Dodany: 28.09.2008 07:27|Autor: Bohun

Piękny mit o przyjaźni i lojalności ze zbrodniami rewolucji francuskiej w tle


Jean Aubry był tłumaczem, biografem i przyjacielem Conrada. "Jego przyjaźń z G. Jean-Aubrym rozwijała się harmonijnie, podobnie jak kilka innych znajomości z młodszymi mężczyznami, którzy traktowali go jak ojca, a siebie jak pełnych szacunku uczniów"[1].

"Korsarz" Josepha Conrada jest opatrzony następująca dedykacją: "Tę opowieść o ostatnich dniach francuskiego Brata Wybrzeża ofiaruję w dowód przyjaźni G. Jean Aubry'emu"[2].

Niewątpliwie to na cześć Aubry'ego akcja powieści rozgrywa się we Francji, a jej tytułowy bohater jest Francuzem i ma na imię Jean. Jednak w postaci Jeana Peyrola można byłoby dopatrywać się chyba także cech samego Josepha Conrada - siwiejącego, doświadczonego marynarza, weterana "wschodnich mórz". Nawet wiek Peyrola odpowiada wiekowi Conrada - w momencie przybycia do Tulonu w roku 1794 Korsarz liczył sobie 58 lat, więc w roku 1802, gdy rozgrywają się właściwe wydarzenia powieści, ma on lat 66 - dokładnie tyle, ile miał Conrad w roku 1923, tj. w roku, w którym wydano "Korsarza".

Właściwa akcja powieści rozgrywa się w roku 1802, w epoce napoleońskiej, krótko po tym, jak Napoleon Bonaparte ogłosił się dożywotnim konsulem, a Wielka Brytania podpisała pokój z Francja w Amiens. Jednak powieść wielokrotnie nawiązuje do wydarzeń wcześniejszych o około 10 lat, gdy - po wybuchu rewolucji francuskiej (w roku 1789), proklamowaniu I Republiki (w roku 1792) i ścięciu Ludwika XVI (w roku 1793) we Francji rozpętały się dramatyczne konflikty wewnętrzne. Między innymi wybuchło antyrepublikańskie powstanie w Tulonie, do samego portu wkroczyły wojska angielskie. Wkrótce Tulon został odbity przez Francuzów, a swoje pierwsze zwycięstwo odniósł tutaj Napoleon Bonaparte.

Wydarzenia te są żywo obecne w książce. Conrad opisuje je w sposób niezwykle plastyczny, nie kryjąc swego krytycznego stosunku do rewolucyjnego zapału zwolenników Republiki. Warto zwrócić uwagę na te opisy, gdyż taki negatywny obraz rewolucji francuskiej rzadko jest prezentowany w literaturze. Wydaje się także, iż rok pierwszego wydania dzieła w Wielkiej Brytanii (1923) wskazuje, że Conrad opisując zbrodnie rewolucji francuskiej mógł mieć na myśli zbrodnie bolszewików w Rosji w okresie rewolucji październikowej (w roku 1917) oraz wojny domowej (w latach 1918-1922).

O księżach w czasie rewolucji: "Niektórzy z nich jeszcze się ukrywają po wioskach mimo tych polowań, jakie na nich robili patrioci"[3].

O pewnym rewolucjoniście: "Ale ten gospodarz farmy to prawdziwy patriota z miasta. (...) On pierwszy zadbał, żeby sprowadzić gilotynę, kiedy oczyszczali miasto ze wszystkich arystokratów. I to jeszcze pierwej, nim Anglicy tu przyszli. A kiedy już Anglików wypędzili, było tej roboty więcej niż gilotyna mogła nastarczyć. Musieli zabijać zdrajców na ulicach, w piwnicach, w łóżkach. Trupy mężczyzn i kobiet leżały całymi kupami przy nabrzeżach"[4].

O sposobie myślenia rewolucjonistów: "Był taki czas, kiedy kwitła cnota obywatelska, ale teraz skryła swoje oblicze. I powiem wam dlaczego: nie dosyć zabijano. Zdaje się, że nigdy nie może być dosyć zabijania"[5]. "Litość może być zbrodnią. (...) Każdy patriota powinien żywić w piersi podejrzenie"[6]. "Oni byli wrogami rewolucji i gdyby nawet nigdy w życiu nie odezwali się jednym słowem do Anglika, to i tak obciążałaby ich straszliwa zbrodnia"[7]. "My, patrioci, za wcześnie wstrzymaliśmy rękę. Wszystkie dzieci ci-devants i wszystkie dzieci zdrajców trzeba było zabić wraz z rodzicami. Wszystkie odziedziczyły pogardę dla cnót obywatelskich i zamiłowanie do tyranii. Dorastają i depczą nasze święte zasady... Dzieło Terroru zostało zniweczone!"[8].

O skutkach społecznych narzucenia ateizmu: "Zabrakło księży, którzy by udzielali ślubów, a skoro obywano się bez ceremonii kościelnych, to jakże było myśleć o weselach? Oczywiście dzieci rodziły się jak i przedtem, ale nie wyprawiano chrzcin - i ludzie zaczęli się jakoś dziwnie zachowywać. Coś się zmieniło w wyrazie ich twarzy, i nawet chłopcy i dziewczęta wyglądali tak, jakby dźwigali ciężar na sercu"[9].

Pogrom buntowników w Tulonie dokonany przez rewolucjonistów zostaje w książce Conrada nazwany przez jedną z bohaterek "Dniem Sądu, w którym cały świat wydany został szatanom"[10].

Szczegóły tych wydarzeń przedstawione w książce mrożą krew w żyłach: "Na dworze przyłączyło się do nich kilku stojących na chodniku starszych mężczyzn i okropnych kobiet z nożami w rekach. Biegli po ulicach potrząsając pikami i szablami, goniąc gromadki nie uzbrojonych ludzi, którzy z przeraźliwym krzykiem uciekali za rogi ulic"[11]. "»Chodź. Najważniejsze to zachować życie. Chodź pomóc w wypełnianiu dzieła sprawiedliwości«. I dołączały do bandy, która szykowała się do codziennego ścigania zdrajców. Ale wkrótce ofiary, których początkowo znajdowano do woli na ulicach, trzeba było wyszukiwać na podwórzach, wykurzać z kryjówek, wyciągać z piwnic czy ze strychów domostw, gdzie banda wpadała z wyciem śmierci i pomsty"[12].

Mimo wyraźnie krytycznego stosunku autora do rewolucyjnych zbrodni, znajdziemy w książce sformułowania, które świadczą, że traktuje on sprawców tych zbrodni jako swego rodzaju ofiary ideologicznego zaczadzenia. Oto, jaki był stosunek Peyrola do pewnego uczestnika opisanych wyżej, dramatycznych wydarzeń: "o czym też może myśleć dawny terrorysta i patriota, ten krwiożerczy, godny największego pożałowania osobnik"[13].

Poświęciłem tak dużo miejsca makabrycznym opisom rewolucyjnych wydarzeń, że czytelnik tej recenzji mógłby dojść do wniosku, iż "Korsarz" jest książką ponurą i przybijającą. Tymczasem nic bardziej mylnego. Dramatyczne wydarzenia wspomniane wyżej, choć istotne (stąd poświeciłem im tyle miejsca), stanowią jedynie niewielką część książki. W wyraźnej opozycji do tych wydarzeń rozwija się akcja powieści, umiejscowiona na farmie Escampobar, położonej w pięknym, odludnym miejscu śródziemnomorskiego wybrzeża, nieopodal Tulonu, na "najbardziej na południe wysuniętym cyplu Francji"[14].

Jednak główny kontrast dla rewolucyjnych szaleństw stanowi postać tytułowego bohatera. To postać bardzo tajemnicza, przypominająca nieco "Niesamowitego jeźdźca" z westernu Clinta Eastwooda - milczący meżczyzna zjawia się nie wiadomo skąd wśród prostych ludzi i przywraca w ich świecie równowagę naruszoną przez Zło. Z tym, że o ile tajemniczy przybysz w westernie jest Mścicielem, mordującym tych, którzy czynią Zło, o tyle Korsarz w powieści Conrada przyjmuje postawę zupełnie inną.

Gdybym tu opisał brawurowe, baśniowe zakończenie książki, odebrałbym czytelnikowi wspaniałe chwile wielkich wzruszeń, których doznajemy w obcowaniu w Wielką Literaturą, jaką jest niewątpliwie "Korsarz". Pozbawiłbym czytelnika tej recenzji szansy na niezapomniane wrażenie szybowania w przestworzach, wśród ptaków i chmur, nad błękitnym morzem, gdy piękno i heroizm ludzkich czynów współgra z pięknem i monumentalizmem sił przyrody. Pozostaje mi zamilknąć i zostawić czytelnika tej recenzji sam na sam z tą piękną i mądrą książką, której motto brzmi:

"Sen po trudzie, port po wzburzonych morzach,
Spokój po wojnie, śmierć po życiu, cieszy ogromnie."[15].

Wydaje się, że ten dwuwiersz Spencera bliski był również samemu Conradowi, znajdującemu się w chwili pisania tej książki u kresu swych ziemskich sił.

W następnym roku po wydaniu "Korsarza" Joseph Conrad-Korzeniowski umarł.



---
[1] Sylvère Monod, "Conrad francuski", przełożył Wojciech Kubiński; korzystałem z tekstu na stronie internetowej culture.pl.
[2] Joseph Conrad, "Korsarz", przeł. Ewa Krasnowolska, wyd. PIW, 1974, s. 5.
[3] Tamże, s. 25.
[4] Tamże, s. 26.
[5] Tamże, s. 34.
[6] Tamże, s. 35.
[7] Tamże, s. 40-41.
[8] Tamże, s. 180.
[9] Tamże, s. 104.
[10] Tamże, s. 160.
[11] Tamże, s. 167-168.
[12] Tamże, s. 169.
[13] Tamże, s. 89.
[14] Tamże, s. 48.
[15] Tamże, s. 6.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 22050
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 32
Użytkownik: McAgnes 29.09.2008 23:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Jean Aubry był tłumaczem,... | Bohun
Bardzo plastyczna recenzja, spodobała mi się. Książka wędruje do schowka, kiedyś doczeka się przeczytania, na pewno. Dziękuję.
Użytkownik: Bozena 01.10.2008 11:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Jean Aubry był tłumaczem,... | Bohun
Bogowie łakną krwi (France Anatole (właśc. Thibault Jacques Anatole François))

Troszkę z tym wklejaniem się rozpędziłam; ale... czytałam i tę Twoją recenzję kilka dni temu; pięknie napisałeś o przyjaźni, nie pozostawiając jednakże tła niewidocznym, też ważnym przecież. Bynajmniej ja, czytając książkę Anatola France'a - zdumiona byłam rozziewem: jak było a jak uczono nas w szkole (dawno już, nie wiem jak teraz jest).

"Tajfun" czytałam, "Korsarza" - nie.

To J. Conrad określił France'a "księciem prozy".
----
"Gdybym tu opisał brawurowe, baśniowe zakończenie książki, odebrałbym czytelnikowi wspaniałe chwile wielkich wzruszeń, których doznajemy w obcowaniu w Wielką Literaturą, jaką jest niewątpliwie "Korsarz". Pozbawiłbym czytelnika tej recenzji szansy na niezapomniane wrażenie szybowania w przestworzach, wśród ptaków i chmur, nad błękitnym morzem, gdy piękno i heroizm ludzkich czynów współgra z pięknem i monumentalizmem sił przyrody".

Ładnie.:)
Użytkownik: Bohun 01.10.2008 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Bogowie łakną krwi Tro... | Bozena
Wrażenie lotu to opis moich autentycznych przeżyć przy lekturze końcowych rozdziałów "Korsarza"... :) Zwłaszcza, że wcześniej akcja rozwijała się statycznie, a i postać Korsarza wydawała się niejednoznaczna. Moment, w którym czytelnik uświadamia sobie prawdziwy wymiar moralny postępowania tytułowego bohatera jest niezapomniany. Narrator Conrada wcale tego nie ułatwia, gdyż unika jak ognia sadów wartościujących. I nagle, gdy - czytając suchy tekst, zimną relację - doznajemy swego rodzaju "Oświecenia", wrażenie jest ogromne. A autor w zasadzie tylko w jeden sposób zdradza swoje emocjonalne zaangażowanie w tych końcowych rozdziałach. Otóż Korsarz cały czas nazywany jest w książce "Peyrol". W zakończeniu występuje natomiast jako "Jean". Tak samo nazywał się przyjaciel Conrada, któremu dedykowana jest książka. Ten osobisty wymiar nadaje powieści dodatkowej głębi.

A ja już tak mam, że tło powieści (czy filmu) jest dla mnie bardzo ważne. Współdecyduje ono o randze dzieła. Nieraz tak mam, że fabuła w filmie w ogóle mnie nie zajmuje i skupiam się wyłącznie na tle historyczno - społecznym. Filmy dokumentalne uważam za stratę czasu. W dobrym filmie fabularnym jest więcej prawdy historycznej, niż w niejednym dokumencie. To samo dotyczy książek.

Jestem głęboko przekonany, że Conrad musiał wielokroć dyskutować ze swym francuskim przyjacielem o rewolucji francuskiej. Nie wiem, jaki był stosunek do rewolucji Jeana Aubury`ego, ale stosunek Conrada jest jednoznaczny. W polskiej literaturze równie wstrząsające opisy mordów rewolucyjnych pamiętam z książki Pawła Jasienicy poświęconej chłopskiemu powstaniu w Wandei (które było równoległe do powstania w Tulonie) - "Rozważania o wojnie domowej". Krytyczny stosunek obu tych autorów do rewolucji francuskiej ma z resztą podobne przyczyny - obaj byli głęboko wstrząśnięci rewolucją bolszewicką.

Nie ukrywam, że świętowanie 14 lipca uważam za nieporozumienie...

No tak, rozgadałem się.

Przepraszam i pozdrawiam serdecznie.
Użytkownik: Bozena 02.10.2008 00:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Wrażenie lotu to opis moi... | Bohun
Bardzo ciekawie się "rozgadałeś", Bohunie.
Jasnym jest przecież, że nie jest możliwe przeczytanie wszystkich książek, które chcielibyśmy przeczytać; dlatego takie teksty jak Twój - mają dla mnie szczególną wartość.

Jest interesująca powieść L. Feuchtwangera (niedawno przeczytałam ją) mówiąca sporo, w tle, o powstaniu w Tulonie, o rewolucji francuskiej, zgilotynowaniu Ludwika XVI i Marii Antoniny, o cierpieniach ludu, upadku obyczajów... o ekspansji tejże rewolucji do Hiszpanii, okupacji Hiszpanii pod wodzą Napoleona; a bohaterem powieści jest malarz nadworny Karola IV Francisco de Goya; można powiedzieć, świadek wstrząsających wydarzeń historycznych, który poza portretami arystokracji, freskami, gobelinami... uwiecznił w swoich pracach demony wojny i tragiczne losy powstańców hiszpańskich; bo to, co czynili Francuzi w ich kraju przejmuje grozą (wystarczy spojrzeć na płótno: "Rozstrzeliwanie powstańców madryckich", 1808). Goya, jakby mimowolnie, "dając świadectwo prawdzie" zmienił tym samym spojrzenie na... sztukę; linia klasycznego piękna załamała się...

I dla mnie świętowanie 14 lipca jest nieporozumieniem.

Bohunie, rozpisałam się teraz ja, ale myślę, że na temat.:)
Krok dalej.
Użytkownik: Bohun 02.10.2008 08:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawie się "... | Bozena
Olgo (Bożeno)
Dziękuję. Książka Liona Feuchtwangera - "Goya: gorzka droga poznania" zostanie przeczytana. :)

Dodam, że w rzeziach francuskich w Hiszpanii aktywny udział brali też Polacy (i to nie była realizacja hasła: "Za naszą i waszą wolność").

Niestety moje oczytanie pozostawia wiele do życzenia (czas!, czas! a raczej jego brak :) ) więc mogę się podeprzeć jedynie "Popiołami" Żeromskiego.

Dodam, że Francuzi, aby usprawiedliwić swoje zbrodnie w Hiszpanii "dorobili gębę" hiszpańskiej inkwizycji, która wcześniej rzekomo pochłonęła mnóstwo ofiar i spod której Francuzi mieli "wyzwolić" Hiszpanów. Ponieważ dogadzało to także Anglikom (rywalom Hiszpanii na morzach) - czarna legenda hiszpańskiej inkwizycji funkcjonuje do dziś. A rewolucja francuska kojarzy się nam z Rozumem, Tolerancją, Wolnością, Braterstwem (pisanymi koniecznie z dużej litery i wymawianymi z odpowiednim zadęciem) a nie ze zbrodniami, ludobójstwem i niszczeniem dzieł kultury (w antyreligijnym szale).

Tak to już jest - nie ma na świecie sprawiedliwości, a pełno jest kłamstwa.. .

Olgo (Bożeno) - serdecznie Cię pozdrawiam a za polecenie Feuchtwangera jeszcze raz dziękuję!
Użytkownik: Bohun 02.10.2008 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo (Bożeno) Dziękuję. ... | Bohun
No i Anatola France - "Bogowie pragną krwi" też muszę przeczytać! Tylko skąd wziąć czas, czas na to wszystko...
Użytkownik: Bozena 03.10.2008 04:37 napisał(a):
Odpowiedź na: No i Anatola France - &qu... | Bohun
Strasznie się cieszę!

Serdeczności.
Użytkownik: Bozena 13.08.2009 01:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No i Anatola France - &qu... | Bohun
„ Mój związek z Josephem Conradem był w porównaniu z innymi przyjaźniami raczej niezwykły. [...] Byliśmy sobie obcy w kształtach naszego życia, ale podzielaliśmy pewien pogląd na ludzkie życie i ludzkie przeznaczenie, a ta wspólność od samego początku uczyniła pomiędzy nami więź o niezwykłej sile.”* [B. Russell]
-----------------

Nie dalej jak wczoraj, Bohunie, zajrzałam tu, albowiem kilka dni temu czytając „Portrety z pamięci: Wartość wolnej myśli” B. Russella (dobra, mocna rzecz) przypomniałam sobie Twoje słowa o autorze „Korsarza”, i o przyjaźni. Wśród tych portretów, niedługich szkiców, jest i Joseph Conrad.

A oto fragmenty:

„Od stóp do głów był polskim arystokratycznym panem. Jego związek z morzem oraz stosunek do Anglii można nazwać uczuciem romantycznej miłości – miłości z pewnego oddalenia, dostatecznie dużego, aby miłość sama nie została zbrukana.

[...] Był, jak łatwo dostrzec w jego książkach, bardzo nieustępliwym moralistą, a w sympatiach politycznych jak najbardziej odległy od poglądów rewolucyjnych [...].

... polityka nie zajmowała go zbytnio. Naprawdę interesowała go tylko dusza jednostki ludzkiej stojąca w obliczu obojętności natury lub w obliczu nienawiści innego człowieka, przedmiot zmagań wewnętrznych pomiędzy złymi i dobrymi emocjami, które wiodą do zniszczenia. Tragedia samotności zajmowała większą część jego myśli i uczuć.

[...] Conradowski punkt widzenia nie jest poglądem współczesnym. Świat współczesny został zdominowany przez dwa rodzaje filozofii; jedna, wywodząca się od Rousseau, uznaje dyscyplinę za zbędną, druga, która znalazła najpełniejszy wyraz w totalitaryzmie, uznaje dyscyplinę narzuconą z zewnątrz za niezbędną. Conrad był zwolennikiem starszej tradycji, według której dyscyplina winna się wywodzić z wewnętrznego postanowienia. Pogardzał brakiem dyscypliny i nienawidził dyscypliny, gdy ta była narzucona z zewnątrz.

W tych wszystkich sprawach bardzo głęboko zgadzam się z nim.”* [BR]
------------------------
Z pewną dozą zakłopotania, ale i z jakimś niewytłumaczalnym (?) radosnym uniesieniem czytałam o J. Conradzie, jedyną bez skazy postacią, w oczach Russella, spośród ośmiu wiodących (poza nimi jest też mowa o wykładowcach w Cambridge i o szkolnych kolegach autora), a są to: George Bernard Shaw, Herbert George Wells, George Santayana, Alfred North Whitehead, Sidney i Beatrice Webb, David Herbert Lawrence; ten ostatni portret... hmm, najbardziej daje do myślenia. Zabolało.


Bez wątpienia - poglądy zbliżają, ale tutaj, pomiędzy Conradem i Russellem (szczególnie przenikliwym umysłem, niemal bezkompromisowym, jak wiemy), było coś więcej: to był „piękny mit o przyjaźni i lojalności”. Tak dalece, że Joseph Conrad został ojcem chrzestnym syna Bertranda Russella – Conrada.

„To imię, w którym dopatruję się samych zalet.”* [BR]

B. Russell miał „prosty kręgosłup”, nie można posądzać go o czułostkowość, dlatego też i ostatnie jego słowa mają znamienny wydźwięk:

„Conrad (...), jak mi się zdaje, pogrąża się powoli w zapomnieniu. Ale jego głęboka i namiętna szlachetność lśni w mojej pamięci jak gwiazda oglądana z dna przepaści. Pragnąłbym, aby jego blask zalśnił dla innych tak samo, jak błyszczał dla mnie.”*
--------------------------
Bohunie, tym razem niemal same cytaty, myślę, że „nie zawadzą” one (jak powiadał Kemor) na Twojej stronie; doprawdy - nie potrafiłam inaczej. Bardzo chciałam abyś o tym właśnie szkicu z „Portretów z pamięci” wiedział.

I na koniec fragment listu J. Conrada do B. Russella:

„Nigdy nie udało mi się znaleźć w niczyjej księdze ani w żadnej przedmowie nic, co byłoby mnie dostatecznie mocno przekonało, abym odrzucił głęboko osadzone w mym sercu poczucie, że światem zamieszkanym przez człowieka włada jakaś fatalność.” ** [JC]

PS.
B. Russell nie analizuje szczegółowo powieści J. Conrada, dlatego nie jestem zaskoczona, że akurat tytuł „Korsarz” nie pojawił się. Są inne wymienione, ale i kilka słów o nich jest („Tajfun” „Jądro ciemności”, „Amy Foster”, „Tajny agent”, „W oczach zachodu”).
----------------------------
----------------------------
* cytaty: B. Russell „Portrety z pamięci: Wartość wolnej myśli”, przekład i wstęp Adam Chmielewski, Wydawnictwo „W kolorach tęczy”, Wrocław 1995.
** Tamże (fragment listu J. Conrada).
Użytkownik: Bohun 13.08.2009 21:43 napisał(a):
Odpowiedź na: „ Mój związek z Josephem... | Bozena
Olgo, dziękuję.

"Conrad był zwolennikiem starszej tradycji, według której dyscyplina winna się wywodzić z wewnętrznego postanowienia. Pogardzał brakiem dyscypliny i nienawidził dyscypliny, gdy ta była narzucona z zewnątrz".

Bardzo trafne! Muszę przeczytać tego Russella (fragmenty nt. Conrada).

Użytkownik: Monika.W 14.08.2009 11:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, dziękuję. "Conra... | Bohun
Dziękuję za odświeżenie wątku. Lubię takie tropy, a dla takich tropów czytuję Bnetkę. Feuchtwangera o Goya'i już zakupiłam na Allegro. Jak mi "zasmakuje", będę czytać dalej. Gorzej z Russelem, ale zapisuję w pamięci.
Użytkownik: Bozena 14.08.2009 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za odświeżenie w... | Monika.W
Ciekawa jestem Twych wrażeń.

A dlaczego gorzej z Russellem?

Użytkownik: Monika.W 15.08.2009 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawa jestem Twych wraż... | Bozena
Bo jakoś nic nie mogłam znaleźć, ale chyba źle szukałam - bo i wznowienia są, i stare wydania na Allegro. Co polecasz? Na razie "Autobiografii" przyglądam się.
Użytkownik: Bozena 15.08.2009 19:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Bo jakoś nic nie mogłam z... | Monika.W
Moniko, miałam na myśli „Portrety z pamięci”, bo nic innego B. Russella „polecić” nie mogę. Choć on znany mi jest z różnych publikacji (dawne to moje studenckie dzieje) – to przez wiele lat, ale też odkąd jestem tutaj, zajmowałam się innymi lekturami. Pamiętam jednak (odległy, acz najbliższy okres od dziś) fragmenty tekstu „Pochwała próżniactwa”. Wraził się on. ;-)Wedle Russella – zbyt dużo godzin dziennie pracujemy... Jeśliby mniej, więcej czasu pozostawałoby ludziom na czytanie, samodoskonalenie... Oczywiście brzmi jak utopia, ale...

Mam szczery zamiar zająć się B. Russellem („siedzę” jeszcze w Jungu, a to książki na całe życie ;-)). Wtedy - tak, na pierwszym miejscu „ABC teorii względności” Russella – prawdopodobnie bardzo klarownie i przystępnie napisane dzieło. A potem? Potem, naturalnie, „Autobiografia” (trzy części). Ten gatunek jest mi szczególnie bliski.

PS.
Jeśli rzeczywiście miałabyś chęć na „Portrety z pamięci. Wartość wolnej myśli” (ten ostatni esej – „Wartość wolnej myśli” - też jest dobry) - a masz kłopot z uzyskaniem - to w przyszłym tygodniu, jeśli jeszcze będą one w księgarni – kupię dla Ciebie. Masz adres w profilu, więc napiszę do Ciebie jeśli chcesz, tym samym będziesz miała mój e-mail zwrotny. To cieniutka książeczka, i niedroga, ale dobra rzecz dla kogoś, kto zbyt mocno nie "chwyta się"... ortodoksji.


Użytkownik: Monika.W 17.08.2009 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Moniko, miałam na myśli „... | Bozena
"Portrety" znalazłam w sieci w jednej księgarni, Na zapleczu czy jakoś tak. To chyba sobie kupię. Autobiografii - mam już pierwszy tom, jak mi się spodoba, kupię następne. A o "ABC" będę pamiętać.

A tak przy okazji - może wiesz, za co Russell dostał Nobla?
Użytkownik: Bozena 18.08.2009 09:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "Portrety" znalazłam w si... | Monika.W
We wstępie „Portretów z pamięci” Adam Chmielewski napisał krótko: „... a w roku 1950 otrzymał Nagrodę Nobla [B. Russell] w dziedzinie literatury.”

A konkretnie, jak się zdaje [nie mam pewności], została ona przyznana za „Wprowadzenie do filozofii matematyki”. Do dziś jest to podręcznik filozofii. Ogólnie zresztą - styl Russella jest klarowny, logiczny, dowcipny... Mnie przypadł do gustu.

Warto zaznaczyć, że „Wprowadzenie do filozofii matematyki” B. Russell napisał w więzieniu; w jednym ze szkiców „Portretów...” - „Z doświadczeń pacyfisty podczas I wojny światowej” - mówi tak:

„W 1918 roku zostałem osadzony na cztery i pół miesiąca w więzieniu za uprawianie propagandy pacyfistycznej...” [BR]

Użytkownik: Bozena 05.09.2009 22:05 napisał(a):
Odpowiedź na: "Portrety" znalazłam w si... | Monika.W
I oto słowa samego Russella w kwestii Nagrody Nobla:

„Kiedy mnie zaproszono do Sztokholmu z końcem 1950 do odebrania Nagrody Nobla – trochę ku memu zaskoczeniu, gdyż nagrodzono mnie w dziedzinie literatury, za moją książkę »Małżeństwo i moralność« - miałem pewne obawy, ponieważ przypomniałem sobie, jak to dokładnie trzysta lat temu królowa Krystyna wezwała w zimie do Skandynawii Descartes’a, który umarł tam z przeziębienia. Nam jednak zapewniono ciepło i wygody...”*

I... :-)

„10000 funtów z czeku mojej Nagrody Nobla opiewającego na nieco ponad 11000 oddałem swojej trzeciej żonie...”**
-------------------
* Bertrand Russell, „Autobiografia 1944-1967”, przekład Ewa Życieńska, Czytelnik, 1999, s. 32.
** Tamże, s. 87.
Użytkownik: Monika.W 05.09.2009 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: I oto słowa samego Russel... | Bozena
No to brzmi ciekawie - małżeństwo, moralność i trzecia żona. Trzeba będzie na tę noblowską książkę zapolować.
Użytkownik: Bozena 06.09.2009 03:02 napisał(a):
Odpowiedź na: No to brzmi ciekawie - ma... | Monika.W
:-)
Hm, miałam na myśli fakt, że z Nagrody Nobla niewiele Russellowi zostało... Oddał ją niemal całą swej trzeciej żonie (czterokrotnie żonaty). W największym skrócie - muszę powiedzieć tutaj, że był on przekonany o wygasaniu uczucia w każdym związku małżeńskim, a tym samym o pragnieniu romansu (też i uczucia, duchowej bliskości z kimś innym) jednej lub drugiej strony. Na ten temat też jest (myślę, że obok "Małżeństwa i moralności") w wyjątkowo złożonej "Autobiografii" Russella mówiącej sporo; nie tak ponuro jak na pierwszy rzut oka wydaje się dla wielu.

Użytkownik: Monika.W 06.09.2009 10:39 napisał(a):
Odpowiedź na: :-) Hm, miałam na myśli ... | Bozena
Zapowiada się bardzo interesująco. Przesuwam nabyty ostatnio jeden z tomów Autobiografii na początek kolejki.
Mnie ilość żon akurat nie przeszkadza, o niczym nie świadczy. Nie podoba mi się jedynie wątek zachwytu Rosją sowiecką, w której był i którą widział. Ciekawe, jak to zostanie przedstawione w Autobiografii.
Użytkownik: Bozena 06.09.2009 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapowiada się bardzo inte... | Monika.W
Moniko, czytaj. Bardzo się cieszę! Akurat czytam już trzeci tom "Autobiografii". Nie, nie - nie jest tak źle z tą Rosją...

PS.
"Usuwam" się już z tej strony, a Bohuna chyba przeprosić muszę. :-)
Użytkownik: Monika.W 23.09.2009 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Moniko, czytaj. Bardzo si... | Bozena
Czytam:) jestem w 3/4 pierwszego tomu. Podoba mi się. Bardzo ciekawy człowiek ten Russel. Choć to całkiem inny świat był. Rozważania o kwakrach, purytanach i unitarianach. Ameryka jako symbol wstrzemięźliwości i czystości. Walka o prawa wyborcze kobiet.
Użytkownik: Czajka 06.09.2009 05:51 napisał(a):
Odpowiedź na: No to brzmi ciekawie - ma... | Monika.W
Chyba bardziej niemoralna byłaby druga kochanka. :)
Użytkownik: Admin 08.09.2009 20:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Chyba bardziej niemoralna... | Czajka
Co poniżej pozwoliłem sobie całościowo usunąć, bo wątek ultraciekawy a temat zboczył na manowce i adpersony.

Tytułem wyjaśnienia: nie mamy w BiblioNETce koncepcji własność wątku, nie ma tego ani jak przestrzegać ani jak egzekwować. Wszyscy razem dodajemy po kawałku, a wychodzi z tego się pozbiera i to co każdy na własną rękę zechce potem z tego uszczknąć.

Temat KF'a wraca, ale wciąż dobrego pomysłu na to jeszcze nie mamy. Póki co trzeba sobie jakoś radzić, wszyscy jesteśmy na jednej łódce :)

Ps. Książkę noblowską też chętnie przeczytam, zaciekawiło mnie to :)
Użytkownik: Bozena 05.09.2009 22:20 napisał(a):
Odpowiedź na: "Portrety" znalazłam w si... | Monika.W
"Małżeństwo i moralność" nie ma ocen (widocznych). Teraz spojrzałam z ciekawości.
Użytkownik: Bozena 14.08.2009 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo, dziękuję. "Conra... | Bohun
:-)
Użytkownik: Bozena 03.10.2008 04:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo (Bożeno) Dziękuję. ... | Bohun
A wiesz, L. Feuchtwanger to moje świeże odkrycie; dlatego ucieszyłeś mnie zamiarem dotarcia do jego książki; pamiętaj jednak (pomyśl czy wystarczy Ci ), że to, o czym pisaliśmy jest tłem w tej powieści, bo istota jej dotyczy namiętności: pasji malarza, i jego miłość do najpiękniejszej kobiety w Hiszpanii.

Nie wiem, Bohunie, jak to do końca być mogło; dlatego trzeba nam do rozmaitych źródeł sięgać; w tym miejscu mam na myśli inkwizycję; i Goya miał problem z nią w związku z namalowanym obrazem: „Maja naga”.;-)

Właśnie. Dlatego napisałam wcześniej, że nie wiem jak teraz podręczniki szkolne „mówią” o rewolucji francuskiej, bo mnie całe lata kojarzyła się ona tak, jak napisałeś; to takie pokręcone.

Jeszcze słówko (kobieta uparta): Lion Feuchtwanger był Niemcem, antyfaszystą, przepowiadającym piórem na początku już klęskę Hitlera; przed wojną wyjechał do Francji; chwilkę rozkoszował się widokiem morza zza biurka, a następne długie chwile spędził w Les Milles (śliczna nazwa) w... obozie koncentracyjnym założonym przez... Francuzów.
O tym właśnie - moja następna zachęta: „Diabeł we Francji”.

Tymczasem czytam z przerwami „Simonę” (wkrótce wprowadzę ją do BiblioNETki), a w planach mam, odległych raczej,„Wojnę żydowską”; wszystko tego samego autora.

Wiem, Bohunie, czas teraz nam szybciej biegnie; i ja nie mogę za nim nadążyć. I to bym chciała, i tamtego troszeczkę, w końcu... usypiam.:)


Użytkownik: WBrzoskwinia 03.10.2008 15:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Olgo (Bożeno) Dziękuję. ... | Bohun
Hm, no tak, ale... Naprawdę dobrze wiecie, że "gębę" dorobiono tylko w jedną stronę? Naprawdę Hiszpanie nie zrobili z Francuzów demonów zła? Naprawdę owego ponurego dos de mayo Francuzi zrealizowali jedyny możliwy scenariusz opanowania sytuacji, tj. spacyfikowali zbuntowany Madryt dokonując rzezi tysięcy ludzi, jacy im się nawinęli, następnie zaś rozstrzeliwali setkami szlachetnych powstańców, a nie wyłącznie tych, których w trakcie zajść schwytano na rabunku? Naprawdę hiszpańscy księża nie odczytywali z ambon nowego dekalogu, zaczynającego się od "Czy grzechem jest zabić Francuza? Nie, jest to dobrym uczynkiem"? Naprawdę gerylasi nie rozpiłowali żywcem dwóch polskich kurierów i nie porzucili ich na drodze, żeby ich znalazł polski szwadron, który na to dostał szału i spalił wioskę, w której się to stało - i o to właśnie chodziło? (dobra metoda na eskalację). Naprawdę ów rywal Hiszpanii, Anglia, nie inspirowała powstania i nie ładowała ciężkich pieniędzy w powstańców? Naprawdę nie istnieli afrancessados, hiszpańscy zwolennicy Francuzów, a jeśli istnieli, to byli tylko zdrajcami i kolaborantami, a nie także ludźmi, którzy wiedzieli, że ich ojczyzna musi się przetworzyć na miarę nowych czasów, bo żyć się w niej normalnie nie da?
Nie są to sprawy proste, ale obawiam się czego innego. W imię sprawiedliwości odkłamywanie historii nieraz już bywało, ale czasem to służyło manipulacji. Zastanawiam się: czy aby nie chodzi o to, żeby za trybunałami rewolucyjnymi, Wandeą, paleniem opactw itp. nie zniknęły albo przynajmniej nie zeszły na nieistotny margines, a choćby straciły na ważności, albo przynajmniej straciły swe duże litery, owe Wolność, Równość, Braterstwo? Bo jeśli stracą na znaczeniu, to już nie trzeba się będzie z nimi liczyć jako z fundamentalnymi zasadami, już nie one będą najważniejsze. A wtedy już będzie można spokojnie mówić i robić wedle reguły, że przecież jesteśmy wolni, więc nam wolno, to jest liberalne, więc modne i na czasie - kichając na ciąg dalszy, w którym Rewolucja Francuska zapisała, że wolność jednego obywatela kończy się w miejscu, w którym zaczyna się wolność innego obywatela - no bo to przecież napisali ludobójcy itp., na dokładkę niemodni, nie na czasie. Innymi słowy: jaką i skąd możemy mieć pewność, że dokładnie wiemy, w którym miejscu odkłamywanie przechodzi w dorabianie gęby? I jaką, i skąd mieć pewność, że tym razem odkłamywanie służy tylko sprawiedliwości, a na pewno nie manipulowaniu nami? (oczywista, nie mam tu na myśli "Korsarza").
Użytkownik: Bohun 03.10.2008 15:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Hm, no tak, ale... Napraw... | WBrzoskwinia
Od "Korsarza" trochę odeszliśmy, choć treść tej powieści Conrada rzeczywiście skłania do dyskusji nt. historii rewolucji francuskiej i epoki napoleońskiej.

Nie wiem jak Olga (Bożena), ale ja rozumiem to tak - celem Conrada (którego czytałem), a pewnie i Feuchtwangera oraz France`a (których nie czytałem), a także celem naszej tu dyskusji nie było i nie jest "dorabianie gęby" rewolucji francuskiej czy Napoleonowi.

Idzie o to, że masowa wiedza na temat tych wydarzeń jest jednostronna - nacisk kładzie się na Wolność, Równość i Braterstwo a pomija zupełnie, jak w praktyce wyglądała realizacja tych haseł przez ludzi, którzy je głosili.

Alternatywą dla "przyprawiania gęby" z jednej strony nie jest "dorabianie gęby" z drugiej, lecz próba ukazania prawdziwego obrazu tych wydarzeń.

Czy okoliczność, że twórcy rewolucji francuskiej byli ludobójcami podważa ważność haseł oświeceniowych? Moim zdaniem nie. Jest natomiast przestrogą, że żadne piękne hasła nie mogą usprawiedliwiać zbrodni, że "cel nie uświęca środków", że - także dzisiaj - musimy uważać, aby w imię Wolności Ludzkości nie zniewalać konkretnych ludzi, a w imię Sprawiedliwości nie wyrządzać krzywdy.

Dlatego w swojej recenzji "Korsarza" tak duży nacisk położyłem na conradowskie opisy rewolucyjnych zbrodni. Jestem przekonany, że Conrad zamieścił je w książce nieprzypadkowo, lecz jako przestrogę. Jakby chciał upomnieć się o te "mrówki", które łatwo rozdeptać zapatrzonym w niebo idealistom.
Użytkownik: WBrzoskwinia 03.10.2008 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Od "Korsarza" t... | Bohun
Ja to też tak rozumiem, "Korsarza" czytałem wieki temu, więc mało co pamiętam, ale pamiętam, że odebrałem to podobnie. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ani Conrad, ani Wy oboje nie mieliście na celu antypropagandy - ale wyraziłem obawę, że to może tak wyglądać. Nie twierdziłem też w żadnym momencie, że dorabianie gąb jest jakąkolwiek dobrą metodą na poznawanie czy rozumienie historii - przeciwnie. Stwierdziłem, jak widać, że w sprawie hiszpańskiej prawdą jest, że obie strony dorobiły sobie wzajem gęby, wobec sformułowania przedstawionego w taki sposób, jakby zrobili to tylko Francuzi - taki pogląd jest jednostronny. Dobrze zrozumiałem, że chodzi o to, by wyważyć obie strony medalu Rewolucji w imię prawdy - i wyraziłem tę właśnie wątpliwość, czy wyeksponowanie drugiej strony, i to z dużym naciskiem, jest na to dobrą, wystarczającą metodą. Inaczej zaś mówiąc (z poprawką, że "Korsarza" słabo pamiętam): właśnie ów nacisk na tę sferę w recenzji chyba wykrzywia ujęcie wymowy "Korsarza", w którym w istocie zostało to wyważone właśnie w wymiarze humanitaryzmu i przestrogi, a nacisk przesuwa to z tego faktycznego tragizmu ciut za bardzo w stronę demonizacji.
Nasza różnica zdań najpewniej idzie z różnicy wyjściowej: z jednej strony "...masowa wiedza na temat tych wydarzeń jest jednostronna - nacisk kładzie się na Wolność, Równość i Braterstwo a pomija zupełnie, jak w praktyce wyglądała realizacja..." - gdy ja mam co do tego grube wątpliwości. Owszem, nacisk kładzie się na Wolność, Równość, Braterstwo, gdyż jest to najważniejszy i (daj Boże) najtrwalszy element jej dorobku, ale nie pomija się drugiej strony: ja ze szkoły sprzed lat tak to pamiętam, a nie sądzę, żebym był wyjątkiem. Problem w tym, że przy założeniu, iż jest jednostronna, przywracanie proporcji jest jak najsłuszniejsze (i to z tych tekstów zrozumiałem, że o to chodzi) - natomiast w sytuacji, gdy nie jest jednostronna, eksponowanie drugiej strony działa wykrzywiająco, tj. zaprzecza swemu celowi, jest chybione. I tu liczę na Wasze z kolei zrozumienie: nawet niezamierzone wykrzywienie w drugą stronę stwarza ryzyko deprecjacji całości, tu całego dorobku Wielkiej - nie miałem zaś na myśli, że to była Conrada lub Wasza intencja. Mnie się to tylko nakłada na ogólnie funkcjonującą, widoczną omal w każdej gazecie, w mnóstwie rozmów, recenzji, ocen, dyskusji, działań, tendencję do rozmywania i przeinaczania rzeczywistości (w tym też i historycznej), dewaloryzowania zasad, relatywizowania wartości. Możliwe, że jestem przeczulony, ale nie w tym rzecz, lecz w tym, że to tak działa, taki to mechanizm, iż w udział w czymś takim można wpakować się nieświadomie, chcąc zrobić coś dobrego, zmienić na lepsze itd. To jest jedna z zasadniczych lekcji, jakie wyniosłem m.in. z Wielkiej i epoki napoleońskiej, co prawda nie tyle dzięki Conradowi, co przede wszystkim dzięki Przybyszewskiej i naszym na San Domingo; ale i u Conrada jest, choć na innej zasadzie, wpadka Jima na samym początku "Lorda Jima".
Użytkownik: Bohun 03.10.2008 22:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja to też tak rozumiem, &... | WBrzoskwinia
WBrzoskwinia,
Dziękuję Ci za uprzejmą odpowiedź. Mniej więcej doszliśmy już do uzgodnienia wspólnego stanowiska na temat konieczności wyważenia racji obu stron historycznych sporów. Z tym, że w ów "punkt równowagi" (że podeprę się sformułowaniem Bobkowskiego) każdy z nas sytuuje w innym miejscu, gdyż mamy odmienny pogląd na rewolucję francuską (tak właśnie - pisaną przeze mnie celowo z małej litery). Dla mnie nie była ona ani Wielka, ani nawet wielka, stąd mój "punkt równowagi" znajduje się bardziej na prawo od Twojego.

Wróćmy jednak do "Korsarza" i do Conrada. Napisałeś (zastrzegając, że "Korsarza" czytałeś "wieki temu"): "właśnie ów nacisk na tę [zbrodniczą - B] sferę w recenzji chyba wykrzywia ujęcie wymowy "Korsarza", w którym w istocie zostało to wyważone właśnie w wymiarze humanitaryzmu i przestrogi, a nacisk przesuwa to z tego faktycznego tragizmu ciut za bardzo w stronę demonizacji." I tu będzie nam o zgodę trudniej, gdyż nie mogę się zgodzić z oceną, że moja recenzja wykrzywia ujęcie wymowy "Korsarza". Ja świadomie przyjąłem zasadę, aby omawiając jakąś książkę posługiwać się jak najobficiej cytatami. Mam świadomość, że to może denerwować, ale recenzje piszę przede wszystkim dla siebie, a dla mnie oryginalne słowa autora są najważniejsze. Omawiając książkę własnymi słowami zawsze pojawia się ryzyko zniekształceń. A więc wszystkie drastyczne sformułowania i opisy dotyczące rewolucji francuskiej, które przytoczyłem w recenzji pochodzą od Conrada, nie ode mnie. To nie jest selekcja - gdybyś zechciał odświeżyć sobie "Korsarza", to nie sądzę, abyś znalazł choć jedno zdanie, w którym Conrad wyrażałby się o rewolucji i jej twórcach pozytywnie. To nie dziwi. W wielu innych utworach Conrad wyrażał się z dezaprobatą o cynicznych rewolucjonistach i nawiedzonych spiskowcach. Conrad miał przemyślane, konserwatywne poglądy i próba ich rozmywania jest - mówiąc Gombrowiczem - upupianiem Wielkiego Pisarza.

Serdecznie Cię pozdrawiam
Użytkownik: WBrzoskwinia 06.10.2008 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: WBrzoskwinia, Dziękuję C... | Bohun
Zgoda! Zgoda co do tego, w czym się nie zgadzamy. Dla mnie ona jest rzeczywiście Wielka z dużych liter, a to dlatego, że gdyby przed nią ludzie mogli normalnie żyć, nigdy by jej nie było. A znajomość z "Korsarzem" niezależnie od tego odnowić warto.
Użytkownik: oziku 19.04.2012 14:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Jean Aubry był tłumaczem,... | Bohun
Świetna recenzja. Jestem świeżo po lekturze i czuję zachwyt oraz satysfakcje, jak zazwyczaj po lekturze Conrada.

Ps. ciekawe porównanie do westernu Eastwooda, którego również jestem fanem:)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: