Zbyt ckliwie i zbyt płaczliwie
"- Zezé, na miłość boską, musisz z tym wreszcie skończyć!
Dosyć. Wkrótce będziesz miał dwanaście lat i musisz się zmienić. Te twoje wiecznie załzawione oczy mogą rozdrażnić każdego poczciwego człowieka. Dosyć! Skończ z tym wreszcie". {s. 73.]
Nie mogłam się powstrzymać. ;-) O ile w "Moim drzewku pomarańczowym" jakoś specjalnie "rozmazanie" bohatera mi nie przeszkadzało, to w drugiej części, gdy całkiem spore już chłopię użala się nad sobą bez przerwy i ciągle jest mu źle, zaczyna mnie drażnić i podpisuję się obiema rękoma pod wypowiedzią jego "sercowego ropucha".
I nie dlatego, że Zezé jest mężczyzną i nie ma prawa do łez. Ale to jego ciągłe uskarżanie się nad sobą nie ma właściwie podstawy: cackają się z nim wszyscy jak ze zgniłym jajkiem, a jego roszczeniowa postawa wobec świata i ludzi budzić zaczyna moją niechęć, a nie współczucie.
Czy jeszcze ktoś tak ma, czy tylko ja tak dziwnie reaguję?