Dodany: 20.06.2008 22:13|Autor:

Książka: Co widziały wrony
MacDonald Ann-Marie
Notę wprowadził(a): nisha

z okładki


Wspaniały literacki portret epoki - przesycony miłością, a zarazem oskarżycielski - urzeka i zniewala swoim bogactwem. Ann-Marie MacDonald po mistrzowsku przywołuje ból, zamęt i humor dzieciństwa zagrożonego przez świat dorosłych.

"Po wojnie wyjrzało słońce i nagle świat ukazał się jakby w technikolorze. I wszystkim zaczęły przyświecać myśli: założyć rodzinę. Mieć dużo dzieci. Robić wszystko, jak należy".

Marzenie okresu powojennego spełniło się w odniesieniu do rodziny McCarthych, a zwłaszcza ich pełnej werwy ośmioletniej córki Madeleine. Przeprowadzkę do cichej bazy lotniczej traktuje ona jak przygodę, ufna w miłość pięknej matki i nieświadoma, że ojciec, pułkownik lotnictwa, zostaje wplątany w groźną sieć tajemnic. Madeleine wciąga nas do swojego świata, przefiltrowanego przez jej bujną wyobraźnię. Ale gdy ich domem wstrząsa popełniona w sąsiedztwie zbrodnia, życie McCarthych odmienia się na zawsze, a Madeleine potyka się o dwuznaczny moralnie świat dorosłych. W dwadzieścia lat później podejmuje na nowo poszukiwania prawdy i zabójcy...


[Wydawnictwo Świat Książki, 2006]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2876
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: reniferze 02.05.2014 12:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniały literacki portr... | nisha
Wszystkiego jest w tej książce za dużo. To materiał na sagę, na kilka tomów, na kilka odrębnych opowieści - wspólnie na dłuższą metę nużą czytelnika.

W pierwszej połowie najbardziej przeszkadzała mi rwana narracja - doskonała część Madeleine, płaska część Jacka, potraktowana po macoszemu Mimi. Końcówka książki to z kolei nagłe oderwanie od dotychczasowego tonu, poplątanie wątków i nieprzekonujące postacie, które miały stworzyć poruszający obraz różnych patologii.
Natomiast wspaniale napisany jest wątek dzieci - ich sposób myślenia, zachowanie.. niesamowicie prawdziwe. Podobnie postać Mimi - niestety, zaledwie muśnięta uwagą autorki. Można było zbudować na jej podstawie coś ogromnego i druzgoczącego - to zresztą najbardziej tragiczna postać całej powieści. Jack - wzięty z kompletnie innej bajki, tworzący dość nieudolny i nie do końca potrzebny wątek szpiegowski. Mike - Mike'a w tej książce nie ma wcale. Jest tylko jego cień - a szkoda, bo jeśli już pisana jest książka takich rozmiarów i tylu wątków, to dlaczego nie rozbudować również Mike'a? Z dziewczynkami przecież się udało.

Momentami czułam w "Co widziały wrony" przebłyski geniuszu - ale częściej byłam po prostu zniechęcona, a nawet znudzona. Bardzo żałuję, że nie można tej powieści w kilku miejscach okroić, a w innych rozbudować - byłoby to arcydzieło.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: