi. Cała historia tej miłości jest napompowana niczym balon.
Do tego terapeutyczne rozmowy. Basi z Gosią, Gosi z Ewą, Gosi z Marysią, Gosi z Paulą... Kolejne balony.
Do szału doprowadził mnie rozmiar aż 40, bo ze skrzydełek książki popatruje na mnie niezła 42 albo i 44 :)
Nieprawdziwa, chwilami żenująca książka. Napisana przez pracownika agencji reklamowej i próżno w niej szukać artyzmu "Roku w Prowansji".
Książka napisana w ramach poprawienia sobie samopoczucia. Bo za kilka lat Pani Małgosia uwierzy że to właśnie tak było w jej życiu - dokładnie tak jak napisała. Pozdrawiam
Użytkownik: magdek 26.08.2009 21:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
udało mi się zdławić 95 stron i poległam.
zaczęłam czytać po "pianistce" jelinek i to był chyba błąd.
zachciało mi się lekkiej lektury.
tragiczna i naiwna książka, bohaterka denerwująca (po jednej dobie spędzonej z nieznaną bliżej matką, mówi do niej "mamciu" - aaaaaaaa!!!!)
Użytkownik: milenaj 12.09.2009 15:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
No to sobie podaruję. A ostatnio nawet się zastanawiałam w księgarni, czy by nie kupić.
Użytkownik: foto.a.grafka 17.10.2009 20:29 napisał(a):
Odpowiedź na: No to sobie podaruję. A o... | milenaj
Szkoda pieniędzy. Jak już, to lepiej wypożyczyć. Chociaż może być trudno - mnie pani w bibliotece prosiła o szybkie przeczytanie, bo jest 15-osobowa kolejka :)
Użytkownik: Piopio 23.10.2009 14:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Szkoda pieniędzy. Jak już... | foto.a.grafka
Zadziwiająca jest dla mnie ta polaryzacja odczuć po lekturze Domu. Choć wiem z czego to wynika. Ksiązka jest z pozoru prosta i naiwna. Politycznie poprawna. Sielska-anielska. Z pozoru. Pod płaczszykiem lekkości i prostoty przewijają się problemy wieku średniego. Naprawdę poważne problemy. Pod względem psychologicznym ksiązka jest w 100% autentyczna. Jednakże zrozumieją to tylko ci z pewnym bagażem życiowych doświadczeń. Żeby zrozumieć zachowanie bohaterki, jej postawę trzeba sporo wiedzy/doświadczenia. Zapewniam Was, że Gosia jest prawdziwa. Młodis czytelnicy kompletnie nie rozumieją dylematów Gosi i jej postawy. Kłóci się ona z powszechnie przyjętą moralnością. Ale co to za moralność, która unieszczęśliwia człowieka w imię jakiś tam wartości ? Gosia wie czego chce i daży do tego. Chce zanznać wreszczie szcześcia po latach okłamywania się. Brawo za odawgę !
Nam miastowym wydaje się, że ludzie ze wsi są prymitywni ... autorka pokazuje, że ludzie są prości ale nie prymitywni (oczywiście są i tacy).
Życie na wsi toczy się innym tempem niż w mieście. Jest w nim więcej spokoju ale też brutalności. Jak w naturze.
Ksiązka jest zadziwiająca. Prosta ale prawdziwa.
Zdecydowanie powinna być dozwolona od lat 35.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.10.2009 11:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Zadziwiająca jest dla mni... | Piopio
Hu-ha, jak to miło być wziętą za osobę poniżej lat 35, gdy się ma... no, więcej niż Gosia w każdym razie!
A teraz poważnie: że jest prawdziwa, nie przeczę, bo i za moich młodych lat, i całkien niedawno zdarzało mi się spotykać osoby o podobnym podejściu do życia, ale nadal podtrzymuję tezę, że pragnienie zaznania szczęścia niekoniecznie musi wiązać się z chodzeniem do łóżka z każdym facetem, który ma na to ochotę, a odwaga - z używaniem wulgarnego języka. I nie ma to nic wspólnego z wiekiem ani ze statusem zawodowym.
Mimo, że podobnej postawy nie pochwalam, nie to było przyczyną stosunkowo niskiej oceny, jaką książce wystawiłam, ale przede wszystkim względy techniczne (jakie - napisałam w recenzji).
Użytkownik: eleonora77 01.08.2010 21:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Hu-ha, jak to miło być wz... | dot59Opiekun BiblioNETki
Abstrahując od wieku czytelników "Domu nad rozlewiskiem" i tego czy rozterki Gosi były (są) prawdziwe muszę się niestety podpisać pod wszystkimi głosami na nie. Recenzja, do której dopisano te wszystkie komentarze mogłaby z powodzeniem być moją- dziękuję zatem recenzentce za jej napisanie.
Czyż bowiem ktoś widział kiedyś takie chodzące ideały (Gosia, Basia)? Córka wybacza matce wszystko ciurkiem jak leci, matka akceptuje córkę bez najmniejszych zastrzeżeń a do tego żeby jeszcze było weselej dochodzi idealnie poprawne rozstanie Gosi z mężem. Wszystko w harmonijnej idylli i sielsko- wiejskiej atmosferze.
Ludzie ja takich relacji jak żyje nie widziałam na całym świecie. Wszyscy zresztą w tej książce są cacy, problemów praktycznie tam nie uwidzisz żadnych, każdy kocha każdego - po prostu taka ugrzeczniona telenowela. Prawie, bo czarnego charakteru brak, więc i akcja jakaś taka niemrawa. Książka może i fajna, nieszkodliwa. Ot taka lekka lekturka, która czyta się bez większego wysiłku umysłowego. Treść łatwo wchodzi i jeszcze szybciej wychodzi. Jedno jest pewne - na 100% nie jest to książka o prawdziwym życiu. Przynajmniej ja takiego życia nie kupuję.
Użytkownik: mimblunia 29.12.2010 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja jako jedna z niewielu jestem za. Bi i dorośli potrzebują bajek. Zanim przeczytałam książkęto słyszałam róznr ochy i achy i mniej więcej wiedziałam czego sięspodziewać. wiadomo, że to nie jest prawda, że bohaterka przerysowana, że wydarzenia przerysowane...- ale to właśnie taka książka... ma poprawić humor, a nie nawracać, pokazywać mądrości życiowe itd..... Ja czytałam z przyjemnością. Fajny język, wydarzenia w miarę ( taka leniwa akcja aby wczuć się w nastrój). Mam więcej siły po przeczytaniu tej książki.
Pamiętajcie, że książka to nie recepta, nie panaceum na wszystko, ale jeśli sprawia, że na chwilę czujecie się lepiej to już dobrze. Ja czytając tą książkę poczułam siędobrze, tak samo jak czytając ksiązki Musierowicz. Bajeczki. Ale tak potrzebne w naszym aż do bólu prawdziwym życiu....
Użytkownik: olka76 15.08.2012 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja jako jedna z niewiel... | mimblunia
Ja też jestem ZA :) Świetna książka.
Użytkownik: Panterka 28.04.2011 12:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Na początku, tuż po ukazaniu się książki, szukałam jej zaciekle, właśnie dzięki rozreklamowaniu. Miałam nadzieję na opis "wsi spokojnej", smażenia konfitur, szumu lasu etc. Później, na jakimś blogu trafiłam na ostrą recenzję owej książki i przestałam zaciekle szukać. Trafiła w me ręce, gdyż stwierdziłam, że aby wyrobić sobie własną opinię, muszę sama ją przeczytać.
Jestem na stronie 36 i wiem, że nie spodoba mi się. Główna bohaterka, co zostało już wiele razy tu podkreślone, jest niekonsekwentna. Rażą mnie wszelkie wulgaryzmy - nazywanie młodych kobiet "ci...ami", by w następnym akapicie potępić wulgaryzmy w mowie potocznej "młodej krwi". Dialogi bardzo niedobre są, jak zresztą cała stylistyka, widać, że brakuje straszliwie warsztatu, może by dobry redaktor troszkę to podszlifował, ale widocznie dobrzy byli zajęci...
Przeczytam, gdyż jestem ciekawa owej wsi i życia nad wodą, ale żadnych ochów i achów już widzę, że nie będzie.
Napiszę własną :-)
Użytkownik: Zbojnica 23.02.2012 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Stało się, przeczytałam :).
Zastanawiająca jest koncepcja (a może jej brak?) upływania czasu w tej powieści..Niby są jakieś święta, pory roku, ale wydarzenia rozgrywają się mimo ich obecności.Miałam wrażenie, że trwającą przeszło rok akcję powieści można by rozegrać w jeden miesiąc, bez ujmy dla (byle)jakości fabuły. Bo coś tam się niby dzieje, ale tak naprawdę nie dzieje się nic, nawet wybudowanie pensjonatu to kaszka z mleczkiem, bo zawsze znajdą się życzliwi sąsiedzi ochoczo garnący się do pomocy. A bohaterce pozostaje jedynie dobrać odpowiedni kolor doniczek ;). Aha, i wyposażyć kuchnię, co będzie stanowiło pretekst do krytyki wymagań sanepidu ;).
Odniosłam wrażenie, że czas w żaden sposób nie warunkuje poczynań bohaterów, że go po prostu nie ma. Są tylko wydarzenia, a konkretnie Boże Narodzenia, bo Wielkich Nocy już jakoś mniej ;). I nikt nigdy nie obchodzi urodzin :(.
W związku z tym, że czas nie istnieje, można w fabułę wepchnąć kilka(naście) rozmaitych opowieści z czasów przeszłych i zaprzeszłych trochę też ;). A także do granic nieskończoności rozgrywać miłosne zawirowania nie tylko głównej bohaterki...I to wszystko, uważam, rozłożyło tę powieść na łopatki i uczyniło ją dla mnie ciężkostrawną lekturą.
A Proust by się uśmiał, o!.
Użytkownik: Pani_Wu 23.02.2012 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Stało się, przeczytałam :... | Zbojnica
Głęboki ukłon, ja nie dałam rady, ani wersji papierowej, ani audiobookowi i nie obejrzałam do końca nawet jednego odcinka. Myślałam, że coś jest ze mną nie tak, wszyscy tę książkę chwalą, a ja nie czuję bluesa. Całe szczęście, że jest Bnetka :)
Użytkownik: misiak297 23.02.2012 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Głęboki ukłon, ja nie dał... | Pani_Wu
Ja tej książki szczerze nie znoszę. Rzadko zdarza mi się czytać takiego gniota.
Użytkownik: Pani_Wu 23.02.2012 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tej książki szczerze n... | misiak297
I przeczytałeś CAŁĄ?
Użytkownik: misiak297 23.02.2012 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: I przeczytałeś CAŁĄ? | Pani_Wu
Tak - choć w niesamowitych męczarniach. A do literatury tzw. kobiecej nie jestem przecież uprzedzony. To było po prostu marne powieścidło - i tyle.
Użytkownik: Pani_Wu 23.02.2012 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak - choć w niesamowityc... | misiak297
Nie jesteś uprzedzony, to prawda. Podziwiam czyny heroiczne, ja nie jestem do nich zdolna :-) Książkę rzuciłam w kąt (oddałam do biblioteki ciesząc się, że nie zainwestowałam w nią pieniędzy, tylko wypożyczyłam).
Użytkownik: Zbojnica 23.02.2012 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Głęboki ukłon, ja nie dał... | Pani_Wu
Co do serialu, to moja mama go uwielbia, bo działa na nią terapeutycznie. Nie dba przy tym o jego walory aktorsko - scenariuszowe, ot, podobają się jej ładni ludzie, ładne obrazki i niespieszna fabuła ;). Żadnych innych seriali nie ogląda, a ten wyjątkowo jej się spodobał. I dlatego nie pozwolę jej przeczytać tej książki - żeby nadal jej się dobrze oglądało :).
Użytkownik: Pani_Wu 23.02.2012 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Co do serialu, to moja ma... | Zbojnica
Hahaha, widzę, że Twoja Mama ma wiele do powiedzenia w domu :-)
Jeśli na ten serial popatrzymy z takiej perspektywy, to czemu nie? I jeśli komuś się książka podoba, niechaj czyta.
Ale ja nie mogę :-)
Użytkownik: Zbojnica 23.02.2012 22:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Hahaha, widzę, że Twoja M... | Pani_Wu
I ja tę Twoją niemoc doskonale rozumiem :D Ja się uparłam, żeby przeczytać i wiedzieć o co tyle szumu :D. W przypadku Kalicińskiej - o nic :D
A mamę rozgrzeszam z jej sympatii, bo sama swego czasu zachorowałam na pewien serial i mogłabym go oglądać bez przerwy. I od tego czasu mam nowe powiedzenie - "Każdy z nas ma swoją "Brzydulę" " ;).
Użytkownik: Pani_Wu 23.02.2012 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja tę Twoją niemoc dosk... | Zbojnica
Bardzo ładne powiedzenie :-) Podoba mi się.
Użytkownik: Jabłonka 23.02.2012 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: I ja tę Twoją niemoc dosk... | Zbojnica
Ej, no... ja się wciągnęłam i przeczytałam przez noc bezsenną, trzymała mnie jak w kleszczach, ciągle kartki przewracałam, wręcz z wypiekami - bo co dalej? :D Przepis na nalewkę mam jeszcze ciągle w zeszyciku... ale po kolejne części nie sięgnę :P
Użytkownik: Zbojnica 23.02.2012 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ej, no... ja się wciągnęł... | Jabłonka
No nie rób mi tego ;)
Czy wiesz, że ja przez całą lekturę zastanawiałam się, jak to jest u Ciebie na wsi? :D I nie wmówisz mi, że nad rozlewiskiem fajniej, bo i tak nie uwierzę :P.
Użytkownik: Jabłonka 23.02.2012 23:03 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie rób mi tego ;) Cz... | Zbojnica
U mnie na pewno spokojniej :D a reszty przekonać się sama możesz jak tylko Łobuziątko się wykluje :D
Użytkownik: olka76 22.08.2012 09:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Ej, no... ja się wciągnęł... | Jabłonka
Ale dlaczego nie? Skoro pierwsza Ci się podobała... Mnie też się bardzo podobała, polubiłam rozlewisko, bohaterów, wciągnęłam się w ich historie. Z wielką chęcią, jak tylko skończę "Powroty nad rozlewiskiem", sięgnę po ten 3 tom "Miłość...".
No i serial też bardzo lubię:)
Użytkownik: Jabłonka 22.08.2012 15:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale dlaczego nie? Skoro p... | olka76
Bo to tak ja z winem, można kupić w Biedronce za dychę, napić się, i nawet smakowało... ale tylko raz! Bo wiem, że wolę nazbierać na Merlota Talamanca, niż jeszcze raz uraczyć się tym z Biedronki... jakoś tak :D
Użytkownik: olka76 24.08.2012 09:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo to tak ja z winem, moż... | Jabłonka
:D
A moim zdaniem w literaturze jedno drugiemu nie stoi na przeszkodzie. Czytać powinno się do woli, co tam przypadnie człowiekowi do serca.
Jabłonko, a co Ci się w ogóle w Rozlewisku podobało?
Użytkownik: Zbojnica 23.02.2012 22:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
I jeszcze jedno - tradycja tradycją, smażenie konfitur smażeniem konfitur, ale jak karp na Wigilię - to tylko po seczuańsku ;).
Użytkownik: asiek2701 23.02.2012 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Świetna recenzja! Boję się, ale przeczytam... będę silna, dam radę. Dam radę?
;-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 24.02.2012 07:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja! Boję si... | asiek2701
Dasz, ja dwie części zmogłam, ba, nawet przy tej drugiej się wzruszyłam tu i ówdzie! Gdyby one były tak dobre technicznie, jak są optymistyczne i krzepiące...
Użytkownik: 5w4 20.01.2013 11:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak już niejednokrotnie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Recenzja absolutnie trafna, zresztą czego innego można było się po Tobie spodziewać? Jeśli chodzi o tę książkę, mam identyczne odczucia. Teoretycznie płyciutka psychologia nie powinna przeszkadzać w tego typu dziełach - wszak pisane są ku pokrzepieniu serc - ale mądrości życiowe serwowane przez autorkę są tak nachalne, nierzeczywiste i jednostronne, że trudno się nie zirytować. Szczególnie poruszył mnie fragment, w którym Gosia "stawia na nogi" pogrążoną w melancholii Ewę, zabierając ją na zakupy i ucząc gotowania. Trudno o bardziej stereotypowy i krzywdzący obraz osoby cierpiącej na depresję. Przecież istotą tej choroby jest brak nastroju i napędu, cierpiący na nią często nie mają siły myć się i wstawać z łóżka - i naprawdę nie ma znaczenia ich pozycja społeczna i status materialny. Dzięki temu krótkiemu epizodowi autorka wpisuje się w mojej ocenie na długą listę osób, które depresję traktują jak fanaberię i dowód na to, że człowiek niemający "prawdziwych problemów" koniecznie musi sobie jakieś wymyślić. I mniejsza z tym, jak głęboko sięga akurat problem Ewy, chodzi o społeczny odbiór tego faktu. W tym wypadku głoszone przez autorkę prawdy są nie tylko irytujące, ale zwyczajnie szkodliwe!
Wulgarność książki to dodatkowy powód, żeby szybko się nią zniechęcić. Przepadam za czytadłami, ale "Dom..." przeczytałam dopiero w trzecim czy czwartym podejściu. Wcześniej nie mogłam przebrnąć przez potwornie ordynarny początek. Trzeba się na coś zdecydować. Albo pisze się rzewną sagę rodzinną "od lat pięciu do stu pięciu", albo stylizuje na "Zwrotnik Raka". Podsumowując: nawet nie na jeden raz. Naprawdę uważam, że nieprzeczytanie tego "bestsellera" nie jest najmniejszym powodem, by się martwić.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: