Dodany: 10.10.2008 00:52|Autor: adas

Cuba si


"A gdyby to była powieść?". Albo raczej może: "Czy wolałbym, by była to powieść?". Oto pytanie nieustannie towarzyszące mi przy lekturze tej książki.

"Czekając na śnieg w Hawanie" to wspomnienia. Na pewno nie suche ani nudne. Przeciwnie, to kawał prozy. Eire dysponuje wielkim literackim talentem, a może po prostu ma wprawę? W końcu jest profesorem na Yale, jego działka to historia religii i kilka książek w życiu opublikował. W sumie, jeśli każdy pracownik naukowy potrafi tak pisać jak ten Kubańczyk, to ja chcę więcej. Socjologowie, biolodzy, historycy (ale nie literaturoznawcy, oj, lepiej nie) - do piór!

Eire pisze o dzieciństwie. O dorastaniu na Kubie, w bogatej dzielnicy Hawany, w latach 50. XX wieku i pierwszych miesiącach dyktatury Castro. O wyjeździe do Stanów i rozłące z rodziną. O ciężkiej doli emigranta, o byciu "burritożercą" w mroźnym Chicago. O tęsknocie. O końcu świata. I - może przede wszystkim? - o utracie siebie w wieku, w którym się jeszcze nic nie przeżyło.

Czy naprawdę "nic"? Czy na pewno? Może jednak dzieciństwo to najwspanialszy okres? Nie, chyba nie. A może? Nie potrafię rozwiązać dylematu... jest to okres burzliwy, nie tylko ze względu na polityczne przemiany. Czas wielkich odkryć, pierwszych miłości, prawdziwych przyjaźni, ale też zazdrości, lekkomyślności i okrucieństwa. Mordowania jaszczurek, bitew na kamienie, ran i blizn. Fizycznych i bardziej ważkich, emocjonalnych.

Kilka słów o tym, co mi się w tej książce nie podoba. Mniejsze wątpliwości wzbudza nadmierne okraszanie tekstu aluzjami religijnymi. Czasem nie wiadomo, czy to wyraz prawdziwej, żarliwej wiary, czy obrazoburcza kpina. Poważniejszym problemem jest brak refleksji o Kubie przed rewolucją. Od dwunastoletniego chłopca nie można jej oczywiście wymagać, ale od pięćdziesięcioletniego pisarza - już tak. Żal Eire jest zrozumiały - pozbawiono go przyszłości w imię zwariowanych idei, jednak jego, ten pierwszy, sprzed rewolucji, świat jest trochę zbyt sielankowy. I to mimo tego, że Eire w tle od czasu do czasu przemyca coś niepokojącego lub szalonego. Niechcący?

Największym atutem "Wyznań" jest język. Zupełnie nie pamiętnikarski, a bogaty, barwny, tętniący życiem. Tak jakby Eire nie napisał swojej książki w języku angielskim, lecz... hiszpańskim. Niebanalny jest układ dzieła - należy zapomnieć o chronologii, prostej opowieści zmierzającej z punktu A do punktu B. Narracja jest równie rwana, pełna furii, jak w latynoskich powieściach. Tych, o których się myśli: "To nie mogło się wydarzyć naprawdę. To realizm magiczny".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1806
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: