Portrecista
Oszczędna egzaltacja, szczypta erudycji oraz kult lektury jako podróży i podróży jako lektury - to niewątpliwie główne cechy esejów Marka Zagańczyka, redaktora „Zeszytów Literackich”. „Krajobrazy i portrety” są pierwszym książkowym zbiorem jego tekstów, choć już wcześniej dał się poznać jako eseista na łamach „Zeszytów...”. Pozycja ta powinna się spodobać tym, których zachwyciła późniejsza „Droga do Sieny”. Nie tylko dlatego, że zamieszczono tu „Sen cyprysów”, przedrukowany później w drugiej książce Zagańczyka.
Na pierwszy plan w tych tekstach wysuwają się przede wszystkim sylwetki ludzi – intrygujących, fascynujących talentem, erudycją, niezwykłymi losami. Tropami ich życia Zagańczyk podróżuje – czasem są to wyprawy w geograficznym sensie, czasem w sensie czysto mentalnym. Bywa i tak, że podczas zwyczajnej podróży natrafia on na ślad bytności jakiegoś pisarza w danym miejscu – to już jest pretekst, aby zgłębić historię i miejsca, i twórcy, który swą osobą naznaczył ten punkt w przestrzeni i czasie.
Zagańczyk odwiedza nie tylko znaczące europejskie miejsca, jak na przykład mityczne dla podróży intelektualnej Włochy. Odkrywa na nowo Warszawę, jej dawno już utraconą urodę, odkrywa także Byszewy, gdzie Jarosław Iwaszkiewicz pracował jako korepetytor. Zagańczyk łączy to niezwykłe miejsce nie tylko ze słynnymi „Pannami z Wilka”, ale także z poezją Iwaszkiewicza. Ta osobliwa wizyta była jednak rozczarowaniem, na miejscu bowiem zastał pisarz stary dwór, mający za sobą niechlubną przeszłość PGR-u. Dawna magia zniknęła, pozostała jedynie tabliczka informująca o pobytach Iwaszkiewicza.
Zdarza się też, że Zagańczyk podróżuje bez fizycznego przemieszczania się. W taki sposób poznał stare oblicze Bydgoszczy, miasta profesora Zbigniewa Raszewskiego. Dzięki „Pamiętnikowi gapia” jest oprowadzany przez swego mistrza po mieście przedwojennym, z którego dziś zapewne niewiele zostało. W eseju „Miasto B.” oświadcza bez skrępowania: „Nigdy nie byłem w Bydgoszczy”[1]. Bo i nie samo bycie jest ważne, nie zwykłe spojrzenie jest istotne. W dobrym patrzeniu pomocne są autorytety, do których często i chętnie Zagańczyk się odwołuje.
Na Majorce tropi ślady Chopina i George Sand, na Korsyce czyta listy Jeleńskiego, na Holandię patrzy przez pryzmat spostrzeżeń Zbigniewa Herberta i Eugeniusza Formentina. Z uznaniem czyta cudowną książkę Herlinga-Grudzińskiego „Sześć medalionów i Srebrna Szkatułka”, zachwyca się esejami Jana Kotta, kreśli twórczą sylwetkę Zygmunta Kubiaka.
Karty „Krajobrazów i portretów” pełne są znakomitych osobistości i trafnych cytatów (może nieco za wielu – to chyba jedyna wada tej książki). W eseju „Korsyka” notuje Zagańczyk niezwykle zgrabną myśl na temat „jaśnie panicza”: „Gombrowicz jest dla mnie jak punkt odniesienia, ale punkt ruchomy, uskakujący, nie do zawłaszczenia. Tkwi w głowie jak szpica. Myślałem o jego opisach bólu, grozy starzenia się i na moment ta ciemna strona dziennika wydała mi się ważniejsza. Znalazłem w nim zdanie, które przeszyło mnie boleśnie: »Nie można przez cały tydzień być nicością, żeby w niedzielę zaistnieć«. Kiedyś nie zwróciłem na nie uwagi. Na stronie, gdzie zostało wpisane, zakreśliłem inny fragment”[2].
Z kolei „San Gimignano” to zajmujący tekst poświęcony mało znanemu malarzowi Józefowi Rajnfeldowi, przyjacielowi nie tylko Mojżesza Kislinga, ale przede wszystkim Jarosława Iwaszkiewicza. Tytułowe włoskie miasto stało się jego miejscem na ziemi, które bardzo wolno otwierało swój urok przed nowo przybyłymi. To na początku tego eseju tłumaczy Zagańczyk motywy swego nieustającego zainteresowania postaciami mniej znanymi, stojącymi niejako z boku: „Ciekawią mnie postaci skryte w cieniu. Lubię przyglądać się ich losom, rozplątywać nici życiorysów, stawać w blasku rzucanego przez nie światła. Wtedy, na moment, zdaje mi się, że jestem o krok od odsłonięcia tajemnicy, rozpoznania istoty czaru, którym hojnie obdarzają innych, bardziej znanych. Bohaterowie drugiego planu bywają lekceważeni, spychani do przypisów, wciskani w mozolnie układne indeksy. A jednak to oni są czasem najważniejsi. Mają rozstrzygający wpływ, pomagają w odkrywaniu świata. Są przewodnikami w życiu, pośrednikami swobody”[3].
Najpiękniejszy jest jednak dla mnie esej „Casanova i maski”, oferuje on bowiem nietypowe i świeże spojrzenie na legendarną postać, która dziś kojarzona jest jedynie z romansami i dawno już straciła swój prawdziwy koloryt. Po przeczytaniu tego fragmentu „Krajobrazów i portretów” wprost marzyłam o zdobyciu legendarnych „Pamiętników” Casanovy i odczytaniu ich nie jako historycznej ciekawostki, lecz jako literatury najwyższej próby. Zagańczykowi Casanova jawi się z jednej strony jako archetypowy kochanek i orędownik miłości („Pytanie, czy Casanova kiedykolwiek kochał, brzmi fałszywie. Kochał przez całe życie, zmieniały się tylko kobiety” 4]), z drugiej zaś jest przecież przede wszystkim prawdziwym humanistą w najprostszym sensie tego słowa i wielkim wielbicielem życia: „Mimo to dziś mało kto traktuje go poważnie. Pozostaje bohaterem romansów, postacią z drugorzędnej literatury. Jest osamotniony. Bezinteresownie cieszył się życiem. Nikt z nas już tego nie potrafi”[5].
W „Krajobrazach i portretach” pasja poznawania świata i ludzi przejawia się więc dwojako: w podróżowaniu oraz czytaniu. Książki są jednak dla Zagańczyka ważniejsze: „W moich podróżach są mi szczególnie pomocne. Potrzebuję ich wsparcia. Często właśnie książki, czytane bez pośpiechu, w wakacyjnym rytmie, stają się ważniejsze od nowych pejzaży. Ofiarują więcej i dłużej tkwią w pamięci. [...] Bliskie mi książki czytam fragmentami, właściwie szukam w nich momentów zapamiętanych, podkreślonych, opatrzonych komentarzem. Dzięki nim granica między życiem i literaturą ulega zatarciu”[6]. Pojawia się pytanie, czy literatura może być ważniejsza niż życie, czy literatura jest może raczej równoznaczna z życiem. To problem frapujący, ale w gruncie rzeczy chyba nie do rozstrzygnięcia, jednak w jego kontekście jedyne, co mogę zarzucić książce Zagańczyka, to właśnie fakt, że poprzez jego spojrzenie trochę za często przeświecają literackie autorytety, wybitne co prawda, ale może jednak nieco zbyt dominujące.
---
[1] Marek Zagańczyk, „Krajobrazy i portrety”, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1999, s. 49.
[2] Tamże, s. 68.
[3] Tamże, s. 79.
[4] Tamże, s. 94.
[5] Tamże, s. 95.
[6] Tamże, s. 15.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.