Dodany: 15.09.2008 22:08|Autor: martini_rosso

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Pamiętnik egotysty
Stendhal (właśc. Beyle Marie-Henri)

Egoistyczny pamiętnik z życia pisarza


Ta książka okazała się dla mnie pewnym wyzwaniem – bo wcześniej nie znałam Stendhala prawie wcale, nie znałam Henri’ego Beyle'a, znałam tylko pisarza, autora „Kronik włoskich” oraz „Czerwonego i czarnego”. A tutaj nagle z kart woluminu wychyla się człowiek z krwi i kości, człowiek ze swymi namiętnościami, drobnymi obsesjami, opanowany manią gadulstwa i silną potrzebą autoanalizy, introspekcji absolutnej. Niemal bez żenady pisze o swoich słabostkach, swojej brzydocie, napadach melancholii i braku towarzyskiego szlifu. Skrupulatnie rozłupuje skostniałe już warstwy pamięci (o czym świadczą liczne pomyłki w datach; na szczęście Boy-Żeleński nie odnotowuje ich zbyt często, o tyle tylko, o ile jest to niezbędne). Opisuje Stendhal salony, w których zwykł bywać, a także salony, z których musiał uciekać z bardzo różnych powodów. Ze swadą, dowcipem, ale czasem i z podziwem opisuje co ciekawsze figury zdobiące paryskie towarzystwo.

Po latach Stendhal odkrył jakby na nowo urok Paryża, do którego tak ciężko było mu wracać w 1821 roku z Mediolanu, po zerwaniu z ukochaną Metyldą. Mimo licznych narzekań ma jednak co pisać o tych kilku latach spędzonych na powrót we Francji. Sam zresztą urąga swemu męczącemu gadulstwu: „Ale trzeba kończyć ten rozdział. Aby starać się nie kłamać i nie ukrywać swoich błędów, postanowiłem pisać te wspomnienia po dwadzieścia stronic dziennie, jak list. Po moim odjeździe do wieczności wydrukują to z oryginału. Może w ten sposób dojdę do szczerości, ale też muszę błagać czytelnika (może urodzonego dziś rano w sąsiednim domu), aby mi przebaczył to straszliwe gadulstwo”[1]. Jak we wstępie do książki zaznaczył Żeleński, Stendhal napisał swoje zwierzenia w ciągu zaledwie dwóch tygodni, między 20 czerwca a 4 lipca 1832 roku. Rękopis miał być oddany do druku dziesięć lat po śmierci pisarza. Na druk czekał jednak aż sześćdziesiąt lat. Dzisiaj urok tych intymnych zapisków, z założenia przeznaczonych dla potomności, tkwi chyba głównie w tym, że są już nieco archaiczne, i złośliwostki, jakie kiedyś mogły wydawać się odrobinę bulwersujące, nas mogą jedynie nieco bawić, a czasem nudzić. Nie sposób bowiem połapać się w gąszczu nazwisk, tytułów, koligacji rodzinnych i towarzyskich postaci uwiecznionych przez twórcę. Z tego pozornego chaosu wyłania się jednak rys dominujący. Oto pisarz zasiada przed czystą kartą papieru i pisze. Nie o świecie, nie o jego problemach, nie o miłostkach, nie o zajmujących historiach. Pisze o czymś całkiem zwyczajnym – o swoim życiu. O słabości do pewnych kawiarń paryskich, do spacerów nie tylko po Luwrze, do Londynu i Szekspira, a także do komplementów na temat własnego pisarstwa. Pisze o sobie, pisze o tym, co go zajmuje najbardziej. Bywa w tym nieco naiwny, bywa zdumiewająco odważny, bywa dowcipny – a nade wszystko jest bardzo konsekwentny. Opętany pragnieniem pozostawienia po sobie jakiegoś osobistego świadectwa, jakim nie może być najlepsza choćby powieść (nawet „Czerwone i czarne”!), kreśli Stendhal portret własny. Kreśli ze swadą, pychą, przekorą, z dystansem do siebie i swojej twórczości. A jednak, jak każdy artysta, jest po trosze narcyzem, zapatrzonym w swoje odbicie – choć może jest narcyzem wątpiącym, który uważnie przygląda się temu, co widzi, i z uwagą rejestruje, analizuje, ocenia. Niczym Rembrandt kreśli uporczywie naturalistyczny autoportret. Ale nawet w tym najbardziej realistycznym wizerunku można odnaleźć nutkę sentymentalizmu i nostalgii. Myślę, że w „Pamiętniku egotysty” jest to nuta dominująca.

Potrzeba podróży w głąb siebie jest przecież zawsze bardzo silna. Czasem to, co się podczas niej odkryje, chce się zaprezentować światu, zwłaszcza gdy ubrane zostanie w nienaganny, a zarazem pełen lekkości styl. „Pamiętnik egotysty” nie jest na pewno dziennikiem intelektualnym, to raczej typ staroświeckich wspomnień, jakich się już dziś nie czyta. Aby w pełni docenić wagę tej książki, trzeba by mieć w małym paluszku nowożytną historię Francji, wraz ze wszystkimi jej niuansami. A jednak można się rozkoszować tą książką zupełnie bezinteresownie, można obojętnie przejść wobec rzeszy pojawiających się w niej nazwisk i charakterystycznych postaci, bo przecież bohaterem jest tutaj sam pisarz i jego refleksja nad rzemiosłem, i nad ogarnianiem swego życia właśnie poprzez pisarską pracę. Jednak epicki pociąg do opowiadania historii, do gawędy i anegdoty okazuje się silniejszy od „egotyzmu”, więc ciągle martwi Stendhala rozwlekłość tych wspomnień i kwestia ich szczerości. A może to po prostu artystyczna kokieteria...

„Czyś widział kiedy, łaskawy czytelniku, jedwabnika, który najadł się do syta liścia morwy? Porównanie nie jest wytworne, ale jak jest trafne! To brzydkie zwierzę nie chce już jeść, musi wdrapać się wyżej i zrobić swoje jedwabne więzienie.

Takim zwierzęciem jest zwierzę zwane pisarzem. Dla kogoś, kto zakosztował przejmującego rzemiosła pisania, czytać jest już tylko drugorzędną przyjemnością. Ileż razy myślałem, że jest druga; spojrzałem na zegar: było wpół do siódmej. Oto moje jedyne usprawiedliwienie, że zaczerniłem tyle papieru”[2].



---
[1] Stendhal, „Pamiętnik egotysty”, tłum. Tadeusz Boy–Żeleński, wyd. PIW, Warszawa 1960, s. 39.
[2] Tamże, s. 117.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5228
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.09.2008 16:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka okazała się dl... | martini_rosso
O, jak ja lubię dzienniki i pamiętniki! Muszę sprawdzić, czy jest w bibliotece, bo mnie zachęciła do lektury i sama Twoja recenzja, i fakt, że przekładał Boy.
Użytkownik: martini_rosso 16.09.2008 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jak ja lubię dzienniki... | dot59Opiekun BiblioNETki
Niewątpliwie nie jest to najlepsza książka Stendhala, ale swój urok ma i na pewno wynika to także z tłumaczenia Boya. Jak dobrze, że to on jest autorem tylu przekładów klasyki francuskiej! Moja ocena jest nie fachowa, a czysto impresyjna ;)
Użytkownik: Bozena 17.09.2008 02:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ta książka okazała się dl... | martini_rosso
Martini_rosso, i znowu: uznanie. Bardzo ładna recenzja, mimo pominięcia w niej spraw, rzeczy, zdarzeń, większości zjawisk, miejsc, osób, z którymi Stendhal się stykał. Odważnie sobie poradziłaś, mówiąc, że właściwie to on jest bohaterem książki, i jego zejście do własnej „groty”; poniekąd tak jest; a przy tym – zachęcająco tekst swój napisałaś. Dodaję swój głos do zachęty tej; choć akurat pozycji, którą opisujesz nie czytałam, za to czytałam kilka jego powieści i... „Korespondencję” jego, gdzie pod dwustu czterdziestoma pseudonimami czuje się właściwego Stendhala; ale nie do końca jeszcze... I chyba nigdy już.

Gérard Genette tak mówi: „Czytanie „Stendhala” zmusza do przeczytania całego „Stendhala”, ale przeczytanie całego „Stendhala” nie jest możliwe, między innymi dlatego, że cały „Stendhal” nie został potąd opublikowany ani odszyfrowany, ani odkryty, ani nawet napisany: przez to nie-napisanie rozumiem całość tekstu Stendhalowskiego, w którym luki, nieciągłości tekstowe nie są brakiem, nie są czystym nie-tekstem [...]: to jest brak aktywny i znaczący jako brak, jako sposób pisania, jako tekst nie-pisany.”*

Stendhal jest moim ulubieńcem od dawna już, lecz strach mi mówić o nim; to wyjątkowo złożona postać, o której niełatwo jest pisać. A z pisarzy - zrobił to znakomicie Krzysztof Rutkowski (aspekt pseudonimiki Stendhala, na przykład, odkrywając J. Starobinskiego, objaśnił... brawurowo), choć czasu na swoje dzieło, jak sam mówił, „zużył” sporo. I do tego tekstu właśnie chciałabym zachęcić Ciebie, martini_rosso. Jest to z pasją napisany, rzetelny, nadzwyczajnie wartościowy esej, dla nas – do wielokrotnego studiowania; też intelektualnej ekstazy.

Czy Stendhal był szczery, jak piszesz? Tak; ale jednocześnie - skryty. Czy gadułą był? Tak; ale jednocześnie - nie: pisał, by milczeć (scribo: taciturio). Czy naiwny był? Możliwe; ale raczej roztargniony. Brak towarzyskiego szlifu? Raczej mniemanie niż fakt. Brzydota? Ale za to jakie piękne... dłonie:), i tak dalej...

W książce „Serce Stendhala: Historia jego życia i miłości”” Henri Marineau zastanawia się, na przykład, czy można przyjąć za prawdę anegdotę wedle której Stendhal, gdy „... czuł potrzebę milczenia, wtykał w butonierkę szpilkę zaznaczając w ten sposób, że nie chce z nikim rozmawiać...”** Autor uznał, że był to rodzaj umowy; bo Stendhal „wymyślił wiele takich małych podstępów (włożenie ubrania niezwykłego koloru, odwrócenie portretu do ściany), które w jego myślach miały zmienić w ciągu jednej minuty stosunki między obecnymi ludźmi. Była to całkowicie intelektualna, ciągła zabawa.”**

Rozpisałam się nieco, ale myślę, jak mówił Kemor, że to jednak „nie zawadzi”; takie tam ciekawostki uzupełniają portret człowieka. A więc jeszcze coś: otóż zdarzyło się Stendhalowi, na przykład, w czasie pełnienia obowiązków konsularnych w Civitavecchia wysłać do ministra spraw zagranicznych zaszyfrowany list... i „klucz szyfrowy w tej samej kopercie.”** Albo „... wyjeżdżając do Rosji Stendhal kazał przyszyć do ubrania zamiast guzików sztabki złota obciągnięte materiałem. Ale wskutek kłopotów i trudów wojennych zapomniał w Wilnie o tych środkach ostrożności i dał zniszczone już ubranie jakiemuś lokajowi, zapomniawszy, jaką cenę miały guziki.”**
---------
Zdanie Twoje: „»Pamiętnik egotysty« nie jest na pewno dziennikiem intelektualnym...” w zestawieniu ze zdaniem: „Aby w pełni docenić wagę tej książki, trzeba by mieć w małym paluszku nowożytną historię Francji, wraz ze wszystkimi jej niuansami” – trochę intryguje mnie, może niepotrzebnie intryguje, a może... inaczej to zdanie powinno brzmieć, pomimo że cały tekst nie jest, jak rozumiem, zapisem twórczych osiągnięć autora a jest to „... raczej typ staroświeckich wspomnień.”

Z przyjemnością powitałam Stendhala w recenzjach polecanych; i znowu: oklaski, martini_rosso.
---------
*Słowa Gérarda Genette w: „Zakochany Stendhal: Dziennik wyprawy po imię” Krzysztof Rutkowski, słowo/ obraz terytoria, Gdańsk 2005... redakcja? :) Zgadnij! :)
**Henri Martineau „Serce Stendhala: Historia jego życia i miłości”, przekład Felicja Śniatecka, PIW, Warszawa 1961 r.


Użytkownik: martini_rosso 17.09.2008 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Martini_rosso, i znowu: u... | Bozena
Twoją opinię przeczytałam z ogromnym zaciekawieniem i Rutkowskiego na pewno umieszczę pośród moich czytelniczych planów. A kiedy zapoznam się z pozostałą twórczością Stendhala (a trochę tego mi zostało), chętnie sięgnę po pozostałe pozycje, które wymieniłaś. Dziękuję za wszystkie polecane lektury oraz za komplement :)

Co do mojej opinii: "Pamiętnik egotysty" nie jest dla mnie dziennikiem intelektualnym w znaczeniu współczesnym. Nie są to zapiski doskonale dopracowane, wyszlifowane. Myślę, że w gruncie rzeczy Stendhal nie gra z czytelnikiem tak, jak na przykład robi to w swoich dziennikach Gombrowicz. Wydaje się być znacznie bardziej szczery, a tym samym i bardziej naturalny i po prostu uroczy. Niewątpliwie literatura zawsze jest swego rodzaju grą z czytelnikiem, ale ja mam wrażenie, że zapiski Stendhala są znacznie bardziej prywatne, zapewne oczekiwał, że ukażą się już po jego śmierci, jak większość dzienników. Dziś cała zabawa z dziennikami intelektualnym polega na tym, że są one totalną autokreacją i, tak jak dzienniki Gombrowicza chociażby, ukazują raczej "na bieżąco". Jednakowoż można by Stendhala uznać za prekursora dziennika intelektualnego, bo oprócz własnej osoby podejmuje także temat samego pisania i statusu siebie jako pisarza...

Z wielką chęcią sięgnę po korespondencję Stendhala, jeśli uda mi się ją zdobyć, bo widzę, że oceniłaś na 6. Myślę, że jest on pisarzem o nieodpartym uroku i każda lektura jego dzieł sprawia, że czuję się niczym na spotkaniu właśnie z nim samym. To jest niecodzienne doświadczenie.
Użytkownik: Bozena 20.09.2008 14:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoją opinię przeczytałam... | martini_rosso
Dla mnie, martini_rosso, komplement to „coś” nie do końca szczerego; szczere było uznanie moje. :) No, ale nasze – nas wszystkich - porozumienie (wzajemne zrozumienie) w życiu zasadza się na strukturze pojęciowej, na uznaniu niemal identycznej definicji poszczególnych słów. Możliwe też i zatem, że dziś „dziennik intelektualny” definiuje się jako „coś” zupełnie przeciwnego do „staroświeckich wspomnień”; ale czy takie wspomnienia bywają pozbawione intelektualnych rozważań? Nie myślę tak, tym bardziej, że, jak napisałaś sama: „trzeba mieć w małym paluszku nowożytną historię Francji, wraz ze wszystkimi jej niuansami” aby zrozumieć »Pamiętnik egotysty« Stendhala, czyli aby zrozumieć te właśnie „staroświeckie wspomnienia”; przyznam, że jestem w kłopocie; przecież historia – to fakty (zakładam eliminację zniekształceń) weryfikowalne dzięki intelektowi; jeśli już, to najwyżej rozumiałabym tak: pod nazwą „dziennika intelektualnego” (w znaczeniu współczesnym) czytam zapis - przez samego artystę - jego twórczych osiągnięć ukierunkowujących mnie na inspiracje jego, na autorów, których cenił i - nie, na dzieła rozmaite mające wpływ na ogląd jego rzeczywistości, a po przemyśleniach treści - tak lub inaczej - we własnych utworach wyrażonych. Takim modelowym dziennikiem byłby dla mnie (a może i jest) „Pamiętnik” Stanisława Brzozowskiego, i powiem Ci, że przeczuwam, że Stendhal, ten arcy-erudyta (miałam okazję przekonać się jak pisze, i o czym pisze) - nawet jeśli większość utworu »Pamiętnika egotysty« stanowią „staroświeckie wspomnienia” (mogące przecież być w pełni zrozumiałe tylko, jak mówisz, dzięki znajomości „nowożytnej historii Francji”) nie byłby w stanie w swoich tekstach oderwać się od inspiracji twórczych, odniesień, skojarzeń... Sama przyznałaś, ale już w drugim komentarzu, że „(...) oprócz własnej osoby podejmuje on także temat samego pisania i statusu siebie jako pisarza...”

A jeśli „dziennik intelektualny” kogokolwiek - w znaczeniu współczesnym - oznacza li tylko rodzaj zabawy w postaci zapisu „na bieżąco totalnej auto-kreacji” („zabawa”, gra Stendhala polegała nie tyle na auto-kreacji, co na poszukiwaniu prawdy i... siebie) to, skoro rozpoznam taki, będę z dużym, większym niż dotąd, przymrużeniem oka czytała go.

Dla mnie Stendhal „uroczy”, tak samo jak dla Ciebie, jest; Gombrowicz – nie. I można byłoby wstawić tutaj nie-napisaną rozprawę o nich obu.

Byłam bardzo młoda, gdy „Dzienniki” Gombrowicza czytałam; wrażenie jego kapitalnego operowania słowem mam w sobie do dziś, zaś pewien rodzaj zawierzenia faktom usprawiedliwiał w moich oczach ową „auto-kreację”, wybiórczo chyba czytałam i nie dostrzegłam (a może nie rozumiałam jeszcze) czegoś, na co Krzysztof Rutkowski uczulił mnie, a co niezupełnie przystaje do definicji „totalnej auto-kreacji na bieżąco”, czyli, wedle Ciebie, „dziennika intelektualnego w znaczeniu współczesnym”.

Przeczytajmy co mówił Krzysztof Rutkowski (gość Biblionetki w maju 2006 roku):

„Stendhal był Gombrowiczem początku XIX wieku. Swoją drogą aż dziwne, że do tej pory nikt nie napisał rozprawy: Stendhal-Gombrowicz, to byłaby rzecz pasjonująca. I jednemu, i drugiemu szło o grę z Formą. Nie dla samej gry, ale dla dotarcia – jeśli to możliwe – do najbardziej rzeczywistej rzeczywistości bycia. Ta rzeczywistość – najbardziej oczywista i najbardziej trwożąca polega na tym, że wzięliśmy się na świecie wypchnięci ze sceny, na której nie graliśmy, ale na której powstaliśmy. Reszta – to literatura. Trzeba ją jednak, przez pamięć o tej niemożliwej do zapamiętania scenie, robić jak najlepiej”. [KR]

Nie zgodziłam się z tym, że Stendhal był Gombrowiczem początku XIX wieku (choć dziś już nie wyrokuję, a weryfikuję wiedzę), lecz zgodziłam się ze stanowiskiem, że „szło im o grę z Formą”. Nie dla samej gry... Odpowiedź była taka:

„Nietzsche był jednym z najbardziej uważnych czytelników Stendhala. Był jego czytelnikiem prawdziwym. To Nietzsche odnalazł u Stendhala to, czego szukał, i uznał za swoje: odkrycie, że naturą prawdy jest sprzeczność. Jedyna zasłona, w którą przyobleka się prawda, polega na nierozumieniu tego, co jest odsłonięte i co się ujawniło. Szukanie sprzeczności, odkrywanie paradoksów, śmiech, gest – próba śmiechu jest sposobem obrony prawdy przed jej przechwyceniem i przywłaszczeniem przez tych, którzy nie mają pojęcia o jej istocie i przez to uważają, że ją posiedli. Kwestia Formy nie jest rzeczą formalną, lecz pytaniem o istotę prawdy. Nietzsche jest tą osobą, która ujawnia związki – nieoczekiwane – między Stendhalem i Gombrowiczem”. [KR]

Związki nieoczekiwane...

„To Nietzsche odnalazł u Stendhala to, czego szukał, i uznał za swoje: odkrycie, że naturą prawdy jest sprzeczność”. [KR]

Otóż to!

„(...) uznał za swoje...” :(

Bardzo się cieszę, że czytając Stendhala czujesz się „... niczym na spotkaniu właśnie z nim samym”. I ja też.:)

Użytkownik: martini_rosso 21.09.2008 13:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie, martini_rosso, ... | Bozena
Mimo wszystko "dziennik intelektualny" jest pojęciem współczesnym i za takie je uważam, dlatego sądzę, że nie przysługuje ono "Pamiętnikowi egotysty", który w moim odczuci odnosi się zdecydowanie bardziej do emocji czytelnika, nie zaś do jego intelektu. To, co wymaga erudycji, jest kolorytem epoki, który znalazł miejsce w książce w takim sam sposób, jak znajduje on się w każdym pamiętniku. Nie było pewnie zamiarem Stendhala, aby przyszli czytelnicy głowili się nad niuansami towarzysko-historycznymi, a więc myślę, iż potrzebna tu wiedza w lekturze nie czyni z "Pamiętnika egotysty" dziennika intelektualnego. Nadal uważam, że w wykonaniu Stenhdala to forma jeszcze staroświecka, choć z już z zapowiedziami cech dwudziestowiecznych dzienników.

Wszystko to co napisałaś, jest arcyciekawe! Nigdy bym nie połączyła logicznie Stendhala z Gombrowiczem czy Nietzschem, choć wszyscy oni byli (nadal są?) niezwykle zajmującymi egotystami. I wszyscy balansowali na granicy autokreacji.
Użytkownik: Bozena 23.09.2008 03:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Mimo wszystko "dzien... | martini_rosso
Jeszcze słowo na koniec, i z podziękowaniem;

1/ napisałaś że „Pamiętnik egotysty” jest rodzajem „staroświeckich wspomnień”;

2/napisałaś, że Stendhal był prekursorem „dziennika intelektualnego” w pojęciu współczesnym (nie podając właściwie jak dziennik taki definiujesz; ja nie kwestionowałam terminu „współczesności” ani „staroświeckości”, ani niczego, i nie dowiedziałam się co rozumiesz pod pojęciem: „dziennik intelektualny współczesny”, jak ja go pojmuję – napisałam w poprzednim komentarzu);

3/?

4/ ostatecznie napisałaś, że:
„Nie było pewnie zamiarem Stendhala, aby przyszli czytelnicy głowili się nad niuansami towarzysko-historycznymi, a więc myślę, iż potrzebna tu wiedza w lekturze nie czyni z »Pamiętnika egotysty« dziennika intelektualnego”.

Nie twierdziłam że „czyni”, wszak nie znam Twojej jego definicji; a tylko nadal uważam (napisałam już o tym w poprzednim komentarzu), że te „staroświeckie wspomnienia” nie są pozbawione intelektualnych rozważań, twierdzę tak w świetle tego, o czym napisałaś w recenzji, i na podstawie wiedzy: jak, i o czym - w ogóle - pisał Stendhal.

Nie wiem czy rzeczywiście można odgadnąć, jak sugerujesz, „nie-zamiar” Stendhala...

Owszem, każdy, tak jak i Ty uczyniłaś, może powiedzieć słowa: „w moim odczuciu” lub „uważam...”, i, kategorycznie wypowiedzieć się za jedną opcją (wspierając wypowiedź elementami innej, ale wypadałoby w takim razie ten nowy „twór” określić jakoś, coś więcej o nim napisać), i nic się złego nie dzieje, bo i nie mam wcale zamiaru spierać się z Twoimi odczuciami (czy uważaniem), wcale, uznałam tylko, że i ja mogłam swoje spostrzeżenia wyrazić; a teraz myślę w końcu, że dobrze będzie nieco rozwinąć tu kwestię zasadniczą przywołując do niej osoby zajmujące się profesjonalnie Stendhalem; bo jest tak, że akurat w przypadku niego - cały (cały) jego dorobek twórczy, a w tym i to, czego nie napisał (potrafił na przykład wyrazić siłę uczuć tylko za pomocą... średnika) jest jednocześnie (jednocześnie) wedle badaczy literatury i „tropicieli” Stendhala autobiografią, dziennikiem, pamiętnikiem, anegdotą, testamentem, esejem, powieścią, baśnią... (i wszystkie jego utwory w treści przenikają się wzajemnie, a ta wiodąca koncentruje się wokół pojedynczych, tych samych lub podobnych, powtarzanych-odtwarzanych wciąż, chwil szczęścia); można powiedzieć dziś, jak sugeruje Krzysztof Rutkowski, że całe, wielogatunkowe, i niedokończone dzieło Stendhala jest „prze-powieścią”.
-----------
„Bezgranicznie podziwiam to, czego próbowali Montaigne, Rousseau, Stendhal, Bataille. Oni łączyli myśl, życie, fikcję, wiedzę, jakby szło o jedno ciało”. [Pascal Quignard]

A więc nie tylko do emocji czytelników odwoływał się Stendhal w całej twórczości swej, ale także i zwłaszcza do intelektu ich; i choć przekonany był, że nie szybko zrozumiany zostanie, to miał przeczucie, że co kilkadziesiąt lat chociaż pojawi się ktoś, kto go odkrywać i dążyć jego śladem będzie; tropem, śladem „zwierzęcia” o różnych obliczach i egotysty powołanego do »życio-pisania« (nazwanie to, określenie, samo w sobie, dużo późniejsze jest).

„Nikt jeszcze nie zdołał, i z pewnością nikomu się nie uda, wyznaczyć granic tego »życio-pisania«”. [KR]

Jeśli tak, to i granic »Pamiętnika egotysty«.

„Stopień niezwieńczenia dzieła jest ogromny”. [KR]
-------------
I o egotyzmie jeszcze: paradoks egotyzmu według Gérarda Genette’a polega na tym by: „mówić o sobie wyzywająco śmiało, najbezczelniej, nieskromnie po to, by ukryć się jeszcze skuteczniej. Na tym polega sztuka egotyzmu. Egotyzm uczy, jak odpierać spojrzenia i słowa jak ciosy, egotyzm jest paradą przezorności”.

Wydaje się zatem, że czytelnik Stendhala (całej twórczości jego) być powinien uważnym jego czytelnikiem, powinien być skupiony bardziej intelektualnie, niż nastawiony na odbiór emocjonalny, bo: „Dzieło H. [Stendhala, przyp. mój] wymaga (...) lektury polifonicznej, wertykalnej, lektury zwielokrotnionej, bo sens jego tekstu poczyna się przez zwielokrotnienie. »Życiopisanie« H. jest sztuką fugi”. [KR]


Użytkownik: martini_rosso 23.09.2008 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze słowo na koniec, ... | Bozena
Za wszystkie Twoje uwagi bardzo dziękuję, przeczytałam je z uwagą i ciekawością. Nie sądziłam, że narobię tyle zamieszania używając oczywistego dla mnie XX-wiecznego terminu dziennika intelektualnego, ale dzięki temu niedopowiedzeniu dowiedziałam się od Ciebie całej masy ciekawych rzeczy ;) Pozdrawiam serdecznie!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: