Dodany: 05.09.2008 18:47|Autor: tomcio

Książka: Solaris
Lem Stanisław

2 osoby polecają ten tekst.

Niezgłębiona tajemnica oceanu


Uwaga! W recenzji byłem zmuszony ujawnić kilka istotnych elementów fabuły. Należy zachować ostrożność przy jej czytaniu, by nie tracić niespodzianek przy lekturze.


Na stację badawczą na planecie Solaris przybywa z Ziemi psycholog Kris Kelvin. Na miejscu zastaje chaos - automaty nie wykonują swoich zadań, pomieszczenia pogrążone są w nieładzie, dwóch członków załogi porzuciło swoje obowiązki i całymi dniami przesiaduje w swoich pokojach, a trzeci tuż przed przylotem Kelvina popełnił samobójstwo. Początkowo wszystko wygląda na zbiorowy atak paranoi, do chwili, gdy Kelvin zaczyna doświadczać tego samego co pozostali. Czy wpływ na to ma tajemniczy, wręcz złowrogi, ocean, otaczający planetę Solaris?

Tak zarysowuje się akcja najbardziej chyba znanej za granicą powieści Lema, znanej pewnie w dużej mierze dzięki dwukrotnemu przeniesieniu jej na ekran. Książka to dość okrutna - początkowo bez reszty pochłania swą tajemnicą, dusznym i mrocznym klimatem, atmosferą ciągłego zagrożenia, misternie skonstruowanym światem, by na koniec jednak nie zaoferować żadnego zamknięcia czy wyjaśnienia historii, pozostawiając ogłupiałego czytelnika samemu sobie.

Nie jest to w żadnym wypadku zła powieść. Niemal wszystko jest tu z literackiego punktu widzenia wyśmienite. Przede wszystkim na pierwszym planie mamy tu ocean. Z jednej strony barwnie namalowany niezwykle rozbudowanymi opisami, z drugiej - dogłębnie zanalizowany w pracach naukowych, które czyta bądź przypomina sobie Kelvin. Cała ta bibliografia zawarta w "Solaris" to osiągnięcie na miarę "Władcy pierścieni" Tolkiena, oczywiście z zachowaniem różnicy skali. Po pierwsze, Lem w opowieści stworzył od zera warunki panujące na obcej planecie, po drugie, ukazał kolejne lata dziejów jej zdobywania, wreszcie - wymyślił historię "solaryzmu": twórców, naukowców zajmujących się tajemniczą planetą i jej oceanem, ich dzieła, krytyki, recenzje. A wszystko dla wzbogacenia krótkiej przecież powieści - trudno obok takiego dokonania przejść obojętnie.

To jednak nie wszystko, co składa się na książkę. Równie ważnym elementem "Solaris" jest to, co tytułowa planeta wyprawia z przebywającymi na niej ludźmi. Spotkania z najintymniejszymi, najwstydliwiej skrywanymi wspomnieniami - tu rzeczywistymi, materialnymi - to materiał na znakomity obraz psychologiczny. I taki też otrzymujemy - Kelvin przeżywa całą gamę silnych uczuć, od przerażenia, nienawiści, próby zdecydowanego pozbycia się "gościa", poprzez mentalne zmęczenie, do rezygnacji, próby pogodzenia się z sytuacją, chęci akceptacji, wreszcie - pokochania Harey. To jest jednak dopiero punkt wyjścia do głębszych jeszcze przemyśleń. Czy godzi się unicestwić taką istotę? Sztuczną, prawda, ale przecież w sposób niemal doskonały i materialny odzwierciedlającą prawdziwą osobę? Istotę, która sama zaczyna pojmować swoją naturę, a także przeżywać i współodczuwać dramat "ukochanego"? Czy chęć samozagłady, jaka w wyniku tego pojawi się u "gościa", może oznaczać obecność w nim ludzkiego pierwiastka?

Z innej jeszcze strony - czym właściwie jest ów ocean? W świecie, który już dawno uznał brak Boga, pragnienie nawiązania kontaktu z nieodgadnionym tworem z Solaris urosło wręcz do rangi quasi-zbawienia. W miarę zbliżania się do końca powieści mnożą się teorie dotyczące jego istoty. Czy ocean złośliwie przysparza ludziom cierpienia, przeprowadza na nich eksperymenty, a może chce obdarzyć szczęściem, a krzywdzi zupełnie nieświadomie? Padające w pewnej chwili porównanie oceanu do Boga każe odczytać po raz kolejny te pytania, tym razem w sposób niepokojąco aktualny, dotyczący nas samych...

Niestety, na tym kończy się "Solaris". Lem nie pokusił się o żadne rozstrzygnięcie licznych dylematów, poprzestając na okrutnej konstatacji: Człowiek wyobraża sobie, że jest w stanie podbić wszechświat, a nie potrafi uporać się z własną naturą. Jakże więc może choćby próbować nawiązać kontakt z naturą równie, a może bardziej niż on skomplikowaną? Okazuje się, że fabuła nie miała tu decydującego znaczenia; wszystkie mniejsze i większe zagadki zostały pozostawione bez odpowiedzi, podporządkowane niejako powyższemu stwierdzeniu. Niektórzy uznają, że to mądre i dające do myślenia podsumowanie, ja żałuję braku choćby odrobinę bardziej konkretnego finału. Szkoda mi tego, że niesamowicie zarysowująca się w wielu wymiarach opowieść zamiast kropką - tak wcześnie zamknęła się ciągiem znaków zapytania.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 9277
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: