Dodany: 20.07.2008 22:54|Autor: norge
To ja już wolę Kowalewską!
Jestem świeżo po lekturze "Domu nad rozlewiskiem" i tak jak przypuszczałam, nie zachwyciłam się nią ani trochę. Książka pisana w pierwszej osobie prezentuje tak prostacki i pełen wulgaryzmów język, że zadziwia mnie jej spektakularny sukces wydawniczy. A może nie należy się dziwić? Może dobór tego typu słownictwa uznany jest za trendy, świadczący o braku pruderii i dlatego jak najbardziej na czasie? W takim razie dziękuję bardzo i mówię stanowcze "nie".
Przykłady ciągną się przez całą lekturę, nie jest to tylko sprawa początkowego, warszawskiego wątku. Oto pierwsze lepsze zwroty:
"Mama całkiem ocipiała dla kolejnego dupka"
"...ratafia, słodkie gówno dla kwok"
"Młode dupki są ładniutkie"
"kalosze-gównianki"
"...jakiś krasnolud, co szczy do mleka"
Narratorka - pozująca na inteligentną, oczytaną i kulturalną kobietę w średnim wieku - używa równie specyficznych określeń opowiadając o Żydach, osobach niepełnosprawnych, pijaczkach z miejscowego byłego Pegeeru, uczestnikach malomiasteczkowego festynu itd. itd.
I ta promocja niezdrowych, tłustych, smażonych na smalcu potraw, co to niby mają być takie naturalne. Cholesterol i inne "głupoty" to oczywiście wymysł miastowych mądralińskich, którzy nie mają pojęcia co dobre i smaczne.
Ale książkę przeczytałam, w kąt po pierwszych kiludziesięciu stronach nie rzuciłam, czyli tak najgorzej jeszcze nie było :-) Jednak ostrzegam. Arcydzieło żadne to nie jest, wręcz przeciwnie...