Od razu powiem, że Admina niepokoić nie trzeba - regulaminu BiblioNETki łamać nie zamierzam. Powszechnego zgorszenia też siać (chyba) nie będę. ;) Niemniej jednak o wulgaryzmach będzie.
Na temat wulgaryzmów w literaturze tematów tu było już kilka. Jeśli dobrze pamiętam w dyskusjach przeważały opinie, że jeżeli jest to uzasadnione, to niech sobie wulgaryzmy będą, w przeciwnym razie w wielu wypadkach książka straciłaby wiarygodność. Pojawiały się też jednak bardzo ortodoksyjne opinie, że jakiekolwiek wulgaryzmy są w literaturze pięknej niedopuszczalne. I tu moje pytanie, podyktowane wyłącznie czystą ciekawością, czy absolutnie żadne? Nawet takie jak tu poniżej? Nie trzeba się przecież zbytnio zastanawiać co w tych dialogach podmienić i na co, aby poczuć się absolutnie swojsko i rozpoznać znajome klimaty rodem z blokowych podwórek. A jednak, mi przynajmniej, czyta się to zupełnie inaczej. :)
"Przywykłymi już do ciemności oczyma wpatrywałem się w ciemny prostokąt, łowiąc uchem szmery stłumionej rozmowy, dobiegające z wnętrza budynku. Po chwili z drzwi wysunęły się jedna za drugą trzy ludzkie sylwetki. Zatrzymały się obok mojej kryjówki. Zauważyłem, że odzież zwisa z nich w strzępach. Mieli przerzucone przez ramiona jakieś płachty czy worki. Rozmawiali półgłosem. Mogłem dosłyszeć prawie każde słowo, lecz nie wszystko rozumiałem. Odniosłem wrażenie, że spierają się o coś.
- Nie gwol - mówił jeden. - Byłem tam wczoraj. Ni ful.
- Bo jesteś tufa. Fulowo szukałeś. Jakbyś, dyrba, nie zgwalał przed tymi fulami, zachapałbyś od fula żarła - oponował drugi.
- Ożeż, dyrba, idziem czy nie? - zniecierpliwił się trzeci.
- Bo on tryfi.
- To ful mu w tufę, zostaw go, dyrba, i chodź.
- Z nim, dyrba, tak zawsze... No, to idziesz, fulu?
- Sam jesteś ful. I docent!
- Coo?!
- Docent, dyrba!
Była to widocznie największa obelga, bo dwa cienie zwarły się w krótkiej szarpaninie, a trzeci zaczął je rozdzielać.
- Dogwolę mu! - odgrażał się znieważony.
- Zamknij ryj i nie gwol, fulu, bo te dyrby usłyszą i wszystkim nam dogwolą - warknął stanowczo mediator. - Zagwalamy, bo już wszyscy poszli i ful dla nas zostanie.
Ruszyli gęsiego przez zielsko, mijając mnie o kilka kroków."
"Gromada oberwańców była widać daleko, bo nie słyszałem już stłumionego gwaru ich rozmów. Puściłem się truchtem wzdłuż parkanu. Po kilku minutach dogoniłem ich. Wlekli się ostrożnie, zbici w dość ciasną gromadę, przystając co pewien czas. Idący na czele przywódca czy przewodnik dawał im znaki, ruszyli znowu milknąc i kuląc się pod osłoną parkanów lub śmiało krocząc środkiem ulicy. Nie dołączyłem do nich, posuwając się o kilkanaście kroków z tyłu. Wreszcie zebrawszy odwagę ukryłem głowę i twarz pod kapturem - jak wielu spośród idących - i zrównałem się z dwoma, którzy szli na końcu grupy. Jeden z nich, bliższy, zauważył mnie kątem oka, przelotnie spojrzał w moją stronę i mruknął:
- Goog?
- Uhm - odpowiedziałem.
- Masz smuka? Dawaj! - burknął napastliwie.
- Nie mam - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Gwolisz. Dawaj, dyrba, ty stary fulu! - nalegał.
- Odgwol się, dyrba, ful ci do mojego smuka, docencie, bo ci przygwolę takiego kopa w tufe, że fulem gwolniesz o ziemię - powiedziałem półgłosem na jednym oddechu.
Aż przystanął. Ruszyłem szybciej, mieszając się z tłumem obdartusów. Sam byłem zdziwiony, jak szybko udało mi się opanować ten nieskomplikowany w gruncie rzeczy slang. Cóż, widocznie podróże na obce planety wyrabiają w człowieku umiejętność błyskawicznego przystosowania się do środowiska i miejscowych warunków..."
Obydwa cytaty pochodzą z właśnie przeze mnie przeczytanego
Cylinder van Troffa (
Zajdel Janusz A. (Zajdel Janusz Andrzej))
.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.