Moja opinia na temat książki "180 kilometrów przygody" T. Halika
Po przeczytaniu książki T. Halika "180 000 kilometrów przygody" doszedłem do wniosku, że mimo wszystko jestem rozczarowany.
Gdy kończę jakąś książkę, tuż przed jej doczytaniem "szperam" po Internecie szukając kolejnej pozycji, którą mógłbym "wchłonąć". Tak było i w tym przypadku. Gdy zaczynałem ostatni rozdział "Rio Anaconda" W. Cejrowskiego, po ostrej selekcji książek poruszających tematykę przygodowo-podróżniczą mój wybór padł na "180 000 kilometrów przygody" T. Halika. Sugerowałem się TĄ przygodą. Perspektywa spędzenia czterech lat w "przytulnym" jeepie, przeniesienia swojego domu i codziennej egzystencji w warunki podróży jeepem po całej Ameryce bardzo mi się spodobała. Może dlatego, że też bym chciał taką przygodę przeżyć. Gdzieś daleko od domu, polegając tylko na sobie, swoim pojeździe i strzelbie.
Książka opisuje największą i najdłuższą przygodę T. Halika. Jednak gdyby ktoś nie wiedział, że autor podjął taką wyprawę, to owa książka by mu tego nie uświadomiła. No dobra, w paru miejscach odwołuje się on do całej wyprawy, ale na początku zaznaczył, że nie chce, by książka przypominała "dziennik z podróży" opisujący godzina po godzinie, dzień po dniu kolejne wydarzenia. W praktyce wygląda to tak, że mamy do czynienia ze zbiorem różnych przygód T. Halika w Ameryce Południowej i Środkowej.
Nim zabrałem się za czytanie, w wyobraźni naszkicowałem sobie topografię obu Ameryk. Liczba pejzaży, dróg, przedsięwzięć logistycznych, jakie czekają na autora - wydawała się imponująca. Podróż szczytami Andów czy przeprawa przez Darien w Panamie wzbudzały we mnie dreszczyk emocji. Książka pomija wiele interesujących faktów, jak przeprawa przez selwę (dżunglę), przeprawa z Ameryki Południowej do Środkowej (gdyby nie mapka narysowana na okładce, to nadal bym nie wiedział, że autor opłynął Darien. Wnioskuję tak, gdyż gruba czerwona kreska na mapie przebiega łukiem przez morze Karaibskie), narodziny syna Halików, Ozana.
Moje oczekiwania co do "180 000 kilometrów przygody" spełzły na niczym, bo książka nie ma charakteru "wielkiej wyprawy" ani klimatu "podróży życia". Ot, taki zbiór przygód T. Halika, aczkolwiek bardzo ciekawych.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.