Dodany: 28.06.2008 14:39|Autor: jolietjakeblues

Książka: Wszystko z miłości
Ligocka Roma

1 osoba poleca ten tekst.

Cichy, nieśmiały, papierowy żołnierzyk


Miałem dziwne i chyba głupie wrażenie, że każda kolejna książka autorstwa Romy Ligockiej jest gorsza od poprzedniej. Po niezwykle mądrej, ważnej, wspaniałej „Dziewczynce w czerwonym płaszczyku” dwie kolejne nie wywarły na mnie wielkiego wrażenia. O ile „Tylko ja sama” z pewnością przekazywała bardzo ważne treści dotyczące prób znalezienia przez autorkę, niosącą na barkach traumę żydowskiego dzieciństwa, miejsca w powojennym świecie, z „Kobiety w podróży” nie pamiętam w zasadzie nic. Dlatego gdy dowiedziałem się, że na rynku są dwie kolejne książki Ligockiej, podszedłem do tego ogromnie sceptycznie. Kupiłem tylko „Wszystko z miłości” i… jestem zachwycony!

Nie dajcie się zwieść i zniechęcić, Drodzy Czytelnicy, ani tytułowi, ani „Notce redakcyjnej”, ani opisowi z okładki. Tak, to prawda – wszystko jest z miłości. Owo najważniejsze z uczuć powinno odpowiadać za wszystko (!), co robimy, za nasz stosunek do innych, nasze widzenie świata, nasze zachowania i myśli, za wypowiadane słowa. Jak łatwo to powiedzieć, pomyślicie. Nieprawda. Bardzo trudno. A prawie niemożliwe wykonać. Jednakże autorka, ta mimo wszystko tchnąca optymizmem dziewczynka w czerwonym płaszczyku, doskonale wie, o czym mówi.

Większość z tych dwudziestu czterech felietonów było drukowanych w miesięczniku „Pani”. To naprawdę nieważne. Nie warto się tym sugerować. Teksty są świetne i należy dziękować losowi, że wydane zostały w formie książki. Do nich zostały dołączone inne, pisane specjalnie do tego wydania. Wynika z tego, że wszystkie powstały niedawno, bo w latach 2006-2007, i dlatego obrazują obecne odczucia, stan emocjonalny, myśli, postawy i stosunek do świata czy do siebie autorki.

Szukam, szukam w myślach wspólnego mianownika tych felietonów. Bo cóż znaczy, że wszystko z miłości? Znaczy to tak bardzo dużo, że niezwykle trudno to wyrazić słowami, sprecyzować! Miłości, ile Ty masz twarzy! Ligocka odkrywa ich mnóstwo. Wydaje się, że dla niej miłość to uczucia, których ja nigdy nie uznałbym za największe, najżarliwsze, najmocniejsze. A autorka przekonuje mnie, że te, zdawałoby się, nieważne, najprostsze z codziennych odczuć i zachowań pochodzą właśnie z głębi serca, gdzie drzemie miłość. To wspomnienia wydobyte z ukrytych i zakurzonych przedmiotów, schowanych na dnie podróżnego kufra, które wydobyte na światło dzienne powodują ucisk w dołku, drżenie rąk, łzy, przywołują dawno zapomniane nazwiska, twarze… To wiara i tęsknota za prostszym życiem, życiem nie dla pieniędzy, a dla przyjemności, co wydaje się na pierwszy rzut oka nieprawdopodobne. To próby pokochania siebie, przekonanie, że nie można, nie trzeba zazdrościć innym, że nasze życie jest niepowtarzalne i piękne, a zarazem tak cudownie powtarzalne w swej codzienności, że warte odkrycia jego uroku. To matczyna miłość i tęsknota za własnym synem, który wybiera wakacje bez matki dla obozu pod namiotem z najlepszymi kolegami. To odwaga przyznania się do egoizmu, to niezwykła siła do rezygnacji z własnych przyzwyczajeń, to przygarnięcie nielubianego i nieoczekiwanego gościa w środku nocy i poświęcenie mu własnego czasu, życia. To uprzejmość w stosunku do życzliwych nam ludzi, to robienie głupstw, którymi ich ucieszymy. To obcowanie z ludźmi cichymi, trochę odrzuconymi, nieśmiałymi. To pamięć o zdarzeniach i ludziach promieniujących miłością – miłością, która była wolnością „w czasach, kiedy wolność ducha była niepożądanym luksusem, którego pozbywano się na rzecz obiecywanej powszechnej sprawiedliwości”[1]. I dużo, dużo więcej… Ale wszędzie Ligocka jest cierpliwa, pełna ciepła, wyrozumiałości dla siebie i dla innych, ba! wyrozumiała dla czasu i miejsca. Opowiada o tychże uczuciach niezwykle spokojnie, wnosząc swymi słowami do mojej duszy pewien ład, układając w niej porozrzucane klocki przeróżnych niedobrych emocji po każdym dniu, godzinie, rozmowie, awanturze. To trochę terapia, bo powód do zastanowienia się nad życiem, nad tym, w jaki sposób czerpać z codziennych zdarzeń i spotkań umiejętność naprawiania swojego postępowania, szukania w nim miłości. A może nawet i lekarstwo.

Skąd Roma Ligocka to wyniosła? Tę cierpliwość, tę łaskawość dla siebie i dla czytelnika? Bo przecież trauma nie została porzucona w gabinecie psychologa. Pamięci o Shoah, o tułaczce po Europie, próbach partnerstwa nie zatarł prozac. Zatem skąd to? Tym bardziej, że autorka nie ukrywa powracających depresji, nieokiełznanych emocji. Ta wybitna malarka, pisarka, projektantka kostiumów jest ofiarą dawnych przeżyć, które stworzyły, tak jak i miłość (!), jej dorosłe życie. Ileż w tym smutku, gdy czytamy, jak ta niezwykła i mądra kobieta rozkleja się na schodach dla personelu w domu handlowym, bojąc się i nie potrafiąc wyjść, jak nagle w jej myślach pojawia się tragedia, jakaś klatka, ściana niemożności, szaleństwo: „Nie wiem, ile już czasu spędziłam tu sama, w tej szarości. Całą wieczność? Może już straciłam poczucie czasu, może postradałam zmysły? A może całe moje życie było złudą, a realne są tylko te schody? Uspokój się – mówię sobie. Robiłaś zakupy – spójrz! Moje kolorowe torby, te lukrowane ciasteczka… Kupowałam je przecież, to jeszcze pamiętam. Co się stało potem? Czyżbym w jakiś niepojęty sposób wypadła z mojego życia i nie miała już do niego wrócić? Opieram łokcie na kolanach, głowę w rękach. Przymykam oczy, ogarnia mnie senność…”[2]. Zatem mimo tego przykładnego opanowania ręce czasem zaczynają się trząść z byle powodu. Zastanawia się: „A więc dlaczego tak często boli nas żołądek? Albo serce, albo wątroba? Może dlatego, że nigdy nie wiemy, co, ile i kiedy nam wolno. Może więc lepiej uchylić pokrywkę tego garnka wtedy, gdy jeszcze para zeń nie bucha tak bardzo? Łatwiej popłakać sobie na piersi przyjaciółki, niż rozszlochać się w pracy na zebraniu. Wyjść z siebie bezpieczniej będzie na pewno wobec ludzi, którzy cierpliwie pozwolą nam wrócić. Miejmy więc takich w swoim otoczeniu. A zresztą: namiętność, miłość, ekstaza, czyż nie są także pewnego rodzaju utratą kontroli, wychodzeniem z ram?”[3]. Jakie zatem jest lekarstwo? Kilka odpowiedzi na pewno znajdziemy w tych felietonach. Zwyczajnych, najzwyczajniejszych. Znalezionych w kartonach, w rozmowach z nieznajomymi, we wspomnieniach o dawnych przyjaciołach, w machaniu synowi odjeżdżającemu autobusem, w odwiedzaniu dziwnych, ale jakże ważnych krakowskich i nie tylko sklepów, w ulicznych potyczkach.

Co niezwykle ważne, Ligocka nie występuje tu z pozycji znanej malarki i pisarki. Nie chwali się swoją pozycją zawodową. Jeśli wspomina o pracy w Operze Wiedeńskiej, to tylko dlatego, że jest ona tłem jednego ze zdarzeń, które wpłynęło na jej stan emocjonalny. Czytelnik ma wrażenie, że to najzwyklejsza kobieta, która z trudem radzi sobie z uczuciami. Rzucane ot tak, zwyczajnie, historie z Monachium, Wiednia, Krakowa, Włoch nie epatują słowami, przeżyciami, pozycją, spotkaniami, nazwiskami. Wszędzie te same emocje, depresje, zachwiane uczucia i delikatne, nieśmiałe podpowiedzi, że może trzeba postąpić tak, może się uda, może tak będzie lepiej… tak z miłości… niezwykle delikatnej i cichej kobiety: „Ja już na zawsze pozostanę małym żołnierzykiem, który boi się zbliżyć do ognia, bo wie, że jest tylko papierowy”[4].

Tych felietonów nie da się czytać bez znajomości poprzednich książek Romy Ligockiej. To trauma dziewczynki w czerwonym płaszczyku, samotność kobiety w podróży. Ligocka daje nam kolejną część swojej emocjonalnej biografii, swoich uczuć, przeżyć. Malując bardzo powoli własny portret, który może nigdy nie zostanie ukończony.



---
[1] Roma Ligocka, „Wszystko z miłości”, Wydawnictwo Literackie, 2007, str. 109.
[2] Tamże, str. 36.
[3] Tamże, str. 77.
[4] Tamże, str. 73.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6237
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 24
Użytkownik: Vemona 01.07.2008 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałem dziwne i chyba głu... | jolietjakeblues
Bardzo piękna i ciekawa recenzja, choć zmartwił mnie ostatni akapit. Zapragnęłam przeczytać te felietony, ale skoro trzeba znać jej poprzednie książki, to sprawa się odwlecze. :-)
Użytkownik: jolietjakeblues 01.07.2008 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo piękna i ciekawa r... | Vemona
Wiesz, może i przesadziłem. Może i mam jakiegoś bzika na punkcie tego, iż trauma Holocaustu jest najważniejsza. Może... Tak to wyczuwam u Ligockiej, tak jest także u Kertesza...
Użytkownik: Vemona 02.07.2008 10:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, może i przesadziłe... | jolietjakeblues
I to jest problem dla mnie, bo ja z reguły omijam wszystko co się z tym kojarzy, lektury, tematy - dla mnie samo czytanie stanowi taką przykrość, że nie chcę jej przeżywać. Stąd moje bardzo niskie oceny dla tego typu literatury, którą musiałam poznać w ramach lektur - nie chcę więcej. Więc mogę mieć kłopot z właściwym zrozumieniem Ligockiej, jeśli tamte książki ominę, a nie wiem czy zdołam przez nie przebrnąć.
Użytkownik: jolietjakeblues 02.07.2008 13:50 napisał(a):
Odpowiedź na: I to jest problem dla mni... | Vemona
Jeśli chodzi o "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku" to "przebrnąć" nie jest właściwym słowem. To wspaniała książka. Poza tym, może tak nie powinienem pisać, trzeba ją znać. A reszta jej autorstwa? To przecież moje subiektywne odczucia...
Użytkownik: Vemona 03.07.2008 08:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli chodzi o "Dzie... | jolietjakeblues
No dobrze, nie użyję tego słowa, wierzę, że jest wspaniała i spróbuję to określić inaczej. Postaram się zapoznać, będzie brzmiało lepiej. :-)
Wiesz, jak się o czymś nie ma pojęcia, tak jak ja o twórczości Ligockiej, to subiektywne odczucia czytelnika, który to pojęcie ma, są jak najbardziej właściwym drogowskazem. Szczególnie jeśli onże czytelnik potrafi te odczucia przekazać w sposób, który do lektury bardzo zachęca. :-)
Użytkownik: jolietjakeblues 03.07.2008 12:16 napisał(a):
Odpowiedź na: No dobrze, nie użyję tego... | Vemona
To jest jasne jak najbardziej. I działa w obie strony. Nie mam pojęcia o jakiejś pozycji, ale gdzieś tam coś słyszałem negatywnego, no i podświadomie to odrzucam.
Tak traktuję na przykład Grocholę.
Użytkownik: Vemona 03.07.2008 12:18 napisał(a):
Odpowiedź na: To jest jasne jak najbard... | jolietjakeblues
A tak, działa w obie strony, choć czasem można się zdziwić, jak ja w przypadku Akunina. :-) Zetknęłam się z dobrymi opiniami, a jakoś nie trafił do mnie, może dam mu jeszcze szansę, ale na razie nie mam przekonania.
Użytkownik: jolietjakeblues 03.07.2008 12:35 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak, działa w obie stro... | Vemona
Pewnie. U mnie też tak działa, chociaż nie potrafię przypomnieć sobie jakiegoś przykładu. A! Pewnie! To Agatha Christie! Oczywiście. I chyba Huelle też.
Użytkownik: Vemona 03.07.2008 12:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Pewnie. U mnie też tak dz... | jolietjakeblues
O, Agathy nie lubisz? To się zdziwiłam, zazwyczaj częściej trafiam na osoby, które nie lubią Joanny Chmielewskiej, a ta klasyczna królowa kryminału jest przeważnie poważana.
Użytkownik: jolietjakeblues 03.07.2008 15:36 napisał(a):
Odpowiedź na: O, Agathy nie lubisz? To ... | Vemona
Oczywiście, że lubię. Są przecież tutaj moje recenzje. Chyba z trzech książek. I uwielbiam Hammeta. Kiedyś ubóstwiałewm MacCleana, ale już z niego wyrosłem.
Użytkownik: Vemona 03.07.2008 15:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, że lubię. Są ... | jolietjakeblues
No to jakoś mi się przestawiła ta Twoja wypowiedź, że Cię odwrotnie zrozumiałam. Widziałam Twoje recenzje Agathy, szczególnie podoba mi się ta z "Morderstwa na plebanii", a jakoś źle odebrałam to co mówisz. To pewnie przez ten upał.
Użytkownik: jolietjakeblues 05.07.2008 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: No to jakoś mi się przest... | Vemona
Ee, co to za samokrytyka? Czasami się zdarza, że nie do końca czytamy. Pośpiech i tak dalej... W każdym razie Christie bardzo lubię. Czasami trudno ją traktować jak kryminał. Czasami jest tam więcej innych ciekawych rzeczy, które fascynują.
Użytkownik: Vemona 06.07.2008 18:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ee, co to za samokrytyka?... | jolietjakeblues
Dla mnie jest u niej mnóstwo fascynujących obserwacji obyczajowych, jest świetnie opisany świat prowincji, małe miasteczka w których wszyscy się znają, ploteczki, podejrzenia... Zdecydowanie wolę te powieści, w których występuje Jane Marple.
Użytkownik: jolietjakeblues 08.07.2008 08:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie jest u niej mnós... | Vemona
Ja wiem... W tych kilku przeczytanych przez mnie jej kryminałach, dzięki Poirot także odkrywamy angielski klimat. Ale trochę z innej strony, bo rzeczywiście Jane Marple daje nam obraz angielskiej prowincji.
Użytkownik: Vemona 08.07.2008 08:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja wiem... W tych kilku p... | jolietjakeblues
Może to wynika z tego, że Poirot jest strasznie próżny i zadufany, a ja choć mnie to bawi, jednak nie lubię takiej postawy. :-)
Użytkownik: jolietjakeblues 08.07.2008 12:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Może to wynika z tego, że... | Vemona
Ale odrzucając jego postać mamy świetny obraz Anglii.
Użytkownik: Vemona 08.07.2008 12:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale odrzucając jego posta... | jolietjakeblues
Oczywiście, z tym się zgadzam. Ale lubię lubić bohatera, a on mnie drażni, choć nie tak, żebym miała go nie lubić. Trochę to dziwnie wyszło, ale chyba wiesz o co mi chodzi.
Użytkownik: jolietjakeblues 08.07.2008 16:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Oczywiście, z tym się zga... | Vemona
No tak. Jego konstrukcja jest bardzo śmiała. To pewny siebie człowiek, z zasadami. Choćby to, że nie pali nigdy innych papierosów aniżeli własne. I tak dalej.
Tak to jest z bohaterami. Czasami są drażniący dla czytelnika, ale i pociągający. Jeżeli to świetna proza, to trudno sobie mimo tego wyobrazić kogoś innego na tym miejscu.
W każdym razie ja chyba wolę Poirot od Marple. Ona czasami jest zrzędliwą starą panną. A on z tymi swoimi zasadami, poglądami, elegancją wypowiedzi sprawia, że czasami chciałbym być taki.
Użytkownik: Vemona 09.07.2008 11:10 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak. Jego konstrukcja ... | jolietjakeblues
Oj, polemizowałabym, czy jest zrzędliwa. :-) Ona każde zachowanie przyjmuje naturalnie, ze świadomością, że taka jest ludzka natura.
Chyba nam się udało stworzyć off-topic pod Twoją recenzją zupełnie nie związany tematycznie, wracając do początku - z pewnością kiedyś spróbuję przeczytać Ligocką.
Użytkownik: jolietjakeblues 09.07.2008 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, polemizowałabym, czy ... | Vemona
No tak, trochę źle zrobiliśmy. Zawsze możemy się przenieść pod jakiś kryminał z Marple. Oj, zrzędziła, zrzędziła, ale w tym kontekście, że prowadziło do rozwiązania zagadki, przez nagabywanie, bycie namolną.
Użytkownik: Vemona 09.07.2008 11:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No tak, trochę źle zrobil... | jolietjakeblues
A, w tym sensie, to owszem, zgoda. Potrafiła się jak rzep przyczepić do kogoś, opowiadać dziwne historie, mnie się zrzędzenie skojarzyło z takim marudzeniem jaki to świat jest do niczego i inne takie.
Użytkownik: jolietjakeblues 09.07.2008 13:47 napisał(a):
Odpowiedź na: A, w tym sensie, to owsze... | Vemona
Świetnie to ujęłaś. Wiesz, ja nie mam zbyt dużego doświadczenia w Christie. Chyba ze trzy zrecenzowałem, a z pięć, może sześć przeczytałem. Przy ogromie jej pisarstwa to kropla w morzu.
Użytkownik: winky 19.07.2009 11:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Miałem dziwne i chyba głu... | jolietjakeblues
No i wyjdę na ignoranta, bo mnie książka nie zachwyciła. :( Nie jest zła, parę ciekawych cytatów można z niej wyłuskać, ale generalnie mam nieodparte skojarzenia z notkami na blogach, jakich jest miliony. Nic szczególnego.
Użytkownik: jolietjakeblues 23.07.2009 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: No i wyjdę na ignoranta, ... | winky
Być może jest to dobre skojarzenie. Nie neguję. Nie chcę dyskutować i wynajdować argumentów przeciwko. Jestem pod ogromnym wrażeniem jej "Dziewczynki...", więc może dlatego tak napisałem o kolejnej jej książce. Jestem pod wrażeniem tych wynurzeń o depresji, prób walki, otwarcia się. Może dlatego... Może i ktoś tak pisze na blogach... Ja blogów nie czytuję. Wolę książki.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: