Dodany: 20.07.2008 19:20|Autor: hidden_g0at

Oko jelenia: odsłona pierwsza


Przeczytałem „Drogę do Nidaros” i zostałem jak taka sempiterna; siedzę i żałuję, że nie mam chwilowo finansów na kolejny tom. A tych ma być około siedmiu. Zrujnuję się, no, zrujnuję.

Jak Pilipiuk pisze – każdy widzi. To już nie ten pomysłowy przeciętniak z pierwszych tomów Wędrowycza. Prawda, że wtedy już pisał świetnie, ale teraz wszedł o kilka stopni wyżej i już niewiele można zarzucić jego produktom. No, może tylko brak im nieco głębi, ale o tym za chwilkę. To co rzuca się w oczy, to duża wiedza historyczna (jestem laikiem, więc ciężko mi weryfikować cokolwiek, ale widać, że w tło tej historii włożono wiele wysiłku). Język jest dosyć bogaty, fabuła pisana lekką ręką. Lekką, ale cholernie sprawną – wszak Pilipiuk to rzemieślnik z definicji. Rzemieślnik, dodam, sumienny i rzeczowy. Proza ta pozbawiona jest poetyki, jest bardzo – chciałoby się powiedzieć – męska, choć nie kiczowata. Jest dobra i odprężająca, co najważniejsze. Bo chyba nikt nie czyta książek tego pana w innym celu, niż stricte rozrywkowym.

Sam zresztą autor przyznaje się do faktu, że pisze odrobinę pod czytelnika, że nie ma chęci wchodzić w meandry literatury tak zwanej wyższej czy parać się mariażem z głównym nurtem. No, chyba że do literatury mainstreamowej włączymy Grina czy Verne'a. Ale o to chyba nikt się nie pokusi. Ja nie czynię z tego faktu panu Andrzejowi zarzutów. Ba! Dla mnie jest to ogromną zaletą. Wszak rozerwać się jest rzeczą ludzką i oczywiście wielce wskazaną. Dlatego też „Oko jelenia” polecam na ten właśnie czas, gdy szuka się czegoś lekkiego i niegłupiego.

A co tu właściwie mamy? Zaczyna się właściwie mocniej niż u Hitchcocka, bo nie trzęsieniem ziemi, a zniszczeniem planety o miłej dla ucha nazwie Ziemia. Później jest już z górki, ale też coraz ciekawiej. Są kosmici, podróż w przeszłość kresu średniowiecza. Bohaterzy trafiają w sam środek wojny luteran z katolikami i w sam środek – przepraszam za określenie – gówna, w którym gdzieś ukryto tajemniczy artefakt, czyli tytułowe Oko jelenia. Czym ono jest i po co jest komuś potrzebne? Naprawdę mam psuć komuś lekturę?

A jest co czytać. Problemem jest tylko fakt, o którym wspomniałem na samym początku – człowiek szybko odkrywa, że trzeba udać się do księgarni po kolejny tom. I kolejny i kolejny. A przecież na Pilipiuku świat się nie kończy. Bo też nie jest to powieść, która zmieni czyjeś życie, nie jest rewolucyjna czy specjalnie poruszająca. Ale – do diabła – jest wystarczająco ciekawa, by zapomnieć o świecie na kilka godzin. Czego i Wam życzę.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5668
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 02.08.2008 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałem „Drogę do Ni... | hidden_g0at
Siedem tomów? O matko...! "Droga do Nidaros" urywa się w takim momencie, że trudno spokojnie doczekać się na "Srebrną łanię z Visby" i jeśli ta następna okaże się równie wciągająca - strach pomyśleć... Strach, bo dopiero co się zrujnowałam na 11 tomów "Miecza Prawdy" Goodkinda!
Użytkownik: koko 26.11.2009 21:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Siedem tomów? O matko...!... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dot, napisz coś więcej o tym "Mieczu Prawdy", bardzo poproszę. Czasem synkowie mnie dręczą, co by tu czytać, można im to podsunąć?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 27.11.2009 14:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Dot, napisz coś więcej o ... | koko
Jeśli zaliczyli Sapkowskiego, to i Goodkind nie powinien im być straszny. Jest to taka dość klasyczna saga z bohaterem, który wbrew sobie zostaje wybrany, aby zbawić świat, w realizacji czego przeszkadza mu mnóstwo niesprzyjających okoliczności. Kilka razy zdaje się, że już wszystko stracone, ale znowu się cudem (albo siłą, albo magią, albo wszystkim po trochu) sytuacja ratuje i pojawia się nowe zadanie.
Minusów trochę ma, bo po pierwsze, objętość całości idzie w tysiące stron (najcieńszy z 11 tomów ma ok.500) i trzeba dobrze gimnastykować mózg, aby w połowie cyklu pamiętać początek; co prawda autor ma skłonność do powtarzania pewnych informacji, i to dość obszernego, ale na ogół tych, które i tak się pamięta... Po drugie, znaczną część tej objętości zajmują sceny bitewne (dość krwawe), opisy tortur i innych niemiłych działań. Erotyki nie więcej, niż u Sapkowskiego, humoru raczej minimalna dawka.
Gdybyś wolała dla młodych coś bardziej "soft", to polecam "Belgariadę" Eddingsa - tylko pięć tomów i takich, jak by to powiedzieć, bardziej bajkowych, w klimacie bliżej "Hobbita".
Użytkownik: koko 28.11.2009 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli zaliczyli Sapkowski... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki, Dot. Sapkowskiego czytał starszy, młodszy, uważam, ma jeszcze czas - jedenaście latek to, według mnie, za wcześnie. Myślę, że ilość tomów ani stron w tomie ich nie przerazi, tak jak ja lubią grube tomiszcza. "Belgeriadę" spróbuję podsunąć smarkatemu (o ile ją znajdę, w Biblionetce jej nie widzę), aktualnie śmiertelnie się nudzi, bo zachorzał nieco a wszystko, co miał do przeczytania, wyczytał i teraz jęczy na głodzie. Straszna rzecz, chorować bez książki!
:))
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 29.11.2009 08:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki, Dot. Sapkowskiego... | koko
O, tu masz Belgariadę:
Eddings David&order=cycle
Zawsze Ci mogę pożyczyć, bo mam całą własną, tylko obawiam się, że w ciągu najbliższych 2 tygodni chyba w Katowicach nie będę :(, więc raczej w przyszłości.
A Pullmana ("Zorza północna", "Magiczny nóż") czytali? Nie powinno być kłopotu z wypożyczeniem z biblioteki, bo nawet u mnie na wsi był. Jest na tyle uniwersalny, że nadaje się spokojnie i dla jedenastolatka, i dla mamy (sama przeczytałam całkiem niedawno, z przyjemnością, choć mniejszą niż przy Tolkienie i Sapkowskim). Cykl o jeźdźcach smoków McCaffrey też jest raczej "bezwiekowy", spokojnie można i jednemu, i drugiemu zaserwować. Ja ostatnio pożyczam od siostrzeńca po kawałku serię "Dragonlance" (różni autorzy), która mimo pewnych usterek literackich ma trochę pozytywów, np. kilkoro bardzo sympatycznych bohaterów z rasy kenderów (coś na kształt hobbita) i chyba jest mniej krwawa niż przeciętna saga fantasy.
Użytkownik: koko 04.12.2009 17:49 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tu masz Belgariadę: E... | dot59Opiekun BiblioNETki
Pullman przeczytany. Bergariadę pooglądałam w internecie, przeczytałam, co piszą o samej opowiadanej historii i chyba to zbyt "dzieckowe" jak dla Jaśka. Powęszę jeszcze za tymi książkami, które wymieniłaś. Na razie dopadłam w bibliotece "Ostatniego elfa" i Janek czyta zaśmiewając się. A starszemu podsunęłam Kinga ostatni zbiór opowiadań, z różnymi stanami umysłu, imaginacjami, bez Potworów Nieistniejących, za to z Potworami W Ludzkich Skórach. Mnie się podobały!

Dziś Janek przyszedł z rewelacją ze szkoły. Pani z polskiego powiedziała mu, że on nic nie czyta na podstawie jego wypożyczeń z biblioteki szkolnej. Jego odpowiedź, że wypożycza książki gdzie indziej skomentowała nieomalże zakazem wypożyczania w innych bibliotekach i ubolewała, że jak będzie tak mało czytał, to będzie miał ubogie słownictwo. A ja się pytam, jak pani z polskiego, mająca pięć godzin języka w tygodniu oraz lekcję wychowawczą może nie znać słownictwa dziecka ze swojej klasy?
Statystyka w bibliotece szkolnej ponad wszystko, ale zadać sobie trud i POROZMAWIAĆ z dzieckiem na temat jego lektur to już przekracza możliwości nauczyciela. A potem dziecko, które ciągle coś czyta przychodzi do domu rozżalone. Brak słów, doprawdy. Mam na to jedno określenie: podcinanie skrzydeł.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.12.2009 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Pullman przeczytany. Berg... | koko
Okropne! Mam na myśli oczywiście epizod szkolny; w głowie mi się nie mieści, jak można w ten sposób ucznia "obcinać", Bo przecież zamiast prawić kazanie na zapas, wystarczyłoby zapytać: "a co w takim razie ostatnio czytałeś?", "a o czym to?", i przy okazji słownictwo też by można sprawdzić...
Nawiasem mówiąc, ja też miałam w bibliotece szkolnej dość puste karty, a najbardziej w liceum, bo większość lektur miałam własnych, a jeżeli nawet nie, to zdążyłam już wcześniej przeczytać wypożyczywszy z miejskiej. I mimo że w tamtych czasach bardzo przywiązywano wagę do wszelkich statystyk (na przykład namolnie namawiano uczniów na wstępowanie do ZHP, i "wliczano ich do stanu" harcerzy, choćby ani raz w ciągu roku nie byli na zbiórce), to jakoś nikt mi z tego tytułu wyrzutów nie czynił. No ale takich polonistek jak ja miałam, i w 7-8 klasie podstawówki, i w ogólniaku, to ze świecą szukać...
Użytkownik: koko 06.12.2009 19:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Okropne! Mam na myśli ocz... | dot59Opiekun BiblioNETki
W minionych latach edukacji moich dzieci nie obserwowałam takiej nagonki na statystyki biblioteczne, jak w tym roku. Myślałam, że to już przerobiliśmy i nie wróci a okazuje się, że jednak wraca. We wtorek jest u młodego zebranie rodziców, główkuję, czy zaproponować pani, że będę raz w miesiącu podpisywała dla niej listę przeczytanych przez niego książek. Ale może skórka nie warta wyprawki? Może przez to "przysłużę się" młodemu i będzie miał kłopoty? A sam fakt, że w ten sposób myślę mówi o klęsce zawodu nauczyciela. Niestety.
Użytkownik: koko 04.12.2009 17:50 napisał(a):
Odpowiedź na: O, tu masz Belgariadę: E... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, błąd! Miało być: Belgariadę, oczywiście.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: