Dodany: 08.09.2008 15:51|Autor: kocio

Podstawy (zachodniej) racjonalności


Legendarna popularnonaukowa "czarna seria" Prószyńskiego znów stanęła na wysokości zadania. "Pojmowalny wszechświat" to książka trudna ze względu na temat, wymagająca skupienia i wiedzy, ale zarazem precyzyjnie skonstruowana i napisana ze swadą.

Z góry muszę ostrzec, że elegancka forma daje wprawdzie satysfakcję, ale wcale nie ułatwia przebrnięcia tego tekstu. Trzeba się przygotować na długie, powolne przyswajanie treści - czasem z minimalnym skutkiem...

Bo Coyne i Heller starają się odpowiedzieć na pytanie, jak to jest, że świat w ogóle możemy zrozumieć. Pachnie filozofią? I słusznie, bo są to de facto rozważania filozoficzne, w dodatku na wysokim poziomie abstrakcji. Ale to nie jest czysta filozofia - dla utrudnienia łączy się z historią zachodniej myśli naukowej. Ciekawe, ilu czytelników "Pojmowalnego wszechświata" ma odpowiednie przygotowanie, żeby objąć taki szeroki i nietypowy zakres wiedzy.

Książka powstała podobno na podstawie wykładów akademickich; dydaktyczny styl jest jedną z ważniejszych zalet książki. Ale choć takie wprowadzenie do rozumienia pojęcia racjonalności może być faktycznie przydatne dla studentów, najlepiej chyba nadaje się na zgrabne podsumowanie wiedzy profesorskiej.

Wiem, co mówię: czasem z przyjemnością czytam wyjaśnienia spraw, o których teoretycznie dobrze wiem, bo w ten sposób mogę sprawdzić, czy naprawdę rozumiem problem całościowo. Kto nie wierzy, niech spróbuje zajrzeć do szkolnego podręcznika ze swojej ulubionej dziedziny. Założę się, że dopiero wtedy można docenić, jakie treści przekazywał.

W przypadku tej książki stałem, niestety, na straconej pozycji, bo dla pełnego efektu musiałbym najpierw przyswoić spory kawałek wiedzy historycznej i filozoficznej. Co z tego, że znam prawa dynamiki Newtona, gdy stanowią one tylko przystanek na drodze rozwoju pojęć? Co mi po ogólnej świadomości, że zachodnia cywilizacja ukształtowała się pod wpływem myśli starożytnej Grecji wymieszanej z chrześcijaństwem, skoro autorzy znają na wylot poszczególne wątki tego procesu? Pozostało mi tylko ślizgać się po powierzchni, wiedząc zarazem, że jest to powierzchnia niezmiernie głębokiego oceanu...

Zresztą nawet mającym odpowiednią wiedzę o faktach nie będzie lekko. Rozważania w tej książce to próba rozumienia nie samej nauki (jak to robi historia idei, metodologia i socjologia nauki), i nawet nie w ogóle procesu rozumienia, ale głębiej - samych podstaw tego procesu, fundamentów epistemologii: co w świecie powoduje, że w ogóle da się go poznawać?

Autorom chodzi tu o poznanie racjonalne, rozumowe. W pewnej chwili zaznaczają, że nie jest to jedyny możliwy sposób poznawania wszechświata, co jest o tyle oczywiste, że obydwaj są księżmi, jednak ten wątek tylko króciutko sygnalizują i nie czuć konfliktu wiary i wiedzy. Nie dziwę się temu, znając Hellera, zresztą niedawnego zdobywcy nagrody Templetona, choćby z osobistych zapisków "Podróże z filozofią w tle (Heller Michał (ur. 1936))", a i biogram Coyne'a świadczy o podobnym podejściu do tematu. W tej książce występują tylko jako naukowcy dogłębnie przyglądający się niezwykłości naszego świata.

Na pewno każdy słyszał slogan o tzw. "pięknie matematyki". Autorzy pokazują, jakie jest filozoficzne znaczenie tego określenia. Na przykładzie fizyki klasycznej ilustrują niesamowitość metody konstruowania matematycznych reprezentacji rzeczywistości w połączeniu z przeprowadzaniem doświadczeń. Gdyby się zastanowić, to wcale nie musiałoby działać tak sprawnie i doprowadzić do gwałtownego rozwoju zachodniej nauki - a jednak znakomicie się sprawdza.

Dlatego właśnie twierdzą, że w istocie naszego świata tkwi coś racjonalnego w sensie matematycznym. Jak inaczej abstrakcyjne matematyczne machinacje mogłyby dawać takie realne owoce? Doświadczenia służą głównie odsiewaniu niewłaściwych konstruktów i wyłanianiu modeli właściwych. Jednak gdy się już znajdzie ten odpowiedni, nie jest on tylko lokalną ciekawostką - łączy się pajęczyną subtelnych związków z pozostałymi działami matematyki. Wygląda to więc tak, jakby świat matematyki i wszechświat, choć można je rozpatrywać jako osobne byty, miały ze sobą coś wspólnego na najgłębszym możliwym poziomie.

Dalszej egzegezy "Pojmowalnego wszechświata" nie chcę prowadzić. To dzieło jest zbyt subtelne i skomplikowane, ryzykuję więc, że wprowadzę jakieś przekłamania (o ile już gdzieś ich nie wprowadziłem). Chciałbym jeszcze tylko wspomnieć o dwóch spostrzeżeniach, które wyniosłem z tej książki.

Po pierwsze: matematyczne modelowanie jest nie tylko skuteczne, ale bywa znacznie prawdziwszym odzwierciedleniem zasad rządzących światem niż świadectwo naszych własnych oczu. Najbardziej spektakularnym dowodem na to jest mechanika kwantowa, którą rozumiemy tylko poprzez matematykę, nie mając żadnych odniesień w naszym codziennym życiu - a przecież daje namacalne efekty. Jednak lepiej do wyobraźni przemawia stary problem toru lotu pocisku. Dziś wiemy, że jest on łukiem, ale w starożytności uważano, że składa się... z dwóch linii prostych! I nie od razu zmieniło się to w gładką parabolę - pierwszy poważny wyłom w tym myśleniu polegał na stwierdzeniu, że część (sic!) łącząca te dwa proste odcinki jest łukiem. A przecież nie można twierdzić, że ludzie wówczas nie umieli patrzeć!

Druga sprawa, która zwróciła moją szczególną uwagę, to sposób, w jaki dziedzictwo starożytności weszło do naszej zachodniej tradycji racjonalności. Chodzi o klasztorne biblioteki, w których przechowywano i przepisywano stare księgi. Na myśl przyszło mi klasyczne "Imię róży (Eco Umberto)", w jakże plastyczny sposób pokazujące średniowieczną "dworską" miłość do ksiąg i niemal nabożną cześć wobec słowa pisanego.

Wydaje mi się, że w jakiejś formie przetrwała ona w naszej kulturze do dziś, że bałwochwalcze wręcz podejście do papieru oraz słowa pisanego wywodzi się z czasów, gdy wiedzę trzeba było przede wszystkim gromadzić i zachować od zapomnienia. Mam poczucie, że z tej kilkusetletniej już kotwicy musimy się w końcu uwolnić i zacząć myśleć o niej tylko w kategoriach sentymentalnych, jak o wielu innych rzeczach z przeszłości. Dzięki drukowi myśl wyszła z podziemia bibliotek na ziemię, dzięki sieciom komputerowym wychodzi z papierowych ram, zyskuje skrzydła i zdobywa przestworza...

Wątpię, abym kiedykolwiek zdołał zgromadzić wiedzę potrzebną do właściwego odbioru tej książki. Nie sądzę nawet, żebym zrozumiał więcej niż dziesiątą część tych treści. Ale i tak była to przyjemna podróż.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1625
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: kocio 09.09.2008 02:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Legendarna popularnonauko... | kocio
Jeśli ktoś ciekawy kim są autorzy, to polecam biogramy na Wikipedii - na okładce są tylko jednoakapitowe podsumowania, a to bardzo ciekawe i wybitne postacie:

http://pl.wikipedia.org/wiki/George_Coyne
http://pl.wikipedia.org/wiki/Michał_Heller

Skądiną może i dobrze, że nie ma o nich więcej, bo mogliby przytłoczyć te skromne 122 strony tekstu. =}
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: