Dodany: 06.07.2008 00:19|Autor: magdalena maria

Czytać to nie znaczy zawsze to samo.


Gdybym brała udział w programie badawczym lub telewizyjnym, gdzie uczestnik popisuje się swoimi swobodnymi skojarzeniami, to na hasło „biblionetka” zareagowałabym mniej więcej tak: „książki i wszystkie czynności z nimi związane, takie jak czytanie, wypożyczanie, kupowanie, pielęgnowanie czy karmienie, pewnie zostały już tam omówione na wszystkie możliwe sposoby, a jak nie to i tak nikt nie dorówna w tych dziedzinach użytkownikom owego serwisu”. Kiedy mi się to przyśniło, zdałam sobie po przebudzeniu sprawę, że być może właśnie „tam” znajdę kogoś, kto mi pomoże. Otóż brajdaszkowie moi, istny horror szoł, zamiast czytać, zastanawiam się jak to robić. To znaczy cały czas czytam, ale nie robię tego tak na 100%. No, chyba nie muszę akurat Wam tłumaczyć, co to znaczy w tym przypadku 100%! W zasadzie to mam nadzieję, że ktoś mądry mi wytłumaczy.
Chciałabym dużo wiedzieć, rozumieć, itp. Chciałabym czuć się kompetentna w wypowiadaniu się na takie tematy jak (w porządku alfabetycznym): ekonomia, historia, polityka, technika (ok., szkoda naszego czasu) i wiele, wiele innych. Sęk w tym brajdaszkowie moi, że jeśli uda mi się pójść w ślady moich czcigodnych i świętej pamięci przodków, to zostało mi jeszcze, pi razy drzwi, 70 lat. Chyba nie muszę tłumaczyć, że to nie dużo. Poza tym biorąc pod uwagę, że za 70 lat cała ta wiedza i rozumienie, wskutek zmęczenia neuromateriału, będzie należeć do historii, to tym bardziej trzeba się sprężać. Ustalmy więc pewien aksjomat: „nie ma czasu do stracenia”! Na tym fundamencie coś trzeba budować, pytanie zaś brzmi: jak? Czy przyjąć strategię ilości – jak najwięcej, czy może jakości – jak najdokładniej. Ja mogę książkę przeczytać w kilka godzin lub w kilka dni. Przy pierwszej opcji „tracę” sporo treści, przy drugiej sporo czasu. Zużycie energii w określonym przedziale czasowym w każdym przypadku wygląda podobnie, z lekkim wskazaniem na większe zużycie po stronie czytania dokładnego czyli dłuższego. Z drugiej strony szybsze czytanie potrafi osłabić system motywacji, będący potężnym źródłem pozyskiwania i przetwarzania energii. Patrząc na taki dualizm od razu nasuwa się wniosek, że najlepszym rozwiązaniem byłby jakiś złoty środek. Otóż coraz skuteczniej eliminuję z pola widzenia zwykłe badziewie przebrane w szaty dzieł wielkich przez wielkich despotów, cwaniaków, krętaczy, kłamców czy pożytecznych idiotów mających siłę przekonywania dzięki ogromnej ilości. Więc czy to będą ekonomiczne socjalbzdury czy odwodzące od myślenia polityczne poprawności, są z pola widzenia usuwane. Na szczęście dla tego świata, a na nieszczęście dla kogoś śmiertelnego, kto chciałby przeczytać wszystko co inteligentne, mądre, prawdziwe itp., inteligentnych, mądrych, prawdziwych itp. książek zostało napisanych bardzo dużo i jest ich coraz więcej! Wezmę dla przykładu coś monumentalnego, do czego się przymierzam, a mianowicie „Ludzkie działanie” Ludwika von Misesa. Ten traktat o ekonomii to na pewno nie jest książka kwalifikująca się do kategorii „szybki numerek”. Takich przekonań nabieram do coraz większej liczby dzieł.. monumentalnych.
Może wzorować się na modelu powszechnym wśród Amerykanów, dla których specjalizacja w wąskiej dziedzinie jest ważniejsza niż kształcenie w ramach „wiedzieć o wszystkim i o niczym”. Dlaczego nie ma możliwości interesować się wszystkim i jednocześnie poświęcić się czemuś bezgranicznie (najlepszy i chyba jedyny dzisiaj uczciwy sposób na osiągnięcie sukcesu w danej dziedzinie). Odrobinę mnie to przeraża, ale chyba kwestią czasu jest znalezienie własnej specjalności. Z pewnością pomocne przy oswajaniu się z tą wąską drogą okażą się niektóre książki.
Nie chodzi mi o żaden styl bycia, życia czy najważniejszy odcinek „Mody na sukces”. Raczej o, jak to ujął Feynman, sens tego wszystkiego. Marzenia o czytaniu książek na bezludnej wyspie to według mnie świadome lub nieświadome oszukiwanie (czyli siebie i/lub innych). Ta przyjemność z czytania jest ściśle powiązana z relacjami z otoczeniem, innymi ludźmi. Ktoś może wykorzystywać czytanie książek w życiu codziennym, ktoś inny może rekompensować niepowodzenia z rzeczywistości obcowaniem z treścią książki w świecie własnej wyobraźni. W tym kontekście książka nie może być stawiana na równi z substancjami chemicznymi, których skutkiem zażywania jest odczuwanie przyjemności. Więc ten dylemat, tak sądzę, dotyczy wszystkich, nawet tych, którzy czytają tzw. "czytadła"- je również można czytać szybciej lub dokładniej, to zaś z kolei może mieć ogromny wpływ na całe życie miłośnika czytadeł, a nie tylko na ośrodki w mózgu odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5925
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 24
Użytkownik: martini_rosso 06.07.2008 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym brała udział w pro... | magdalena maria
Twoja czytatka jest strasznie ciekawa, ale jesteś chyba świadoma, że dylemat, który jest jej tematem, tak naprawdę jest nierozstrzygalny. Jesteśmy tylko ludźmi, nie osiągniemy nigdy nieosiągalnego. A z drugiej strony jesteśmy aż ludźmi, i dlatego powinniśmy o to, co nieosiągalne, zabiegać, walczyć, starać się. Zdobywać wiedzę i wciąż pielęgnować umysł, ale i mieć pokorę wobec wszystkiego - nie tylko książek...

A o tym, jak czytać, pięknie (choć może zbyt idealistycznie) pisał w "Księdze ziół" Sándor Márai: "Czytać należy intensywnie. (...)Czytać należy gorliwie, z pasją, uwagą i bezlitośnie. (...)Nigdy nie należy czytać lekceważąco, od niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na królewską ucztę, a on tylko dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl: tylko człowiek umie czytać."
Użytkownik: firedrake 06.07.2008 22:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym brała udział w pro... | magdalena maria
Problem jest nie do rozwiązania w sposób choćby w połowie satysfakcjonujący i z pewnością dobrze o tym wiesz. Przewodnią i naturalną metodą jest właśnie sukcesywne szlifowanie systemu selekcji. Niestety, jakkolwiek mocno algorytm doboru książek ocierałby się o ideał to proporcjonalnie do upływu czasu czytania wzmaga się siła bezwładności, którą można przełożyć jako - im dalej w las tym więcej drzew. Im więcej czytasz tym więcej masz do przeczytania, to jakby Pierwsza Zasada Czytającego. A więc kawdratura koła. W takich momentach pamiętać należy Turgieniewa - "nie można robić niczego tylko dlatego, że nie można zrobić wszystkiego", i czytać dalej oddalając tym samym od siebie linię mety. Hm, to mi wyraźnie podpada pod paradoksy Zenona z Elei, czy to nie jeden z nich?
Użytkownik: Pingwinek 28.09.2019 05:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Problem jest nie do rozwi... | firedrake
Cudna ta Pierwsza Zasada Czytającego :-)
Użytkownik: satya 07.07.2008 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym brała udział w pro... | magdalena maria
No tak- klasyczny problem osoby, której apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeszcze nie słyszałam, żeby ktoś kto przeczytał przez całe życie kilka, lub kilkanaście książek martwił się, że nie da rady dotrzeć do tylu innych... Metoda selektywnego wyboru też może zawieść- tak naprawdę nigdy nie mamy stuprocentowej pewności, że odrzucona przez nas książka nie jest wartościową (dopóki jej nie przeczytamy oczywiście)
Użytkownik: Pingwinek 28.09.2019 05:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak- klasyczny problem... | satya
Masz rację, nie można mieć całkowitej pewności, książkowe zauroczenia bywają nieprzewidywalne. A co do apetytu rosnącego w miarę jedzenia, to jest czytania - widzę po sobie, że im więcej czytam, tym więcej mam tropów literackich; jeszcze 10 - czy 20 - lat temu lista z planami wydawała się do ogarnięcia.
Użytkownik: magdalena maria 07.07.2008 19:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym brała udział w pro... | magdalena maria
Jestem mile zaskoczona tak ciekawym odzewem. Najchętniej podziękowałabym każdemu z Was osobno, ale nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania. Już bez tego i tak jest tłok w serwisie, jak na parkingu przed Biedronką - każdy post za wszelką cenę chce jakoś zaparkować między napisanym wcześniej, a tym napisanym później ;) W każdym razie buziaki dla Was, za to że poświęciliście mi swój czas. Jeden dla martini_rosso, drugi dla firedrake'a, trzeci dla satya'y
Odnosząc się do tego co napisałaś, Martini Rosso, z bólem odżywa w pamięci mojej prawda o sobie, a mianowicie swój cynizm mam tu na myśli. To co napisałaś jest wzniosłe, wręcz mistyczne, a ja.. Chciałoby się powiedzieć: mój mistyk wystygł, wynik? cynik. Myślę, że w celi śmierci to raczej do końca zastanawiałabym się nad sposobem ucieczki lub medytując próbowałabym zamienić się ptaka. W jakiego? To zależy od wielkości krat. Na wszelki wypadek niech będzie to koliber. W przypadku braku okna z kratami napisałabym do Human Rights Watch albo Fundacji Helsińskiej, że brak krat naruszą moją godność ludzką, albo, że jestem lesbijką i że hetero mają kraty, a ja nie. W każdy razie uważam, że czytanie książek w celi śmierci to przypadek, który powinien być traktowany osobno ze względu na zbyt szczególne okoliczności. Poza tym nie jestem pewna czy człowiek jest jedyną istotą na tej planecie, która potrafi czytać. Z tego co się orientuję można nauczyć czytania szympansa. Nie mam tu na myśli dzieł Szekspira oczywiście, lecz proste kombinacje w stylu "tu jest banan" lub książki Paolo Coelho ;)

Szczególne podziękowania kieruję do firedrake'a za arcyciekawe analogie. Aż zrobiłam się zazdrosna, że to nie ja wpadałam na pomysł z kwadraturą koła czy paradoksami Zenona. To rzeczywiście jak doganianie jakiegoś cholernego żółwia. Mimo wszystko jestem z siebie dumna, bo do Pierwszej Zasady Czytającego doszłam sama, a nie udało mi się to w przypadku dajmy na to Pierwszej Zasady Dynamiki Newtona ;)

No, no, no, już mi się powolutku klaruje pogląd na tą arcytrudną sprawę. Powiedzcie mi jeszcze, bracia i siostry, jak to jest u Was ze zmęczeniem przy czytaniu i czy się czymś wspomagacie. Czy dobre są jakieś wyciągi, czy pomagają? Może Ginko Biloba, lecytyna, magnez, guarana, witamina E, żucie liścia koki? ;) Wiem, że pewnie nasłuchaliście się historii o herosach co czytają 24 godziny na dobę i wiem, że Wy wiecie o tym, że to mity. Ci co na maxa dużo czytają często robią fotomontaż przedstawiający obcowanie z głębią dla potrzeb własnej jaźni. Przy intensywnym studiowaniu poważnych dzieł z których jedyna godna uwagi korzyść to to fenomenalne iskrzenie w zwojach mózgowych, kiedy czytelnik dokonuje użytecznych połączeń między neuronowym Waszyngtonem a neuronowym Tel-Awiwem dla przykładu lub, żeby nie być posądzonym o stronniczość, między Moskwą z lewej półkuli a Warszawą na półkuli prawej - płat ciemieniowy. Już wiesz, że mało kto o tym wie, bo raczej trudno pewne rzeczy zrozumieć, aż tu nagle c'est la vie, nie ma już niczego, nie masz pewności ile jutro będziesz pamiętać z tych 100 stron fenomenalnej treści. Tracisz poczucie komfortu wewnątrz czaszki i chce się postrzelać z wiatrówki do gołębi ;). Temat obszerny. Ciekawa jestem czy jest jakaś różnica między czytelnikami z wyższym ciśnieniem, a tymi z niższym? Ja mam z reguły niskie i o dziwo nie zasypiam tylko po dłuższym czytaniu potrzebuję się fizycznym wysiłkiem doładować ze względu zbyt mały dopływ krwi. To jak jazda pod górkę na zbyt wysokim biegu, nagle zaczynają zbyt gwałtownie spadać obroty i króliczek, którego gonię bezlitośnie ucieka, aż znika mi za którymś tam z kolei szczytem.. ;)
No, ludzie odkryjcie trochę swoje tajemnice, nie wciskajcie bajek o nieustannym czytaniu książek z przerwami na szkołę czy pracę :)
Użytkownik: martini_rosso 07.07.2008 21:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem mile zaskoczona ta... | magdalena maria
Mario Magdaleno, masz rację - ten cytat z "Księgi ziół" jest wniosły i całkowicie nieżyciowy; oddaje natomiast zasadę, którą ja popieram: raczej jakość niż ilość. Chyba niczego bardziej nie znoszę, niż dumnego i egzaltowanego: "Tak, czytałem... owszem, znam", a gdy zapytać o dokładniejsze wrażenia - echo. Jestem świadoma tego, że nie wszystko można pamiętać, ale sam fakt przeczytania książki nie jest równoznaczny z jej rozumieniem. Ostatecznie można czytać czysto hedonistycznie, dla przyjemności, gdzie rozumienie nie jest już niezbędne. Są przecież takie książki, których nie sposób czytać na poważnie, chyba, że stają się przedmiotem pracy naukowej...

Co do metody na możliwie nieograniczone czytanie, to niewiele mogę pomóc, bo sama cierpię na chroninczy brak czasu. Czasem z własnej winy i lenistwa, często jednak zależy to od czynników zewnętrznych - nadmiaru pracy, zmęczenia, sesji egzaminacyjnej... W razie potrzeby pokrzepiam się zimnym prysznicem, kawą lub plussszem acitve, który ma sporo kofeiny, L-karnitynę i witaminy ;) W takim wypadku czytanie zbliża się niebezpiecznie do wyczynowego uprawiania sportu ;)

Pozdrawiam i życzę sukcesywnego rozwiązywania czytelniczych dylematów :)
Użytkownik: firedrake 11.07.2008 20:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem mile zaskoczona ta... | magdalena maria
Chciałbym czytać po kilka godzin dziennie, a przede wszystkim chciałbym wszystko zapamiętywać, dokładnie. Aby informacje jakie mam w głowie zaraz po lekturze zostały ze mną na zawsze, no... chociaż do wycieczki sześć stóp pod ziemię. Tak się niestety nie dzieje i cholernie nad tym ubolewam. Niedawno czytałem w gazecie wzmiankę o pewnym Rosjaninie, który nie potrafił niczego zapomnieć. Dajmy na to spojrzał na tablice rejestracyjne przejeżdżającego samochodu i koniec, numerki zostawały z nim na zawsze. Ponoć bardzo cierpiał przez swoją "uporczywą pamięć", więc może nie mam czego żałować? Taaaak... tak się mogę pocieszać :)
Dopingów nie stosuję, pod tym względem jestem naturystą :) Choć przyznaję, że jak trafia się dzień w tygodniu, gdy po pracy idę na trening i po powrocie sprytnie planuję "no dobra, jest 20. więc mam cztery godziny na czytanie, jedzenie i kąpiel, także dziś 100 stron pęknie jak nic" a kończy się na tym, że po 15. stronicy spotykam się z Morfeuszem. Także może powinienem zacząć się czytelniczo szprycować, hm?

A co do zazdrości to przesadzasz, choć mile łechcesz moją próżność :) To ja czytam Twoje wypowiedzi z niekłamanym podziwem i wcale nie kokietuję, nie jest to sztucznie wygenerowany komplement rewanżowy :)
Użytkownik: Wiktor Sierpień 25.12.2008 02:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałbym czytać po kilka... | firedrake
Generalnie, to wydaje mi się, że najlepiej czytać poważne dzieła, a czytadła stosować jako odpoczynek między jednym poważnym dziełem, a drugim. Myślę, że to ma sens.
Użytkownik: Pingwinek 25.02.2020 03:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Jestem mile zaskoczona ta... | magdalena maria
"No, ludzie odkryjcie trochę swoje tajemnice, nie wciskajcie bajek o nieustannym czytaniu książek z przerwami na szkołę czy pracę :)" - kiedy to właśnie tak...:-)
Użytkownik: Rbit 06.07.2015 11:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym brała udział w pro... | magdalena maria
Wczoraj w radiowej Dwójce, podczas popołudniowej audycji redaktor omawiał arcyciekawy artykuł z ostatniego The New York Reviev of Books. Dziś go odnalazłem: "Reading is forgetting" http://www.nybooks.com/blogs/nyrblog/2015/jun/26/r​eading-is-forgetting/ W pewnej mierze koresponduje on z tym, co napisała wyżej magdalena maria. Z jednej strony warto zagłębiać się ponownie w kanon lektur i odkrywać go na nowo, pogłębiając interpretacje ("Knowledge, wisdom even, lies in depth, not extension"). Z drugiej strony niektóre powieści rozczarowują przy ponownej lekturze, więc po co pozbawiać się wspomnienia zachwytu, który spotkał nas za pierwszym razem.
Użytkownik: Monika.W 07.07.2015 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wczoraj w radiowej Dwójce... | Rbit
Warto, warto zagłębiać się ponownie. Coraz bardziej jestem o tym przekonana. I to właśnie zagłębiać się ponownie w kanon.
Kanon na ogół czytamy, gdy jesteśmy młodzi. Bo lektura w szkole, bo chcemy być starsi mądrzejsi, niż jesteśmy, bo imponujemy sami sobie lub innym (jakie ja mądre rzeczy już i czytam). No a potem, w natłoku książek - już nie wracamy.
Powoli czytam sobie ponownie różne lektury licealne. Czyli - kanon kanonu. I prawie za każdym razem zachwycam się. To nie są książki dla nastolatków. To są książki dla dojrzałych ludzi. Zupełnie inaczej je odbieram teraz. Dużym pozytywnym odkryciem był dla mnie Żeromski. Nie znosiłam go w liceum. Doceniłam w wieku dojrzałym. Mądry, piękny język, niezwykle dowcipny. Pamiętam też swój zachwyt przy lekturze Kordiana. Z którego nic nie pamiętałam, zupełnie nic.

Rzadko zaś się zdarza, że druga lektura kanonu prowadzi do rozczarowania. Takim jedynym przypadkiem, który u siebie kojarzę, to Ania z Zielonego Wzgórza - gdzie wszystkie postaci okazały się nudne i papierowe. Poza jedną Małgorzatą.

A na zakończenie pozwolę sobie przypomnieć piękne zdanie Marai'a, zacytowane na początku wątku przez Martini Rosso - "Czytać należy intensywnie. (...)Czytać należy gorliwie, z pasją, uwagą i bezlitośnie. (...)Nigdy nie należy czytać lekceważąco, od niechcenia, jak ktoś, kogo zaproszono na królewską ucztę, a on tylko dłubie końcem widelca w potrawach. Czytać trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl: tylko człowiek umie czytać." Tak czytam kanon w wieku dojrzałym.

PS. I żeby nie było. Jestem za tym, żeby kanon kanonu był wciąż lekturą, bo zawsze coś zostanie z czytania takich książek, nawet, gdy się nie spodobają, gdy znudzą i znużą. Zawsze coś w człowieku z nich zostanie. Wbrew pozorom więcej, więcej niż z lekkich czytadełek, które dziś przeczytane, jutro zostaną zapomniane. Wydalone po prostu.
Użytkownik: Valaya 07.07.2015 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Warto, warto zagłębiać si... | Monika.W
Mam tak samo, jeśli chodzi o lektury szkolne. Dodam jeszcze, że po tych przeszło dwudziestu latach od zmagań na języku polskim, w trakcie czytania rzucają się w oczy treści, na które w latach licealnych nie zwróciłoby się uwagi: motywy dziwnych zachowań, ukryty humor, aluzje, przekaz między wierszami, czy nawet wzruszające opisy przyrody. Mam też więcej zrozumienia dla postaci, więcej empatii. Zgadzam się, że są to powieści, które docenia się po latach. Bardzo chcę jeszcze raz przeczytać "Chłopów".
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 07.07.2015 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Warto, warto zagłębiać si... | Monika.W
Ano właśnie, z tym kanonem...

Wyżej martini_rosso pisze:
"Chyba niczego bardziej nie znoszę, niż dumnego i egzaltowanego: "Tak, czytałem... owszem, znam", a gdy zapytać o dokładniejsze wrażenia - echo. Jestem świadoma tego, że nie wszystko można pamiętać, ale sam fakt przeczytania książki nie jest równoznaczny z jej rozumieniem."

A ja mam swoją akcję CSA i szczerze, to z tego ona właśnie bierze swoje źródło - bo uznaję, że pewne lektury WYPADA znać. Na pewno wielu rzeczy nie rozumiem z nich, na pewno przeszkadza mi w odbiorze to, że mam zbyt małą wiedzę historyczną i moja erudycja kuleje, by rozsmakować się w pełni w niektórych książkach. Część z nich jest też "znana z tego, że jest słynna", no i ich czas już minął (jak czas "Kapitału" Marksa - to już nie czasy wyzyskiwanych za grosze robotników pracujących w koszmarnych warunkach - dziś mają oni lepiej niż ongi właściciel fabryki). Z drugiej strony nieraz można naprawdę perełki odkryć (np. Rezerwat (Ruyslinck Ward (właśc. Belser Raymond Charles Marie De)) , Chrystus zatrzymał się w Eboli (Levi Carlo) czy Pollyanna (Porter Eleanor Hodgman) ) - bez skupienia na "kanonie" nie wziąłbym prawdopodobnie ich do rąk! Nieraz nie są z kolei jakimś wielkim odkryciem czytelniczym, ale potwierdzają swoją wielkość, czy to literacką ("Wichrowe wzgórza"), cz też moralno-filozoficzną ("Frankenstein"). Oczywiście zdarzają się i niewypały, ale ich także staram się nie żałować - nie czuję się już jak głupek, słysząc odwołania do danej książki w dyspucie.

A powtarzanie czasem się przydaje, aby się przekonać, na ile sam fakt bycia "lekturą szkolną" książce zaszkodził. Rewizje są potrzebne, choć smutno bywa, gdy własna legenda okazuje się być niewiele warta - przedwczoraj powtórzyłem sobie "Buszującego w zbożu" i już takiego zachwytu nie wzbudził, bo od podstawówki po tej powieści miałem jeszcze parę bardziej frapujących i lepiej napisanych lektur. Tak samo parę lat temu wróciłem do Księga urwisów (Niziurski Edmund) i mimo całej sympatii wyniesionej z wielokrotnych czytań w dzieciństwie, dziś ledwo mogę przez agitkę przebrnąć - wybieram tylko najciekawsze rozdziały. Najbardziej wywołuje moje zażenowanie "obelga" Batury: "ty prywatna inicjatywo" i święte oburzenie dotkniętego tym epitetem ;)

Aha - przyznaję się bez bicia, że czytam w większości dla czystej przyjemności chłonięcia słów - bywa, że po paru tygodniach nie pamiętam niemal nic z lektury. Choć przeważnie starcza chwila zastanowienia lub drobna podpowiedź i obraz wraca. Ale najbardziej cenię jednak te książki, których zapomnieć nie sposób, które nieustannie budzą żywe emocje i przemyślenia, np. Musimy porozmawiać o Kevinie (Shriver Lionel) albo Ja, Dago (Nienacki Zbigniew (właśc. Nowicki Zbigniew Tomasz)) .

Dopowiem jeszcze, że BNetka (a propos ostatnich dyskusji) daje mi możliwość spisania i podzielenia się wrażeniami, co na pewno wspomaga pamięć oraz czasem procentuje tropami od innych czytelników :)
Użytkownik: Pingwinek 25.02.2020 03:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Ano właśnie, z tym kanone... | LouriOpiekun BiblioNETki
"Aha - przyznaję się bez bicia, że czytam w większości dla czystej przyjemności chłonięcia słów - bywa, że po paru tygodniach nie pamiętam niemal nic z lektury. Choć przeważnie starcza chwila zastanowienia lub drobna podpowiedź i obraz wraca" - u mnie sytuacja wygląda podobnie (chciałam dopisać: "przynajmniej jeśli chodzi o literaturę piękną", potem: "przynajmniej jeśli chodzi o prozę", ale w końcu dałam sobie spokój, bo to nie całkiem tak). Czytam dla wrażeń, dla emocji i przemyśleń. Pamiętam klimat książki i swój własny nastrój, prędzej powiem, kiedy, w którym momencie życia i w jakich okolicznościach coś czytałam - niż podam szczegóły (żeby tylko szczegóły...!) fabularne. Ale czyjeś przypomnienie rzeczywiście nieraz uruchamia moje skojarzenia co do samej treści książki. Uważam, że nie da się inaczej (a w każdym razie ja nie dałabym rady inaczej!), chcąc czytać duże ilości literatury. (Czyżbym zatem wybierała ilość? Upieram się że nie! Jakość też ma dla mnie znaczenie, lubię zgłębiać twórczość danego autora, czytać poezję z opracowaniem... Lecz czytanie - jak i życie - pozostaje niedoskonałe.)
Użytkownik: Czajka 07.07.2015 11:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Wczoraj w radiowej Dwójce... | Rbit
Wniosek z tego jest taki, że trzeba wracać tylko do tych, które nie rozczarowują. :)
Użytkownik: Vemona 07.07.2015 11:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Wniosek z tego jest taki,... | Czajka
Czajeczko, a masz metodę, jak rozpoznać, która rozczaruje?? ;) Bo ja chętnie skorzystam z dobrej rady. :)
Użytkownik: Czajka 07.07.2015 11:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Czajeczko, a masz metodę,... | Vemona
Podobna jest do tej, jak w przypadku angielskiego trawnika - czterysta lat podlewać. :)
Można się tylko pocieszyć, że w pewnym wieku (w moim już to odczuwam) nabywa się większej jasności.
No i ogólnie wiadomo Marcelek (Proust) nie rozczarowuje. Kubuś Puchatek też nie.
Użytkownik: Vemona 07.07.2015 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobna jest do tej, jak ... | Czajka
Marcelek jest poza podejrzeniami, że mógłby. ;) Rzeczywiście, często już sięgając po coś zdaję sobie sprawę, że z niegdysiejszych zachwytów raczej niewiele zostanie, ale czasem próbuję coś sobie odświeżyć w nadziei, że może zmienię zdanie - i bywa z tym różnie.
Użytkownik: Rbit 07.07.2015 13:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Marcelek jest poza podejr... | Vemona
Autor cytowanego przeze mnie artykułu wymienia kilku przykładowych autorów, którzy go w pewien sposób rozczarowali: Graham Greene, E. M. Forster, Calvino, Antonio Tabucchi. Czytałem z nich tylko Greene'a i jak pomyślę o "Mocy i chwale" to muszę przyznać, że coś w tym jest.
Użytkownik: Vemona 07.07.2015 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Autor cytowanego przeze m... | Rbit
Zawsze jakiś trop, czego lepiej unikać. ;)
Użytkownik: Czajka 07.07.2015 13:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Marcelek jest poza podejr... | Vemona
To prawda, zawsze jest ryzyko. To znaczy ryzykujemy głównie stratę czasu. Ale czasem jest też tak, ze coś nam się nie podobało, a po latach nas zachwyci.
Przyznam, ze ja powtórki uprawiam głównie w audiobookach.
Użytkownik: Vemona 07.07.2015 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: To prawda, zawsze jest ry... | Czajka
Dlatego mnie korci, żeby spróbować, może uda się zwrócić honor tym pozycjom, do których niegdyś nie dorosłam i uznałam za absolutnie "nie czytable"?
Podziwiam, że słuchasz, jestem niepoprawnym wzrokowcem i czasem wręcz nie rozumiem tekstu, jeśli go nie widzę. Dobrze mi się słuchało tylko lata temu, kiedy czytał mi Tata, wtedy to była zupełnie inna bajka...
Użytkownik: Pingwinek 25.02.2020 03:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdybym brała udział w pro... | magdalena maria
Dobra czytatka, Mario Magdaleno, dobra. Wracam do niej.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: