Dodany: 10.08.2008 17:27|Autor: varjus
Można zwątpić...
Jest to druga książka Dicka, jaką przeczytałem i, jak w przypadku „Trzech stygmatów…”, znów nie mógłbym udzielić odpowiedzi na pytanie, czy książka podobała mi się ze wszech miar.
Naszą podróż po USA, w przypadku rzeczywistości z powieści - PSA, zaczynamy od poznania bohatera o nazwisku Childan, który w swoim sklepiku prowadzi handel rzeczami unikatowymi i zabytkowymi. Jest on jedną z ciekawszych postaci z książki, i ma duży problem z samym sobą. Często prowadzi batalię z własnymi myślami, a dotyczy ona postrzegania siebie samego w porównaniu z okupantami. Uważa ich za ludzi, dzięki którym Ameryka stanęła na nogi, ceni ich kulturę, a zarazem nienawidzi ich wyraźnej wyższości. W powieści tej jednak poznajemy wiele innych osób, które nie są mniej ani bardziej ważne, a autor nie poświęca żadnej z nich więcej czasu niż pozostałym. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Na kolejnych stronach możemy poznać Franka Frinka, który leżąc w swoim mieszkaniu i jeszcze dobrze nie wybrudziwszy się ze snu, zastanawia się, czy wstać i udać się do pracy, z której, doskonale zdaje sobie z tego sprawę, na pewno zostanie zwolniony. Frank jest Żydem i uciekł z Europy, gdzie niepodzielną władzę stanowi Trzecia Rzesza. Postaci mnożą się z rozdziału na rozdział, poznajemy ich aktualne cele, myśli, fobie…
Zaczynając czytać tę książkę, dzięki krótkiej notce wydawniczej na tylnej okładce (wyd. Rebis, 2006) dowiedziałem się, że cała akcja dzieje się w roku 1962, kiedy państwa Osi wygrały wojnę, a Ameryka znajduje się pod ich okupacją. Opis zachęcający i w pewien sposób podpowiadający, że nie będzie to typowa science-fiction, jest to raczej przeszłość (z dzisiejszego punktu widzenia) i cechuje ją brak wszelkich fantastycznych rekwizytów. Osobiście popełniłem pewien błąd nastawienia co do lektury. Mianowicie zdając sobie sprawę, że historia nie będzie umiejscowiona w świecie dystopii o zabarwieniu czysto fantastycznym, cały czas podczas lektury oczekiwałem przeniesienia akcji do przyszłości czy wprowadzenia przyszłości do teraźniejszości w postaci jakichś nowinek technicznych. Cóż, myliłem się, ale i tak wrażenia po ukończeniu książki są bardzo pozytywne, choć z początku miałem lekkie wątpliwości…
Po około połowie powieści byłem lekko zawiedziony, cała historia i wydarzenia nie były tym, czego się spodziewałem, a spodziewałem się całkowitego oderwania od rzeczywistości i surrealistycznego klimatu. Nie, w „Człowieku z wysokiego zamku” w przeciwieństwie do „Trzech stygmatów Palmeta Eldritcha”, nie uświadczymy tego zbyt wiele. Nawet teraz mam wrażenia, jakby te dwie powieści różniły się od siebie w znacznym stopniu. Ale to tylko pozory. Tzn. W „Trzech stygmatach…” głównym czynnikiem powodującym dreszcz na moich plecach stawały się pokręcone wizje głównych bohaterów i wydarzenia podające w wątpliwość otaczający nas świat, jakikolwiek by był. Fabuła, bohaterowie i ich czyny schodziły jakby na drugi plan. W „Człowieku z Wysokiego Zamku” jest odwrotnie. Wszelkie odcięcie od rzeczywistości następuje nie od razu, ani też nie po „x” stronach, trzeba je po prostu poczuć. W powieści wszystko staje się tym realniejsze, im poczynania głównych bohaterów mniej różnią się od naszych, można w to uwierzyć i równocześnie zwątpić w otaczającą nas rzeczywistość. Bo jeżeli ktoś tworzy coś realnego, tak realnego jak nasz świat, to czemu nie może to być prawdą? Tylko dlatego, że zostało spisane, wydrukowane i wydane?
Takiego rodzaju pytania może zadawać sobie człowiek po lekturze powyższej książki. Czasami zadają je sobie niektórzy bohaterowie. Nie czynią tego w sposób jawny, otwarty, lecz poprzez swoje czyny i nie do końca sprecyzowane wypowiedzi, które mogą dotyczyć zupełnie błahych spraw, takich jak podróbka jakiegoś przedmiotu. Niekiedy można również odnieść wrażenie dziwnego „oszołomienia” rzeczywistością któregoś z bohaterów (lub samego Dicka…). Styl narracji staje się wtedy nieco chaotyczny, błądzący pośród luźnych skojarzeń, lekko paranoiczny i… wątpiący. Możemy sobie też zadać pytanie: czy dopiero wtedy, kiedy naprawdę zaczynamy wątpić w to, co nas otacza, po części dostrzegamy prawdę?
Polecam i równocześnie ostrzegam, bo książka może być niebezpieczna…
[Tekst umieściłem wcześniej na forum CarpeNoctem.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.