Dodany: 19.08.2008 22:47|Autor: Kuba Grom

Grota klęski, czyli starość wesołego szpiega


Państwo Tommy i Tuppence Beresfordowie są już starszymi ludźmi (ale żwawymi) i czasy, gdy rozwiązywali kryminalne zagadki w tajnej służbie na rzecz Anglii, dawno minęły. Sprowadzają się do nowej siedziby - rezydencji "Wawrzyny", gdzieś w spokojnym angielskim zakątku. Tam jednak pani Beresford poczyna usilnie szukać sobie jakiegoś ciekawszego zajęcia, najlepiej związanego z jakąś zagadką, i co ciekawsze - znajduje je.

Państwo Beresford zakupili wraz z domem trochę mebli i kilka półek starych książek. Wielu z nich Tuppence od dzieciństwa nie widziała - wszystkie te Stevensony, Molesworthy, Weymany w starych, pięknie ilustrowanych wydaniach; nie dziwota, że już samo przeglądanie ich nieodwołalnie zamienia się w zagłębianie się w treść, przez co przegląd zakupionego dobytku zaczyna się nadspodziewanie przedłużać. Przeglądając "Czarną strzałę " Stevensona, natyka się Tuppence na dość dziwne podkreślenia pewnego fragmentu. Litery spisane kolejno dają intrygującą wiadomość: "Marry Jordan nie umarła natóralną (sic!) śmiercią. To było jedno z nas i chyba wiem kto"[1]. Tak rozpoczyna się śledztwo dotyczące zbrodni sprzed 60 lat, polegające głównie na obchodzeniu sąsiadów i słuchaniu plotek o przeszłości.

Słyszałem o tej książce różne opinie, głównie taką, że to najgorsza książka tej autorki i, niestety, muszę tę opinię potwierdzić (aczkolwiek nie przeczytałem wszystkiego, co napisała). Pewnym usprawiedliwieniem może być, że - jak gdzieś wyczytałem - w trakcie pisania tej książki autorka dostała wylewu i przestała pisać - to, co wydawano później, zostało napisane wcześniej. Z tego by wynikało, iż książkę tę Christie albo musiała dokończyć później, albo zakończenie podyktować, i dokładniejszej redakcji jej zapewne nie poddała.

Powieści z państwem Beresford, już i tak lżejsze gatunkowo w porównaniu z resztą, są raczej parodiami kryminału, ujętymi w zgrabną ramę powieści szpiegowskiej. Zresztą i to szpiegostwo jest u Christie słabo pokazane, widać, że nie wiedziała, na czym miałoby ono polegać, stąd pomimo szyfrów, agentów czy tajnych skrytek akcja nieuchronnie zmierza do stania się śledztwem detektywistycznym. Ta jednak powieść jest najgorzej napisana. Akcja toczy się niemrawo, humor nie rozwesela, wątki ważne dla rozwiązania stają się aż nadto widoczne, a przecież umiała Christie skryć to, co najważniejsze w gąszczu wątków pobocznych. Bohaterowie powtarzają wielokroć te same informacje i kwestie, mimo iż czytelnik już dobrze je zna. Spowalniające akcję dyskusje i wypowiedzi bez znaczenia są aż nadto wyraźnie niepotrzebnym wtrętem, no bo jak inaczej nazwać moment[2], gdy bohaterowie, ledwie wyjąwszy ze schowka pewien ukryty tam przedmiot, nagle wdają się w dyskusję na temat swojego psa, która toczy się przez dwie strony, zaś to, co znaleźli ani ich, ani chłopca, który im pomagał, nie interesuje.

Rozpoczynają się nowe wątki, ale nie znajdują wyjaśnienia. Nie wiemy, jak chłopiec, który zaszyfrował wiadomość w książce, odgadł to, co odgadł, ani kto i jak się nim później zajął, że niebawem umarł. Żaden z bohaterów nawet nie zastanowił się też, po co ta wiadomość została przezeń zaszyfrowana.

Natknąłem się nawet na dwa aż nadto rażące błędy. W jednym z rozdziałów[3] Tuppence proponuje, aby przejrzeć spis ludności z interesującego ich okresu, aby zdobyć potrzebne informacje, a Tommy postanawia dać tę sprawę najętej przezeń wyszukiwaczce informacji, proponując równocześnie żonie, aby zaczęła zapisywać w notatniku znane im fakty. Kilka rozdziałów dalej[4] Tommy opowiada żonie o tym, czego się dowiedział o spisie ludności, ta zaś - nie pamiętając, że sama o tym mówiła - dopytuje się, o co chodzi, a następnie chwali męża, że umie znaleźć informacje. Następnie Tuppence wyciąga notatnik, a mąż - nie pamiętając, iż sam to żonie proponował - dopytuje się, po co jej on. Tuppence objaśnia, że zaczęła zapisywać fakty, w tym spis ludności, "gdy tylko pierwszy raz o nim wspomniałeś"[5], nie pamiętając, że to ona o tym mówiła pierwsza. W innym miejscu kompletny brak opisów odnośnie do zachowania postaci (niektóre fragmenty sprowadzają się do czystych partii dialogowych) sprawia, iż nie jest pewne, czy Tuppence siedzi w oranżerii i woła, aby mąż wziął psa, czy biegnie za psem już na zewnątrz.

Rozwiązanie jest niejasne, i właściwie niczego nie wyjaśnia, sprowadzając się do objaśnień w stylu „jakiś ktoś kiedyś gdzieś zrobił coś jakoś tak”.



---
[1] Por.: Agatha Christie, "Tajemnica Wawrzynów", tłum. Agnieszka Bihl, Wydawnictwo Dolnośląskie Wrocław, 2004, s. 22.
[2] Por.: tamże, s. 229.
[3] Por.: tamże, s. 148.
[4] Por.: tamże, s. 219.
[5] Por.: tamże, s. 221.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2111
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: