Toczy się beka w świecie ze "Shreka"
O Mickiewiczu powiedziano kiedyś „My z Niego wszyscy”. To samo polska fantasy może powiedzieć o Sapkowskim. Na każdym piszącym w tym gatunku (od laureatów Zajdla po mistrzów gry) odcisnął piętno. Wszyscy ograniczający-się-do-czytania znają go, każdy ma o nim opinię.
W związku z tym pisanie recenzji to musztarda po obiedzie. Lepiej zobaczyć, jak "Ostatnie życzenie” i "Miecz przeznaczenia” (bo o tych zbiorkach opowiadań, wydanych jako jedna książka, będę tu pisał na raz) wytrzymały próbę czasu (pierwsze opowiadanie z tomików powstało w 1986).
Sapkowski wciąż jest zabawny. Wciąż budzą podziw jego dialogi i zasób słownictwa, zwłaszcza staropolskiego, gwarowego i potocznego. Czyli mówiąc wprost – świetnie się to czyta.
Wciąż wykreowane przezeń postacie wzbudzają uczucia. Główni bohaterowie nie są jednowymiarowi, każda (poza Jaskrem, oczywiście) ma w sercu jakąś słabość czy wątpliwość, z którą się boryka. Postacie epizodyczne, jak setnik-żądający-glejtu czy maniakalna elfka, dzięki jednozdaniowym, zabawnym i pomysłowym charakterystykom rozśmieszają i zapadają w pamięć.
Wciąż imponuje kompozycja utworów, której perłą jest coś, co ja nazywam codą, a co jest ostatnim zdaniem opowiadania, nawiązującym w nowy sposób do wcześniej pojawiających się w nim wątków i pointującym całość.
Mimo upływu lat, wciąż tchną oryginalnością fabuły, w większości powstałe na zasadzie odwrócenia toposu fantasy czy bajki (np. to nie smok porywa księżniczkę, ale księżniczka smoka). Tematyka opowiadań jest urozmaicona, przeciwnicy Wiedźmina ciągle inni. Niektóre fragmenty, jak np. rozstanie z Oczko, wzruszają. Niektóre życiowe mądrości (jak sadzę, wynikłe z doświadczeń autora, który zaczął pisać koło czterdziestki) wydają mi się tak samo prawdziwe dziś, gdy mam lat 35, jak wtedy, gdy pierwszy raz czytałem opowiadania, jako maturzysta.
Pracowitość, szczegóły – to kolejny atut AS-a. Jak już wymienia on miejsca pracy wiedźmina, to wymienia: uroczyska, lochy, nekropolie, ruiny, leśne wąwozy i górskie groty, a nie po prostu pisze: „Wiedźmin zabijał potwory w wielu mrocznych miejscach”. Dzięki temu Sapkowski inspiruje.
Postacie w większości myślą jak ludzie współcześni. Wartościami w świecie Wiedźmina są: rodzina, miłość, przyjaźń. Wartości typu ojczyzna i wiara są wyśmiane. Wynika to z konstrukcji głównego bohatera, który, będąc potworem wyhodowanym do zabijania potworów, nie czuje się częścią świata, a jego jedyną „małą ojczyzną” jest kilka bliskich mu osób. A żeby było zabawniej, tytułowy „potwór” okazuje się bardziej ludzki od większości ludzi. Walczy o to, co uważa za ważne, jak Marlow, choć wie, że przegra.
Książki mają też pewne minusy.
Język autora nie jest obrazowy. Ja nie widzę Geralta, Yen, choreografii walki. Przyczyną jest mała liczba porównań. Przykładowo, brak tu tak działających na wyobraźnię obrazów, jak rycerz w hełmie ze skrzydełkami na tle pożogi z późniejszej twórczości Sapkowskiego.
Żywioł komediowy i postmodernistyczny bierze górę nad konsekwencją kompozycyjną. Żeby było śmieszniej, czarodziejka każe sobie wylizać buty i coś jeszcze, królowa choleruje przy posłach, król ma w rzyci lud, a paladyn ze Świętej Księgi cytuje słowo kurewstwo. W ten sposób autor sabotuje własny wysiłek. Cóż z tego, że tworzy oryginalną postać, każe jej mówić własnym językiem, jeśli w najmniej odpowiedniej chwili wyjedzie ona z mięchem jak we woju przy gnoju. To samo dzieje się z nazwami własnymi w stylu Lancelot von Dzierżygórka. To jest zabawne, ale mnie jako czytelnikowi trudno przenieść się duchem do tej sowizdrzalskiej wieży Babel, trudno poczuć się „obywatelem” tego shrekowego świata na opak. Ale to kwestia gustu i wrażliwości.
Generalnie, „Wiedźmin” wciąż rządzi niepodzielnie, a władza Sapkowskiego, jako króla polskiej fantasy, wciąż ma mocne podstawy.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.