Ciągnie wilka do lasu
Bieszczady leżą dokładnie na drugim końcu kraju, ode mnie licząc. Nigdy tam nie byłam, a zawsze chciałam. I dlatego będąc dzieckiem zazdrościłam powieściowej Marysi, która w tym malowniczym miejscu spędza szereg miesięcy.
Dziewczynka po zapaleniu opon mózgowych wyjeżdża na kurację własnie tam, w Bieszczady. Poznaje zwyczaje tamtejszych zwierząt, ale także ludzi. Mocno buntuje się przeciwko polowaniom, szczególnie na wilki. Próbuje nawet z jednym z nich nawiązać bliższy kontakt.
Powieść przedstawia, nieaktualny już na szczęście, pogląd na wilki jako szkodniki, który pokutował u nas aż do 1995 roku (!). Poruszane są rówież kwestie dotyczące partyzantki na tamtych terenach, w momencie rozwijania się akcji wciąż świeże. Marysia, warszawianka, poznaje trudną historię powstańczych oddziałów, żyjącą w osiadłych tam ludziach.
Zmieniające się pory roku są ładnie opisane, łatwo stają przed oczami, aż chce się tam jechać i zobaczyć na własne oczy. Bohaterowie nie są krzykliwie oryginalni, ale przecież bardzo sympatyczni i z pewnymi charakterystycznymi rysami. Mimo że Marysia drażni mnie odrobinę swoją infantylnością, to całkowicie zgadzam się z jej poglądami na polowania.
Miejscy czytelnicy oraz ci spędzający całe życie na płaskim Pomorzu i przeróżnych nizinach pewnie zasmakują w opowiadanych przy kominku gawędach o dzikich zwierzętach i srogich zimach. W każdym razie - mnie za każdym razem coś tam ciągnie i to coraz mocniej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.