Przedstawiam
KONKURS nr 67 pt.
"WILKI w LITERATURZE", który przygotowała
Aquilla :
Oto zabrzmiał róg myśliwski; rozpoczyna się polowanie.
Wilki uniosły łby i nastawiły uszy, po czym gorączkowo zaczęły szukać kryjówek w tajemniczym lesie. W podnieceniu poszczekują cichutko i merdają zawzięcie ogonami. One także długo oczekiwały z niecierpliwością tego dnia. Kto się najlepiej ukryje? Kto zdobędzie tytuł Mistrza Mataczeń i Zwodzenia na Manowce? Niektóre znajdują sobie byle jakie schronienie, inne wciskają się w najwęższe szpary. Są gotowe, czekają tylko na łowców.
Wataha liczy 23 osobniki. Są wśród nich wilki szlachetne i mądre, a także okrutne i złośliwe. Plotka głosi, że wśród drzew schowały się nawet wilkołaki (aby wziąć udział w konkursie, musiały solennie przyrzec, że nie będą nikogo gryźć).
Za odnalezienie jednego wilka łowca otrzymuje dwa włosy z jego ogona – jednego za wskazanie jego rodzica i jednego za książkę, z której pochodzi. Maksymalnie można zdobyć 46 włosów.
Myśliwy, który zdobędzie najwięcej włosów w najkrótszym czasie otrzyma nagrodę imienia Czerwonego Kapturka, a także zaszczytny tytuł Przyjaciela Wilków.
Wilcze futro należy przynosić do gajowego Aquilli na adres:
orzel_gryf@poczta.onet.pl
Polowanie kończy się o północy z dnia 27 na 28 września.
Wszelkie podpowiedzi na forum mile widziane, byle nie były zbyt
oczywiste. Przy pierwszej odpowiedzi należy wyraźnie zaznaczyć, czy chce się otrzymać podpowiedź gajowego dotyczącą przeczytanych książek. Ponieważ wilk, jako zwierzę, jest sprytny i nie da się kilka razy złapać na tę samą sztuczkę, po odgadnięciu autora myśliwemu przysługują trzy strzały w książkę.
Przy opowiadaniach prosiłabym o nazwę opowiadania, nie zbioru, przy wierszach o nazwę wiersza.
Pozdrawiam wszystkich łowców i życzę powodzenia.
Darz Bór :D
Podpisano Gajowy Aquilla
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Wysunął się z pachnącego bugaju wilk rudy, który był właśnie dopadł kotnej zajęczycy ociężałej w ucieczce i pochłonął ją wraz z płodem, w smaku rozkosznym, drgającym od żaru matczynego łona. Syk uwielbienia posyłały mu ze swych dziupli jarzębiate sowy, morderczynie makolągw, dzierlatek, strzyżyków i sikorek. Wykrzykiwały na cześć jego tańca zgiełkliwe pochwały krasnopióre żołny, które w lot zabijają lekkoskrzydłe motyle i ociężałe żuki. Szybowały za nim jaskółki loty niedościgłymi dla spojrzenia, naśladującymi jego taniec, wesoło i wśród świegotu pożerając niewidzialny świat muszek i nikłych komarów.
2.
Iks nie był pewien własnego pochodzenia. Miał w sobie trochę teriera, szczyptę spaniela, prawdopodobnie czyjąś nogę i bardzo dużo kundla. Ale przyjmował jako element wiary, że w każdym psie tkwi odrobina wilka i ta jego odrobina pilnie starała się przekazać wiadomość, że wilk przy ogniu należy do takich, na które nawet nie patrzy się wprost. Nie chodzi o to, że był w widoczny sposób zły. Nie musiał. Nawet siedząc nieruchomo, emanował aurę kompetentnej siły. Iks był jeśli nie zwycięzcą, to w każdym razie ocalałym z licznych ulicznych starć. Jako taki nie stanąłby przeciw temu wilkowi, choćby miał za sobą wsparcie kilku lwów i człowieka z toporem.
3.
Moce zagarnął wszystkie i chytrości —
Ludy jak dzika oblizał wilczyca,
Lecz za to pierwszy nie znał wyłączności!
Pierwszy, jak orzeł, ponad światem tym,
Na wszech-podniehiu dał Naród-szlachcica:
On tylko — tylko Rzym!
4.
Z przodu szło ogromne wilczysko, wyższe o głowę od innych; zwierz ten bynajmniej nie pędził przestraszony krzykami i hałasem nagonki, ale kroczył sobie dość wolno, podskakując z lekka; paszczę miał otwartą i język z boku wywieszony, a ogon podniesiony w górę jak pies. Karczysko było strasznie grube, porosłe płowymi kudłami. Nieulękły, stanął na wprost mnie i bystro wytrzeszczył ślepia; zdawało się, że pilnie nasłuchuje. Nigdy jeszcze w życiu nie widziałem takiego wilka. Wziąłem go dokładnie na cel, będąc ukrytym za drzewem; jednakże strzelba nie wypaliła, a i łoskot wcale nie przeraził wilka. Szedł prosto ku mnie jak nigdy nic, podczas gdy inne wilki rozbiegły się na wszystkie strony. Gdy przebiegał koło drzewa, za którym stałem ukryty, słyszałem wyraźnie, jak szczęknął zębami. Sięgnąłem po kapiszon, choć mi się zimno zrobiło, bo wilka tak zuchwałego na obławie nie widziałem nigdy. Spojrzałem w stronę, gdzie poszedł, a on sobie z wolna postępuje o jakie dwadzieścia kroków ode mnie. Celuję i strzelam; cóż, kiedy strzał chybia. Przeżegnałem się teraz, ale już nie miałem odwagi poszukać, gdzie upadł nabój ostro nabity loftkami. Wielkie wilczysko uszło w bór, gdyż był to wilkołak, to jest zła dusza w wilczej skórze.
5.
Gdy wjechałem do lasu, koń zaczął okazywać dziwny niepokój, zwolnił bieg, aż wreszcie stanął jak wryty, drżąc i parskając.
Niebawem zrozumiałem, co zaszło: na ścieżce leśnej, na wprost Iksa stał olbrzymi wilk. Szczerzył straszliwe kły i piana kapała mu z pyska.
Ściągnąłem szybko wodze i chwyciłem strzelbę. Wilk z rozwartą paszczą powoli zbliżał się ku mnie.
Krzyknąłem więc:
- W imieniu króla rozkazuję ci, wilku, abyś mi dał wolną drogę, w przeciwnym razie będę musiał cię zabić!
Ale wilk tylko zachichotał ludzkim śmiechem i nacierał na mnie w dalszym ciągu.
6.
Kiedy pocisk zabiegnie mi drogę!
Starą ranę na karku rozszarpuje do krwi,
Ale póki wilk krwawi - wilk żyw!
Więc to jeszcze nie śmierć! Śmierć ostrzejsze ma kły!
Nie mój tryumf, lecz zwycięstwo - nie ich!
7.
Gdy modrzewiowa kępa pozostała już o kilkadziesiąt metrów w tyle, łoś przystanął, wysoko uniósł łeb, kierując rozwarte nozdrza ku niebu, i nastawił długie uszy. Łoś przybiera zawsze tę postawę, ilekroć chce pochwycić daleki dźwięk. Ogromną ciszę nocną przerywało jednak tylko płynące z drugiej strony jeziora ponure hukanie sowy. Mimo to potężny zwierz stał wciąż bez ruchu, a u jego nóg, na śniegu, rosła kałuża świeżej krwi. Co za tajemnicza groza budziła się w głębinie leśnej. Najbystrzejszy ludzki słuch nic by nie uchwycił. Ale długie, niezmiernie czułe uszy łosia łowiły daleki pogłos. Zwierzę uniosło łeb wyżej jeszcze, nozdrza jego pochwyciły wiew ze wschodu, zachodu i południa, ale północ jedynie zdawała się go obchodzić.
Spoza wstęgi sosnowego boru dotarł wkrótce dźwięk tak wyraźny, że i ludzkie ucho mogłoby go już usłyszeć. Była to niby końcowa nuta żałosnej skargi. Z minuty na minutę dźwięk rósł, czasem brzmiąc donośnie, czasem zamierając w dali, ale zbliżając się bezustannie; był to łowiecki zew wilczego stada.
Czym dla zbrodniarza jest stryczek kata, czym rząd karabinowych luf dla pojmanego szpiega — tym dla rannego zwierza w pustyni śnieżnej jest głos wilczej pogoni.
8.
- Iksie, nie wiesz, że wilki boją się ognia? – powiedziałem. Sam jednak nie bardzo w to wierzyłem, a wilki też na pewno nigdy nic takiego nie słyszały. Bo nagle zobaczyłem je. Zbliżały się. Okropne, szare postacie wyjące z głodu, oświetlone księżycem.
Wtenczas i ja zawyłem. Zacząłem wrzeszczeć wniebogłosy. Nigdy jeszcze nie krzyczałem tak głośno i to je trochę wystraszyło.
Ale nie na długo. Za chwilę znów były. Tym razem jeszcze bliżej. Ich wycie odbierało zmysły Iksowi. Wiedziałem, że teraz obaj umrzemy, i Iks, i ja. Powinienem być przyzwyczajony do tego, ponieważ już raz umarłem. Ale wtedy chciałem umrzeć, tęskniłem za tym, a teraz nie chciałem. Teraz chciałem być z Ygrekiem. Ach, Ygreku, gdybyś mógł przyjść i pomóc mi!
9.
Gdy świt błysnął na niebie sambhur beczeć zaczyna –
Najpierw raz - potem drugi i trzeci
I wnet wilk się przekrada – I wnet wilk się przekrada –
by wieść zanieść radosną do drużyny do stada –
A my tropim i węszym i głosimy po śladach –
Najpierw raz – potem drugi i trzeci
10.
Wysoko pod chmurami płynął orzeł siwy, kołując i upatrując pastwy na ziemi. Zawiesił się czasem w powietrzu i stał nieruchomy, a potem dalej majestatycznie żeglował... W borze coś zaszeleściło i umilkło... Stado dzikich kóz wyjrzało z gąszczy na polankę, popatrzało czarnymi oczyma i pierzchnęło... Zatętniało za nimi — cicho znowu.
Z drugiej strony słychać łamiące się gałęzie, zaszeleściał łoś rogaty — wyjrzał, podniósł głowę, powietrza pociągnął chrapami — zadumał się, potarł rogami po grzbiecie i z wolna poszedł w las nazad... I znowu słychać było łom gałęzi i ciężkie stąpanie.
Spod gęstych łóz zaświeciło oczów dwoje — wilk ciekawie rozglądał się po okolicy... tuż poza nim, położywszy uszy, pierzchnął przelękły zając, skoczył parę razy i przycupnął.
I milczenie było, tylko z dala ozwała się poranna muzyka lasów... Trąciło o nie skrzydło wiosennego powiewu i gałęzie grać zaczęły... Każde drzewo grało inaczej, a ucho mieszkańca puszcz rozeznać mogło szmer brzozy z listki młodymi, drżenie osiczyny bojaźliwe, skrzypienie dębów suchych, szum sosen i żałośliwe jodeł szelesty.
11.
Wtedy stary, wychudzony wilczur, pokryty bliznami, zbliżył się do niego. Iks zamierzał warknąć, w końcu jednak obwąchał się z nim przyjaźnie. Po czym stary wilk usiadł, wyciągnął pysk ku księżycowi i zaniósł się długim wilczym wyciem. Inne wilki mu zawtórowały. Nareszcie zew dotarł do Iksa bezpośrednio, z samego źródła. Iks usiadł i zawył. Gdy skończył, wyszedł ze swej wnęki, a stado stłoczyło się wokół niego, obwąchując go na wpół przyjaźnie, na wpół wrogo. Przywódcy szczeknęli nawołując stado i popędzili w głąb lasu. Wilki ruszyły za nimi poszczekując chórem. A wśród nich biegł Iks, poszczekując jak one, przy boku swego leśnego brata.
12.
Albo wilk bieży; pragniesz go odegnać,
Aż orlim skrzydłem wilk macha,
Dość - "Zgiń, przepadnij" - wyrzec i przeżegnać,
Wilk zniknie wrzeszcząc: "Cha cha cha".
13.
Słysząc to Iks oświadczył w imieniu swoim i braci, że niech tylko wiosna uczyni się na świecie, to nie wytrzymają, jeno do pana kawalera podążą, ale póki mrozy mocne, będą jeszcze bili wilki, aby się za pannę Ygrek godnie pomścić. Bo chociaż powiedział Jan, że nie ma co się wilkom dziwować, przecie gdy się pomyśli, że taki gołąbek niewinny stać się mógł ich pastwą, to aż serce pod szyję podchodzi od wściekłości, a zarazem trudno utrzymać łez.
Szkoda - mówił - że skóry wilcze takie tanie, iże Żydy zaledwie za trzy talara dają, ale łez trudno utrzymać i nawet lepiej po prostu im pofolgować, gdyż kto by nie pożałował uciśniętej niewinności i cnoty, ten okazałby się barbarusem, niegodnym rycerskiego i szlacheckiego imienia.
14.
Oprócz tego, odkąd stanąłem u tego okna, słuch mój niepokoiły jakieś dźwięki, dochodzące z oddali, które-same jedne mąciły panującą naokół niepokalaną cisze. Były to jakby niezmiernie przewlekłe nawoływania, jakby jęki basowe ogromnie przedłużane, z nieskończoności zda się i w nieskończoność płynące: płacz ziemi marznącej, czy uwięzionych żywiołów. Czasem słychać było głos jeden tylko, czasem wiele naraz głosów i wtedy możnaby mniemać, że gdzieś niedaleko stąd znajduje się piekło, przynajmniej czyściec, w którym lamentują srodze dręczone duchy. Z początku, zatopiony w myślach, na ten szczególny, w oddali kędyś wydawany koncert nie zwracałem uwagi i tylko mechanicznie go czułem. Ale potem, zaczął mię bardzo niepokoić i drażnić. Zwróciłem się do Iksa: — Co to? — wskazując na okno, zapytałem.
Z takiem wykrzywieniem wargi, że zaostrzony koniec jednej połowy wąsów znalazł mu się prawie pod okiem, odpowiedział:
Wilki, jaśnie panie!
15.
Pies mówił, a wilk słuchał: uchem, gębą, nosem,
Nie stracił słówka; połknął dyskurs cały
I nad smacznej przyszłości medytując losem,
Już obiecane wietrzył specyjały!
16.
NIE – krzyknęła Zeta, - Iksie, nie ufaj mu, on pomógł Ygrekowi dostać się do zamku, on też pragnie twojej śmierci... to WILKOŁAK!
Zaległa głucha cisza. Wszystkie oczy utkwione były teraz w [X], który nadal był spokojny, choć zbladł.
Wstydź się Zeto, to grubo poniżej twoich zwykłych możliwości – stwierdził sucho. – Z tych trzech zdań tylko jedno jest prawdziwe. Nie pomagałem Ygrekowi w przedostaniu się do zamku i na pewno nie chcę śmierci Iksa... – Dziwny skurcz przebiegł przez jego twarz. – Ale nie przeczę, że jestem wilkołakiem...
17.
Wzięły wilka skrupuły. Wiódł łotrowskie życie,
Więc ażeby pokutę zaczął należycie,
Zrzekł się mięsa. Jarzyną żyjąc przez dni kilka,
Znalazł na polowaniu znajomego wilka.
18.
Iks nie rozumiał, co znaczą te słowa, ale czuł, że Tata miał rację. Wychowywał go z dala od ludzi i Iks nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Poza tym miał teraz Wilka. Z każdym dniem rozumieli się nawzajem coraz lepiej.
Iks zaczynał rozumieć, że wilcza mowa jest mieszaniną gestów, spojrzeń, zapachów i, dźwięków. Gestów wykonywanych niekiedy pyskiem, kiedy indziej uszami, łapami, ogonem, łopatkami, sierścią lub całym ciałem. Gestów często niezwykle subtelnych: najlżejszych ruchów czy drgnięć. Większość z nich była bezgłośna. Iks zdążył już poznać wiele z nich, choć nie miał wrażenia, by się ich uczył. Raczej przypominał je sobie.
19.
- Iks jeszcze nie wrócił? – spytał.
- Nie ma go tu – odparł Ygrek.
- Nie ma? – warknął znajomy głos. Iks wysunął się zza drzewa. – Wróciłem już jakiś czas temu. Kto mówi, że mnie tu nie ma?
- Nikt, szlachetny wilku – pogodnie powiedział Ygrek, wynurzając się z potoku. Strząsając z siebie rękami wodę podszedł do swoich rzeczy i zaczął się ubierać. – W mgnieniu oka zbierzemy się i w drogę!
Trwało to nieco dłużej niż mgnienie oka, nim Ygrek włożył ubranie, zbroję i okulbaczył konia.
- Możemy ruszać? – spytał.
- Z przyjemnością – odrzekł Zet.
Iks zagłębił się w las i zniknął im z oczu. Zet i Ygrek ruszyli w ślad za wilkiem. Znaleźli go o dwie polany dalej. Siedział i czekał na nich.
- Co widzę! – warknął. – Miłośnicy spacerków i długich wędrówek. Czy nie na to się zanosi? W porządku. Potrafię tak samo jak wy marnować czas na spacery.
Zrównał się z nimi i razem szli naprzód.
20.
Całe szczęście, że Iks i Ygrek nie spali i usłyszeli nadbiegające wilki.
- Teraz ja będę walczył – wykrzyknął Ygrek. – Schowajcie się za mnie, a ja pójdę im naprzeciw!
Chwycił za siekierę, którą tak dobrze wyostrzył, a kiedy Przewodnik Wilków zbliżył się do niego, podniósł rękę i odrąbał mu głowę. Po chwili przybiegł inny wilk i też padł pod ostrzem broni Ygreka.
Wilków było czterdzieści i wkrótce czterdzieści martwych ciał leżało u stóp Ygreka.
Wtenczas Ygrek odłożył siekierę i usiadł obok Iksa, który rzekł:
Dzielnie walczyłeś, przyjacielu..
21.
Iks nie czuł się wcale mężnie; zrobiło mu się słabo. Nie mogło to jednak mieć żadnego wpływu na to, co musiał zrobić. Natarł na potwora mieczem i wymierzył cios w jego bok. Ale uderzenie nie dosięgło wilka. Jak szara błyskawica okręcił się wokół siebie, przez moment zamarł w bezruchu, wpatrując się w chłopca płonącymi ślepiami, i rozwarł paszczę w ryku wściekłości. Gdyby wilk nie był tak rozwścieczony, że przed atakiem po prostu musiał wydać z siebie ów ryk, to z pewnością schwyciłby Iksa za gardło w sekundę po chybionym ciosie. Ale teraz – choć wszystko to stało się zbyt prędko, by Iks miał czas o tym pomyśleć – chłopiec mógł zrobić szybki unik, a następnie z całej siły wbić miecz między przednie łapy bestii.
22.
Jedziemy. Zajechaliśmy na popas, napiliśmy się mleka. Doskonale. Dopiero na noclegu – awantura! Ani gadania o spaniu gdzie indziej, tylko ze mną w łóżku! Potrafilibyście się oprzeć płaczowi sieroty, która ma w was jedynego opiekuna? Ja nie umiałem się zdobyć na tyle hartu. No i od tej nocy, przez cały czas podróży, sypiałem w łóżku z wilkiem. Z prawdziwym wilkiem, takim z puszczy.
Że nie stało się ze mną to, co z babcią Czerwonego Kapturka, to tylko dlatego, że mój wilk z boru był tak mały, iż zupełnie wygodnie mieścił się pod moim ramieniem. A głowę kładł zawsze na poduszkę!
23.
Spojrzał na słońce. – Robi się gorąco; dlaczego nie pójdziesz do domu?
Wilk słuchał uważnie, ale wciąż się nie ruszał.
Iks zakołysał się na palcach i wstał.
- No dalej, Ygreku – powiedział rozdrażniony – zmykaj do domu.
Zamachał groźnie rękami i Ygrek pierzchnął na bok.
Iks znów groźnie zamachał i wilk uskoczył, ale było oczywiste, że nie ma zamiaru iść do domu.
- W porządku – powiedział Iks z naciskiem – nie idź do domu. Ale zostań. Zostań tutaj.
Dla podkreślenia słów pogroził mu palcem i zrobił w tył zwrot. Właśnie by odwrócony plecami, gdy usłyszał wycie. Nie było donośne, ale ciche, zawodzące i wyraźne.
Wycie.
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu